Julia, samotna matka siedmioletniego, niepełnosprawnego Franka, od czasu rozwodu utrzymuje ciepłą relację ze swoją byłą teściową, Haliną. Starsza, schorowana pani, jest emerytowaną nauczycielką i stara się brać czynny udział w rehabilitacji wnuczka, organizując mu zajęcia sensoryczne oraz quasi szkolne. Cieszy się szczerą sympatią swojej byłej synowej, która z kolei zawsze chętnie służy każdą pomocą, jaka tylko jest w jej gestii. Odśnieżanie terenu wokół posesji, większe zakupy, transport na badania, czy też prace w ogródku nie stanowią dla Julii problemu. Halina i mieszkająca z nią córka, Sylwia, opiekują się Frankiem, podczas gdy Julia uczestniczy w próbach orkiestry albo udziela prywatnych lekcji gry na instrumencie. Choć, prawdę powiedziawszy, ciocia chłopca robi to niechętnie, zwykle pod nosem mamrocząc nieprzychylne uwagi. Czyżby tytułem resentymentu? Tego dnia Julia umówiona była z Haliną na wykonanie prac ogrodowych - miała zakupić i obsadzić rabatkę begoniami. Przed wyjściem do sklepu spontanicznie - a może i niezbyt roztropnie - podzieliła się swoją radością. Mój chrzestny podarował mi cyfrowe pianino - powiedziała z entuzjazmem. Starszą panią dosłownie zatkało z wrażenia. Wszak nie dalej niż dwa tygodnie temu matka kupiła dziewczynie nowszy model samochodu. Pojazd, rzecz jasna, to produkt pierwszej potrzeby, ale pianino - nawet jeśli nie fanaberia - to już przynajmniej zbędny luksus. Po chwili, nie patrząc synowej w oczy, wypaliła: to teraz trzeba powiedzieć chrzestnemu, aby kupił Frankowi trampolinę do ogródka. No i chyba oddasz Michałowi jego keyboard, skoro masz pianino? Julia wprost zaniemówiła. J e j chrzestny zobligowany do kupna tej trampoliny? Przecież Franek również ma chrzestnego, że o własnym ojcu nie wspomniawszy. Poza tym nie wyobrażała sobie, że jej były mąż zażąda zwrotu instrumentu, wiedząc jaką frajdę sprawia ich synkowi gra na tych klawiszach. (I rzeczywiście, nie ośmielił się nawet słowem o tym zająknąć, a zaległości w alimentach tłumaczył "energetycznym zablokowaniem finansów". Taki to już z niego nawiedzony adept kolejnego guru.) Zniesmaczona i cokolwiek zmieszana Julia wymknęła się po kwiaty do sklepu. W drodze zadzwoniła do swojej matki, aby podzielić się zmartwieniem. Marta, matka dziewczyny, omal zakrztusiła się ze śmiechu na wieść o tym niewypale Haliny. Uspokoiła córkę, starając się dodać jej animuszu. Ta bowiem poważnie była zaniepokojona wizją konfliktu ze swoją lubianą i pomocną byłą teściową, której nawet nie traktowała jak "byłą". Masz pełne prawo do posiadania pianina, ponieważ jesteś najlepszą, najtroskliwszą matką dla Franka i choćby z racji samotnego macierzyństwa powinnaś mieć odskocznię od codziennych obowiązków. Należy ci się odrobina czasu tylko dla siebie, a spożytkujesz go w sposób wartościowy, doskonaląc artystyczny warsztat. Nie bierz zbytnio do serca impulsywnego wyskoku teściowej, to w gruncie rzeczy dobra, oddana wnukom kobieta. Po czym obydwie, matka i córka, doszły do wniosku, że górę wzięły tutaj matczyne uczucia i po prostu czara się przelała. Uśmiały się jeszcze z tej niefortunnej propozycji zwrócenia keyboardu. Teraz widać, jak to bliższa ciału koszula - stwierdziła Marta - o dziwo, tym razem Halina jakoś się nie troszczy o atrakcje Franka, za to bardziej o profity syna. To akurat zdaniem Marty było całkiem naturalne, bowiem dziecko to połowa naszego jestestwa, podczas gdy wnuk, to jedynie ćwiartka. Tymczasem sprawy miały się następująco. Od czasu rozwodu Michał, syn Haliny, nie dość że nie płaci alimentów, to nie wywiązuje się z ojcowskich obowiązków. Nie odwiedza synka ani nie bierze do siebie w weekendy, jak było w umowie. Twierdzi, że nie może podjąć stałej pracy, ponieważ komornik "siedzi mu na ogonie". I to - jego zdaniem - wyczerpuje temat. Gwoli ścisłości i przed rozwodem niezbyt się udzielał rodzicielsko; w dodatku uwikłał Julię w swoją osobistą spiralę zadłużenia. Aż nareszcie powiedziała - dość!
Po przyjściu ze sklepu szczęśliwie okazało się, że teściowa ochłonęła już z emocji i reszta wizyty upłynęła w spokojnym nastroju. Może zdała sobie sprawę, że nikt inny jak tylko jej własne dziecię ponosi odpowiedzialność za ewentualne niedostatki mogące być udziałem chłopczyka. I to pod adresem syna powinna kierować sugestie i żale związane z zakupem tej nieszczęsnej trampoliny.
To takie powszechne, nie tylko w Polsce, ze mezczyzni biorac rozwod, biora go nie tylko z byla zona, ale niejako ze wspolnymi dziecmi. Karza swoja eks tym, ze nie placa, nie wywiazuja sie z umow, przestaja interesowac sie dziecmi. Kobiety nierzadko tez nie sa bez winy, uzywajac dzieci jako karty przetargowej, "karzac" eksa brakiem kontaktow z dziecmi.
OdpowiedzUsuńW tym konkretnym przypadku jedynie tesciowa stanela na wysokosci zadania.
W tym "konkretnym przypadku" brak danych do oceny wykonanego zadania. Trzeba by było temat rozwinąć.
UsuńGdy chodzi o własne dzieci trudno o obiektywizm. Bo czy nie jest tak, że właśnie dzieci kochamy miłością bezwarunkową?
OdpowiedzUsuńPs Mój mąż nie poczuwał się do alimentów, a ja nie walczyłam- dochodząc do wniosku, że święty spokój nie ma ceny
Własne dzieci zawsze są na pierwszym miejscu. I tak już musi być:)
UsuńMnie teściowa potrafiła zarzucić, że zamiast do niej to pojechałam do brata na kawę.. I to nie dlatego, że tak mnie lubi😄😄
OdpowiedzUsuńTo rzadkość, że byłe teściowe są w takich dobrych stosunkach z synowymi. Wtedy żaden konflikt nie będzie ostateczny
Mądrość obu pań jest tu obowiązkowa.
UsuńSuper tesciowa? Trudno mi sobie wyobrazic:)
OdpowiedzUsuńCzasami się przydarza, lecz kluczem do całej sprawy jej interakcja na linii teściowa - synowa.
Usuń