(Opowiadanie)
Sierpniowy dzień dobiegł wreszcie swego upalnego końca. Wracając z córką
od rodziców zrobiła małą przerwę w podróży.
Chciała tylko zatrzymać się w centrum miasta, żeby na hali targowej zrobić zakupy. Odkąd po śmierci męża została z dziećmi
sama, często odwiedzała rodziców. Potrzebowała ich ciepłego wsparcia, z
trudem wychodząc z depresji.
Owego dnia kupiła na hali
dwa koszyczki brzoskwiń. Straganiarki spieszyły się do domów, zatem chętnie wyzbywały się towaru. Zadowolona z zakupu - wszak bez owoców nie wyobrażała
sobie życia - cieszyła się na wspólną z dziećmi kolacyjkę.
Tymczasem córka przypomniała
sobie, że powinna wydrukować parę stron dla swego promotora. Udała się do
pobliskiego centrum kserowania, gdzie można było dokonywać wszelkich operacji edytorskich i finalnie nawet oprawić pracę. W oczekiwaniu na córkę kobieta
usiadła na ławeczce, delektując się piękną pogodą. Zresztą nie tylko ona, ten
miły wieczór przyciągnął rzesze spacerowiczów. Dzielnica uchodziła za jedną z tych lepszych; ludzie ubrani byli dostatnio, sprawiali wrażenie
spokojnych i niefrasobliwych. W pewnej chwili kobieta odniosła wrażenie pewnego
dysonansu. Ulicą szła niewielka grupka, złożona z dwojga dorosłych - matki i ojca - oraz trojga dzieci w wieku szkolnym. To dziwne, jak
bardzo tu "nie pasowali". W czym rzecz, pomyślała, czy to ich ubrania, znoszone i niemodne, czy raczej mowa ciała, znamionująca pokorę i
podległość. Tak, jakby nagle wyłonili się z jakiejś innej bajki, w której rezydowali w ciągu dnia, teraz zaś odważyli się wychynąć na świat. Wszak ten powinien należeć również i do nich. I widać było, że na swój z lekka jeszcze nieśmiały sposób prawda ta zaczyna im się krystalizować. I
niewesołe kobietę ogarnęły myśli. Zważywszy jej ekonomiczną sytuację, równie dobrze
i ona mogłaby się tak zdeklasować. Fakt, że sama wizualnie utrzymuje się na fali jest efektem podawania się z
lekka na wyrost, zawsze troszkę na pokaz, albo nieco ponad stan. Niejeden zresztą bardzo miał jej to za złe. Co to właściwie znaczy ponad stan? Skąd się w ogóle wzięło takie powiedzenie?
Gdyby kobieta wręcz zajadle nie
walczyła o swój prestiż, mogłaby spaść na samo dno w hierarchii. Tak trudno jest utrzymać się na powierzchni, dając odpór zaniedbaniu i upokorzeniu. Czy bieda zawsze musi iść w parze z utratą godności własnej? Całą swoją wewnętrzną siłą pragnęła się tej podłej "prawdzie" przeciwstawić. Niełatwo owdowiałej matce utrzymać i wykształcić troje dzieci, samej przy tym zachowując standard.
Jak cię widzą, tak cię piszą. Tak to sobie dywagowała, bowiem upodobanie do
oddawania się myślom od zawsze miała we krwi. A może nie tędy droga i należałoby inną obrać?
Lecz zaraz z lekkim przekąsem pomyślała o tych, co najgłośniej trąbią o
pokorze wobec biednych ludzi. Sami zarazem owej pokory nie posiadając, ugrać próbują na tej pozornej filantropii ile tylko się da. Nie, nie ma głupich, już ona z pewnością na tę ich "szlachetną" ideologię nabrać
się nie pozwoli. Walczyć będzie ile sił, by utrzymać się na powierzchni, a
jeśli nawet miałaby utonąć, to chociaż wizerunek po niej pozostanie. Zresztą, z pomocą kochanych rodziców na pewno wszystko się uda.
Tymczasem obserwowana przez nią rodzina powoli wtapiała się w wieczorny tłum, odchodząc do swojego świata, gdzieś na obrzeżach cywilizacji.
W nagłym przebłysku pojęła, jak powinna teraz postąpić, co jest w jej mocy zrobić.
Ruszyła biegiem w pogoń za rodziną. Chociaż na finiszu prawie się zawstydziła. Z czym do gościa?
Z koszyczkiem brzoskwiń? Cóż, dobre choć i to. Tylko - gorączkowo myślała - czy wystarczy tego?
W
opakowaniu było dziesięć sztuk, ich zaś było pięcioro. Uff,
wystarczy. Jednak były przecenione, może któraś jest
nadpsuta. Oby tylko nie...
Przepraszam - zawołania nieco zdyszana po biegu - czy zechcą państwo przyjąć... dla dzieci. Tak skromnie, ze szczerego serca?
Ojciec
jakby się lekko żachnął. ale matka już uśmiechała się nieśmiało,
odsłaniając nieco nadgryzione ząbki. - Bardzo dziękuję. I to by było tyle. Potem już trzeba było wracać, rozejrzeć się za córką.
Ach, można było dać jeszcze i drugi koszyczek.
Lecz moje dzieci też chcą dziś owoce jeść!
Jutro też jest dzień i można kupić nowe
Owszem, ale co ja dzisiaj zjem?
Cóż, wilk syty i owca cała. Lecz nie zabraknie takich, co kazaliby iść na całość.
Tak, pomyślała zgryźliwie, przeważnie są to ci, którzy sami w
dostatki opływają. Nie musząc łamać sobie głowy, skąd wziąć na książki szkolne, ani za co dzieciom zęby leczyć.
Kiedy wygram te miliony, w które nie gram - rozmarzyła się swoim zwyczajem, siedząc już wygodnie w miejskim autobusie - wyleczę zęby wszystkim biednym dzieciom. Żeby nie musiały uśmiechać się półgębkiem.
Z drobnych gestow sklada sie zycie, bo choc swiata nie zmienisz i wszystkich nie uszczesliwisz, nawet bedac multimiliarderem, to moze zdolasz uszczesliwic na chwile chociaz jedna osobe.
OdpowiedzUsuńRozsądek jest wskazany, nie ma sensu za bardo się spinać. Lecz wrażliwość i empatia bardzo się w tym liczą.
UsuńOj Errato piękny tekst. Piękny, bo ty sama jesteś piękną kobietą.
OdpowiedzUsuńCzy bieda może zabrać godność - może, ja to wiem. Trzeba dużo silnej woli, i czegoś jeszcze, czegoś nieokreślonego- żeby nie przegrać życia
Oj tam, oj tam, zaraz piękną. Ot, po prostu znośną:)
UsuńBieda godności nie odbiera, może zaledwie jakiś jej pozór. Ale masz rację, trzeba mieć się na baczności. I mieć dużo szczęścia.
Zadumałam się
OdpowiedzUsuńDumaj, dumaj - jest o czym.
UsuńSzykuj się na "ludzkie" historie:)
Moja kochana dzielna Mamo... Na wspomnienie tych czasów łezka mi się w oku zakręciła.
OdpowiedzUsuńEhm, ehm...
Usuń