Wiele się w dzisiejszej dobie mówi o tak zwanym kulcie ciała. Tak zwanym zaś dlatego, iż na dobrą sprawę trudno się dopatrzeć czegoś podobnego w nowoczesnym podejściu do ludzkiego ciała. Chociaż po prawdzie to nawet i nie sposób określić go "nowoczesnym". Bo czym na dobrą sprawę różni się propagowana w wiekach średnich wzgarda tudzież umartwienie ciała - jako tej gorszej cząstki człowieczeństwa - od tego, co nam się narzuca dzisiaj. Powszechnie praktykuje się mordercze, katorżnicze wręcz ćwiczenia na siłowni, głodówkę zaś na pograniczu anoreksji wynosi się do rangi działań prozdrowotnych. Zaiste, nawet najbardziej wyrafinowane średniowieczne praktyki nie dorównują tej ascezie. Zmienił się jedynie obiekt kultu.
Dawniej czyniono tak w imię Boga, dziś rolę tę pełni...czyżby człowiek?
Otóż nic z tych rzeczy. Zdaje się bowiem, że nigdy jeszcze w historii nie odnotowano tak wielkiej pogardy dla ludzkiego ciała. Takiej negacji, w całości podporządkowującej funkcjonalność organizmu
estetyce li tylko. I to estetyce kastrującej przyrodzoną cielesność w
imię wyabstrahowanej idei seksualizmu. Ciało ludzkie - damskie czy męskie, bez różnicy - nigdy nie jawi się wystarczająco dobrym. Zawsze się znajdą jakieś, hipotetyczne choćby, fałdki tłuszczu. Zmarszczki i obwisłości, rzeczywiste, czy też wydumane. Zbyt obfite zdaniem poniektórych owłosienie, bądź też nie taki jak trzeba kolor cery. Do tego stopnia, że nawet takie najbardziej wycyzelowane, jeszcze jest poddawane obróbce w foto-shopie. Dopiero wtedy jest "godne", by zawisnąć na bilbordach. A jeszcze i tak ten czy ów łatkę gotów mu przyprawić. Wszystko, co naturalne i fizjologiczne, jest z zasady be.
Kto zatem, albo raczej co, jest obiektem tego współczesnego kultu?
Wygląda na to, że komercja omamiła nas do tego stopnia, że się trochę w tym pogubiliśmy.
Domorośli guru piorą nam mózgi, zaś producenci coraz wymyślniejszych, za to niekoniecznie przydatnych nam "dóbr" służących zaspokajaniu tych potrzeb, których jeszcze nawet nie zdążyliśmy wyartykułować, zacierają ręce. Wszystko to, rzecz jasna, pod szyldem Zdrowie. No i Szczęście, bo to takie wygodne, dobrze sprzedające się slogany. Cóż stąd, że niewiele wspólnego mają z prawdziwym zdrowiem, albo szczęściem godnym swojej nazwy.
Jedna z blogerek przekonuje nas do rezygnacji ze słodkości. Jeden cukierek - twierdzi - może przysporzyć nam w ciągu roku aż pięć nadliczbowych kilogramów. Nie będę polemizować z tą katastroficzną wizją, bowiem nie o to teraz chodzi. O wiele ważniejsza jest argumentacja.
Nikogo w gruncie rzeczy nie przekonują zepsute zęby, osteoporoza kości, groźba cukrzycy, utrata zdrowia i młodości a jedynie rozmiar zero. Tylko to tak naprawdę jest w stanie nas zmotywować.
O tempora, o mores! - za Cyceronem chciałoby się wykrzyknąć.
Bo jeśli o mnie idzie, powodem rezygnacji ze słodyczy może być wyłącznie ich zabójczy wpływ na moje zdrowie. Wiedza o tym, iż zawarte w nich szkodliwe tłuszcze trans i cukier sieją spustoszenie w moim organizmie, powinna motywować mnie skutecznie. I głównie nad tym - z pomocą różnorakich technik - zamierzam właśnie popracować. Ta gra jest warta świeczki - wszak metabolizm, funkcjonalność, stan skóry, zębów, kości. Natomiast wszelkie - w tej liczbie i moralne - argumenty, w myśl których kilka nadliczbowych kilogramów odbiera prawo do godnego życia, pomiędzy bajki włożyć. Z wiekiem - chcąc, nie chcąc - i tak się ich dorobię; nawet restrykcyjnie słodyczy unikając.
Na koniec o sposobach, za pomocą których wspomniana blogerka radzi nam unikać słodkości.
Jak tego dokonać?
