Wojciech Gerson. Gdańsk w XVII wieku. 1865. Olej na płótnie. 103,5 x 147 cm. Muzeum Narodowe, Poznań.


Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.

piątek, 6 grudnia 2019

Przedświąteczny

Wieść medialna niesie, że są jakieś Mikołajki. Za to w naszym w domu normalnie jak zawsze, czyli miło i serdecznie. Nie trzeba nam zbędnych przedmiotów - nawet i słodkości - nade wszystko zaś ideologii.
Tak jak (nam) nie trzeba alkoholu by impreza się udała.

Zaprzyjaźnione z nami rodzinne gremium postanowiło jakoś zmodyfikować zasady wręczania sobie prezentów. Po co każdy ma każdemu "prezentować" jakiś tani bzdet, skoro lepiej jest losować. Uzgodniono, że podarek ma być wart sto złotych. Tak też i zrobiono - akurat rzecz się działa w mojej obecności, podczas imienin pani domu.
No i teraz jest zagwozdka, czego by w granicach stówki mógł zażyczyć sobie ktoś. Zagwozdka arcymiła wyłącznie przy założeniu, iż kwota jest tak niepokaźna, że zabawa przynieść może radość niespodzianki.
Albo tak w budżecie nieznacząca, iż na odczepnego tej tradycji, co niemądrze zagościła już na dobre, pokłon mimo wszystko złożyć warto. Co ja osobiście o tym sądzę? Otóż mam refleksji kilka.
Tytułem doprecyzowania, mój punkt siedzenia implikuje zgoła inny punt widzenia. Sto złotych bowiem nie jest dla mnie tym, czym jest dla niektórych "stówka".
W związku z powyższym zdecydowanie bym wolała sama kupić sobie za rzeczoną stówkę prezent. Lecz tutaj głos rozsądku przywodzi myśl o tyle słuszną, co praktyczną - że niby w imię czego mam wyskoczyć z kasy właśnie teraz, kiedy Święta? Moja odpowiedź jest odmowna; nie, nie, nie, i jeszcze jakieś dziesięć razy "nie".

Święta są dla nas priorytetem, pragniemy je realizować jota w jotę tak, jak chcemy. I uważamy, że to czas najmniej ze wszystkich czasów odpowiedni do rozpuszczania kasy na "prezenty". Jest przecież na to cały rok. (Jeśli zaś mimo wszystko ujawni się... pretendent, to z mojej strony liczyć może tylko na solidnego kopa w odnośną ciała część.)
Święta to dla nas czas radosny i rodzinny - powinien czysty być i nieskażony komercyjnym praniem  mózgu. Wolny od tej obłudnej i namolnej pseudo-ideologii "dzielenia się z potrzebującym".
Kto chce, i ma się czym podzielić - winien to robić bez zbytecznych fajerwerków.
Ot, żeby obdarowywany mógł również przygotować własne święta. Albo zaprosić kogoś samotnego, dzieląc się tym, co jest na stole, nie oczekując w zamian materialnych upominków. Co więcej, ja nalegam, by nie przynosił nawet ciasta, ryby, czy sałatki. Wszak gość jest najcenniejszym darem; zaszczytem, co niezasłużenie nas spotyka. Od naszej serdeczności i mądrości zależy to, czy będzie czuł się u nas godnie.

Lecz najważniejsze jest, by nie zatracić kwintesencji Świąt i całej zasadności świętowania.
Róbmy to zawsze w zgodzie z wyznawanym priorytetem. Dla ludzi niewierzących niech będzie to okazja do spotkania się w rodzinnym gronie, czas odpoczynku i pogody ducha.
Nas zaś, wierzących, niechaj ponadto opromieni ta refleksja, która uwiarygodni nam codzienność.
Tak, aby Wydarzenie, które czcimy nadało sens całokształtowi naszej działalności.

Jak to ogarnąć, żeby Życzenia nie były jeno czczymi frazesami? To już zupełnie inna bajka...

2 komentarze:

  1. "Stówka" to całkiem sporo jak mi się wydaje. ;] Choć jeśli to miałby być jedyny prezent (zamiast kilku - jeśli dobrze rozumiem Twój wpis) to rzecz byłaby jak najbardziej do rozważenia.
    U nas - myślę - zachowane są wszelkie proporcje, bo rzeczywiście wszyscy o to dbają. Zachwyca mnie jak moje i szwagierki dorosłe dzieci włączają się w kreowanie (jakoś trudno o inne słowo) Świąt i dbanie o niezwykłość tego czasu. Niezwykłość polegającą przecież najmniej na prezentach - aczkolwiek wykorzystujemy ten czas do spełniania (rozsądnych) marzeń i nierzadko łączymy w tym spełnianiu marzeń siły. Moje standardowe pytanie do Teściowej w tym czasie: "Czy chce się Mamusia dołączyć do.." ;) i jej entuzjastyczna odpowiedź "Oczywiście, bardzo chętnie...".

    Życzenia... to rzeczywiście osobny temat,. ale tyle zależy od relacji z osobą. Nie mam problemu by komuś bliskiemu powiedzieć po prostu "wszystkiego dobrego", bo jeśli ta relacja jest dobra i bliska bo czasem im mniej słów tym lepiej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli tak, jak napisałam o tym punkcie siedzenia...
      Warto czasem poza niego wyjść, na jakiś czas owo miejsce zmienić, usiąść przy kimś nieznajomym. Wejść w czyjeś buty, czy też jakoś tak:) Mnie to pomogło i już nie narzekam na to, że musiałam (troszkę) pocierpieć biedę. Teraz patrzę na wiele rzeczy inaczej. Nie zepsułaby mnie wygrana w totka. Wróć, ja już wcale o takiej wygranej nie marzę. I to zaliczam do sukcesów.

      Usuń