Już w autobusie coś wyglądało mi podejrzanie - jakaś zbyt lekka ta moja torebka.
Nie wzięłam telefonu. (Ach, jaka wolność!)
Lecz zaraz potem - jakże ja teraz siostrę w tych czeluściach znajdę?
Mam pomysł - wszak wiem, w którym sklepie jest rzeczona ramoneska. Jak pomyślałam, tak też
zrobiłam. Niestety... Kto zna moją siostrę ten zrozumie. Dla tych, którzy nie znają: zanim ona dojdzie w umówione miejsce, musi zawiesić oko dosłownie na wszystkim, co tylko znajdzie się na trasie.
Co robić? (Głodno, chłodno i do domu daleko.) Żartuję, dojazd do domu to zaledwie jakieś osiem minut. Co i tak nie zmienia faktu, że nie sposób będzie nam się spotkać.
Automatów telefonicznych w zasięgu wzroku brak. (Po co komu automaty, wszak nawet bezdomni mają teraz komórki.) Obcej osoby nijak o użyczenie telefonu nie poproszę. To już byłaby ostateczność - godziwa tylko w obliczu niebezpieczeństwa.
Zresztą, gdybym nawet cudem zyskała dostęp do aparatu - i tak nie miałabym do kogo zadzwonić.
Bowiem nie pamiętam żadnego z numerów. (Oj, niedobrze, niedobrze.)
Ani do siostry, ani do żadnego z dzieci. O pozostałych nawet i nie warto gadać.
No dobra, w nieużywanych czeluściach pamięci czai się gdzieś jeszcze mój numer domowy. Jednak na nic mi on teraz - dziecię moje wszak wybyło na ten wieczór z domu.
Dość, że spędziłam w tym sklepie godzinę. Straciwszy już wszelką nadzieję udałam się po zakup dóbr priorytetowych (chleba tudzież papieru toaletowego). Atoli tuż przed wyjściem coś mnie jednak tknęło i wróciłam do "naszego" sklepu. Tam na siebie wpadłyśmy. Miast paść sobie w ramiona, "najgorsze wyrazy powtarzałyśmy po tysiąc razy". (To taka nasza parafraza z Boya.)
Jednak popsioczyłyśmy tylko dla formalności, bowiem w istocie obie byłyśmy uradowane.
Mimo, iż finał tym razem udany - ramoneska szczęśliwie została zakupiona - warto się jakoś na podobną okoliczność zabezpieczyć.
- Wbić sobie do łba choćby jeden (najłatwiejszy) numer do któregoś z dzieci.
- Mieć przy sobie karteluszek z najważniejszymi kontaktami.
- No i kluczowe: pod żadnym pozorem nie zapominać o telefonie!
Wolność wprawdzie bezcenna, lecz odwrotu od cywilizacji (już niestety) nie ma.
Bez telefonu jak bez ręki! Ramoneska niczego sobie ;-)
OdpowiedzUsuńJak zwykle wysłałaś dwa razy:)).
UsuńTak, teraz bez telefonu ani rusz.
Zdarzyła mi się podobna historia - umawiałam się z córką, tyle że nie w konkretnym sklepie, a po prostu "w CH" i to nie na ściśle określoną godzinę (to zdzwonienie się było w domyśle). Doszłam jednak do wniosku, że prędzej czy później znajdzie mnie, jeśli postoję w centralnym punkcie z fontanną :). Ale telefon lepiej brać... Fajna ramoneska.
OdpowiedzUsuńPrzeważnie intuicja podpowiada ten właściwy sposób. Szczególnie, jeśli chodzi o dobrze znanych ludzi.
Usuńmnie też dręczy, ze tak mało nr tel znam na pamięć
OdpowiedzUsuńa kiedys wszyscy pamietali wszystkie numery do kolezanek, ciotek, sasiadów...
Kiedyś nie mieliśmy tyle do zapamiętania:). Poza tym jeśli wiemy, że mamy w systemie, to już nie chce nam się dodatkowo wysilać.
Usuńznam człowieka, który nie ma tel komórkowego
OdpowiedzUsuńjest czynny zawodowo, ma rodzinę, znajomych, a tel nie i koniec
doprowadza nas do szału!
Czyli taki "ostatni bastion". Nie ma już dla nich miejsca we współczesnych realiach. Niestety...
UsuńJa mam trzy telefony (o czasy! o obyczaje!) i nawet własnych numerów nie pamiętam. Może się zdarzyć, że kiedyś się zgubię i nigdy nie odnajdę. Takie czasy.
OdpowiedzUsuńKiedyś miałam poważny problem - nie potrafiłam na poczekaniu przypomnieć sobie własnego (jedynego) numeru telefonu. O mały włos dobra praca przeszłaby mi koło nosa. Na szczęście w ostatniej chwili doznałam olśnienia.