1. Nie kupować słodyczy. Owszem, to akurat w pełni aprobuję.
2. Odgonić pokusę na małe co nieco ścierając kurz, zmywając, albo porządkując szafki.
No dobrze, lecz te czynności nie będą przecież trwały wiecznie. Tego zatem raczej nie kupuję.
3. Szklanka wody zamiast, potem jeszcze druga. (Na całe szczęście trzecia już nie, uff, co za ulga!)
Bo jeśli nie poskutkuje ta druga możemy w nagrodę przekąsić owoc, garść orzechów, bądź rodzynek.
Dzięki Ci, o Łaskawco!
4. Zamiast czekoladki, mały trening. To wywołuje wszak endorfiny. Według fit-maniaków, ma się rozumieć. Któż bowiem na tym świecie większym może być dla nas autorytetem, jeśli nie oni właśnie.
Nie, tego to ja znowu nie kupuję. Żadni maniacy, fit, czy nie fit, rządzić mną nie będą.
(Zaś po treningu - pozwólcie, że zgadnę - znowu szklanka wody).
Czy Wam odpowiada taka wizja szczęśliwości życia?
Ja to bym wolała udać się do lasu. W poszukiwaniu mocnej gałęzi - coby się nie złamała.
Nie, nie, spokojnie, to oczywiście tylko makabryczny żart.
Bo tak naprawdę jedynym skutecznym środkiem jest pełna akceptacja własnego ciała.
Wtedy i tylko wtedy uda się zmienić myślenie na takie, które posłuży naszemu - holistycznie pojętemu - zdrowiu.
Wojciech Gerson. Gdańsk w XVII wieku. 1865. Olej na płótnie. 103,5 x 147 cm. Muzeum Narodowe, Poznań.
Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.
Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.
Numer 2 naprawde mnie rozbawil. :)
OdpowiedzUsuńBo to prawdziwy majstersztyk jest:)).
UsuńNie mozna tez wszystkiego odrzucac w imie wlasnej wygody i zle pojetego buntu przeciwko mniej lub bardziej zdrowemu trybowi zycia. Pozniej taki osobnik o wadze 150 kg, z perlaca sie od potu grzywa pod pachami, lydkami porosnietymi czarnym wlosem i pietami nie tknietymi pumeksem, oswiadcza, ze dobrze czuje sie w swoim ciele i nie zaluje sobie dziennej porcji slodyczy. A ja mu jakos nie wierze, ciekawe dlaczego. Pomijam juz kwestie wszystkich schorzen, jakich sie dorobil wlasnym upodobaniem do pelnej abnegacji, to pozostaja jeszcze koszty leczenia, jakie generuje, a co ma niemaly wplyw na skladki do kasy chorych dla wszystkich innych zdrowo zyjacych.
OdpowiedzUsuńKazda przesada w te czy inna strone jest niezdrowa. Znaj proporcjum, mocium panie.
Jeżeli ktoś naprawdę dobrze czuje się we własnym ciele, to tylko mu pozazdrościć. Rzecz jasna, w opisywanym, ekstremalnym przypadku, są to najprawdopodobniej pobożne życzenia. Jednak nie mogę się zgodzić z takim podejściem do ciała, jakie się ostatnimi czasy lansuje. To tłumaczy wysoką jego nieskuteczność. Zdrowy tryb życia - tak. Katorga i pogarda - zdecydowanie nie. Pierwszym krokiem na drodze do zmian zawsze musi być akceptacja. Tylko ona daje rękojmię trwałości. Właściwa motywacja jest kluczem do sukcesu. Najwłaściwszą zaś jest troska o to, co najcenniejsze, czyli zdrowie. Ament.:))
UsuńA ja znam takiego jednego, "z piętami nie tkniętymi pumeksem", co waży 140kg i całkiem dobrze mu z tym. Fakt - po przejściu 100m dostaje zadyszki, ale nie czuje się z tym źle. Wszak kto by tam spacerował, gdy można tyłek wizić wszędzie samochodem. Żonę ma piękną, szczupłą. Swego dopiął.
UsuńWszak trudno nieszczęśnikowi schylić się do tych pięt.:))
Usuńznam młode, szczupłe dziewczyny odżywiające się rozsądnie, zjedzą i ciastko i kotleta i nie histeryzują na widok czekoladek, po prostu się poczęstują jeśli mają ochotę
OdpowiedzUsuńczasem dla przyjemności idą na pływalnię albo jeżdżą na rowerze albo chodzą po górach ale nie ćwiczą fanatycznie
mają po prostu inne wartości na pierwszym miejscu niż wygląd
i nie obrastają w tłuszcz
też tak miałam, a teraz jestem dojrzała więc nieco większa bo mam kobiece a nie dziewczęce kształty i już
Czyli jesteś na wygranej pozycji. One również. Bo takim trybem na ogół człowiek podąża. Nie każdy może mieć takie szczęście. I właśnie takie, dosyć rzadkie przypadki należałoby otoczyć specjalną troską. Zmianie na lepsze nie sprzyja żadna nagonka ani inny tego typu ostracyzm. Nie tędy droga.
