Wojciech Gerson. Gdańsk w XVII wieku. 1865. Olej na płótnie. 103,5 x 147 cm. Muzeum Narodowe, Poznań.


Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.

czwartek, 1 maja 2014

Pionowe pasy

W czasach, gdy obie z siostrą byłyśmy w wieku "licealnym", żywo się interesowałyśmy modą.
Lecz nie było to wcale takie proste.
Nie dlatego tylko, że w tych gierkowskich, siermiężnych czasach nie było w sklepach zbyt bogato.
Dla wysokich i szczupłych. Taka to fraza zdawała się obowiązywać w tamtych latach.
I jako, że moja siostra nie była wysoka, ja zaś nie byłam szczupła, tym trybem wszystko co modne, poza naszym zasięgiem się zdawało. Zresztą w dobrym tonie było powzdychać sobie w koleżeńskim gronie, że ..."to nie dla nas".
Wszystko w tamtych czasach było dla wysokich i szczupłych.
Nieważne, mini czy maxi. Szerokie, czy też wąskie. Ważne, że aktualnie modne.
Dla tych "nieidealnych" pozostawały ...pionowe pasy.
Czyżby ich przywdzianie mocą czarodziejskiej różki przemienić miało zakompleksionego kopciuszka w bajkową królewnę?
Otóż nic z tych rzeczy. Rola ich była z gruntu inna. 
Stanowiły synonim wygnania na peryferie mody.
Znak pokornego przyjęcia na siebie roli tła. Ktoś przecież za tło dla tych "modnych" robić musi.
Czy tamte dziewczyny bardziej były zakompleksione, niż te obecne? Tak mi się zdaje.
Bo panował powszechny kult bicia się w piersi za rzeczywiste bądź domniemane niedoskonałości.
Gdy ktoś promował siebie, powszechnie miano mu to za złe, tupet imputując i brak samokrytycyzmu.
Obecnie, mimo, że kult młodości i pięknego ciała sięgnął chyba zenitu, mamy spory margines tolerancji dla inności.
Kiedyś wszyscy musieli być pod sznurek. Ten, kto od normy odbiegał, uważany był za odmieńca.
W najlepszym razie litościwie traktowany jak niewidzialny.
Owo dotyczyło takoż walorów fizycznych, jak i sposobu ubierania.
Gdy w modzie było mini, to obowiązywało wszystkich.
Kto nie chciał bądź też nie mógł nosić, nie liczył się w rankingu. A więc skazywał się na niebyt.
Niebyt w sferze atrakcyjności i bycia na topie.
Nosiło się gremialnie jak na komendę, raz spódnice (jednej rzecz jasna długości), a raz spodnie.
Najpierw skórę, potem dżins, tudzież insze utensylia.
Wszystko pod rzeczony "sznurek", broń Boże wyłamać się z konwencji.
Dlatego cieszmy się, że żyjemy w nowych, lepszych czasach. W których równouprawnione jest wszystko. Gdzie moda służebną rolę pełni wobec ducha.
Bo nawet gdy coś lansuje się, jako "modne", nie ma żadnego musu, by to nosić.
Dawniej też nie było - ktoś może wejść mi w słowo.
Przymusu, owszem, nie było; lecz ten, kto się nie stosował, po prostu nie był modny.
Kto nie jest modny, sam skazuje się na (wizualny) niebyt. A któż na dobrą sprawę chce być niewidzialny? Myślę, że nikt; nawet ci, którzy deklarują całkowitą obojętność wobec trendów mody.
Zdobyczą światłych czasów jest zgoda na indywidualną adaptację tego, co się proponuje, do indywidualnych upodobań. Lecz zgoda owa nie jest dana z góry, trzeba ją wywojować niezłomnością woli.
Zeszłej wiosny, jako hit modowy, lansować zaczęto legginsy i spodnie w pionowe, czarno-białe pasy.
Ku memu wielkiemu zaskoczeniu, tu i ówdzie dały się słyszeć głosy, że to nie dla każdego.
Że trzeba spełniać określone kryteria. Wszak moda nie może promować wszystkich.
Pozwolę sobie walnąć przysłowiową pięścią w stół!
Pionowe pasy mają "otyli" nosić - lecz tylko wtedy, gdy te nie są modne.
Natomiast kiedy w modę wchodzą, mają se odpuścić.
By grzecznie do nich wrócić, gdy już się znudzą uprzywilejowanym.
Żyć przyszło nam tu i teraz.
Nie warto nic odkładać - do czasu, aż schudniemy, wygramy w Totka, czy też odchowamy dzieci.
Dlatego przyjęłam zasadę, że tylko i wyłącznie ja decyduję, w czym "korzystnie" mi jest, albo też
"do twarzy". Sama dla siebie jestem modową Alfą i Omegą.
"Życzliwych" uprasza się o niewychodzenie przed orkiestrę.
I to pod sankcją pokazania środkowego palca.
Donoszę, że cały ubiegłoroczny sezon z wielkim powodzeniem paradowałam w tych supermodnych, obcisłych legginsach w pionowe, czarno-białe pasy.
Licząc, że cokolwiek pogrubią mnie w tych rejonach, które dla odmiany pogrubienia się domagają.
Tak, tak - to stwierdzone empirycznie - takie pasy miast wyszczuplać, właśnie ...pogrubiają.


