Wojciech Gerson. Gdańsk w XVII wieku. 1865. Olej na płótnie. 103,5 x 147 cm. Muzeum Narodowe, Poznań.


Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.

wtorek, 9 grudnia 2014

Suplement do poprzedniego posta

Wpis, będący, jak w tytule mowa, suplementem wobec poprzedniego. Bynajmniej nie roszczący sobie praw eseju, czy też artykułu do gazety. Wybaczcie zatem (proszę o to z góry) moje dość osobiste, dosadne, arbitralne nawet, odniesienia.

Budzę się skoro świt jedenasta, zaglądam na stronę, a tam ...balsam na moją duszę. Dosłownie.
Wczorajszy post wzbudził spory odzew, który jednak poza paroma wyjątkami miał dosyć jednoznaczny wydźwięk. Cóż, można się było tego spodziewać.
Już prawie się poczułam jak naiwna, niepoprawna, banałem szermująca ku uciesze swych czytaczy socjalistka.
Szczuto nas swego czasu pewnym powiedzonkiem. Że owszem, demokracja jest niedoskonała, ale jak dotąd lepszego nic nie wymyślono.
Parafrazując, powiem to samo, lecz w odniesieniu do ...socjalizmu. On również nie jest doskonały.
Cóż jednak, w szerszym rozumieniu, bardziej adekwatne jest osobie ludzkiej.
W obliczu niezbywalnej jej godności.
Bo owszem, ze wszystkich znanych mi koncepcji, to właśnie socjalizm  mojemu poczuciu sensu odpowiada najbardziej.
Nie zrozumcie mnie źle, nie macie bowiem przed sobą piewczyni skompromitowanych pseudolewicowych ugrupowań. Nie głosuję na postkomunistyczną "lewicę" Kwaśniewskiego, czy Millera.
Co to, to nie.
Wprawdzie w polityce, chcemy, czy też nie, po uszy tkwimy, lecz nie o jej implikacjach teraz tutaj będzie.
Mówiąc o lewicowości, a raczej skłonności do lewicowania (choć uczuciowo blisko mi do starej dobrej PPS-owskiej lewicy), na myśli mam całkiem co innego. Chodzi o ideę sprawiedliwości społecznej, która wywodzi się z bardzo starej i kulturowo bliskiej nam doktryny.
Bingo! Toż właśnie nic innego, jak ewangeliczna nauka Jezusa.
Bo w przeciwieństwie, do tego, co twierdzą wszelkiej maści religijni manipulatorzy w stylu niejakiego księdza Stryczka i podobnych, Pan Jezus Był największym socjalistą.
Nie zamierzam tutaj wdawać się w szczegóły, bo nie chce mi się teraz o tym gadać.
Teraz "do brzegu".
Jakże słusznie, sensownie napisała Stardust.
Na własne życzenie nikt nie pragnie być bezdomnym. Snuć się bez celu, śmierdzieć, być w pogardzie.
To są zaszłości.  
I to zaszłości, w których udział mamy wszyscy, w różnym stopniu. Tak, tak - heloł! - i my również.
A skoro się z tym pogodzimy, biorąc na siebie część z tej odpowiedzialności, czas na działanie.
Odgórne i oddolne.
I jeśli nawet, przynajmniej początkowo, do głosu dojść musi jakaś forma filantropii, czy też humanitarna czysto pomoc, to wiedzmy, że to sprawy nie załatwi.
Kapewu? To jestem happy.

Ci ludzie nie chcą by im pomóc.
Tak mówi bardzo wiele rozczarowanych domniemaną niewdzięcznością osób.
Jednak zrozummy, w czym jest rzecz.
Ktoś nie chce przestać pić, czy ćpać.
Bo niby w imię czego miałoby mu się chcieć?
Czy oferuje mu się nowe życie, pracę i mieszkanie?
Otóż nic podobnego. Jeno kąt do spania, papu, siusiu i paciorek.   

78 komentarzy:

  1. Dokladnie o to chodzi. Moje podarowanie koldry czy butow tez nie rozwiazuje problemu, powoduje tylko, ze ktos ma buty, a ja sama sie lepiej czuje, bo sie dowartosciowalam... serio? cudzym nieszczesciem.
    Przykre to ale prawdziwe, ja sobie zdaje z tego sprawe. Z drugiej strony nie mam innej mozliwosci pomocy, nie mam mozliwosci dania pracy, chocby takiej chwilowej, tymczasowej, ktora dalaby komus namiastke niezaleznosci i moment poczucia przynaleznosci spolecznej.
    Ale kazdy z nas wywodzac sie z roznych warstw spolecznych moze zrobic cos, moze dac, jak ja to zrobilam, albo podzielic sie swoimi przemysleniami z kims innym, z kim kto byc moze "moze wiecej" pomoc, zrobic w sprawie.
    Bieda i bezdomnosc to jest NASZ problem, czy tego chcemy czy nie, na naszych klatkach schodowych smierdza i glodem przymieraja nasi bracia i siostry, wspolobywatele tego samego kraju i tylko od nas zalezy czy zrobimy cos pozytywnego czy tez zatykajac nos odwrocimy glowe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo tu najbardziej chodzi przecież o podejście. Jeżeli nawet dzisiaj nie mamy żadnej możliwości pomóc, to jutro punkt siedzenia ulec może diametralnej zmianie. Wtedy powstanie całe morze możliwości.
      Nie mówiąc o tym, że kamienne, zatwardziałe serce przekłada się w linii prostej na stosunek do najbliższych.
      Umniejsza nas i odczłowiecza, przynosząc niepowetowaną stratę.

