Wojciech Gerson. Gdańsk w XVII wieku. 1865. Olej na płótnie. 103,5 x 147 cm. Muzeum Narodowe, Poznań.


Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.

sobota, 25 czerwca 2016

O pewnym Piotrku i paru innych kwestiach przy okazji

Pan Jacek - w czasach, kiedy jeszcze był księdzem - twierdził, iż największym niebezpieczeństwem w byciu biednym jest zagrożenie postawą roszczeniową. Takiemu biednemu może się wydawać, że wszystko - niejako z urzędu - mu się należy. Otóż pozwolę sobie z takim ujęciem sprawy się nie zgodzić. Po mojemu najgorsze w tym wszystkim jest to, że człowiek nie patrzy dalej, niż czubek jego własnego nosa. Będąc z konieczności zmuszonym do pewnej odmiany egocentryzmu. Chociaż na dobrą sprawę rzadko się zdarza tak skrajna postawa - zazwyczaj biedni ludzie troszczą się o swoje dzieci, a więc o egoizmie raczej nie ma mowy. Być altruistą odnośnie krwi własnej - może i niewielka w oczach świata zasługa, tym niemniej zawsze to jednak coś.

Bardzo nie lubię, kiedy ktoś puka do naszych drzwi - narusza to moją prywatność.
(Dzwonek, ze względu na przeraźliwy dźwięk, odłączyłam już dawno temu.)
Wiadomo bowiem, że to ani chybi jakiś naciągacz akwizytor, czy też, jak to się eufemistycznie określa, sprzedawca bezpośredni. Tym razem okazało się, że to nasz młody sąsiad - nazwijmy go umownie Piotrek. Otwiera mu moje dziecię.
- Czy masz pożyczyć pięć złotych ...na makaron? - pada podszyte desperacją pytanie.
- Niestety, nie mam, ja również na kimś wiszę (czyli ma własnej matce domyślnie). Wtedy, w zimie, była dobra koniunktura; przykro mi. Nie ma co, przytomność umysłu to moje dziecię ma!
- Dobrze, że już niedługo się wyprowadzimy, mówię zaraz potem.
- Tam, gdzie mamy w planach się przeprowadzić, zaczepiać nas będą wręcz na ulicy. I to o złotówkę nawet - ripostuje dziecię.
- Tak, wiem, miałam już przyjemność. Tym niemniej rozstanie ze złotówką nie jest aż tak przykre, jak z pięcioma.  W zeszły czwartek jednemu panu dałam nawet dwa złote.
- Aż dwa!?
- Miałam dzień dobroci, zresztą właśnie był mój dyżur, a zatem poszło z babcinej puli - usiłuję stroić sobie żarty. - Za to teraz omijam staruszka szerokim łukiem - co za dużo to nie zdrowo - uderzam dalej w swój wisielczy ton.

Wróćmy jednak do wzmiankowanego Piotrka.
Kiedy zmarł jego solidnie popijający, aczkolwiek bynajmniej nie agresywny, a wręcz przeciwnie, bardzo sympatyczny ojciec, matka została sama z piątką dzieci. Co prawda tylko dwojgu najmłodszym należałoby się jeszcze jakieś wsparcie, ale matka jak to matka, dzieci nie wyróżnia. Zaradna owa kobieta zajęła się kateringiem, obsługując duże, nierzadko całonocne, imprezy. Widywano ją nad ranem, kiedy zmęczona wysiadała z firmowego wozu. Niedługo potem zdarzyło się nieszczęście - kobietę znaleziono nieprzytomną w pobliżu osiedlowej przychodni. Akcja reanimacyjna nie przyniosła rezultatu i tak oto już dwoje moich sąsiadów w krótkim czasie przeniosło się do wieczności. Przełamując pewną regułę naszego bloku - ostatnio, w kilkuletnich odstępach, umierali wyłącznie mężczyźni, pozostawiając wdowy.
Aż dwoje z tej samej rodziny - coś takiego nieźle musiało mieszkańcami wstrząsnąć.
Kto żyw rzucił się świadczyć pomoc osieroconym dzieciom. Wisiała bowiem nad nimi groźba utraty komunalnego mieszkania - wszak nie jest w dzisiejszych czasach o pracę łatwo. O jakąkolwiek, co zaś dopiero taką, z której dałoby się liczną rodzinę wyżywić.
Jedna z sąsiadek zapowiedziała Piotrkowi (najmłodszemu z całej piątki, chociaż w chwili śmierci matki już dorosłemu) iż zawsze może się do niej w krytycznej sytuacji zwrócić. Poratuje go tym, czym aktualnie będzie mogła. Jajkami, chlebem, masłem bądź też makaronem. Jednak pieniędzy w żadnym razie mu nie da - nietrudno jej sobie wyobrazić, na co byłyby spożytkowane.
I tu dochodzimy do sedna. Albowiem cała czwórka chłopców odziedziczyła po ojcu tę nieodpartą skłonność do nadużywania alkoholu. Już od samego rana można było zobaczyć, jak któryś z nich pomyka do osiedlowego sklepu z takim samym nosidełkiem, z jakim widywany był ich tata. Niedaleko, jak to mówią, pada jabłko...
Natomiast jedyna córka wdała się na szczęście w matkę. Skromna, pracowita i pogodna. Zrządzeniem losu dane jej było prędko opuścić rodzinne gniazdo, zanim zdążyłaby na dobre ugrzęznąć w melinie.
Co jakiś czas odwiedza braci, w miarę możliwości dokładając się do rachunków, bądź przywożąc im coś do jedzenia. Chłopcy są mili i uczynni, toteż każdy, kto ma taką możność, zleca im dorywcze prace. Gospodarz domu powierzył im odpowiedzialne zadanie pielęgnowania przydomowego ogródka; tak, aby poczuli się pełnoprawnymi członkami naszej społeczności. Niestety, w jakichś bliżej nieznanych mi okolicznościach wplątali się w działalność gangu i zdążyli zaliczyć parę miesięcy odsiadki. Policja nadal w ramach prewencji monitoruje nocami osiedle.
Ostatnio najstarszy z braci ożenił się i wyprowadził do innego miasta. Ten, który miał opinię największego zabijaki. Teraz ustatkował się, zdobył stałą pracę, urodziła mu się córeczka. Zatem Pan Bóg jakoś tam nad nimi czuwa. Aktualnie zostało w mieszkaniu trzech dorosłych chłopa, często gęsto bezrobotnych. Albo też podejmujących się okresowej pracy. W wolnym czasie lubią przesiadywać na ławeczce robiąc sporo nieszkodliwego hałasu i popijać na potęgę. Coś z tego życia w końcu trzeba mieć.