UsuńPantera i Klarka napisały wszystko co w mojej głowie się zrodziło po przeczytaniu tego tekstu,a więc nie będę się powtarzać... :)
OdpowiedzUsuńKultowi ciała mówie NIE... zdrowiu TAK ... i teraz tylko te proporcje trzeba umieć dostosowac :)
Pięknej soboty :) :*
Ciało ludzkie jest nam dane po to, byśmy mogli w nim realizować siebie, ciesząc się życiem i odczuwając wdzięczność za to wszystko, co uda nam się wypracować. Jeżeli tak się nie dzieje, to znaczy, że coś nam szwankuje. Trzeba się starać o przywrócenie równowagi. Tym trybem powinna podążać pomoc, natomiast w żadnym razie nie może polegać na zanegowaniu.
UsuńTak jest, niestety. I chociaż sama marudzę ostatnio, że jestem za duża, to bez przesady .... nie uciekam na widok czekoladki, gorzkiej zwłaszcza ;) a odrobina ruchu jest zbawienna dla naszego organizmu, przystosowanego wszak do chodzenia, a nie siedzenia, póki co ;)
OdpowiedzUsuńTych, co przesadzają jest cała masa, choćby wśród niektórych biegaczy. Jedzenie wycyzelowane co do grama i wedle wskazań dietetyka, codziennie ostry trening, a potem jedna, wielka kontuzja.
Ale znowu, Panterka podaje przykład rzekomo szczęśliwego grubasa - całkiem słuszny przykład. Bo tak zapuścić się, też nie można, bo potem - jedna, wielka kontuzja i tony tabletek na to i tamto ....
Ten zapuszczony grubas potrzebuje pomocy. Nawet, jeśli na zewnątrz udaje chojraka:). Coś mu się w trybikach musiało na jakimś etapie poprzestawiać i teraz trudno mu to ogarnąć. Nie jest łatwo wrócić na właściwy tor, jednak można i należy się starać. Najbardziej chodziło mi tutaj o podejście do siebie i innych ludzi. Od tej aury, którą tworzymy, w dużym stopniu zależy skuteczność naszego działania.
Usuńno ja jestem Anonimową Cukroholiczką
OdpowiedzUsuńdlatego nie jem w ogóle słodyczy
czyli z powodów ściśle zdrowotnych
nie umiałąbym jeść trochę, aj muszę DUŻO
dlatego nie jem wcale
i wcale a wcale od tego nie chudnę
ale mam poczucie, że jakby gdzieś się po organiźmie bląkały komórki skorupiaka to zdechnom z głodu
to chyba nie na temat?
a w temacie - strasznie mnie wkurza to nadmierne moim zdaniem skupienie na wyglądzie
na szczęście wokół nie mam takich osób
starzejemy się brzydko i niegodnie :pp
Moim zdaniem bardzo na temat! Choroba zmienia perspektywę patrzenia. Głównie na tę najwłaściwszą zresztą. Obyśmy umieli takową przyjąć zanim stanie się najgorsze i nieodwracalne. Ile tracimy z życia katując siebie i innych niepotrzebnym ostracyzmem. A potem okazuje się, że i tak przyjdzie walec i wyrówna:).
UsuńTwój głos wprowadził ożywczy powiew do dyskusji.
Dziękuję za ten post.
OdpowiedzUsuńSama podobnie myślę.
Chory coraz bardziej staje się nasz świat...
Tak, to on naprawdę domaga się uzdrowienia. Oczywiście naszymi rękami, głowami i sercami.
UsuńSzklanka wody zamiast ciuciu?? Przecież to nijak nie zastąpi przyjemności poczucia się przez chwilę przyjemnie dopieszczonym. :)
OdpowiedzUsuńNic więcej nie powiem, bo ze zdrowym trybem życia i odżywianiem mam wielki problem. Też nie mogę mało słodkiego. Musze dużo. No i duża jestem. Chyba powinnam jednak tę szklankę wody...
Szklankę wody to i owszem. Tylko, że oprócz, a nie zamiast:).