      Usuń
  2. A weś, nóż się czasem w kieszeni otwiera. Wiesz jak przykro mi było kiedy po powodzi w 1997 roku rodzina męża na mnie naskoczyła kiedy ktos tam dziękował mi za pomoc (wiadomo jak było), bo powiedziałam że nie miałam wyboru? Jak mogłam tak powiedzieć??? Toż to chamstwo jest i prostactwo jakieś, powinnam przyjąć podziękowania i może jeszcze na klęczkach... A ja naprawdę nie miałam wyboru. Dla mnie pomoc komuś w potrzebie to nie jest wybór, to jest jedyna słuszna czynność i nie oczekuję niczego w zamian. Do dzisiaj serce mnie boli gdy to wspominam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No przecież! Mówiąc, że nie mamy wyboru, mamy na myśli, że w przeciwnym razie nie moglibyśmy spojrzeć sobie w oczy. Czyli, że tak naprawdę nie uważamy się za szczególnych bohaterów. Postawa ze wszech miar godna.

      Usuń
  3. Właśnie w piątek rzucił pracę u mnie pewien kolekcjoner puszek po piwie. Dodatkowo koneser.
    Miał pracę pomimo swoich 67 lat. Nie akceptował jednak rozliczana z czasu pracy.
    Jakże to tak ? Jak we wojsku?
    Pieprznął łopatą i poszedł sobie w grudniu przed świętami w sobie tylko wiadomym kierunku.
    Poszedł bo sam tego chciał.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak bywa, Antoni. Człek lubi wolnym ptakiem sobie pobyć...:)

      Usuń
  4. Tylko bezdomny może wiedzieć, co chce a czego nie chce. Jak każdy inny człowiek. Dyskusja o bezdomnych bez bezdomnych jest bezsensowna.
    Zgadzam się z poprzedniczką, Iwoną. Niesienie pomocy jest wpisane w nas. Jak przejść obok potrzebującego człowieka obojętnie i dalej żyć w zgodzie ze sobą?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy człowiek zasługuje na podmiotowe traktowanie.
      Dlatego tak podejrzliwie traktuję wszelkie akty filantropii. Czy ci, którzy tak szumnie nawołują do hojności, usiedliby przy jednym stole z jej "beneficjentami"? Raczej nie, bowiem traktują ich protekcjonalnie. A czyż protekcjonalizm nie stanowi łagodniejszej odmiany pogardy?

      Usuń
    2. Wlasnie usiasc przy jednym stole...
      http://www.huffingtonpost.com/2014/12/01/new-york-homeless-meal_n_6248512.html
      To jest link do artykulu na ten temat. W Nowym Yorku z okazji swieta Thanksgiving wlasnie zorganizowano taki obiad przy wspolnym stole. Bogaci rezydenci Manhattanu zaplacili $100 za to zeby zjesc obiad wspolnie z bezdomnymi miasta. Calosc byla zorganizowana przez kosciol Swietego Bartlomieja na Manhattanie a dania byly przygotowane przez szefow kuchni hoteli Waldorf Astoria i New York Palace. Nie wszyscy fundatorzy obiadu byli bogaczami, jedna para oszczedzala specjalnie na to zeby moc wykupic te bilety.
      Obiad serwowano 500 osobom z tego 167 osob zaplacilo te $100 i tylko dwie sposrod nich poprosily zeby nie sadzac ich bezposrednio z duza grupa bezdomnych. Wsrod fundatorow byli przedstawiciele roznych firm, prawnicy, nauczyciele, bankierzy, pisarze... i rowniez emeryci.
      Mozna?
      Mozna. Fundatorzy maja nadzieje, ze taki trend przyjmie sie w calym kraju. A ponoc najpiekniejszym i wzruszajacym momentem byla chwila kiedy jeden z bezdomnych powiedzial "dzis nie jestem bezdomny".
      I to tez powod dla ktorego uwazam, ze amerykanskie swieto dziekczynnienia jest najpiekniejszym swietem.

      Usuń
    3. Może i coś takiego przyjęłoby się również u nas. Tyle, że nie do końca wierzę w szlachetność pobudek uczestników tego typu przedsięwzięć. Przynajmniej większości z nich. Zadziałać może pewna egzotyka, chęć pokazania się wyborcom i takie tam.

      Usuń
    4. W tym przypadku nie byli to politycy, ale zwykli ludzie, ktorzy maja troche czasem duzo wiecej niz bezdomni, w sumie ponoc nikt nie byl tam "obrzydliwie bogaty":)))
      I raczej nie bylo to na pokaz, bo nie mialo zadnego rozglosu, nigdzie po za Huffington Post o tym nie slyszalam ani nie czytalam. Czy to cos zmieni w nastawieniu przecietnego czlowieka do bezdomnych?
      Trudno powiedziec, czas pokaze, ale sama widze czesto roznice jaka juz sie dokonala w ciagu tych 30 lat, ktore tu mieszkam i jest to pozytywna roznica. Moze nie sa to wielkie kroki, ale w odpowiednim kierunku.

      Usuń
    5. Skoro tak, mógłby to być jakiś sposób na oswojenie się z tymi ludźmi. Pokazanie, że właściwe niewiele się od innych różnią.

      Usuń
    6. Znam dużo podobnych "akcji" do tych opisanych przez Star. Prowadzonych lokalnie na małą skalę. I z serca. Nie wszyscy kierują się ukrytymi motywami. I na codzień widzę tyle dobrych rzeczy robionych bezinteresownie przez najzwykleszych ludzi, że nie tracę wiary w dobro człowieka.

      Usuń
    7. Takie wieści człowieka budują. Może dobroć "w narodzie" nie wyginęła ze szczętem:))).