UsuńMoja teściowa poszła do piwnicy i wychodząc z niej zostawiła klucze od domu w środku. Zimą, bez telefonu ani ubrań. Uratowali ją sąsiedzi - pozwolili skorzystać z telefonu. A pamietala tylko nasz domowy numer. Dobrze że tak i że był ktoś w domu.
OdpowiedzUsuńTo mogło skończyć się niewesoło. Dobrze, że trafiła na życzliwych ludzi. Z sąsiadami lepiej żyć w dobrej komitywie, bo nigdy nic nie wiadomo.
UsuńTelefonu kiedyś bardzo pilnowałam. Teraz zapominam o nim bardzo często. Moi rodzice już nie zadzwonią, a Bogumił jest pokój obok :-)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że nie tylko ja nie znam telefonu do najbliższych :-)
Dwa dni temu wybraliśmy sie do miasta (czytaj do Gdańska), weszłam do sklepu z obuwiem. Przeleciałam wzrokiem półki. Gumofilców ani kaloszy nie było, więc wyszłam. Teraz takich stroi szukam. I tu jest pomysł na wpis "moda wiejska" :-)
Kiedy wychodzę na krótką chwilkę, celowo nie zabieram "grzmota". Gorzej, kiedy idzie się na spotkanie, zwłaszcza z nowo poznaną osobą:).
UsuńTak, teraz już będziesz musiała zmodyfikować swój pogląd na ubieranie się. Może napiszę post o czymś nawiązującym. Przyznam, że mam mieszane uczucia w związku z tym, czym ostatnio żyjecie, z tą nagłą zmianą. Ze względu na Was cieszę się i kibicuję wszystkim tym poczynaniom, ale jakiś dziwny smutek do mojego systemu się wkradł...
Faktycznie bez telefonu, jak bez ręki. Do mamy i córki pamiętam, do M. już niekoniecznie, bo ten numer taki długi. Ale chyba go sobie i tak wpiszę na wszelki wypadek do jakiejś karteczki, którą będę zawsze nosić przy sobie w portfelu! :) Nauczka ważna, że faktycznie czasy teraz kompletnie inne i bez podania dokładnych danych azymutowych i godzinowych już się odnaleźć nawet w większym sklepie nie sposób :)
OdpowiedzUsuńA ramoneska świetna, nie wiedziałam, że tak się taka kurteczka nazywa, a mam podobną z niesymetrycznym zapięciem! :)
Ja mam kilka podobnych. Jedną, taką o militarnym kroju, ze srebrnymi guzikami zgubiłam na wycieczce. Do dziś nie mogę jej odżałować i wciąż szukam takiej, która mogłaby ją zastąpić.
UsuńAch, takie już mamy czasy, że wychodząc z domu bez "wyposażenia" czujemy się bezbronni, niczym ten hipotetyczny król, którego wystawiono w samej bieliźnie poza bramy pałacu.
Prawdą jest, że teraz bez telefonu jak bez ręki. A może nawet bez dwóch
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
To się nam porobiło...
UsuńFajna ramoneska (kiedys tylko zarezerwowana dla fanów mocniejszych dźwięków)szkoda,ze się nam Erratko nie zaprezentiwalas w niej..czy to dla siostry??Bo juz się poplątalam:-)
OdpowiedzUsuńOj telefon,to teraz dla większości jak prawa ręka,czasami zdarzy mi się go zapomnieć i właśnie wówczas jest mi najbardziej potrzebny :-)
Ciiii... bo jeszcze się wyda:)) Jasne, że dla siostry.
UsuńFajna ta Twoja nowa ramoneska :)
OdpowiedzUsuńFakt, przyrośliśmy do komórek dość mocno, a kiedyś jakoś sobie bez nich radziliśmy. Truizm, wiem ;)
Takie życie i wyzwania nowoczesnego, dynamicznego i wiecznie młodego społeczeństwa.
Jeszcze nam gardłem wyjdzie, a właściwie już wychodzi:).
UsuńKurteczka fajna.
OdpowiedzUsuńA ja pamiętam telefony. Prawie wszystkie. Co więcej, pamiętam nawet takie, których nie używałam z dziesięć lat, stare numery znajomych, którzy owe numery dawni zmienili. Oraz np. daty urodzin ich dzieci... taka przypadłość.
Ale telefon i tak zawsze noszę :)
Wygląda na to, że i ja pamiętam parę z takich, które pochodzą z najwcześniejszych czasów. Numer mojej koleżanki szkolnej i kolegi. Tyle, że w kluczowej sytuacji nie przydałyby mi się już na nic.
UsuńAle się uśmiałam! Jakbym o sobie czytała, też nieraz myślę, jak to by było w skrajnej sytuacji gdy trzeba by było wykrzesać z głowy choć jeden telefen do najbliższych... nic pustka w głowie... a jakby od tego zycie zależało - myślę ze zgrozą... musze to opanować! ramoneska śliczna!