Miłych czytelników proszę o głosy na moją rzecz, które można oddać TUTAJ.
Jak również klikając na obrazek finka z kominka, znajdujący się w prawym górnym rogu strony.
Termin głosowania upływa w tę sobotę, o godz, 23:59.

Wpis konkursowy można przeczytać TUTAJ.

44 komentarze:

  1. A ja sie z Toba nie zgodze! To wlasnie teraz wszyscy chodza ubrani jednakowo. W naszych czasach krolowala kreatywnosc, przerobki, dzierganie i samodzielne szycie, bo w sklepach nie bylo. Teraz jest i wszyscy to kupuja, wiec wygladaja jak grupa dzieci z ochronki w mundurkach, pod sznureczek.
    Ja tam zawsze wygladalam inaczej niz wszyscy i mimo, ze kiedys nalezalam do wysokich i szczuplych, zawsze wiedzialam, ze legginsopodobne twory sa nie dla mnie. :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzadko zgadzam się z Anną ;) ale tutaj muszę się pod nią podpisać. Nigdy chyba nie wyglądałam tak efektownie i oryginalnie, jak w czasach, gdy prawie nic nie było w sklepach, ja prawie nic nie mogłam sobie kupić (bieda) i nauczyłam się dla siebie szyć i przerabiać. Nawet zaczęłam się zastanawiać ostatnio, czy do tego nie powrócić. Maszynę do szycia mam, z tkaninami i dodatkami nie ma problemu - tak, ja muszę to znowu zacząć robić. Moją dewizą jest - wyglądać ponad przeciętność. Modną być na ulicy, to zlewać się z tłumem.

      Usuń
    2. Też się podpisuję pod tym, dziewczyny! Ja też byłam oryginałem, nawet szokującym oryginałem, z boku strumienia obowiązujących trendów. I nie byłam tłem, o nie! Wręcz przeciwnie!

      Usuń
    3. Nie mogę sie nie zgodzić. Owszem, bywały trendy i mody, ale było też sporo fantazji.
      Zakompleksienie - dziewczynom towarzyszy zawsze na pewnym etapie życia, co najwyżej wyłazi pod innym kątem i komuś sie wydaje, że ktoś inny kompleksów nie ma. :)

      NIe sądzę Errato abyś pisała o czasach wcześniejszych niż moja młodość :P Bo owszem, pamiętam wspomnienia pewnej pani o tym, jak to był "rygor" mini o wszystkie dziewczyny nosiły, czy miały nogi proste czy krzywe, ale to dotyczyło czasów zdecydowanie ciut wczśniejszych.

      Tak naprawdę to chyba jednak zawsze jest kwestia poziomu środowiska - teraz też sie zdarzają ludzie, któzy muszą nosicto co modne, czesać sie modnie...

      Usuń
    4. Ty, Różo nie zgadzasz się z Anią? W moim odczuciu jest całkiem przeciwnie:-)).
      Oczywiście wiem, o czym mówisz. Ja też z konieczności nauczyłam się szyć, zresztą wkrótce o swoich "szyciowych" perypetiach napiszę.
      Och, Agatko, jak miło, że w głowie Ci się nie mieści, bym mogła do takich dawnych czasów przynależeć:-)).
      Obawiam się jednak, że Twoja znajoma miała na myśli te same czasy, co ja. Rygor mini. Otóż to! Na czym polegało jego zło, jak zresztą zło każdego rygoru? Na tym, że kto tegoż nie nosił, wykluczał się spośród tych "atrakcyjnych". Akurat fakt posiadania krzywych nóg w moim przekonaniu wcale nie powinien tym dziewczynom w noszeniu krótkich spódnic przeszkadzać. Nic nikogo nie ma prawa z niczego eliminować!!!
      O tym jest ten post. Kropka.

