Wojciech Gerson. Gdańsk w XVII wieku. 1865. Olej na płótnie. 103,5 x 147 cm. Muzeum Narodowe, Poznań.


Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.

piątek, 6 czerwca 2014

"Śmiertelna" inspiracja

 Mowa o postach (i komentarzach!) na Wymuszonym Blogu u Rybci. Ściśle biorąc, zaczęło się TUTAJ, TUTAJ i TUTAJ.

Zawsze miło mi czytać, że kogoś zainspirowałam.
Z tym, że nie do końca się zrozumiałyśmy.
Jeśli w grę wchodzą sprawy ostateczne, trzeba zachować się godnie. W tych sprawach godność może mieć oblicza różne. Poczucie dystansu do własnej śmierci w niczym godności nie uwłacza. Żartować z "kostuchy" można se do woli. Zatem wszystko w porządku.
Czy żarty wykraczać mogą poza sferę, zdawałoby się, nieprzekraczalną?
Dotykać, jak w tym przypadku, spraw intymnych?
Ależ tak, jak najbardziej mogą.
Dopóki żarty, nawet daleko posunięte, nie trywializują godności tej odwiecznej prawdy.
Nic podobnego nie miało tam miejsca.
Jeśli chory na raka kreuje swój pośmiertny wizerunek, dworując sobie z choróbska, nic w tym nagannego.

Moje poczucie humoru jest z innej bajki - tak napisałam.
Chodzi mi raczej o merytoryczną stronę żartów. Nie zaś o sam fakt żartowania.

Bo jeśli ktoś dystansuje się od własnej śmierci, jest to ok.
Zastanawiać się, w co nas ubiorą, ludzka rzecz.
Wszystko wszak winno stosowną oprawę mieć.
Dawniej zmarłego ubierała rodzina. Jak również myła, czesała, goliła.
Wszystko to w trosce o godność zmarłego. By nie narażać na obcy widok jego intymności.
Obecnie robią to profesjonalne firmy.
Nikt z nie zaprząta sobie głowy szczegółami. Ważne, by "do brzegu".
Nowe czasy, nowe obyczaje.
A tu ktoś zastanawia się nie tylko nad ubraniem, czy bielizną nawet. Teraz to jeszcze nie wszystko.
Bo jakże to tak, umierać sauté. 
Nie godzi się. Warto pomyśleć, by jeszcze ...wydepilować się.
Golenie w grę nie wchodzi - wiadomo - włos po śmierci rosnąć nie przestaje. 
Trzeba skutecznie, najpewniej laserem. Czy jakoś tak.
Tu dochodzimy do sedna. Bo jeśli żartuje się, aby zdyskredytować ten sposób myślenia, sprowadzając go do absurdu, całą sobą jestem na tak. 
Lecz co, jeśli nie? Jeśli przeciwnie, chce się jeszcze wzmocnić tego typu ogląd?

I to właśnie wtedy moje poczucie humoru okaże się z innej bajki.
Smutek i takie tam...

41 komentarzy:

  1. errato, my Fariatki jesteśmy i nie da się z nami normalnie gadać :PPP
    i gwarantuję Ci, dobrze Cię zrozumiałyśmy :)

    buziaki:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale chodzi też o to, czy ja dobrze zrozumiałam. Cosik mię się widzi, że ...prawidłowo. Czyli po fariacku:))).

      Usuń
  2. Muszę ze dwa razy jeszcze przeczytać żeby pojąć :P
    Ale mam przed chwilą przejechane 400km. To nie nadanżam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ło matko:). No masz!

      Usuń
    2. oh, nie myślę, żebym chciała promować przedśmiertną depilację!
      albo rzepy do sukienek sprzedawać!
      to tylko żarty żeby choć troszkę trudny temat spraw ostatecznych oswoić
      zresztą wiesz sama, że u mnie dużo śmiechu, obracania w żart poważnych rzeczy
      po to stworzyłam to miejsce, tym się wspieram

      starsze pokolenie bardziej było obyte ze śmiercią, rozmowy z moja babcią o umieraniu, trumnach, sukienkach były naturalną częścią rozmowy o życiu w pewnym momencie

      Usuń
  3. miałam chyba za ciężki tydzień bo nie ogarniam poczucia humoru w takich kwestiach.... nijak nie znajduję w sytuacji związanej z jakąkolwiek śmiercią niczego zabawnego :/ :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bo, niestety, to może wydawać się zabawne jedynie w kontekście domniemania własnej śmierci. Aczkolwiek z reguły nieczęsto.