      Usuń
  5. Poteoretyzowć zawsze można,to nic nie kosztuje:)Nie ma czegoś takiego jak sprawiedliwość społeczna,to by dopiero było niesprawiedliwe:))
    Niestety,znam same takie przykłady, jaki opisuje Antoni.
    A.S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, że teraz tylko sobie teoretyzujemy.
      Z tym, że dla mnie bardzo istotne jest, w jaki to robimy sposób. Jakie przy tej okazji poglądy ujawniamy.
      Daje to pewien obraz naszej osoby. Prezentuje jakąś prawdę o nas.
      I nawet, jeśli nie bylibyśmy w stanie ( ze strachu choćby) przyjąć pod dach bezdomnego w wigilijny wieczór, to dobrze, że poczujemy się z tego tytułu choć trochę winni. Bowiem najwięcej szkody przynosi nam nie tyle sama bierność, ile jej racjonalizacja.

      Usuń
  6. Na temat bezdomności niech się wypowiadają sami bezdomni. Albo siostra Małgorzata Chmielewska. Bo ona naprawdę wie, o czym mówi.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nadal jestem zdania, ze tym ludziom nalezy dawac nie rybe do zjedzenia, ale wedke, zeby sobie sami mogli ryb nalowic. Dokladnie tak samo jest z bezdomnymi zwierzetami, nie wystarczy je nakarmic i dac im kat do spania w budzie czy piwnicy, trzeba uswiadomic spoleczenstwo, zeby wzielo za zwierzeta odpowiedzialnosc, zapobieglo niekontrolowanemu rozrodowi. Trzeba surowo karac za znecanie sie i porzucanie.
    Nie mozna winic wylacznie spoleczenstwa i ustroju, nie wystarczy zanosic do schronisk ciuchow zalegajacych nasze szafy, choc i mnie zdarza sie to robic. Trzeba zmienic prawo, prawo pracy, prawo mieszkaniowe, umozliwic ludziom zarabianie na siebie. I przestac sie przejmowac tymi, ktorym sie nie chce, bo wola pic zamiast pracowac.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pantero, cytuje Twoja wypowiedz:
      "Nie mozna winic wylacznie spoleczenstwa i ustroju, nie wystarczy zanosic do schronisk ciuchow zalegajacych nasze szafy, choc i mnie zdarza sie to robic. Trzeba zmienic prawo, prawo pracy, prawo mieszkaniowe, umozliwic ludziom zarabianie na siebie. I przestac sie przejmowac tymi, ktorym sie nie chce, bo wola pic zamiast pracowac."

      To wszystko nie zrobi sie samo, a juz na pewno sie nie zrobi jak na kazdego bezdomnego bedziemy skladac skargi bo przeciez my placimy i nie chcemy zeby nam smierdzial.
      Skoro spoleczenstwo ma tyle empatii do bezdomnych zwierzat i potrafi sie zorganizowac to tym bardziej powinno sie zorganizowac w pomocy ludziom.
      Ta wedka sama nie przyjdzie, ktos ja musi zorganizowac i dac.

      Usuń
    2. Ależ my o niczym innym, jak właśnie o tej wędce, Aniu, cały czas mówimy. Bo samo dawanie ryb, aczkolwiek szlachetne (zakładając, że nie z pozycji wyższości) przypomina wrzucanie do wora bez dna.
      Sama siostra Chmielewska doskonale o tym wie. Dlatego apeluje do tych, co u steru.

      Usuń
    3. Tyle tylko, ze tym u stera... malo kiedy lub nigdy taki bezdomny nie zasmierdzi pod drzwiami. Ochrona nie dopusci. Angazuja sie tak samo biedni lub nieco bardziej zamozni, ale rzadko ci najbogatsi. Bo z gory biedy nie widac. Z wyzyn politycznych stolkow rowniez.
      Star, jest tyle organizacji organizujacych pomoc, to wszystko jednak kropla w morzu potrzeb. To tylko ryba. Bo tych odpowiedzialnych za wedki jakos malo to obchodzi. Po prostu im pod drzwiami nie wonieje.
      To tak jak z niekontrolowanym przyjmowaniem azylantow. Na pewno wiecie, ze po Niemczech przelewa sie ostatnio fala demonstracji przeciwko azylantom. Wcale nie dlatego, ze nagle Niemcy przestali ich kochac, czy tez wracaja do upodoban z lat 30-tych ubieglego wieku. Przesadzona poprawnosc polityczna nie pozwala reagowac na ich przestepstwa, bezczelnosc i samowole. A ze rozlokowani sa najczesciej wsrod tzw. normalnych ludzi, w ich bezposrednim sasiedztwie, im wlasnie najbardziej dokucza azylancka obecnosc. Dochodzi do absurdow, kiedy Niemcy we wlasnym kraju traktowani sa gorzej od obcych, boja sie wyjsc na ulice, a ich dzieci narazone sa na kontakty z dilerami narkotykow, azylantami oczywiscie, bo tak sobie dorabiaja do cienkiego socjalu. Ale czy to znaczy, ze caly narod jest generalnie przeciwny uciekinierom z krajow zagrozonych? Kiedys jednak frustracja musi znalezc ujscie, stad te demonstracje.
      Podobienstwa sa oczywiste, ani azylanci, ani bezdomni politykow nie uwieraja, dlatego tak trudno rozwiazac problem.

      Usuń
    4. Właśnie dlatego ważne jest, by szeregowi obywatele domagali się (głosując na odpowiednie frakcje) takich uregulowań, które by rozwiązywały problem u samych podstaw.
      Te demonstracje, o których wciąż jest w mediach głośno, jedni politycy w swoich rozgrywkach wykorzystują przeciwko drugim. Tymczasem niewiele się robi, żeby im zapobiec. Bo przecież zamknięcie granic nie jest żadnym rozwiązaniem.

      Usuń
    5. Tu sie nie da, bo normalne frakcje przescigaja sie w poprawnosci politycznej, a te, ktore sa przeciw, to odpad narodowosciowy. Niemcy mimo wszystko nie chca powtorki.

      Usuń
    6. Jeśli nie chcą powtórki, to ...jest nadzieja:).