OdpowiedzUsuńDzięki:). Oj tak; jakby od tego miało zależeć życie. Trzeba nam wnioski wykrzesać w te pędy:)
UsuńWitam serdecznie. Pozwole sobie napisać do Pani w odpowiedzi na komentarz na blogu Pani Doroty. W swoich komentarzach staram sie nikogo nie obrażać i respektować inne poglądy ale nie widzę powodu aby z nimi nie polemizować. Umiejętność dyskusji to domena inteligentnych, otwartych ludzi. Niestety Pani Dorota jest osoba uznajaca tylko jej racje a jej odpowiedzia na polemikę jest "precz z mojego bloga". Bardzo to dojrzale i kulturalne 😊 Moim zdaniem jeśli nie życzy sobie komentarzy to niech po prostu je zablokuje. To nieco smieszne ze mozna komentowac ale tylko komentarze zgodne z myśleniem Pani Doroty są publikowane.
OdpowiedzUsuńTo smutne, że ostatnio wielu z nas zapomniało o poszanowaniu dla ...człowieka. Nawet nie tyle rozmówcy, ile po prostu drugiego człowieka. Postanowiłam nie zabierać już głosu tam, gdzie za wiele się politykuje. Wprawdzie od polityki nie ma ucieczki - wszyscy siedzimy w tym po uszy - lecz jakoś nie bawi mnie takie półinteligentne przerzucanie się inwektywami. Co zaś do komentarzy - tak to już bywa, że nie wszędzie można być persona grata:)
UsuńKurtka świetna, podobnie jak sukienka o której pisałaś ostatnio! :-))
OdpowiedzUsuńPiękne dzięki:))
UsuńPoznałem nowe słowo - dziękuję.
OdpowiedzUsuńZajrzałem do wikipedii, polskiej i angielskiej.W tej drugiej taka część garderoby nazywa się - leather jacket. Ciekawa jest lista znanych użytkowników - na pierwszym miejscu - UWAGA - BOLSZEWICY!! Zespół Ramones dopiero w drugiej dziesiatce.
P.S. Komentarz tej treści napisałem już wczoraj, ale gdzieś zniknął. Podejrzewam, że nie powodem było to słowo napisane duzymi literami.
Leather jacket z uwagi na tradycję - takie kurteczki kiedyś szyte były ze skóry. Obecnie - z czego dusza zapragnie. Taka cenzura? Toż to być nie może:)
UsuńCzytałam, owszem, czytałam o carskim gimnazjum. Też nie zawsze udaje mi się zamieścić komentarz. Z racji wyjazdu zaległości nadrobię w "wolniejszym" terminie.
ja bez telefonu nie wychodze z domu ... bo mam wtedy zagrożone poczucie bezpieczeństwa :)
OdpowiedzUsuńA ja mam pamięć jak słoń! :) Nie tylko do numerów, chociaż pochwalę się, że pamiętam nawet numer rodzinnego telefonu domowego, który został zlikwidowany +/- 10 lat temu... :) Pamiętam numer komórkowy do Mamy, do przyjaciółki i... do byłego faceta, jakby ten ostatni był mi najbardziej do szczęścia potrzebny. ;) Ale mimo wszystko bez telefonu się nie ruszam, bo prócz do kontaktowania się ze światem, służy też jako GPS i odtwarzacz muzyki. :)
OdpowiedzUsuńŁadna ta ramoneska, choć sama kupuję wyłącznie czarne, w których kołnierz nałogowo wypełniam różnorakimi przypinkami. :)
Minionej nocy przyśniło mi się, że włączyłam w telefonie jakiś tryb dyskretny i nie doszły do mnie żadne połączenia ani SMSy do znajomej blogerki, która ponoć specjalnie dla mnie przyjechała do Kołobrzegu. Ostatni SMS brzmiał "żałuję, że nie pojechałam prosto do domu, tylko tu zostałam". Obudziłam się zlana potem i dopiero po kilku godzinach przeszedł mi stres z tym związany. PA-RA-NO-JA. ;)
OdpowiedzUsuńMasz rację, teraz nawet bezdomni mają telefony, niektórzy nawet smartfony.
OdpowiedzUsuńCzasami się zastanawiam, jak kiedyś ludzie funkcjonowali bez telewizji, Internetu czy telefonów. Nie mam pojęcia..
Pozdrawiam:)
Ja już jakis czas teu pzrepisałam numery telefonu do notesu ...w razie czego:)
OdpowiedzUsuńa swoją drogą to fakt , takie mamy teraz czasu,że bez telefonu , komputera itp ani rusz..nawet moja mama, pani po 70 uzalezniona, że aż:):)
Wiosenne pozdrowienia ślę