      Usuń
    2. własna śmierć nie bawi mnie zupełnie :/ wydaje mi się że mogłoby mi się udać wypracować do niej pewien dystans ... ale na pewno NIGDY nie zacznie mnie bawić :/
      gdyby ilość komentarzy pod tamtym postem nie była tak porażająca może skusiłabym się na poznanie innych wersji... aczkolwiek na dziś rady nie dam ... może jeszcze kiedyś... :)

      Usuń
    3. Prawda, że przez ten gąszcz raczej trudno się przebić:).

      Usuń
    4. mnie też śmierć nie bawi
      ani trochę
      ani moja ani żadna inna

      Usuń
    5. nie dziwię się poważnemu podejściu do temt, sama nie wiem, jak bym reaogwała na takie żarty, gdyby nie fakt, że nagle w moim życiu pojawiła się koszmarnie realna perspektywa konieczności posiadania sukienki do trumy...

      ja to próbuję obśmiać, choć, zapewniam was, że częściej mam zaciśnięte gardło i łzy w oczach niż śmiech na ustach, gdy o tym myślę NAPRAWDĘ

      to mój sposób, każdy może mieć swój
      a blog to tylko kawałek mnie

      Usuń
    6. Ja to wiem, a myślę, że i pozostali też. To dla nikogo zabawne nie jest.
      Ja zresztą tak jakby nie na ten temat.
      We wszystkim wszak mam zwyczaj doszukiwać się drugiego dna.

      Usuń
    7. ja tylko tak, dla jasności, niby wiadomo, ale postawienie sprayw jasno sprzyja porozumieniu

      Usuń
  4. Jak wiadomo mieszkam w NYC od wielu lat. 11 sierpnia 2001 roku mialam umowiona wizyte u fryzjera, ale nie moglam wyjsc z domu dopoki nie skontaktowalam sie z synem, ktory pracowal w sasiedztwie WTC. Czekalam przy telefonie i wpatrujac sie w ekran tv na ktorym przewijaly sie zupelnie surrealistyczne sceny.
    Nareszcie o 10:30 telefon!!! Junior melduje, ze zyje, nie ma czym wrocic ale wroci, wazne ze jest bezpieczny. Odetchnelam z ulga i powiedzialam do sluchawki "to ja teraz ide do fryzjera" na co on z wrzaskiem "mamo zwariowalas??? tu nie wiadomo co sie dzieje a ty do FRYZJERA!!!" A ja na to spokojnie "synu a gdybm miala dzis umrzec to ja wytlumaczysz ponad centymetrowe odrosty?" i to sprowadzilo go na ziemie wiec juz spokojnie powiedzial "no dobra ty jestes moja matka nic sie nie zmienilo wiec idz".
    I taka jestem, taka bylam i taka bede az do.... wlasnie.... smierci.
    Zawsze dbalam o to jak wygladam, teraz tez dbam i bede dbala bo dlaczego nie? :)))
    To sa tak niewielkie sprawy a ja sama czuje sie 100% lepiej jak wiem, ze zrobilam wszystko co moglam zeby w miare dobrze wygladac. Jak ide na wesele to nie jestem pewna czy kazda Panna Mloda poddala sie takiej ilosci zabiegow co ja wlasnie zrobilam jako gosc:)))
    Lubie, po prostu lubie i do nieba (prosze nie korektowac, ja i tak nie wierze w niebo i pieklo) tez pojde zadbana, lacznie z depilacja:))) Skoro robie to od lat (depilacje) to nie rozumiem dlaczego mialabym przestac?
    Czy dlatego ze mam raka?
    Czy dlatego ze umre?
    Czy moze w trumnie nie wypada byc wydepilowana?
    Ale przeciez o tym nie bedzie wiedzial nikt poza mna i obsluga Domu Pogrzebowego:))))
    I tak mam na tyle dystansu, ze sie smieje z wlasnej smierci, bo czy ja bede plakac czy sie smiac to nie mam wplywu na sam fakt, ze i tak umre. A plakac to ja akurat bardzo nie lubie, wole sie smiac.
    Nikt chyba nie placze z powodu walsnej smierci, no moze przed, ale nie po... wiec ja tez chyba nie daleko odbiegam od schematu:))))
    Alez sie rozpisalam...
    Errato nie wpuszczaj mnie tu:PPP
    Aaaaa i zapomnialam powiedziec "dzien dobry" wiec dygam grzecznie, bo to moja nie pierwsza wizyta, ale pierwszy komentarz.
    buziam:***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Star! Bujsiebuka!!! Jakiego znowu sierpnia??? Qrna!!!

