Z cyklu Witajcie na dnie
Być może wszyscy ludzie cierpią i każdy ma swój krzyż.
Lecz nie mam wątpliwości, że cierpienie cierpieniu nierówne.
Nierówne nie tylko w wymiarze, lecz w godności przede wszystkim.
Nie każde cierpienie uszlachetnia. Jest również takie, które degraduje.
Na scenie teatru życia różne role nam przychodzi grać.
Nie mieliśmy wpływu na to, w czym Naczelny Reżyser nas obsadził.
Tym niemniej musimy grać najlepiej, jak tylko się da. To diabelnie trudne.
Każda chciałaby być księżniczką.
A kto zagra świniareczkę?
___________
Kto by pomyślał, że to właśnie Anna zainspiruje mnie swym dzisiejszym postem. Gdzie Rzym, gdzie Krym i co ma piernik do wiatraka...
Wojciech Gerson. Gdańsk w XVII wieku. 1865. Olej na płótnie. 103,5 x 147 cm. Muzeum Narodowe, Poznań.
Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.
Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.
Zalezy, jaką świniareczkę ;) Jesli taką baśniową, czyściutką, ze stadkiem słodkich, różowych świnek, to czemu nie. Tylko, jak tu paść te świnki ze świadomością, że za kilka miesięcy zostaną przerobione na schabowe?
OdpowiedzUsuńZ tym wpływem na obsadzenie nas w roli mam trochę inne zdanie. Że jednak, z jakiegoś powodu tutaj jesteśmy, nie po raz pierwszy i po coś zgodziliśmy się na cierpienie. To niestety Ziemia jest, tutaj się cierpi, płacze, tęskni.
Ale, nie mam, rzecz jasna, monopolu na tę wiedzę.
Cierpienie czasem stawia nas do pionu, ale w większości chyba jednak nie. Wzmaga frustrację, prowadzi do kolejnych cierpień.
Tak, nie od parady nazywamy tę ziemię "padołem łez":)
UsuńMyślę, że taki, który mocno dzierży w garści własne życie, nie tak łatwo da się wysadzić z siodła. Zaś ten, który nie ma nic (albo czuje, że nie ma nic, bo to na jedno wychodzi), daje się złamać. Dlatego dobrze jest "mieć". Choćby po to, by mieć z czego oddawać.
Cierpienia sa rowne. Tylko ich okazywanie jest rozne. Rowniez odczuwanie cierpienia jest subiektywne. Cierpienie jak i bol, teoretycznie, nie istnieja, praktycznie sa takie jaki je potrafimy odczuwac. :/ Cierpienie nie uszlachetnia ale zmienia czlowieka. Czasem na lepsze lub madrzejsze podejscie do dslszego zycia. Ale tak samo jest ze szczesciem. To tylko dwa odmienne bieguny. Szczescie tez nie uszlachetnia...
OdpowiedzUsuńBywa równe i równiejsze:). Masz słuszność - cierpienie sprawia, że już nigdy nie będziemy tacy sami, jak przedtem.
Usuńcierpienie jest równie nieuniknione jak złe
OdpowiedzUsuńmamy w sobie głęboką niezgodę na cierpienie swoje i innych, tylko osobniki psychopatyczne są pozbawione tego
no i cierpienie cierpieniu nie równe
chyba przechodzisz trudny czas
ściskam Cie seerdecznie
Jasne, że przechodzę. Od urodzenia:).
Usuńno ja tak wcale nie jestem przekonana, że każda chciałaby być księżniczką...
OdpowiedzUsuńNa to właśnie liczy Decydent. Lecz w moim przypadku raczej się przeliczył:)).
UsuńKsiezniczki to dopiero maja przerabane moim zdaniem. Cale zycie czekac, ze jakis ksiaze sie wdrapie na wysoka wieze, albo wybudzi pocalunkiem z letargu, albo jeszcze gorzej zaby calowac zeby ksiecia odkryc... eee to ja juz wole byc kim jestem:)
OdpowiedzUsuńJednak niewątpliwie w końcu przychodzi. Jeszcze nie wymyślono takiej bajki, w której czekałaby daremnie:)).