UsuńNikogo dużego jak dotąd na tych Twoich fotkach nie zauważyłam. Właśnie wróciłam znad morza. Jestem kompletnie opadnięta z sił. Panterka pewnie przeszłaby dziesięć razy większy dystans i jeszcze byłaby jak nowa. Oj, chyba czas na zdrowszy tryb życia:). Zrobiłam jakieś fotki komórką, trzy na krzyż. Nie wiem, jak wyszły, bo słońce świeciło mi w twarz. Wspomniałam dziecięciu, że ten nasz spacer jest również i na Twoją cześć:)).
Miło mi, a zdjęcia nie oddają rzeczywistości. Noszę już 44.
UsuńCzyli 44 podpada jeszcze pod szczupłość. Prawidłowo:)).
UsuńMyślę, że ogólnie warto zachować rozsądek :)
OdpowiedzUsuńA w szczególe - każdy ma swoje życie i swoje ciało. I ma prawo robić z nim, co chce. Nawet jeśli wszczepi sobie różki i skrzydełka i wytatuuje w kratkę, ma do tego prawo, o ile nie uprzykrza życia innym. Nie oceniałabym surowo naszego świata i naszych czasów. Każda epoka miała swoje za uszami i każda mieć będzie. Każda narzuca jakieś wzorce, jakoś rozpowszechniane przez kulturę.
Przydaje się na pewno wychowanie dzieci w miłości i akceptacji z jednoczesnym zaszczepieniem poczucia wolności. To chyba może pomóc w byciu szczęśliwym ze sobą samym...
Wiedziałam, że trafiłam na Twojego konika:). Pamiętam, że zawsze opowiadasz się za nowymi czasami. Rozumiem to i w zasadzie podzielam ten pogląd. Tym surowiej muszę oceniać pewne aspekty nowoczesności, które psują opinię nowej erze. Zawsze należy się pilnować, by nie przekroczyć sfery prywatności drugiej osoby. A właśnie z tym do czynienia mamy, kiedy ktoś zbyt ekspansywnie, by nie rzec, agresywnie usiłuje wypromować własne wzorce.
UsuńSądzę, że tak było zawsze, a czasem nawet bardziej. Kiedyś za "nieuleganie" wzorcom można było iść na stos, albo co najmniej zostać pognanym ze społeczności. I nie było, że mam swoje prawa i dam sobie radę - musiałaś się dostosować albo ginęłaś.
UsuńI nie - nie opowiadam się za nowymi czasami. Opowiadam się za tymi, w których przyszło nam żyć, za aktualnymi dla nas, bo innych nie mamy. A one nie są gorsze ani lepsze od innych. Możemy je uczynić lepszymi w zależności od naszych predyspozycji. No i w zależności od tego, gdzie nam się udało urodzić, w jakim miejscu i warunkach.
Czasy, w których przyszło nam żyć, musimy akceptować tak czy owak. Są jedyną rzeczywistością, którą do swojej dyspozycji mamy. Tym niemniej nieśmiało wierzę w progres świadomości człowieczeństwa. A przynajmniej staram się wierzyć. W przeciwnym razie świat zmierzałby ku zagładzie. W co - w opozycji do wielu z nas - jakoś nie wierzę.
UsuńMoim zdaniem, na piedestale postawione jest nie ciało, a jedynie jego reprezentacje. I to akurat te, które zależą od nas w niewielkim stopniu. Koszmarny czas kultu Młodości i Urody. Zdrowie i dobra kondycja leżą cicho gdzieś tam w tle, bo nie o nie tak naprawdę chodzi. Gdyby wymyślono środek, który pozwala na wieloletni młody i piękny wygląd, ale powoli niszczy np. wątrobę i nerki, to ludzkość by oszalała! Bo to właśnie z urodą i młodością kojarzone jest w pierwszym rzędzie powodzenie życiowe. To działa jakby z automatu, a dopiero później pojawia się myśl o dobrych cechach charakteru, o wykształceniu, talentach itp.
OdpowiedzUsuńCzy nigdy nie zażyłabym takiej tabletki?
Pięknie napisałaś o ciele w komentarzu do Emki i Lidii.
Zapomniałam napisać o wiodącym wśród kultów cielesnych - kulcie seksualności. Moja pierwsza córka, zaczepiona jedną nogą w przaśnym postpeerelowkim życiu, a drugą w obecnym czasie, nie poznała takiego prania mózgu, jak ta druga. Seksualność urosła już do rozmiarów bożka, któremu oddają cześć coraz młodsi poddani.
UsuńCo do tych "reprezentacji", to moim zdaniem nie tyle na piedestale, co pod pręgierzem raczej:). Spełnić bowiem muszą wszystkie, najbardziej nawet niemożliwe do spełnienia wymogi. Zresztą i tak nie są podmiotem, a jedynie przedmiotem uwielbienia. Narzędziem służącym do eksploracji portfeli na masową skalę.