      A poza tym zgadzam sie w pelni, nawet umarty czlowiek musi wygladac dobrze. :)))

      Usuń
    2. Miesiace mi sie poprzestawialy chyba dlatego, ze tak intensywnie mysle o tym weselu w sierpniu:))))

      Usuń
    3. Aby kurtuazji stało się zadość, ja też dygam grzecznie:)). Kiedyś ten pierwszy raz w końcu być musi. Znam i doskonale rozumiem Twój punkt widzenia. Ja też daleko w tym względzie nie odbiegam. Przeczulenie na punkcie wyglądu odziedziczyłam w genach. (Odwołanie do "genów" nie ma nic wspólnego z Eurowizją, ani z parodią, choć tu już bliżej:). Chciałam tylko zaprotestować przeciw ostracyzmowi w tej dziedzinie.

      Usuń
    4. Ach, przypomniałaś mi cały ten koszmar WTC. To były czasy...

      Usuń
    5. chciałabym tylko przypomnieć, że każda z nas praktycznie żartowała z tego jak sama będzie wyglądać i jak się ubrać itd.
      nie było tam złośliwości, a dużo dystansu do siebie
      z samej śmierci kogoś bliskiego, czy nie bliskiego, obojetnie kogo jestem pewna że ŻADNA z nas nigdy by nie żartowała i mówię to w imieniu całej grupy, bo znamy się już na tyle dobrze, że wiem co mówię
      wiele razy każda z nas dała dowód na to, że czyjaś bieda, choroba nie jest nam obojętna i nie tylko ludzi, ale i zwierząt
      i tyle
      to był tak zwany czarny humor, który ja osobiście uwielbiam i jak widać, dziewczyny też :)
      a co do troski i strach o życie innych, długo by gadać, bo ja mam na tym punkcie wręcz obsesję

      Usuń
    6. I tego się, dziewczyny, trzymajmy:))).

      Usuń
  5. A wiesz Errato, dwa razy w życiu ubierałam kogos bliskiego do trumny. Pierwszą z tych osób także przyozdabiałam makijazem. Robiłam to w kostnicy. Doswiadczenie nie do zapomnienia. Smutek, samotnosć i ...czułosc w stosunku do tych bezradnych zmarłych, którzy dopiero co mogli na mnie popatrzec, usmiechnąc sie a teraz? Ciało jak zimna, trudna do wyrzeźbienia glina....
    Przez powyższe doświadczenia nie potrafie zartować na te tematy...
    Ale to nie ma nic do rzeczy, bo każdy ma prawo odczuwać po swojemu i nikogo za to nie ganię.
    Pozdrawiam Cie ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie doświadczenie zawsze implikuje odpowiednią postawę wobec śmierci. Każdy z nas wypracowuje sobie własną, ale ona też w sposób ciągły ewoluuje...

      Usuń
  6. Jestem ateistą. Śmierć jest dla mnie końcem drogi. Osobiście jest mi wszystko jedno czy po śmierci zobaczą mnie z odrostami i nogami jak łoś syberyjski. Bo mnie i tak będzie wszystko jedno. Mnie tak.
    Od dwóch lat przeprowadzam ludzi na drugą stronę, jestem tym kto trzyma ich za rękę w ostatnim momencie, spędzam z nimi ostatnie dni i godziny, sekundy. I widzę jak przygotowują się do tej ostatniej drogi, jak zapinają wszystko na ostatni guzik, jak ważne są dla nich te detale i szczegóły. I patrząc jak niektórzy z nich pięknie żyli, jak długą drogę przebyli, mam wielki szacunek dla ich śmierci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochany Pieprzu, mam wielki szacunek dla ludzi, którzy podejmują się tej trudnej, ale szlachetnej misji. Zwłaszcza już wtedy, gdy mam do czynienia z ateistami.