      Wygląda na to, że nie potrafiłam w sposób zrozumiały się wypowiedzieć. A tyle mnie zdrowia kosztowało napisanie tego posta. Musiałam i już!
      Niektórzy ze zrozumiałych względów nie mogą tego oszacować, są po prostu za młodzi. Tym z Was chciałam przekazać, byście zechcieli docenić te piękne czasy, w których jest dane Wam żyć.
      Już Ania M. doskonale wie, co mam na myśli:-). Ona potrafi docenić wolnego ducha nowoczesności.
      Natomiast Ania-Panterka zna opisane czasy z własnego doświadczenia; dokładnie tak, jak ja.
      Aniu, ja też potrafiłam wykazać się ogromną kreatywnością. Może tylko jedynym ograniczeniem były środki finansowe. Ale to było do przeskoczenia, gdy miało się w wyczucie dobrego stylu i pomysłowość w realizacji. Miałam mnóstwo pięknych i oryginalnych rzeczy, potrafiłam wyczarować coś z przysłowiowego niczego.
      Choć czasem trzeba było stanąć na głowie, by upolować w sklepie odpowiedniej klasy dodatki, buty, czy rajstopy. Lecz ja dziś wcale nie o tym!
      Zgadzam się z Wami, Dziewczyny. Grunt to fantazja i nieskrępowany duch. I właśnie tego najbardziej mi brakowało. Ponieważ nie należałam do grona uprzywilejowanych, którym pozwolono cieszyć się tym, co sobą reprezentują. Ja zawsze musiałam przepraszać za to, że żyję. Za wszystko i (prawie) wszystkich. Również najbliższą rodzinę. Niechby i nawet za swoje (za) "duże niebieskie oczy".
      I choćbym nie wiem, jak pięknie i pomysłowo się wtedy ubrała, zawsze byłam niewidzialna.
      Bo temu, kto nie mieścił się (fizycznie) w kanonach, nie dawano prawa do oryginalności. Musiał jak szczur, ukrywać się w kanałach narzuconej poprawności.

      Usuń
    5. Ja tak się ciągle zastanawiam na ile możemy uogólniać nasze wspomnienia z dzieciństwa i młodości. Tak ogólnie się zastanawiam. Bo one jeszcze są różne z różnego wieku, różnych środowisk, miast, wsi, części Polski, sytuacji rodzinnych...
      Natomiast kwestie braku tolerancji dla inaczej wyglądających czy naczej ubranych jest z jednej strony ponadczasowa (Róża tu gdzieś pisze o identycznie wyglądajacych dziewcyznach z małego miasta, ja spotkałam taką grupkę ze trzy lata temu i aż mnie odrzuciło - siedziało z pięć czy sześc takich przy stole, identycznie uczesanych i umalowanych - zgroza, Przy tym widać było, że uważają się za te najpiękniejsze i najbardziej na topie. :)))
      NIe lubię wracać myślami do mojej szkoły podstawowej i widzę że tak samo po 30 latach nie lubię tego moje córki - urawniłowka szkoły rejonowej nie sprzyja i chyba nigdy nie sprzyjała wspieraniu indywidualności. One miały lepiej - wyszły z tego środowiska juz po 6 latach, ja musiałam czekać 8. :P

      Tak sobie jeszcze myślę - jeżeli dajemy człowiekowi wolność ubrania sie w co chce (niech będą te krzywe nogi w mini mini jako przykład) to musimy jednak też dać drugiemu prawo do stwierdzenia, że może ciut inny strój dałby lepszy efekt. Kwestią istotną jest natomiast kultura wypowiedzi na ten temat (w każdą stronę) i umiejętność przejścia ponad strojem, dotarcia do wnętrza człowieka.

      "Duże niebiesko oczy" - toż to atut urody wielki :)) Choć ja i tak miałam zamówienie na brązowe u dzieci i nie wyszło :(

      Znowu się rozpisałam... Pozdrawiam!