Parę miesięcy temu Piotrek zagadnął w windzie moje dziecię - czy nie poratowałoby go dziesiątką.
Julian akurat miał przy sobie zarobioną na korepetycjach setkę. (Zaradne me dziecię stara się czasem podratować nasz skromniutki budżet.) Za taką stówę można przeżyć tydzień bądź też zapłacić za leczenie zęba. Na tenże zresztą cel była właśnie przeznaczona.
- Wprawdzie nie mam dziesiątki, tylko całą stówę. Weź ją i rozmień, potem przynieś mi resztę.
W końcu elementarne zaufanie trzeba do bliźniego mieć.
Piotrek wziął stówę, po czym zniknął z pola widzenia. I to skutecznie, bo na całą zimę.
Na widok swojego wierzyciela on i jego bracia w te pędy kryli się za rogiem.
Nareszcie dnia pewnego dało się słyszeć pukanie do drzwi. To Piotrek - skruszony i zawstydzony.
Jak okazało się, przyniósł stówę - i to z nawiązką w postaci czekoladek. Taki honorowy!

Tak czy owak niekomfortowo czuję się w sytuacji, kiedy ktoś mnie o coś nagabuje. Niechby i po dobroci nawet. Nie, bo nie i już. Nie jestem żadną „nieczułą suczą”; ot, takie są realia.  
Pod koniec dnia w mojej lodówce już tylko światło - nie kupujemy niczego na zapas.

Wakacyjnej przerwy nie będzie. Czyż od klepania biedy można wziąć sobie wolne?

24 komentarze:

  1. pierwsza!!! I przeczytałam:))
    Uwielbiam jak ktoś kto umie pisać pisze ludzkie historie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zaś z kolei niezbyt lubię je pisać. Chociaż czasami muszę:)

      Usuń
    2. u mnie w bloku była rodzina
      2 plus dwa
      matka wcześnie odeszła
      ojciec nie wylewał za kołnierz=eufemizm
      ale synowie nie pili
      doglądali ojca do końca
      z bólem i na trzeźwo

      Errato
      czy można jakoś wspomóc?

      Usuń
    3. co to znaczy że musisz?

      Usuń
    4. Dobrą myślą i modlitwą? Jak najbardziej.

      Usuń
    5. Muszę, bo inaczej się uduszę:))

      Usuń
    6. Różnie tego typu trauma odbija się na dzieciach. Niektóre idą "za przykładem", inne wręcz pod prąd. Tych ostatnich niestety jest mniejszość.

      Usuń
    7. a ja akurat widzę jakby większość

      znam rodzine, gdzie 100% tatusiów, czyli 5 było alkoholikami
      ich dzieci w suie 12
      jeden ma ewidentnie skłonności
      ale też daje radę
      reszta ok

      no

      modlitwe sobie załatwiłas
      ale
      wolałabym
      więcej

      Usuń
  2. Też nie lubię.

    Oddał - jednak...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, gryzło go sumienie. Takim ludziom warto pomóc. Wszystkim zresztą warto, lecz ...ta nieszczęsna proza życia. Ważne, by nie dorabiać sobie ideologii.