UsuńPytanie o tabletkę raczej retoryczne?
Zależy, co dla kogo jest priorytetem. Wprawdzie w mojej hierarchii uroda jest dość wysoko na skali, w żadnym razie jednak nie wyżej niż zdrowie. Zresztą od zdrowia wiele w tej pierwszej kwestii zależy.
Zjawisko seksualizacji dzieci już od jakiegoś czasu niepokoi psychologów, rodziców i opinię publiczną. Masz rację, że seksualność stała się niemal bożkiem. Bardzo łatwo o wypaczenia, jeśli mamy do czynienia z trendem odwrotnym. To reakcja na dotychczasowe umniejszanie roli sfery seksualnej człowieka. Patologiczna ze wszech miar reakcja.
UsuńSprzątanie zamiast cukierka to jak samobiczowanie zamiast relaksu na kanapie XD
OdpowiedzUsuńSamobiczowanie, jak Boga kocham. Toż ten cukierek, właśnie w nagrodę, szczególnie nam się należy:).
UsuńGdyby świat był tak pięknie urządzony, że tylko słodycze powodują tycie, to byłabym wychudzoną nimfą. :-)
OdpowiedzUsuńMedia potrafią ludziom wmówić wszystko, w imię szeroko pojętej, obrzydliwie kłamliwej poprawności. Mnie najbardziej wkurza hipokryzja.
Ostatnio Beth Ditto, wystąpiła jako modelka na pokazie Marca Jacobsa. Lubię Beth, ma charyzmę. talent, styl i siłę charakteru do pozazdroszczenia. Media natychmiast oszalały :"Już dawno nie widzieliśmy tak pięknej modelki," Naprawdę? To dlaczego szyjecie wszystko w rozmiarach 20 razy mniejszych? Dlaczego inne modelki wyglądają jakby ostatni posiłek spożyły w dzieciństwie? Trudno jest być piękną mając 157 cm wzrostu i ważąc prawie 100 kg; rozległy cellulit, i fałdki wiszące nawet na kolanach też raczej nie pomagają w świecie , w którym panuje kult rozmiaru 0.
Madeline Stuart - modelka z zespołem Downa. Okrzyknięta piękną i seksowną. Naprawdę? To dlaczego nie ma więcej modelek, aktorek, fotomodelek w tym typie urody?
Wkurza mnie to, że te same media, które Beth i Madeline wynoszą do rangi piękności, rozpisują się o drobnych wadach innych w obrzydliwy sposób - ta ma nowe zmarszczki, tamta obwisły podbródek, a widzieliście halluksy XY? a Dymna, jak się zaniedbała? Te same media wypuszczają pisma, na okładkach których piękne kobiety wyglądają jak woskowe, zliofilizowane lale, którym żadna z nas w życiu nie dorówna - frustrujące, prawda? Z pewnością mniej dla kogoś kto 18 lat ma dawno już za sobą. :-)
Człowiek ma ochotę krzyknąć "Król jest nagi!!!!" Beth jest gruba, a Madeline ma Downa . I gdyby nie były wam potrzebne do zrobienia medialnego szumu, to pies z kulawą nogą by się nimi nie zainteresował, bo nie przystają, bo się źle komponują, bo są lata świetlne od ikony mody Kim Kardashian.
Ufff...spaliłam z 50 kalorii, jak nic!
Wszystko musi dobrze się sprzedawać. Jedynie w tym celu robione są kampanie przeciwne do tych, które już okrzepły. Bo nic nie stoi w miejscu, interes kręcić się musi.
UsuńWiesz, co denerwuje mnie najbardziej? Widok pięknej, normalnej kobiety w "ludzkim" rozmiarze 42, określanej jako XL. Albo i nawet XXL. Duże (bądź grube) też może być piękne - przekonują, jakby było po co. Koń jaki jest każdy widzi, nie ma potrzeby robić ludziom prania mózgu. Tylko nie zgadzam się, by te kobiety określać puszystymi. Zwłaszcza, że jeszcze kilkanaście lat temu z powodzeniem uchodziłyby za szczupłe. One są całkowicie normalne. Czyli szczupłe. Bo po mojemu jeśli nie grube, to przecież szczupłe, do jasnej ciasnej:).
Ech, porobiło nam się, porobiło i teraz musimy to odkręcać. Bo jak nie my, to kto?:)) Wszak tutaj tylko o kasę tak naprawdę chodzi.