      Usuń
  2. a ja pamiętam z tamtych czasów porozciągane bluzy...swetry robione na szydełku lub na drutach... spodnie i za duże kurtki.... jedyne spódnice jakie nosiłam, choć ich nie cierpiałam, to były spódnice szyte przez babcie....o zgrozo - w kwiatki! Chyba nigdy nie należałam do modnych i nadal się nie poddaję takim trendom. Chodzę w czym lubię i w czym się dobrze czuję... jakoś nigdy nie pociągało mnie dostosowanie do ogółu... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Emko kochana, oczywiście, że nie możesz tamtych czasów pamiętać. Za duże to się nosiło w jakieś dziesięć la po tych, o których mój wpis traktuje:-))*. Wtedy to dopiero była paskudna moda!

      Usuń
  3. jest jeszcze taki pęd w małych miasteczkach, otwieram oczy ze zdumienia (gdzie moja tolerancja, ha!) widząc panny w wieku gimnazjalnym ubrane prawie identycznie, jednakowo uczesane, jednakowo udziwnione.
    Najbardziej pamiętam modę na białe kurtki i białe kozaki. Nie miałam, buuuuuu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Białych kozaków też nigdy nie miałam, zresztą wcale o czymś takim nie marzyłam. Było ważne, by w ogóle jakieś mieć. Co do mody na "mundurki", to ich prekursorem był cały ten dżinsowy szał, który z zachodu się i u nas rozprzestrzenił:-)).

      Usuń
  4. Chyba jestem ślepa na modę, bo nigdy nie zauważyłam żadnych pionowych pasów... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No masz! Takie pasy to biją po oczach. Chyba jeszcze je trochę ponoszę. Jeszcze mi się nie znudziły:-)).

      Usuń
    2. Errato, zmartwię Cię - też jakoś ich nie widzę, przynajmniej tu u mnie...

      Usuń
    3. No masz! Chyba muszę się sfocić:-))). Póki co:
      http://szafa.pl/c15380947-legginsy-w-paski.html

      Usuń
  5. haha, mam obsesje na punkcie pasów poziomych. mój mąż się śmieje, że nic już nie widzi, tylko te biało-czarne paski. i nie obchodzi mnie, czy pogrubiają, czy odchudzają. pewnie mnie w nich nawet pochowają :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak trzymaj, kochana. Grunt, to nie dać się zwariować:-))).

      Usuń
  6. zagłosowałam:)

    ja też z modą się szanuje, każda pozostaje przy swoim zdaniu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:-)). Warto cenić swoje zdanie. Wtedy szanuje się też zdanie innych.

      Usuń
    2. wiesz co, jak czasem cos powiesz to aż się zatryzmuję
      pamietam swoje odkycie, że dopóki sama nie bedę wymagałą szacunku do siebie to inni nie będą mnie szanować

      Usuń
    3. To podstawa, szanować siebie. Dlatego zawsze starajmy się postępować tak, by pozostawić czystym ten obszar, w którym inny człowiek nabywa szacunku do samego siebie.

      Usuń
    4. idę do google translejt :P

      Usuń
    5. Pozdrówka dla Wujaszka Gugla :-))).

      Usuń
    6. spryciula, sie wykasowała a ja wyjszuam na niemote:)

      Usuń
    7. Nic podobnego:-). Ja czasem tak robię, gdy zauważam literówkę. Wszystko gra:-)))!

      Usuń
  7. A bo ja wiem, czy dzisiaj ludzie są różnorodni pod względem ubioru? Na pewno w sklepach jest tego więcej, ale czynią z człowieka niewolnika, jeśli na to pozwoli, rzecz jasna.
    Pamiętacie, kilka lat temu był szał na buty z wąskimi "czubkami"? Kiedy trudno było dostać inne? A dziewczyny ogarnięte szałem prostowania włosów, farbowania ich na czarno?
    Temat rzeka.
    Legginsy w biało - czarne pasy kojarzę, ale nigdy takich rzeczy nie nosiłam. Może i ukrywają człowieka, nie mam takich doświadczeń. Zawsze były gwiazdy i szare myszki. Nic się do tej pory nie zmieniło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś buty miały tylko jedną linię. Jak czuby, to tylko czuby i nie można było kupić innych. Teraz modne są buty w różnych formach, w zależności od tego, do czego mają służyć. I to jest ze wszech miar właściwe. Ja tych z czubami nie noszę, jak zresztą żadnych szpilek, a wcale nie jestem z tego powodu postrzegana jako osoba niemodna.