      Usuń
  7. Posty u Rybenki czytałam już wcześniej, dyskusję pobieżnie bo nie zawsze mam siły znagać sie z pisownią ;P
    Jeżeli dobrze Cię rozumiem, tak jak rozumiem, to się z Tobą zgadzam. :)

    Natomiast najtrudniejsze wydaje mi się w tym wszystkim pogodzenie z własną śmiertelnością, ograniczonym czasem na tej ziemi. A to kolosalnie zmienia perspektywę.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, pogodzenie z nieuchronnym jest pierwszym, najtrudniejszym etapem. Potem zmienia się nasze postrzeganie tych spraw. Jak również wszystkich towarzyszących im okoliczności.

      Usuń
    2. to zauważenie własnej śmiertelności to jak uderzenie obuchem
      niby wiedziałam, że kiedyś umrę, ale kiedyś brzmi jak nigdy

      Usuń
    3. Święta prawda, niby wszyscy to wiemy, lecz nie czujemy. A tutaj "czucie" jest najważniejsze.

      Usuń
    4. Ano włąśńie. Jak uderzenie obuchem - to b. dobre określenie.

      Usuń
  8. Nie zaglądałam do źródeł, ale wydaje mi się, że wiem o co chodzi.
    Często żartujemy z moją mamą o sprawach ostatecznych, nic co ludzkie, nie jest nam wszak obce. Nie razi mnie to, bo śmierć jest częścią życia.
    I gdyby to chodziło o mnie, to czułabym się też lepiej z tym, że mogę sobie o własnym odchodzeniu pożartować i stać mnie na to, zamiast bać się, uciekać od myślenia na ten temat, udawać, że nie ma sprawy itp.
    Uważam, że wobec własnej śmierci każdy ma prawo podchodzić tak, jak ma na to ochotę. Podobnie jak ma prawo wybrać, czy chce się dłużej męczyć, czy woli odejść, kiedy już nie ma siły (nie mówię o chwilowej depresji, ale o długotrwałej nieuleczalnej chorobie). Ale to ostatnie już nie na temat, tylko tak mi do głowy przyszło, więc napisałam akurat tu, bo jednak się wiąże.
    Pozdrowienia! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śmierć rzeczywiście jest częścią życia. Nigdy nie możemy przewidzieć, jak w rzeczywistości (w swoim czasie) do tego podejdziemy. Pozostaje mieć nadzieję, że ten "nasz czas" nie zaskoczy nas tak prędko:-)). Tego nam wszystkim życzę.

      Usuń
  9. To się temat zrodził.
    Po pierwsze - "Denatana" podesłałam mojemu koledze, który ma zakład pogrzebowy i obstawiał prawie wszystkie pogrzeby wśród moich domowników. Sam klip początkowo wzbudził we mnie mieszane uczucia, czy można "aż tak". Ale gdy obejrzałam go po raz kolejny i posłuchałam też zdań innych w tym temacie, doszłam do wniosku, że jednak nikomu nie robi on krzywdy.
    Po drugie - chciałabym być pochowana w trampkach, bo się w nich dobrze czuję (chociaż nie wiem, kiedy umrę; nie jestem na nic chora - przynajmniej o tym nie wiem) i żeby mi zaśpiewali "Na jednej z dzikich plaż". I żeby na mojej stypie było radośnie - niech będzie dużo dobrego jedzenia i dobrego wina - mogę zastrzec to w testamencie. O tym zatroszczeniu się o stypę pomyślałam po trafieniu na piosenkę Jaromira Nohavicy.
    Po trzecie - mojej Mamie do trumny wybrałam ubrania, w których lubiła chodzić. Po prostu.