UsuńJa tam wole obcowac ze swinkami niz z niektorymi ludzmi, wiec moge zostac swiniareczka. Ksiezniczki musza stale uwazac na etykiete, trzymac sie konwenansow i jeszcze wyszukiwac sobie krolewiczow. Nie, to nie dla mnie!
OdpowiedzUsuńMoje cierpienie zupelnie mnie nie uszlachetnia, raczej wali na dekiel.
Lecz co z tym schabowym? Nieszczęsne świnki:)).
UsuńMnie też na dekiel wali. Permanentnie.
trzymaj się... ten trudny czas minie ... :***
OdpowiedzUsuńNa to właśnie - od kilkudziesięciu lat - liczę. Niektórzy twierdzą nawet, żem naiwna:).
Usuńnie każdy kopciuszek pójdzie na bal,buziaki
OdpowiedzUsuńNie każdy, oj, nie każdy. Mądre słowa.
UsuńŚciskam mocno. Z pamięcią.
OdpowiedzUsuńNajmądrzejsze co da się powiedzieć o cierpieniu to chyba to, że to jest jakaś tajemnica nie do zrozumienia do końca. Nie ośmielę się porównywać. Każdy ma jakiś próg za którym jest coś czego - jak się wydaje - nie da się znieść...
Widać, mój próg jest za niski. Czy chciałabym mieć wyższy? Nie, chciałabym bez progu. I przede wszystkim bez potrzeby posiadania progu.
UsuńCóż, całe życie jestem świniareczką. Za każdym razem, kiedy jestem już, już prawie na ostatnim schodku do komnaty książęcej, coś bezczelnie spycha mnie wprost do chlewika. Taka karma...
OdpowiedzUsuńA cierpienie, cóż, czasem najbardziej cierpią ci, którzy mają cały czas uśmiech na twarzy.
Ach, kokietko niepoprawna. Że Świniareczką jesteś? Za to jaką uroczą:)). Niejeden książę straciłby dla Cię głowę:))
UsuńZawsze cierpię,kiedy widzę cierpienie osób mi bliskich..szybko analizuję,co moglabym zrobić,aby pomóc,czasami wystarczą cieple slowa,obecność,zrozumienie,ale nie zawsze..
OdpowiedzUsuńCierpienie wcale nie uszlachetnia,fizyczne,niustanne u bardzo ciężko chorych odziera ich z godności człowieka.Nie godzę się,aby ktokolwiek musiał TAK cierpieć...
Cierpienie psychiczne odbiera chęć do życia,dotknęło mnie to wiele razy,choć musialam wspomagać sie lekami,to wyszlam z tego mimo wszystko silniejsza,wiele rzeczy zrozumiałam tak dogłębnie...Może mimo wszystko, ten rodzaj cierpienia sprawił,a może zmienił mnie na lepsze....
Świniarką bylam przez lata,czy to już czas przeszły?Tego nikt nie wie....
To zawsze może wrócić. Trzeba rękę na pulsie trzymać. I nie puszczać, nie puszczać, za wszelką cenę. Nie da się zrozumieć niektórych spraw, osobiście ich nie doświadczywszy. Starajmy się, by takie doświadczenie przysłużyło się nam pozytywnie. Takiej okazji nie można zaprzepaścić:).
UsuńKochani, wybaczcie, że dopiero dziś byłam w stanie odpowiedzieć Wam na komentarze. Czasami tak mam, że muszę "złapać" dystans:).
OdpowiedzUsuńErratko,chyba wszyscy tu udzielający się,wiedzą,ze przezywasz teraz nienajlepsze chwile...
UsuńTrzymaj się Kochana:***
OdpowiedzUsuńUściski;D
Wzajemnie. I jeszcze dla Grzesia♥*)
UsuńMałe cierpienia wręcz są wskazane. Gdy wieczór boli głowa, a rano nie, to jest świetne uczucie. Albo gdy bolą mięśnie podczas górskiej wędrówki, a po zejściu z gór zimne piwo smakuje jak nigdy.