Hipokryzja to podstawa każdej diety ;)
UsuńNatomiast co do rozmiarów, zwłaszcza tych XL, to uwierzę w jakiś sensowny udział kobiet w kształtowaniu cywilizacji, jeśli przesunie się numerację. Psychologiczne szantaże i zastraszanie i wpędzanie w kompleksy w tej opresyjnej dla kobiet kulturze seksualizacji ciała muszą odejść do lamusa.
Zacząć należy od własnej szafy. Ja np mam na każdym odzieniu rozmiar 36, boć sama go sobie przyszyłam, ha. Gdyż z takim się identyfikuję i nikt mi nie będzie wmawiać że jestem L-ką skoro mam NORMALNĄ, przeciętną dla tego sorry-klimatu oraz gatunku kaukaskiego budowę ciała.
Dobre! Ja z reguły odpruwam metki, ponieważ potrafią uwierać. Jednej nie odprułam - tej, na której widnieje rozmiar S. Niby jak zwał, tak zwał, koń jaki jest - każdy i tak widzi. Mimo wszystko, mała rzecz, a cieszy.:))
UsuńDo punktu 2 można dorzucić jeszcze szydełkowanie:-)
OdpowiedzUsuńOj...nic na siłę,można mieć rozległą wiedzę w temacie zdrowego.odżywiania\trybu życia,ale jeżeli motywacja jest słaba,jeżeli nie "posprząta"się w swojej głowie i nie wybierze odpowiednich środków dla siebie,to nic z tego nie będzie.Popadanie ze skrajności w skrajność jest też niedobre,ja myślę,ze kazdy musi dla siebie odnaleźć ten zloty środek,czyli wybrać (na zasadzie prób i błędów)taki sposób,który jemu odpowiada Zasady i zalecenia dla jednej osoby niekoniecznie sprawdzą się dla innej.
Poza tym...jezeli ktoś czuje się dobrze w swoim rozmiarze 42\44 czy wiekszym ,to jego sprawa i nalezy to uszanować.B.czesto te pulchniejsze kobiety,tez są b.ładne.A jak widzę artykuł o niby "większych" kobietach,które to wygladaja NORMALNie mając 42 rozmiar,to mnie się nóż w kieszeni otwiera...teraz anoreksja jest jako norma,a kobieta o kobiecych kształtach juz jest zakwalifikowana do "dużych","otyłych"itp..
Z tym szydełkowaniem to akurat dobry pomysł. Tudzież z dzierganiem na drutach i pokrewnymi zajęciami. Tylko niestety pozostaje nierozwiązywalny problem, żadne czynności nie trwają wiecznie. Ja zjedzenie batonika czas znajdzie się zawsze. Chodzi tu właśnie o motywację. Tę odpowiednią, możliwą do przyjęcia. Z tym jest najtrudniej, niestety. Tylko pod żadnym pozorem nie powinniśmy dawać się ogłupiać tej anorektycznej "normie".
UsuńDodam,ze ja kocham czekoladę gorzką (taką 70%)i codziennie pozwalam sobie na 3-4 kosteczki i nie zrezygnuję z tego!!Bo to jest psychiczne wszystkiego sobie odmawiać!Taka stała asceza może prowadzić do podłego nastroju,nasilenie tych niekoniecznie milych cech charakteru,typu czepliwość,złośliwość i skwaszona mina,sprawdzone na sobie :p
OdpowiedzUsuńW sumie takie parę kostek gorzkiej nikomu nie powinno zaszkodzić. Sęk w tym, że ja gorzkiej nie trawię, a najbardziej lubię białą.
UsuńErratko,ale biała,to jest praktycznie sam tluszczyk i mleko w proszku chyba.No.wiem,że Ty to.wiesz :p
UsuńJa jestem ekspertem w czekoladach gorzkich,kurcze moze źle trafiłaś?Ja ostatnio.odkryłam gorzka 70% firmy."Wawel"...wiesz,ze.wcale nie jest jakas b.gorzka,przebija smak kokosowy,jest to moje subiektywne odczucie,ale to.ostatnio.moj nr.1Moje chlopaki tez ją podkradają...
Jasne, że wiem. Tyle, że taka wysokogatunkowa zawiera masło kakaowe, co wyróżnia ją spośród innych słodyczy nie uchodzących za czekoladę. Czyż zresztą nie lubimy krówek, mimo, iż to tylko mleko i tłuszcz?
UsuńDo gorzkiej się nie przekonam, kakao to nie mój faworyt. Moja córka natomiast uwielbia tę przez Ciebie wymienioną, chociaż ostatnimi czasy jakby trochę straciła swoją jakość. Dobra też była taka pomarańczowa z tej serii. Ale, to już trzeba amatora. Ja wolę te niezdrowe słodycze:). Na szczęście potrafię mieć długie okresy wstrzemięźliwości, więc jest dla mnie jeszcze jakaś nadzieja:)).