      Usuń
    7. Anna Maria P pisze: "..umozliwic ludziom zarabianie na siebie. I przestac sie przejmowac tymi, ktorym sie nie chce, bo wola pic zamiast pracowac."
      No i jesteśmy w punkcie wyjścia - pod naszymi drzwiami zagościł smierdzacy, pijany, bezdomny.

      Usuń
    8. Innymi słowy, tak jest wszędzie...

      Usuń
  8. Poczytałam poprzedni post i ten, komentarzy przyznaje się nie czyta łam, ale mam swoje zdanie- jak zwykle nie można generalizować, w jeden uniwersalny sposób podsumowywać ludzi bezdomnych, pijących, ćpających itp. Podobnie jak nie można oceniać tego czy ludzie chcą pomagać, czy nie chcą...czy też sposobu w jaki to czynia... Mój mąz swego czasu zatrudniał dwu braci, pijaków, może nawet alkoholików... miał taką wizję, ze dzięki niemu może się czegoś dorobia, coś zmienia, bo praca, bo stały dochód.... cóż ... już nie pracują.....i maż już się wyleczył z chęci naprawiania tego pijackiego świata- nie stać nas na to, musi utrzymać swoja rodzinę, a nie płacić ZUS y za ludzi, którzy nie mają najmniejszego poczucia obowiązku, nie można na nich liczyć... nie przychodzą do pracy albo przychodzą pijani....

    I jeszcze tylko mała uwaga do komentarza Stardust- pomagać bezdomnym zwierzętom jest łatwiej, bo Cię nie oszukają, nie okradną i będą po prostu "po ludzku" wdzięczne za pomoc... o ludziach tego nie można powiedzieć, albo baardzo rzadko.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak sie domyslalam, ze latwiej pomagac zwierzetom wlasnie z tego powodu. W sumie szkoda, bo ja sie wiele razy zawiodlam na ludziach, nawet czesto bliskich, ale nigdy nie przestalam wierzyc w czlowieka, w to ze z natury jest dobry. Zawsze mowie, ze zawiodlam sie na ludziach, ktorych moglabym policzyc ciagle na palcach, no moze musialabym sobie pomoc jedna stopa:) A przeciez na swiecie zyje nas ponad 7 miliardow!!!
      Czym sa jednostki w porownaniu z taka iloscia?
      Nie chce i mam nadzieje, ze nigdy nie strace wiary w dobro czlowieka, bo to byloby dla mnie emocjonalna smiercia.

      Usuń
    2. Warto w sobie wiarę w człowieka kultywować, nawet, jeśli ten, czy ów człowiek mocno ją podkopie.
      Zwierzę rzeczywiście odpłaca nam dobrem, z człowiekiem nie zawsze wiadomo. Mimo wszystko i tak warto.
      Dla samego siebie również.

      Usuń
    3. no to Ci tego zazdroszczę, bo ja niestety nie mam tej wiary...
      wg mnie idea socjalizmu ( jak i każdej religii zakładającej równość) jest wspaniała i piękna, tylko.... niestety ludzie są jacy są i potrafią każdą ideę tak wypaczyć, że tylko zgrzytać zębami... i wcale nie uważam, że np. ja jestem inna...lepsza, może tylko nie miałam okazji do "wykazania się" swoją złą stroną... i oby nigdy los czy co tam, mi tego nie zgotował....a może bym się jednak pozytywnie co do siebie rozczarowała ???

      Usuń
    4. Wątpliwości mam, tak jak każdy myślący człowiek.
      Ja tutaj celowo pomijam wartościowanie. Nie rozpatruję problemu pod kątem bycia, bądź nie bycia "dobrym człowiekiem". Niejeden z tych, którzy pomstują z kretesem na "brudasów" więcej w praktyce czyni dla nich, niż ten, kto wiele gada. Ot, choćby, jak na ten przykład ja:)). Nie o to mi jednak tutaj chodzi.
      Zresztą, jestem przekonana, że Ty akurat należysz do tych "lepszych", cokolwiek może to oznaczać♥♥♥.

      Usuń
    5. Och, kochana, niepoprawna optymistko ;-)) wierzysz we mnie gdy ja sama wątpię....

      Usuń
    6. Tak, tak, bo ja znam się na ludziach:)))*.

      Usuń
  9. W coś bardzo bolesnego uderza w mej duszy ten temat...Bezdomnośc i wynikające z tego napiętnowanie oraz odrzucenie. ..Żadnego napiętnowania nie znoszę. Żandego kategorycznego osądu bliźniego. Zycia nasze są tak skomplikowane a losy tak nieraz od nas niezalezne, ze kto wie, czy jutro to ja nie będę pod tym przysłowiowym mostem czekać jak zmiłowania czyjejś pomocy, a będąc niedostrzegana przez nikogo albo traktowana z lękiem i pogardą. Spodziewam się, ze w życiu jeszcze wiele trudnych chwil przezyję. Mogę być zaraz, za chwilę bez środków do zycia. I co?! Czy przez to stane sie gorsza, podejrzana, niechciana, odtrącona i w ogóle zepchnięta na najdalszy margines?!
    I z innej beczki. A propos wędki. Mój tata, jako osoba grubo po siedemdziesiatce, nie dajaca juz sobie rady z wieloma robotami fizycznymi, regularnie zatrunia do nich własnie zaprzyjaźnionego bezdomnego. A to mu drzewa taczkami zwiezie. A to płot pomoze naprawić. Albo dach. Potem, po wspólnej robocie, zaprasza do domu.Ugości obiadem czy kanapkami. Pogada. Bez zadnych uprzedzeń i lęku.Wie, jak trudne miał zycie ten bezdomny, bo tamtem ze wszystkiego sie zwierzył. I że jest uczciwy, ale bezradny zyciowo. I że wielu takich jest w miejscu, które zasiedla (to takie kanały i budy z desek obok osiedla).To inny, zupełnie niepojęty i obcy, a jednoczesnie tak bardzo ludzki świat świat. A ludzie jakos tam zyja. Pranie na sznurkach wieszają. Obiad gotują, spią przykryci szmatami...I tak bardzo są wdzięczni, mogąc zarobić uczciwie trochę grosza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, tak; nigdy nie wiadomo, co komu jeszcze los zgotować może.
      Twój tata musi być wspaniałą osobą. Tyle się słyszy o różnych przypadkach kradzieży, albo jeszcze gorzej, zabójstw, że strach bierze. Ale też nie powinno się generalizować - widząc konkretną osobę, nabiera się rozeznania, czy można jej zaufać. I jeszcze ten wspólny posiłek po wspólnej ciężkiej pracy. Wzrusza mnie do głębi.