OdpowiedzUsuńGorzej, gdy cierpienie jest chroniczne. Nie życzę go nikomu.
Pozdrawiam:)
Innymi słowy, tak dla kontrastu?:))
UsuńBez małych cierpień nie docenialibyśmy spaceru, gry w piłkę, wypitej kawy czy przeczytanej dobrej książki:)
UsuńNa zasadzie kontrastu. Tyle, że ja tak nie działam:).
Usuń"Moje własne doświadczenie jest mniej więcej takie: posuwam się po ścieżce życia zadowolony z siebie, w moim zwykłym, upadłym, bezbożnym stanie, pochłonięty wesołymi spotkaniami z przyjaciółmi, które czekają mnie jutro, czy odrobiną pracy, która łechce mą próżność dziś, wakacjami czy też nową książką, gdy nagły, przeszywający ból brzucha, grożący poważną chorobą, lub tytuł w gazecie grożący nam wszystkim zniszczeniem, nagle rozwala cały domek z kart. W pierwszej chwili jestem zdruzgotany i całe moje małe szczęście wygląda jak zepsute zabawki. Następnie powoli i niechętnie, kawałek po kawałku, usiłuję doprowadzić się do takiego nastawienia umysłu, w jakim cały czas powinienem się znajdować. Przypominam sobie, że wszystkie te zabawki nigdy nie miały zawładnąć mym sercem, że moje prawdziwe dobro jest w innym świecie, a moim jedynym prawdziwym skarbem jest Chrystus. I udaje mi się, być może z łaski Boga, na dzień lub dwa stać się stworzeniem świadomie zależnym od Boga i czerpiącym swą siłę z właściwych źródeł. Jednak w chwili gdy groźba znika, cała moja natura rzuca się z powrotem do zabawek. Nie mogę się nawet doczekać, niech mi Bóg wybaczy, by wygnać z mego umysłu tę jedyną rzecz, która mnie wspierała w tej groźnej chwili, bowiem kojarzy mi się teraz z marnością tych kilku dni. Zatem okropna konieczność udręki staje się aż nazbyt oczywista. Bóg miał mnie jedynie przez czterdzieści osiem godzin i to tylko dzięki zabraniu mi wszystkiego innego. Niech tylko na chwilę schowa do pochwy swój miecz, a ja zachowam się jak szczenię, gdy znienawidzona kąpiel dobiegła końca - otrząsnę się z wody, jak tylko potrafię, i popędzę, aby ponownie zanurzyć się w coś przyjemnie brudnego, w najbliższą grządkę z kwiatami, jeśli nie w najbliższą kupę gnoju. Oto dlaczego udręki nie mogą ustać, dopóki Bóg nie ujrzy nas stworzonymi na nowo lub dopóki nie zrozumie, że nasza odnowa jest sprawą beznadziejną"
OdpowiedzUsuńClive Staples Lewis – Problem cierpienia
Jeśli Bóg miałby mieć człowieka tylko wtedy, gdy ten znajduje się w stanie ucisku, to nie chce mi się w takowego Boga wierzyć.
UsuńJa mam inaczej. Wierzę, że jest, tylko wtedy, gdy czuję harmonię świata i stworzenia. Czyli sporadycznie.
Każda katastrofa (albo jej wizja!) wprowadza mnie w stan niewiary.
C. S. Lewis to odrębna historia. Dzięki za przypomnienie tego wspaniałego twórcy. Muszę napisać o nim post. Tak wiele ostatnimi czasy wzmiankowano o literaturze miałkiej, że miło mi odetchnąć tą świeżością Clive'a.
Tylko szatan chce człowieka uzależniać. Wprawdzie Bóg mówi o sobie, że jest zazdrosny, ale nie tą niszczącą zazdrością. On tylko domaga się wyłączności.