Miła Errato,
OdpowiedzUsuńpięć miesięcy temu po latach błądzenia i ciągłej walki z samą sobą poszłam po rozum do głowy i skorzystałam z pomocy dietetyków. To w sumie było proste. Wykupiłam sobie konto w pewnym serwisie, gdzie mam opiekę i wspomaganie od życzliwych współwalczących przez większość doby.
Zrobiłam to przede wszystkim dla własnego zdrowia i samopoczucia, dla urody jednak też, nie oszukujmy się, po tych 5 miesiącach pracy i prawie 8 kg w dół wyglądam lepiej, czuję się lżej i młodziej.
Zalecenia, o których pisze wspomniana przez Ciebie blogerka są nad wyraz słuszne, bez większego bólu stosuję podobne.
Wody w zdrowej diecie po prostu nie może zabraknąć, bez tego żadna dieta nie wychodzi. :) Sprawdziłam.
Słodycze - nie tylko dla zdrowia warto je zredukować do ilości minimalnych, ale i dla wyglądu. Wolę jeść mniej słodyczy albo cukry proste w owocach czy miodzie, niż męczyć się patrząc na kolejne fałdy tłuszczu tu i tam.
Ale to jest oczywiście kwestia wyboru każdego człowieka.
Nikt mnie do tego nie zmuszał, ani nie musiałam nikomu niczego udowadniać, chyba że sobie, że jestem warta, żeby wreszcie wyglądać tak jak chcę i nosić to, co chcę. :)
Wybór należy do nas, a czy na plakatach panie są bardziej czy mniej wygładzone - mnie to w sumie nie przeszkadza, bo nie obniża mojej samooceny. Przecież wiem, jak wygląda prawdziwa cera. Ale też wiem jak wyglądam bez makijażu, a jak w makijażu. I najczęściej jednak wolę siebie w makijażu.
Nie mam anoreksji, ani niczego innego. Od początku diety jem częściej i w sposób bardziej urozmaicony, niż kiedykolwiek, czuję się coraz lepiej. Mam mnóstwo energii, chyba że akurat mam gorszy dzień. I jestem wreszcie pogodzona ze sobą. Waga - jak sprzed urodzenia dziecka. :) Czyli można i warto było.
Dojrzewam, żeby o tym napisać, ale czekam aż uda mi się osiągnąć mój cel. Pewnie pod koniec roku albo na początku przyszłego napiszę. :)
Pozdrowienia serdeczne!
Iwonko, nie było moją intencją umniejszanie czyjegokolwiek sukcesu w dążeniu do uzyskania wymarzonej sylwetki. Każdy z nas ma prawo decydować o sobie, a co za tym idzie, również o własnym wyglądzie. O własnym jednak, nie zaś o cudzym. I na tym właściwie można by zakończyć, ale jeśli już poruszamy ten temat, możemy oczywiście powiedzieć nieco więcej:).
UsuńW moich oczach zawsze zyskuje uznanie ktoś, kto dba o swoje zdrowie, ktoś, kto osiągnął taki etap, na którym zdrowy tryb życia jest już dla niego normą, a nie wyrzeczeniem. Jako, że byłam w pewnym sensie świadkiem Twojej przemiany, mam wiele uznania dla tych działań, które tak skutecznie udało Ci się wdrożyć.
W najbliższym czasie sama planuję reorganizację swojej diety, aby odzyskać tę sylwetkę, którą miałam w 2011 roku. Tę, którą mam na zdjęciach. Choroba i leki, które musiałam przyjmować, a także prawie dwuletnie unieruchomienie w domu sprawiły, że nie ma już po niej śladu. Dwanaście dodatkowych kilogramów nie należy do przyjemności. Teraz chcę to zmienić. Powinno mi się udać, nie dam się zdemotywować:).
Wiem, że jesteś osobą silną, pewną swoich racji. Wszak dałaś nam już dowody na to, że osiągasz to, do czego dążysz. Nie każdy jednak jest taki. I właśnie z myślą o tych "innych" należałoby ukrócić tę agresywną propagandę lansującą jeden powszechnie obowiązujący model. W tym przypadku piękna, ale równie dobrze może to dotyczyć innych sfer.
