Wojciech Gerson. Gdańsk w XVII wieku. 1865. Olej na płótnie. 103,5 x 147 cm. Muzeum Narodowe, Poznań.


Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.

czwartek, 15 kwietnia 2021

O mojej Mamie w trzecią rocznicę


Można by rzec iż od śmierci Mamy w kwietniu 2018 roku jestem innym już człowiekiem. Tymczasem nie tyle innym, co na inny sposób "ludzkość" swą wyrażającym. Z tej choćby przyczyny, że zmieniła mi się perspektywa bycia. Utrata rodziców, definitywna i nieodwołalna, niesie z sobą wzięcie odpowiedzialności za własne szczęście, nie ma już bowiem żadnej - ziemskiej i namacalnej - instancji wyższej, która autorytetem swoim mogłaby nas zwolnić i przejąć kontrolę nad owym.
Cóż, pewnie zabrzmi to jak banał, ale śmierć zawsze zaskakuje nas tudzież zastaje nieprzygotowanych. Bo czyż na śmierć można się (ale tak naprawdę) przygotować?
Teraz już wiem, że nie. Czy dobrze to, czy źle, nie umiem się w tej materii wypowiedzieć.
W powietrzu już na zawsze pozostaną pytania bez odpowiedzi.
Czy mogłam dla Niej coś więcej uczynić, powiedzieć, zapewnić.
Dlaczego kiedy umierała zamiast trzymać ją w ramionach, ja niemądrze się krzątałam szukając piżamy, kapci i szlafroka do szpitala...
Lecz najbardziej przejmujące ze wszystkiego jest to, czego nie uzyskałam od Niej. Mając Ją na wyciągnięcie ręki. Choć tak naprawdę fizyczna bliskość nie jest tożsama z możliwością uzyskania odpowiedzi na tę niejasność, co od prapoczątków kumulowała mrok i ciemność.
Nie ma odpowiedzi, bo tych nikt nie zna. Są za to pytania, lecz też nie do końca jest jasne, czy są właściwie sformułowane. Jeśli nad tym popracować, jest nadzieja, że i w kwestii odpowiedzi nieco się rozjaśni. Tylko tyle. I aż tyle.              
                        
                                                                                 Młodziutka Ala. 
   
                                                                  Wiekowa Alicja u schyłku życia. 

                                                                   

18 komentarzy:

  1. Mama piekna, zarowno w mlodosci, jak i dojrzała! I piekny tekst, Errato.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Te pytania są szokująco uniwersalne

    OdpowiedzUsuń
  3. Errato, ile ja zadawałam sobie pytań.
    Pamiętam słowa mojego brata - nie mniej do siebie pretensji, zrobiłaś wszystko co było można. Nawet jego słowa nie pomogły. W latach, przestałam sobie je zadawać. Bo tak naprawdę co to da. Przecież to i tak już nic nie zmieni.
    Piękny tekst :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zmieni albo może i zmieni. Nasze podejście do świata i siebie.

      Usuń
  4. Przytulam ;*
    Bardzo mnie porusza to, co napisałaś.
    W kwietniu minęło 13 lat od śmierci mojej Mamy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam jak pisałaś o tym. Była taka młoda jeszcze. Za młoda na śmierć, aż się na usta ciśnie.

      Usuń
  5. może tak jest lepiej, bo gdybyś o wszystko wypytała, wszystkiego się dowiedziała to o czym byście teraz rozmawiały
    rozmawiam ze swoją zmarłą siostrą i myślę sobie, że nie ja jedna rozmawiam z bliskimi, którzy odeszli

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też mam taki dziwny zwyczaj. Może to wiara w istnienie tego czegoś "po"...

      Usuń
  6. Śliczna!
    Trudno jest zostawać z pytaniami, na które się nie dostanie (przynajmniej dopóki życia) odpowiedzi.
    I wiem, że człowiek rozmyśla i analizuje, ale... często zapomina, że w danym momencie dawał to co mógł. Wszystko.
    Wzruszam się trochę. U mnie na początku roku minęło sześć lat od śmierci Taty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak. To sama prawda, że dajemy to co dać możemy. Czasami tylko szkoda, że nie było więcej.
      Od śmierci mojego Taty minie 11 lat - w czerwcu.

      Usuń
  7. Dziękuję za ten piękny wpis.
    anonimowa72

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że tak uważasz:)

      Usuń
    2. Bardzo współczuję – indywidualna śmierć jest straszna i nienaturalna.

      Mogę tylko zacytować na pocieszenie:
      “Im dłużej błądzę, tym bardziej jestem przekonany, że zasadniczy cel rozumu – to zbawienie. Albo, jeśli tak chcecie: zbawianie. Wszechświat tylko wydaje się nam wieczny i nienaruszalny. W rzeczywistości jest kruchy i superwrażliwy. Zdumiewa nas pozorną nieskończonością, oślepia wybuchami supernowych, oszałamia miliardami niewyjaśnionych tajemnic, ale przede wszystkim przypomina przestraszonego kota, najeżonego na widok małego szczeniaka. Jesteśmy częścią Wszechświata, a więc nasz los polega nie tylko na zrozumieniu życia, ale i na ocaleniu go od zguby i zniszczenia. Nie chodzi tu wyłącznie o naszą planetę, lecz o cały Wszechświat.
      (...)
      To nie prawda, że Kosmos jest obojętny i ogromny, że nie zauważa krzątaniny rozmaitych mikrobów na swym nieskończonym ciele, przecież to własne życie i jego wierzchołek – rozum uważane są za zdolne do przeciwstawienia się entropii, rozproszeniu, anihilacji. My pierwsi, a po nas inni, nauczą się przechodzić granice światów, a wtedy mechanizm samoobrony Kosmosu osiągnie swe logiczne uwieńczenie, a rozum odzyska to, co najlepsze, co nagromadziło się w nieskończonych światach przez wszystkie lata podziału, zjednoczy te światy i obarczy się już odpowiednim do swych sił ładunkiem przetrwania i zbawienia... I otworzą się drzwi, a świeży wiatr przeniknie na wskroś wszystkie światy...”
      Oleg Korabielnikow – Muśnięcie skrzydeł. Wyd. Współpraca, Warszawa 1989 str. 36, 65-66

      Usuń
    3. Kto wie, przynajmniej jest to jakaś kusząca wizja.
      A może jakiś podpis:)?

      Usuń
  8. tak po śmierci Rodziców jesteśmy inni... zmienia nas, inaczej postrzegałam wszystko po rozstaniu z nimi.... Mądrze to opisałaś.. dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko zawsze szkoda, że za późno to do nas dociera...

      Usuń