      Usuń
    2. Tak, mój tata jest wspaniałą osobą (kiedys zresztą pisałam o nim cykl opowieści na blogu). Sam wyszedł z wielkiej biedy na Kresach, więc cudza bieda budzi w nim współczucie i chęc pomocy. Poa tym bywa nestety bardzo naiwny i czasem za swoje wielkie serce dostaje wielkiego prztyczka w nos albo i gorzej. Ale nadal wierzy w ludzi...Zreszta, tak jak ja. Ten typ już tak ma!:-))*

      Usuń
    3. Innymi słowy, niedaleko padło jabłko od jabłoni:)))*.

      Usuń
  10. mam znajomego, który musiał być dorosłym dzieckiem. Ojciec alkoholik, matka na wózku inwalidzkim i młodsza siostra którą ktoś musiał sie opiekować. Jak potoczyło się jego życie, nietrudno przewidzieć, został alkoholikiem, problemy go przerosły. Stracił rodzinę dom, został bezdomnym. Spotkałam go po ponad 20 latach i co...jest niepijącym alkoholikiem od prawie 10 lat. Trafił na lekarkę, która ratując mu życie po którymś przepiciu powiedziała, ktoś tam w górze nad panem czuwał.Pomogła mu znaleźć ośrodek, dziś pracuje, wynajmuje mieszkanie i pracuje nad tym by nie patrzono na niego jak na wyrzutka.
    Dla mnie największym problemem jest ogólne przyzwolenie na pijaństwo, a później twierdzenie ma co chciał.
    cz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwłaszcza w takiej formie, że picie, owszem - lecz upicie się już nie. Tymczasem słaba głowa niejednego może uratować przed nałogiem. Ten, kto szczyci się, ze ma mocną, ani się spostrzeże, kiedy w jego szpony wpadnie. Potem jest już z górki.
      Miło jest dowiedzieć się o kimś, któremu wydostać się z nieszczęścia udało. Oby takich było coraz więcej.

      Usuń
  11. http://zulzsegmentupremium.blox.pl/html
    Bardzo mnie porusza ten blog.
    Przepraszam, że anonimowo, ale... dziś tak chcę.
    W każdym razie to nie właściciel tego bloga wkleił tu ten link.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic z tego nie rozumiem, ale...

      Usuń
    2. No, to chyba już kapewu:)).

      Usuń
    3. właśnie, ten pan z bloga powyższego chwilowo potrzebuje wsparcia :)

      Usuń
    4. Zaczęłam czytać, będę kontynuować. Wspaniały facet! Pierwszy znany mi bloger - "Żul". (To jego własne określenie). Nareszcie ktoś, kto zna sprawę z autopsji.

      Usuń
    5. Ja tez dziekuje za link, zaczelam czytac od poczatku, na szczescie nie ma tego za wiele. Bardzo interesujacy blog.

      Usuń
    6. To jest dobre: "nie ma tego za wiele". Tak, jakby komuś mogło doskwierać zbyt dużo materiału. A sami to chcielibyśmy serwować ludziom jak najwięcej swoich wypocin:))).

      Usuń
    7. A to podoba mi się najbardziej. Chyba pokuszę się o "recenzję". Jak już zapoznam się z całością materiału, żeby rzetelnie było, a co!

      http://zulzsegmentupremium.blox.pl/2013/11/O-mnie-i-tym-co-powinniscie-o-mnie-wiedziec.html

      Usuń
    8. Errato, bo ja jak sie juz dorwe to nie potrafie przestac, na szczescie on pisze dopiero rok i to mialam na mysli, bo juz bywalo, ze czytalam 8 lat od dechy do dechy:)))

      Usuń
    9. Wiem, wiem; ale taki ośmioletni blog ogarnąć, to dopiero byłaby dla ducha uczta:)). Pamiętam, jak w zeszłym roku miałam tak z blogiem Klarki. Ogarnęłam przed jakieś cztery dni. Fajnie było.
      Ten tutaj jest ciekawy, choć facet czasem mnie ostro wnerwia.
      W każdym razie blog jest ciekawszy do czytania, niż wiele innych. Nie chodzi przecież o to, by poglądy autora w całości pochwalać. Zobaczymy, co będzie, jak doczytam do końca.

      Usuń
  12. poddaje się, próbowałam coś napisać trzy razy o pracy z bezdomnymi, prostytutkami, ludźmi po wyrokach, gdyż jestem fachowcem w tej dziedzinie :), ale, widać wszechświat każe mi trzymać gębę na kłódkę :) i dobrze, bo nie znoszę ckliwego pieprzenia o "pomaganiu" - tego słowa też nie znoszę - wolę "współpraca", "wsparcie".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. uff - udało się!
      poprzednie trzy długie komcie poszły w kosmos!

      Usuń
    2. Znam ten ból, kiedy dłuższy tekst w jednej chwili potrafi ulotnić się, jak kamfora. Wtedy to z upodobaniem emituję w kosmos znane słowo na "k", z literą "r" pośrodku. I wbrew takim, co pewnie zechcą zaprotestować, powiadam, że to JEST skuteczne!!!

