Wróciwszy po tygodniowej nieobecności musiałam dać się zainspirować.
Za sprawą wpisu Emki, a zaraz potem jej rekomendacji tegoż, przypomniałam sobie dawną, szkolną, historyjkę. Gdy moje dziecię było bodaj w trzeciej klasie, pani zadała im wypracowanie. Każdy musiał napisać coś o swojej mamie. Czym (zawodowo) się zajmuje, co lubi robić w wolnym czasie, no i takie tam, ogólnie. Rzecz przypuszczalnie działa się w okolicach Dnia Matki.
Tego dnia większość z dzieci wprost wyrywała się do odpowiedzi. Nauczycielka odpytywała na wyrywki. Dziecię moje, widząc, że się może nie doczekać, wzięło sprawy w swoje ręce. W końcu każdemu się marzy jego własne "pięć minut".
- Proszę pani, ja znam swoją pracę na pamięć - woła w desperacji.
- Dobrze, wobec tego czytaj.
Moja mama nic nie robi - wygłosiło moje dziecię dumnie.
To już był koniec czytania. Dzieci spojrzały po sobie zgaszone, pani nauczycielce szczęka opadła z wrażenia. Chcąc troszkę ratować sytuację, stwierdziła, że pewnie mama zajmuje się domem - a to wszak bardzo poczesna profesja. Dziecięciu mojemu nie spodobało się takie spłaszczenie problemu.
- Wcale nie, bo moja mama siedzi z nogami na zlewie, je czekoladę i czyta książki!
Fakt, że w tym zlewie zazwyczaj rezyduje sterta nieumytych naczyń przemilczany został taktownie.
Wojciech Gerson. Gdańsk w XVII wieku. 1865. Olej na płótnie. 103,5 x 147 cm. Muzeum Narodowe, Poznań.
Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.
Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.
Piękne :)
OdpowiedzUsuńCzego się nie robi z miłości do książek:))
UsuńJa zrobilam biednej matce lepsza niespodzianke. Pierwsza klasa, pierwsze zajecia, a po powrocie mama pyta:
OdpowiedzUsuń- Jaka jest twoja pani?
- Fajna.
- A ile ma lat?
- Stara jest.
- Jak babcia?
- Nie, tak jak ty.
Mama miala wtedy 31 lat.
Cóż, w tym czasie każdy powyżej trzydziestki jawił nam się zgrzybiałym starcem:)).
UsuńŁadny obrazek. I jak taktownie przemilczała te naczynia...
OdpowiedzUsuńWybiórcza dyplomacja zawsze była jego mocną stroną:).
Usuńkocham dziei:)))
OdpowiedzUsuńJa też! Asertywność przekazywana z pokolenia na pokolenie bardzo temu służy:).
UsuńDzieci są genialne! Dla syna to było OK. Może nawet był dumny z mamy, i słusznie. :)
OdpowiedzUsuńA jakże; dlatego tak się do odpowiedzi rwał:)).
UsuńMoja corcia podobnie opisala w podstawowce swego tate. Dzieci opowiadaly o ojcach rozne roznosci. Co ktory i gdzie robi, a ona:"Moj tata tylko lezy na kanapie i czyta gazety":-)
OdpowiedzUsuńDzieci zawsze kultywują wyraziste obrazy. Cóż dla nich znaczą nieistotne szczegóły:). Zwłaszcza, gdy nieefektowne, pomimo że efektywne.
UsuńAle zeby te nogi na zlewie polozyc to juz kawal solidnej roboty:))
OdpowiedzUsuńLubiłam patrzeć na te nogi, zwłaszcza, gdy w nowe buty były obute.
UsuńJak cie widza, tak cie pisza.
OdpowiedzUsuńDziecko jest dobrym obserwatorem.
Piekne i straszne.
Może i wcale nie takie straszne:).
UsuńDobre :)) To Ci rekomendację dziecię zrobiło :))
OdpowiedzUsuńZwłaszcza z tymi nogam iw zlewie ;) To jest naprawdę sztuka nie lada ...
Miałam w kuchni takie wygodne krzesło, na którym siedząc, trzeba było tylko nogi położyć na zlewie i voila! Gotując obiad mogłam sobie poczytać, zatem takie "dwa w jednym":). Dziecko rzecz jasna widzi tylko to "jedno" - niewdzięcznik:))
Usuńło matko! i córko ;))))))))
OdpowiedzUsuńa po coś Ty te nogi do zlewu z naczyniami wkładała?????? i jak to robiłaś??? :)))))))
Naczynia, jak słusznie się mawia, nie zając. Ktoś tam zawsze kiedyś zmyje.
UsuńA ileż radości daje dobra książka.
Padłam :ppppp Dzieci są do bólu szczere,ale przyznaj,że o wiele lepiej zabrzmiało,ze siedzisz z nogami na zlewie czytając książkę i jedząc czekoladę (jestem pewna,ze nie gorzką:p)niz,gdybyś np.siedziala z nogami na zlewie pila wino i palila papierosy:ppppp
OdpowiedzUsuńA żebyś wiedziała! Jeszcze by tego brakowało:)). Nigdy nie paliłam. Wina też nie lubię.
UsuńChoć wtedy czekolada była towarem deficytowym, to gorzkiej nie musiałam jeść:).
Całe szczęście, że post czytałam tam, gdzie król piechotą chodzi, bo ze śmiechu bym się posikała ;-)
OdpowiedzUsuńNa to wygląda:))
UsuńJedzenie czekolady może nie, ale mycie naczyń to ciężka praca, a co dopiero czytanie książek. To wymaga myślenia, a myślenie bardzo boli. To wszystko jest męczące;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Zgadza się, czytanie książek to było kiedyś bardzo prestiżowe zajęcie.
OdpowiedzUsuń