    Wiara chyba jednak zmienia sposób patrzenia na śmierć. To tylko przejście. Przeskok o wiele większy niż cywilizacyjny, ale jednak przeskok do życia "pełną gębą"; do życia "na całego". Że wreszcie stanie się twarzą w twarz z Bogiem, z którym różnie się te relacje na ziemi układają, a wtedy wreszcie będzie dobrze. Dla jednych śmierć to grób. Dla mnie to niebo, w którym są też ci, przez których jestem kochana. Za jakiś czas (krótszy lub dłuższy) dołączy pewnie do nich moja babcia i to jest takie zupełnie normalne. Ta śmierć na pewno nie będzie ciosem albo niespodzianką, bo babcia ma prawie 90 lat. Chociaż nie wiem, jak bym zareagowała, gdyby okazało się, że mi zostało kilka miesięcy życia. Ale takich reakcji człowiek nie jest w stanie przewidzieć, dopóki nie znajdzie się w danej sytuacji. Tak miałam w przypadku Mamy. Nie wiedziałam, jak przeżyję jej śmierć i pogrzeb, dopóki nie przyszedł ten czas. Jak przyszła sytuacja, to Bóg zatroszczył się o wewnętrzny pokój, pogodę ducha, a nawet radość - że wygrałyśmy niebo. I nie była to jakaś dziwna forma załamania psychicznego. Ja naprawdę się ucieszyłam, że Mama ma niebo. I nie kryłam się ze swoją radością, więc ludzie dość dziwnie na mnie patrzyli - poczynając od pielęgniarek w szpitalu, a na znajomych kończąc. Ale każdy ma swoją historię ze śmiercią :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Zapomniałam! Oto Nohavica - w tej wersji jest najlepsze tłumaczenie:
    https://www.youtube.com/watch?v=HYgLNpC4BJI

    Kocham go za "Starkę" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspaniały ten Nohavica! To jest to!!! Humorystyczne podejście wnosi trochę pogody ducha w te smutne, definitywne rejony. Na ile to pomaga, gdy już przyjdzie prawdziwa "kryska na Matyska", trudno powiedzieć.

      Usuń
  11. Czyż po śmierci to nie wszystko jedno?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podzielam ten pogląd. Nie jest on jednak (jak się okazuje), taki powszechny:)).

      Usuń
  12. Przez jakiś czas miałam taką obsesję, by wychodząc z domu ubierać ładną bieliznę, zwłaszcza gdy miałam gdzieś jechać samochodem. Na wypadek oczywiście, wypadku i śmierci z przyczyn tegoż... Do tego dochodziły inne zmartwienia natury fizjologicznej, ale póki co mi przeszło... ;/... ufff.. I ja to tak na poważnie, nie na żarty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli się nad tym zastanowić, jest tym jakaś racja. Tym niemniej w obliczu prawdziwej tragedii na plan dalszy schodzi tego typu wstyd.

      Usuń
  13. Jesli chodzi o sprawy ostateczne, to dopuszczam zarty, przymróżone oko, ale nie kpiny - bo się nie godzi. My cząesto z moja ciocia ucinalismy sobie pogawedke przy sniadaniu o jej pogrzebie - uwielbiała nad wszystkim miec kontrolę, wiec nad tym też. Na przyklad ciocia pytała: Aguniu, jak radzisz, gdzie postawimy trumnę, u Kubusia w pokojyu?
    A ja na to: "Ciociu, u Kubusia raczej nie, bo będzie się później bał, a jak by się cioci podobało w salonie?" I takie tam! Jak ktos by z boku posłuchał, to by mu się włos na głowie zjezył, a dodam tylko, że z ciotka łączyły mnie wspaniałe relacje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym się nie zgorszyła. To całkiem strawne poczucie humoru:)). Sama miałam i mam wspaniałe relacje z ciociami - młodszymi siostrami swojej mamy. Myślę, że również dla swoich siostrzenic jestem fajną ciotką:).
      Nie wiem tylko, jaką będę "starą ciotką", bo całkiem poważnie mówiąc, jest taka instytucja. Choć może raczej była.
      "Stare ciotki", to ciotki naszych rodziców. Istne zmory opisywane w literaturze. Oj, miałam i ja w dzieciństwie niezłe przeprawy z takowymi:))).

      Usuń