Wygląd jest jedną z najważniejszych rzeczy w życiu. Jak cię widzą, tak cię piszą - mawia się nie bez kozery. Wygląd odzwierciedla nasze wnętrze. Składa się na niego powłoka cielesna i to, co w sobie mamy. Nie da się tego od siebie oddzielić. Każdy z nas jest inny i powinien mieć prawo, by dobrze się we własnej skórze czuć. Czasami dzieje się tak a'priori, niekiedy jednak trzeba nad sobą trochę popracować. Praca takowa skuteczna jest jedynie w atmosferze sympatii, akceptacji i tolerancji dla specyfiki innych. Serdeczności.
Erratko,jak Ty coś napiszesz,to tylko kropkę postawić,przepraszam,że się wtrąciłam,wszak komentarz nie do mnie skierowany :-)
UsuńZA ostatnie zdanie zasługujesz na złoty medal (nie,nie z białej czekolady:p)
Oj tam, oj tam:)).
UsuńWiesz, musiałam napisać od serca mój komentarz w tej sprawie, bo akurat obrońców świętej czekoladki, niezależnie od stanu zdrowia mam wrażenie, jest więcej, niż tych, którzy skutecznie o soebie dbają (tak, zdrowie też jest u mnie na pierwszym miejscu).
UsuńA że to ciężka praca, żeby zmienić na tyle swoją dietę i sposób życia, to oczywiście zawsze znajdzie się ktoś, kto jest sfrustrowany tym, że mu nie idzie. I stąd komentarze o negatywnym odcieniu wobec zjawiska kultu piękna.
A powiem Ci, że piękno widać jest zawsze, także to wewnętrzne.
Mijaliśmy na plaży jedną taką babkę... Co najmniej 120 jak nie więcej kilo wagi. Kostium ledwo przykrywający jej krągłe kształty. I ta kobieta miała takie promieniowanie, że oboje nie będąc zwolennikami grubych kształtów, stwierdziliśmy, że widać, że czuje się dobrze w swoim ciele.
I tak wygląda. :)
Tys prowda, zdrowa równowaga w mediach opiniotwórczych musi być!:)). Choćby za całe media starczyć miała nasza blogosfera:).
UsuńPrzyuczenie nas nienawiści do własnego ciała to cudowny, samonapędzający się biznes.
OdpowiedzUsuńCyniczne i bezwzględne.
Mądry głos w słusznej sprawie, dzięki.
O, tak, jest to biznes dochodowy wielce. Na tym bazują ci, co rączki zacierają nad głupotą, a przynajmniej naiwnością konsumentów. Starałam się określić swój punkt widzenia, nie zaś umniejszać czyjkolwiek wysiłek.
UsuńWarto zachować umiar, zaś przede wszystkim zdobyć się na tolerancję. Tę prawdziwą, nie udawaną - z obojętności wynikającą tylko.
Interes oczywiście najłatwiej robić na tych, którzy naiwnie wierzą w diety-cud, nie bacząc na zdrowie.
UsuńA potem siebie "nagradzają" napychając z powrotem wydietowany organizm starymi śmieciami.
Może dlatego jak już ktoś o tym pisze stara się przekazać jak najwięcej cennych informacji, żeby osoby przypadkowo trafiające na jego artykuł, mogły zacząć od razu od właściwych informacji.
A dalej to i tak każdy przecież z tą wiedzą zrobi, co zechce. :)
pozdrowienia
Jeżeli ktoś naprawdę chce o siebie zadbać, winien to robić "z głową". Żeby nie wylać przysłowiowego dziecka z kąpielą. Tylko takie działania przynoszą długofalowe efekty. Napisz o swoim sukcesie, niech będzie to inspiracją dla tych z nas, którym dotychczas nie starczyło mocy:).
UsuńJa też uważam że po prostu - jestem jaki jestem
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
I tego powinniśmy się trzymać.:)
UsuńCzytałam jedząc czekoladę, miałam skończyć tylko ten poprzeczny rządek, ale mi się żal zrobiło coraz częściej wzgardzanej czekolady i ... pojechałam po długości. Oj tam.
OdpowiedzUsuńBądźmy dobre dla naszych czekolad. One tak szybko się kończą:))
UsuńWyznaje zasadę, ze wszelkie skrajności są niebezpieczne, nawet jeśli korzysta ktoś z porad dietetyka, niby dla swego dobra ... a bez dietetyka nie wiedział? Wystarczy poczytać lub posłuchać własnego organizmu. Najlepszy przykład: dorośli, wykształceni rodzice zagłodzili swoje dziecko za radą znachora...zresztą czy zycie polega na ciągłym liczeniu kalorii i zmarszczek? Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńUmiejętność zachowywania umiaru jest trudną sztuką. Uczmy się jej zawczasu. póki nie jest za późno. Również pozdrawiam mile:).
Usuń