      Usuń
  13. myślę, że bezdomność u każdego ma inne przyczyny. kiedy patrzę na kogoś takiego to jest mi go zwyczajnie żal. to nic, że jest brudny, śmierdzący i zapity. to też człowiek i być może nie miał dobrego wzorca, nie miał go kto wspierać lub po prostu zabrakło mu siły i odwagi żeby żyć inaczej. myślę, że wielu ludzi nie potrafi po prostu odnaleźć w sobie siły do życia i tak naprawdę do.....ciągłej walki. bo żeby żyć, nawet zwyczajnie bez wielkiego bogactwa, ciągle trzeba niemalże stać na baczność. współczesny świat nie daje zbyt wielu szans ludziom słabym.....chociaż chyba zawsze tak było. człowiek od zarania dziejów o cos walczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na to, w jakim miejscu ostatecznie się znajdziemy , nie zawsze mamy wpływ do końca. Wiele zależy od "pozycji wyjściowej" konkretnego człowieka. Dlatego lepiej wstrzymać się od kategorycznych ocen.

      Usuń
  14. Po przeczytaniu poprzedniego wpisu opusciłem bezradnie ręce. Nie próbowałem komentować bo to byłyby banały.
    Dziękuje za ten wpis gdyż, przynajmniej dla mnie, stwarza jakąś platforme do dyskusji.
    Socjalizm - to samo przyszlo i mnie do głowy. Z tym, że nie widzę w tym kontekscie Jezusa. Jezus nie mobilizuje ludzi do działania, raczej odwrotnie - rozdaj wszystko i idź za mną. To jest dobre do zycia wiecznego, ale nie rozwiazuje zadnych problemów społecznych.
    Socjalizm - dać wędkę a nie rybę. Według mnie to było dobre jeszcze 50 lat temu, ale teraz w "cywilizowanym" świecie juz nie przejdzie. Kultura konsumpcji i wolności poszły za daleko i tego nie da się cofnąć. W tym świecie zgrzebna praca za niewielkie pieniądze nie ma sensu. To znaczy ma sens jesli człowiek robi to co kocha robić. Kocha na tyle, ze robiłby nawet gdyby mu z to nie płacili. Ale przecież nie o takich ludziach tu mówimy.
    Alternatywą jest mniej lub bardziej (raczej bardziej) rygorystyczny przymus. To jednak już przerabialismy z nienajlepszym skutkiem.

    OdpowiedzUsuń
  15. Wobec tego już tylko pozostaje ...Jezus. A jednak.
    Wszystko "już było", lecz nieskutecznie. Bez godnej motywacji zawsze będzie nieskutecznie.

    OdpowiedzUsuń
  16. Przeczytałam chociaż nie wszystkie komentarze. Dyskusja trudna temat trudny. Mam już swoje lata pamiętam też różne opowieści i komunę złą pamiętam. Był sobie przed wojną chłopak na Litwie, ojciec zapił się, może dzięki wysokiemu stanowisku nie ważne zapił się, matka tak ciężko pracowała by dzieci miały co jeść, że z przepracowania zmarła. Przybyły dorosłe zamężne siostrzyczki z Polski, zabrały nawet matczyną pierzynę, najmłodszego brata zostawiły na ulicy. Trafił do przytułku, najstarszy brat przyjechał zabrał pomógł. Wydawać by się mogło że skłonności rodzinne i bieda mogły nakierować najmłodszego na drogę złą. Nic podobnego, ciężko pracował, dom wybudował, dzieci odchował. Gdy przybyła siostra by z bratem się pojednać, przez okno wyskoczył i nie dopuścił do spotkania, no cóż mężczyzna, kobieta by może odpuściła.Taki przykład.
    Za komuny pamiętam przymus pracy, niechby spróbował nie pracować jeden z drugim, pili owszem ..w pracy a kierownictwo oczy przymykało, dlatego większość ma do dziś emerytury, bywa tylko że mieszkań nie mają, bo gdy zła komuna sobie poszła, zona miała dość pijaka, dzieci dorosły, to nie miał kto iść i zapłacić za mieszkanie więc przepił wszystko jeden z drugim. Za komuny też pamiętam awanturę, szłam do szkoły, ktoś nie płacił za mieszkanie, miała być eksmisja, mijając tę awanturę zrozumiałam że do eksmisji nie dojdzie bo ...urzędnicy zabronili. Przed wojną było mnóstwo niepracujących nędzarzy i cale bandy żebraków, co okaleczali dzieci by zebrały. Pamiętam niesamowity wiersz Stanisława Czernika "Wieczór wstydu" poeta minął bezdomnego, przysypywanego śniegiem, w domu zasiadł pod ciepłym światłem lampy i ,,,pojawił się wstyd. Dziś większość ma możliwości zrezygnować z nałogów, ma pomoc, czeka ona, wystarczy wyciągnąć rękę, ale trzeba chcieć się zmienić. Tutaj za nikogo nic nie da rady zrobić, w tym momencie człowiek musi sam. Ten jeden jedyny krok i tę decyzję musi podjąć sam. A pomoc w rodzaju jednej wigilijnej kolacji z bezdomnymi, nic nie zmieni. Jednakże dla tych co chcą w Stanach właśnie, pojawiła się niezwykła możliwość, otóż urzędnicy rozdają ... mieszkania, w miejscach odległych od biedy w dzielnicach zamożnych w miarę i to okazało się strzałem w samą dziesiątkę. Ci bezdomni zaczęli dbać o swoje mieszkania i przedziwne, znajdowali pracę jakąkolwiek chwytali cokolwiek. To wspólne pomieszkiwanie wśród ludzi normalnych, okazało się dla dotychczasowych bezdomnych, obudzeniem ambicji dla zmiany swoich własnych nawyków. To piękne ale i tak za nikogo nic zrobić nie można.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Decyzja zmiany jest trudna, lecz trudność dotyczy nie tyle jej podjęcia, co wytrwania. Rzadko kiedy ludziom dostaje cierpliwości, by przeczekać kryzys. Dotyczy to również tych, którzy pomocną rękę tym nieszczęśnikom podają.
      Jak to miło poczytać o amerykańskich inicjatywach. Tak, ale tam wystarczy tylko pracę mieć.
      U nas sama praca nie wystarczy. Ludzie pracujący zarabiają tak mało, że nie ma sposobu utrzymać rodziny i wywiązywać się z opłat, by mieszkania nie utracić. To w głównej mierze zniechęca ludzi do podejmowania zatrudnienia. Mnie akurat wcale to nie dziwi i nawet nie mam im tego za złe. Pensje często są tak małe, że jedynym sposobem ich spożytkowania jawi się wydanie całej sumy na alkohol. To przynajmniej zwalnia od myślenia, co dalej. Tyle, że jest to droga donikąd. W tym cała tragedia.