UsuńJa to rozumiem w ten sposób, że cierpienie powodujemy sobie sami chodząc innymi torami, niż zalecił nam Bóg. Powodujemy sami, choć często nieświadomie. Dlatego warto być wszystkiego świadomym, a wielu cierpień można uniknąć. Czasem wiążemy się z niewłaściwymi ludźmi, tzn. takimi, którzy nie żyją według Bożych praw. A kto nie żyje według tych praw to, siłą logiki żyje według praw "pana tego świata", czy jak tam inaczej zwą tego upadłego anioła.
UsuńNawet jak w Boga wierzymy, to nie wystarczy, by cierpienie znikło. Trzeba dostosować się do praw, przestawić niewłaściwe zwrotnice. Czasami cierpienie jest skutkiem zwrotnym dawnych win, niekoniecznie swoich, ale ludzi, z którymi jesteśmy związani.
Kiedy człowiek czuje harmonię świata i stworzenia, to faktycznie znajduje się bliżej Boga. Bo Bóg jest zawsze w tym samym miejscu, ale człowiek to wznosi się, to opada.
Niektóre więzy trzymają człowieka jak w więzieniu, do którego nie dociera światło. I chyba tak to jest, że tam przebywamy, gdzie najczęściej kierujemy nie tyle ciało, co myśli i uczucia.
Ja chcę do raju! A muszę iść do siostry do szpitala...
P.bezscriptum:
UsuńŹle wstawiłam przecinek.
Anonimowa,bardzo przekonuje mnie Twój komentarz...podobnie myślę...
UsuńTo pozdrawiam serdecznie!
UsuńHarmonii w środku i wiary, że Bóg zawsze jest, choć czasem daleko, jak słońce za ołowianymi chmurami, które kiedyś przeminą. Niektórymi sprawami powinniśmy się przestać zamartwiać, bo muszą nadejść i dbać o stan naszego ducha.
Po śmierci tylko duch się liczy, znikają rozumowe spekulacje, jest tylko odczuwanie.
Żebyśmy tak naprawdę mogli być pewni, co też po tej naszej śmierci będzie...
UsuńKażdy po śmierci może znajdować się w innym stanie, w zależności od tego, na ile jego "iskra Boża", czyli duch jest obciążony. Jak od człowieka odpadną wszelkie złe skłonności i brudy tego świata, to czysty duch wzniesie się do sfery duchowości, która to sfera jest poza światem materialnym i jest wieczna, w przeciwieństwie do świata, który został stworzony jako gleba dla rozwoju ludzkich duchów i innych istot.
UsuńMamy "wyprać swoje szaty we krwi Baranka", czyli oczyścić się w poznaniu i praktykowaniu, urzeczywistnianiu nauki Chrystusa. Prawdziwej nauki, a nie zniekształconej poprzez liczne jej interpretacje.
Jakoś tak powiało grozą. Zamiast budować, odjęło...
UsuńWiem, wiem, każdy by chciał słyszeć, że po śmierci idzie prosto do nieba...
UsuńLecz tymczasem trzeba trochę postraszyć? Tylko, że (podobnie jak w przypadku kary śmierci) to tak nie działa.
UsuńA tak zasadniczo, to najbardziej chciałoby się mieć pewność, że po śmierci coś jest. Cokolwiek.
Jak zawsze-cieszy mnie każde Twoje napisane zdanie, każdy post czytam z uwagą i niekiedy kilka razy.Nikomu nigdy niczego nie zazdrościłem - ale dlaczego ja tak nie umiem ładnie pisać???? Pozdrawiam i tak trzymaj.Darek
OdpowiedzUsuńNic tak nie mogło poprawić mi humoru z rana, jak Twe przemiłe słowa:).
UsuńAch, gdybym tak ("ładnie") umiała 30 lat temu... Pewnie już w innym znajdowałabym się miejscu. Nie mając powodów do cierpień, smutków i narzekań:)).
(Choć nie brakuje takich, co to twierdzą, że ja zawsze znajdę pretekst do narzekań.
UsuńŁżą najbezczelniej:))