- Wracam dzisiaj do domu, będę tak pod wieczór - mówię do dziecięcia przez telefon.
- Ale ...jak to, przecież uzgodniliśmy, że dopiero jutro. Ostrzegam, w twoim pokoju demolka, nogi nie ma gdzie postawić.
Entuzjazmu coś brak - myślę lekko speszona - tak to się mać swoją wita? Ot, sobie człek wyhodował na memłonie własnym!
- Dobra, nieważne, jakoś się przekimam, jutro możesz działać dalej. Porządkować książki, sortować ubrania, demontować sprzęt.
Z uwagi na rychłą przeprowadzkę - chociaż właściwie nie tylko, ponieważ ta konieczność wisi nad nami od dawna - pozbywamy się tego, co zdawałoby
się zakorzenione i wręcz nie do wyplenienia.
Ot, na przykład tapczan,
który najlepsze lata ma już za sobą i teraz połamanymi sprężynami
straszy. Od dawna służy nam jako magazyn niepotrzebnych rzeczy - przywalony
stertą poduch, nienoszonych ubrań, a nawet, o zgrozo, książek, które już nie
mieszczą się na półkach.
Jak tu się pozbyć tego wszystkiego i jak to
logistycznie rozegrać - od jakiegoś czasu myślę z wielką troską. Następnie
zapominam o sprawie, w obliczu spraw istotniejszych.
(Kiedy mam wolny tydzień, myślę już o czym innym tudzież regeneruję nadwątlone siły.)
Wchodzę do mieszkania, lukam ostrożnie, a tu zaledwie kilka pakunków skromnie przy regale stoi.
- Chodź do mojego pokoju - woła już od progu dziecię. Voilà!
A to niespodzianka. Cóż bowiem widzą moje piękne oczy?
Połać wolnego miejsca, podłogę odkurzoną starannie, zaś pod samą ścianą równiutko ustawione elementy. Stelaż, oparcia i poprzeczki. Wszystko starannie rozkręcone, rozmontowane dosłownie na części pierwsze. Bardzo łatwe do samodzielnego wyniesienia, oprócz stelaża, który pod osłoną nocy wywieziemy sobie razem. Po to właśnie mamy towarową windę.
Dzisiaj wieczorem - bo akurat jutro jest wywózka tych "wielkogabarytowych".
Wprost nie mogę wyjść z podziwu. Brawo, moje zmyślne dziecię!
Wojciech Gerson. Gdańsk w XVII wieku. 1865. Olej na płótnie. 103,5 x 147 cm. Muzeum Narodowe, Poznań.
Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.
Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.
I dziecie tak calkiem SAMO dalo rade? Nono! :)
OdpowiedzUsuńMnie też dosłownie "zatkało kakało". A na dodatek wszystkie śruby przepisowo na spodeczku ułożone. A wielgachne ci były...
UsuńBrawo ! U moich potomków inicjatywa nie do pomyslenia ;p
OdpowiedzUsuńPotrzeba matką inicjatyw. Wszystko jeszcze przed Wami:).
Usuńrety, Twój memlon wydał na świat niebywały cud!
OdpowiedzUsuńBa, o tym to ja wiem od dawna:)).
UsuńSuper :) Po to są przeprowadzki, żeby pozbyć się wielu przydasi.
OdpowiedzUsuńWłaśnie dociera do mnie groza sytuacji - ile trzeba zapłacić za wywózkę śmieci.
UsuńA może nie będzie tak źle?
UsuńOby; wkrótce się okaże:)
UsuńZuch dzieciątko! MOje jak sie z domu wyprowadzalo to tez pokoj posprzatalo, az mi szczenka na podloge spadla... Moze to jakis znak? ;-)
OdpowiedzUsuńMożliwość zmiany wyzwolić może prawdziwe pokłady energii:).
OdpowiedzUsuńTo piękne!
OdpowiedzUsuń:)
Nad wyraz:)
Usuńczasami potrafią nas mile zaskoczyć i wtedy aż się chce czlowiekowi pomyśleć z dumą: "jak dobrze wychowane!" :)
OdpowiedzUsuńPuchnę zatem z dumy:)
UsuńJakby się dziecięciu Twemu nudziło, zapraszam na odgracanie do siebie...
OdpowiedzUsuńTo będzie takie rodzinne, gremialne odgracanie:).
Usuń