      Usuń
    2. W ubiegłym roku była u nas koleżanka córek z dużgeo (z tych największych) miasta w USA. I zachwyciło ją bogactwo oferty sandałowej - ilość wzorów w sklepach (a był to środek lata, niekoniecznie największy boom na sandały), i na ludzkich nogach. Wyjaśniła, że u nich tylko dwa trzy wzory i wszyscy takie noszą (?).

      Usuń
    3. Tych z czubami też nie nosiłam, nigdy, szkoda sobie stopy deformować. Ale był problem z kupnem innych.

      Agajo - to chyba nigdy już nie powiem, że nie ma wyboru w sklepach obuwniczych :)))) Dwa, trzy wzory - ło matko ;)

      Usuń
    4. Może i wzorów jest wiele, lecz i tak trudno coś dla siebie wybrać, zwłaszcza, gdy się ma sfatygowane stopy:-).
      Muszę się bardzo spieszyć, by zdążyć cokolwiek kupić - mam typowy rozmiar, który schodzi, jak ciepłe bułki: 38.

      Usuń
  8. Ja jakoś na bakier z modą... Zupełnie mnie to nie interesuje... Dobrze, że w sklepach jest po prostu to co modne w danym sezonie i zakładam, że jak sobie kupię jakąś jedną nową rzecz na sezon, to ona będzie modna ;P... :D...
    Ok.
    Powodzenia w konkursie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, no, już ja widziałam na zdjęciu z autorskiego spotkania, jak to "na barier jesteś" z modą:-))).
      Zresztą dobrze, że obecnie można polegać na sklepach:-).

      Usuń
  9. a ja pamietam tylko , że było fajnie! kasy nie było, przerabiało się co się dało.... jak ktoś miał modny ciuch, to sie zazdrosciło ale "wykluczeń społecznych" nie pamiętam......
    buty na kartki- to było coś!
    teraz też jest fajnie!
    wogóle jest dobrze, jakoś mam dobry nastrój od kilku dni, wiec narzekanie mi się wyłączyło tatalnie!!!!
    całuski

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że jest fajnie! Bo, mimo wszystko, fajnych dożyliśmy czasów. I z tego się radujmy:-))).

      Usuń
  10. To ja chyba jednak niewidzialna byłam, bo modę zawsze miałam koło nosa. Jak sobie pomyślę, to teraz ubieram się tak, jak się ubierałam 10 lat temu, a może i lat temu 20? No, może mocniej zakrywam tu i ówdzie. Za to gaduła jestem wielka, co niewidzialność kapkę niweluje, bo się koło mnie obojętnie przejść nie da ;))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz więc niezbity dowód na wyższość nowych czasów nad dawnymi:-). Paradujesz sobie w najlepsze w "starych ciuchach" i jeszcze tryumfy święcisz. I tak trzymaj. Ja też z konieczności pozostanę przy tych, które mam.

      Usuń
  11. abstrahując od tego, że zgadzam się z treścią tego co napisałaś, jestem pod wrażeniem poczucia humoru :) pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, przez pomyłkę mi się usunęło:-).
      Chciałam powiedzieć, że właśnie TOBIE udało się trafić w sedno.

      Usuń
    2. bardzo się cieszę, to było tak czytelne, że nie dokonałam żadnego odkrycia:) zajrzyj czasem do mnie, będzie mi bardzo miło:)

      Usuń
    3. Zajrzę, na pewno:-))).

      Usuń
  12. dziękuję za odwiedziny u mnie i pozostawienie komentarzy :) a wracając jeszcze do posta "pionowe pasy"...wyrażenie "siostra nie była wysoka, ja zaś nie byłam szczupła" uwielbiam i za każdym razem uśmiecham się jak sobie przypomnę :) mistrzostwo jak można w kilku słowach zawrzeć cały dramatyzm bycia nastolatką :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, tak; niekiedy bycie nastolatką może przedstawiać sobą ogromny dramat. Lecz nie w przypadku mojej siostry. Siostra miewa się doskonale:-)). Zresztą zawsze się miała.

      Usuń
  13. Z wiekiem na szczęście człowiek coraz częściej patrzy na to w czym dobrze się czuje a nie na to co modne:):) No i poza tym już wiemy wtedy w czym nam dobrze:):)
    Serdeczności
    Dziękuję za ponowne zagoszczenie u mnie;):)

    OdpowiedzUsuń