      Usuń
  3. Pięknie piszesz! Pomagac piękna rzecz, ale Niestety asertywności trzeba się nauczyć, bo całego świata nie zbawisz. Kiedyś pod sklepem zaczepił mnie facet bez nogi. Nie miałam drobnych, nie dałam. Chciałam mu kupić jakiś chleb. Po pol godzinie zakupów przy kasie spotykam go - kupuje piwo i płaci czym? Karta! Już mnie na nic nie naciągnięte.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Asertywności bez wątpienia warto się nauczyć. To nas chroni, między innymi przed całkowitym załamaniem. Nie wolno nam oceniać ludzi, potępiać ich, czy też układać im życie i "wiedzieć lepiej". Jeśli możemy komuś pomóc, to zawsze warto to zrobić. Jeśli nawet zawiedzie nasze zaufanie - trudno. Może to zrobić wiele razy, lecz kto wie, może za którymś razem coś w nim pęknie.

      Usuń
  4. Zal takich rodzin, gdyz nie do konca sa zdemoralizowane. Oddali stowe, choc Wy zapewne dawno pogodziliscie sie z jej strata. Pija, bo ojce pili, dziady zapewne tez. Pija, zeby zapomniec o beznadziei, braku perspektyw i szans na wyksztalcenie i prace. Pija, bo potem sa przez krotka chwile szczesliwi na swoj pijacki sposob. Jednak czlowieczenstwo jeszcze w nich nie umarlo, czego przykladem jest brat najstarszy. Mysle, ze gdyby pozostali bracia dostali szanse od zycie, ich drogi by sie wyprostowaly.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, przywracasz mi wiarę w człowieka. A pośrednio - choć zapewne nie taka była Twoja intencja - również i w Boga. Jest właśnie tak: gdyby tylko mogli dostać od życia szansę! Lecz kto może im ją dać? Ludzie, których na drodze spotkają? To skomplikowane, wszak oni też mają ograniczone możliwości. Nasz system po prostu takich ludzi wypluł. Mają pecha, bo gdyby na przykład takie przykładowe 500+ objęło ich we właściwym czasie, na pewno matka umiałaby te pieniądze odpowiednio zagospodarować.

      Usuń
  5. Zaczepił mnie kiedyś smutny pan na ławce, z ogorzała twarzą , z prośba o 20 złotych. Zaproponowałam kupno jedzenia, ewentualnie, na co pan sie z radością zgodził, wyjął kartkę sfatygowaną z kieszeni i zaczął recytować : pół kilo, pół kilo sera, proszek do prania, cztery chleby itd.itp.Oniemiałam .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu miał sprecyzowane potrzeby. Jeśli ktoś może takim sytuacjom sprostać, to czemu nie. Problem tkwi zresztą o wiele głębiej. Coraz więcej ludzi egzystuje na skraju ubóstwa, staczając się po równi pochyłej.

      Usuń
    2. Miałam problem z tym, że jego potrzeby przerastały nie tylko moje tygodniowe potrzeby, ale i możliwości finansowe. Nie pamiętam całej listy, ale i 10 czekolad na niej było.

      Usuń
    3. W takich razach zawsze czuję się zażenowana. I odchodzę nie udzielając pomocy. Gdyby natomiast poprosił o dwa złote, prawdopodobnie by je otrzymał.

      Usuń
  6. Wszystko takie bardzo względne jest ...
    Na pewno wpadnięcie w nałóg świadczy o pokaleczonej duszy i czasem faktycznie nikt takim ludziom nie daje żadnych szans.
    Ale bywa inaczej, że mimo szans, lepiej z tego bezpiecznego światka nałogu nie wychodzić, bo tak wygodniej. Opieka społeczna się zajmie, do pracy iść nie trzeba ... same plusy, od siebie nic, a inni - dajcie mi, bo się należy. Taka sytuacja z mojego podwórka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Generalnie żyjemy w biegu i niewielu z nas ma ten luksus, by móc pochylić się nad każdą zbłąkaną duszyczką. Żeby było go na to stać - w obojga sensie tego słowa.

      Usuń
  7. W nowym miejscu odmówiłem ze dwa razy i utarła się opinia że nie noszę ze sobą kasy tylko kartę. Chcę darowizny traktować jak odruch serca a nie wymuszoną konieczność.
    Sam ostro liczę się ze swoimi wydatkami. Takie czasy

    OdpowiedzUsuń
  8. Znam temat aż za dobrze. Aż chce mi się wymiotować i szukam zupełnie innej pracy.
    Najgorsze jest to, że z pomocy społecznej korzystają często cwaniacy pracujący na czarno, a nie emerytki czy rencistki, które otrzymują z ZUS 800 zł miesięcznie, a wstydzą się prosić o pomoc.
    Podobnie jest właśnie z typowymi żulami. Im też trzeba dawać. Niestety raczej przez wiele lat nic się nie zmieni..

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żeby tak więcej z tych potrzebujących osób mogło załapać się na porządną wędkę zamiast ryby. Zwłaszcza, że z reguły są to nędzne i nadpsute resztki.

      Usuń