      Usuń
    2. Nie wiem gdzie Ela wyczytala o tych mieszkaniach w Stanach, bo do mnie nic takiego nie dotarlo. Owszem sa mieszkania dla biednych tzw. socjalne gdzie sie placi od zarobkow, a wiec nie za darmo. W bogatych budynkach NYC wlasciciel budynku ma tez niejako obowiazek przekazac jakis tam procent mieszkan dla biednych na tzw. socjalne. Ale nikt nie dostaje tych mieszkan jesli nie ma pieniedzy, pracy i jest bezdomny.
      Bardzo bym prosila o zrodlo skad pochodzi ta informacja, jesli mozna.

      Errato, w Stanach wcale nie wystarczy miec prace, zeby sie utrzymac, sa ludzie, ktorzy pracuja na dwoch etatach i tez nie moga zwiazac konca z koncem i dostaja np. talony zywnosciowe. Niestety w Stanach jest wiele Stanow gdzie ludzie nie zarabiaja nawet najnizszej krajowej, a ta z kolei zostala zamrozona wiele lat temu przez prawice i tak sie to kreci. 40 milionow rodzin w Stanach zyje ponizej statusu biedy, czyli w nedzy.
      Taka jest prawda, dlatego bardzo mnie interesuje ta "manna z nieba" o ktorej pisze wyzej Ela.

      Usuń
    3. Czyli Ameryka, to wcale nie taki znów raj na ziemi:)). Ale zawsze trochę lepiej, niż u nas.

      Usuń
    4. Jakbys zobaczyła w Ameryce jakie tłumy oblegają kosze z resztkami jedzenia w różnych jedzeniowniach typu mcdonalds,to pojęcie raju mogloby ci się lekko wypaczyć:))

      Usuń
    5. Najpierw kwestia formalna: zapewne chciałeś napisać "Ci". Ach, te literówki; trudno, czasem nawet i mnie się zdarzy:))).
      Merytorycznie zaś, owszem, wierzę w to. Tak wielki kraj, jak Stany może być toczony przez "raka", szwankując na wielu odcinkach.

      Usuń
  17. Poruszający temat, tyle komentarzy i to długaśnych, dorzucam i swój. Przeczytałam oba posty, ten wcześniejszy o Andrzejku też. Cóż, myślę, że może jakiś odsetek ludzi rzeczywiście samodzielnie wybiera bezdomnych, bo pragną czuć wolność (naprawdę spotkałam kolesia, który tak twierdził i nie myślał o powrocie do normalnego życia), ale większość trzyma w tym stanie uzależnienie od alkoholu, które nie pozwala im podjąć pracy, myśleć logicznie, układać planów na przyszłość czy wreszcie działać efektywnie. To właśnie umiejętność efektywnego działania mogłaby pomóc, ale z alkoholika nie ma pociechy. Mój szwagier posiada wielkie gospodarstwo rolne i chętnie zatrudnia ludzi do pomocy, ponieważ sam nie daje rady. I myślisz, że jest wielu chętnych wśród tych, którzy wg nas powinni skorzystać z szansy? Skądże, taki nawet jeśli zgłosi się do pracy, to udaje, ze pracuje, zaraz domaga się alkoholu, a potem idzie w ch... i nie wraca. No ale jak ich wyprowadzić z nałogu? Nawet ludzie majętni mają z tym problem. Trudny temat i myślę, że nigdy nie zostanie przez społeczeństwo rozwiązany.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie, że długi. Takie lubię najbardziej.

      Usuń
    2. To ich "niechcenie" spowodowane jest zaszłością. Jeśli już koniecznie chcemy bawić się w psychoanalizę, bądźmy w tym rzetelni. Nie oceniajmy wybiórczo. Pod takim płaszczykiem abnegacji zawsze kryje się dramat wcześniejszych doświadczeń. Często trudnego dzieciństwa, losowych tragedii etc.
      A potem dochodzi do tego jeszcze alkoholizm. Wtedy jest to walka z wiatrakami. Trzeba jednak z nimi walczyć.

      Usuń
    3. Tak się "dorzucę". Może ktoś już o tym wspomniał, a może nie - nie prześledziłam wszystkich komentarzy. Ale rzeczywiście czasem (a może jednak często) większym problemem od picia, jest powód, dla którego ci ludzie piją. Niestety, ten powód czasem jest nierozwiązywalny. Albo przynajmniej bardzo trudny do rozwiązania, bo wymagający wielu zmian - także wśród bliskich. A komu by się chciało grzebać po same łokcie we własnej przeszłości, dokopywać win sprzed lat, zranień, błędów, żalów, nieprzebaczenia, kiedy to wszystko tak skrzętnie zamiecione pod dywan, zabetonowane na wieki wieków i przykryte westchnieniem "ech, zmarnował se chłop życie"?

