Dziś obchodzę swe kolejne urodziny, a to dla mnie ważny, można by rzec, przełomowy, dzień. Nie napiszę ile mi stuknęło wiosen, bo nie będę szerzyć spustoszenia, Mogę tylko napomknąć że za młodu o takich paniach mawiało się - staruszka; takie to były czasy.
Tymczasem przychodzi mi na myśl, że bez pozagrobowego życia wszystko to co tu i teraz nie miałoby żadnej racji bytu. Tak, wiara w istnienie tegoż mogłaby sensu przydać całej tej beznadziejnej kołomyi. Zwłaszcza zaś w obliczu tego mnóstwa lat przeżytych. Tylko że jak na złość im bardziej w las, to wiara "że coś jednak potem" ulatnia się niczym kamfora. A zresztą może jakaś wiara tli się jeszcze gdzieś, tyle że zdecydowanie nie jest tą, którą przez całe życie nam "do wierzenia podawano".