      Usuń
    4. Bo sporo tych komentarzy. W dodatku bardzo obszerne. I chwała Bogu:).
      Masz słuszność; zresztą parę osób podziela ten punkt widzenia. Nikt bez powodu nie popada w alkoholizm.
      Społeczeństwo stanowi system naczyń połączonych. Wszyscy mamy udział w jego aktywach. Każdy skutek ma swoją przyczynę.

      Usuń
    5. Dobrze, że są. Dobrze, że są obszerne. Tylko - chciałoby się rzec - co z tego? Wiadomo, warto podejmować takie kwestie, ale - właśnie - dla wielu są to jedynie "kwestie". Część na pewno w jakiś sposób dotyka tego problemu. I wtedy alkoholizm przestaje być kwestią, a zaczyna być problem - jakkolwiek to rozumieć (albo widzimy, że ktoś ma problem albo zatrzymujemy się na sobie i uważamy, że to my mamy problem z kimś, kto pije - np. rodzina tudzież sąsiedzi wspomnianego Andrzejka). Jest jeszcze trzecia grupa - ludzie, którzy zupełnie bezinteresownie idą i próbują pomóc tym, których społeczeństwo skreśliło. I dla tej trzeciej grupy już nie ma "kwestii" lub "problemu", ale jest człowiek. Nie należę do tej trzeciej grupy. Nie szlajam się po dworcach w poszukiwaniu "zatraceńców", ale nie wydaję też uproszczonych sądów, bo wiem, że różnie w życiu bywa. I mówię z uśmiechem "dzień dobry" tzw. drobnym pijaczkom z sąsiedztwa, czasem chwilę pogadam. Wychowywałam się przez lata w dzielnicy, gdzie w co drugiej kamienicy była melina, więc to od rana do wieczora była codzienność. I jakoś nie czuję się lepsza.

      Usuń
    6. Ani też gorsza z tytułu zamieszkiwania we wspomnianej dzielnicy, jak z tonu wypowiedzi wyczuwam:)).
      Ja sama (muszę w tym miejscu przyznać) przez lata czułam na sobie piętno mieszkania w "gorszej dzielnicy", mimo, iż w czasach zamierzchłej komuny takie normy właściwie nie obowiązywały. W moim przypadku stało się tak z powodu przeprowadzki ze śródmieścia na peryferie. Dlatego tak silnie odczułam kontrast.
      Mój tata starał się podejść do tego praktycznie. Zamknął się w świecie swoich książek, do których po pracy wracał. Nic, a nic nie obchodziła go wszechobecna w otoczeniu, jak to określał, "swołocz".

      Usuń
    7. Gorsza też nie, masz rację. W moim przypadku było inaczej - moja rodzina mieszkała tam odkąd babcię jako nastolatkę wraz z rodziną przesiedlili Niemcy. Byłam więc "wrośnięta" w to miejsce, a nasz dom - że tak rzeknę - nie odbiegał zbytnio od standardów otoczenia ;). A klimat całości był naprawdę przedni - rozróby pod oknami, fajczące się mieszania i kłótnie przyjaciół, małżonków i rodzin przeprowadzane na forum. Życie kwitło bardziej niż dziś na Facebooku. Wścibstwo było jawne i miało postać popiersi przewieszonych przez okna i balkony oraz dzieci wysyłanych na miejsce zbrodni z poleceniem wywiedzenia się kto, kogo i czym. Tak! Jako kilkuletnie grzdyle patrzyliśmy na ręce lekarzom ratującym życie mniej lub bardziej przypadkowym ofiarom kłótni lub po prostu chwili nieuwagi.

      Usuń
    8. "Wrośnięcie" w nieciekawe środowisko stanowi zarówno ułatwienie, jak i utrudnienie w obiektywnym postrzeganiu go. Całkiem poważnie grozi nam przyjmowanie obowiązujących tam wzorców za normę. Albo też, jak w moim przypadku, całkowita negacja wszystkiego jak leci. Po prawdzie za moich młodzieńczych czasów nie było u nas takiej kompletnej żurowni (za to teraz jest, jak najbardziej) lecz tylko prostactwo i "hołota". To słowa mojego taty:). Zresztą teraz podzielam je w całej rozciągłości.

      Usuń
    9. Dlatego człowiek obiektywny tak naprawdę nie istnieje. Chyba że jako idea.

      Usuń
  18. Polecam jeszcze jeden blog a propos : natretne-mysli blog

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pobieżny ogląd materiału zapowiada ciekawą lekturę. Nie omieszkam zgłębić pokładów tegoż.
      Widzę, że jesteś prawdziwą "kopalnią":))).

      Usuń
    2. Polecony przez Ciebie blog jest dość ciekawy, jednak nie mniej dla mnie ważna jest sfera, w której obraca się autor. Niestety, kultura i ogólny poziom respondentów niezbyt mi odpowiada.
      Tutaj, u nas, jest zgoła inaczej i bardzo sobie ten fakt cenię.
      Stąd moja rezerwa w przyjmowaniu nowych blogów do grona obserwowanych.
      Nawiasem mówiąc, preferuję Bloggera - nie przepadam za innymi witrynami:)).

      Usuń
    3. Chodziło mi tylko o zbieżność poruszanych tematów:)) Natomiast zgadzam się z tobą w calej rozciągłości,jesli idzie o respondentów,o ich szeroko rozumianą "kulturę bycia". Internet demaskuje bardziej niż by się mogło wydawać:)

      Usuń
    4. Taki teraz mamy czas, w którym więcej myśli poświęcamy ludziom pokrzywdzonym i bezbronnym. Dobrze, że tak się dzieje, przecież taka myśl może zaowocować jakąś skuteczną inicjatywą.

      Usuń