Wojciech Gerson. Gdańsk w XVII wieku. 1865. Olej na płótnie. 103,5 x 147 cm. Muzeum Narodowe, Poznań.


Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.

niedziela, 21 marca 2021

Z cyklu: Rozważania Przy Śniadaniu

(Pamiętacie, jak mówiłam że będą również wiwisekcje?)

Zadzwoniła do mnie rano córeczka, Basia, mówiąc że nie zdzierżyła i musiała spasować w połowie rekolekcyjnego kazania online. Zaznaczyła przy tym, że nic złego nie zostało powiedziane. Ale również... nic dobrego. Cóż, robimy się coraz bardziej wymagający; kazanie to również produkt i mamy prawo żądać najlepszego. Podzielam ten pogląd, i to całkiem niezależnie od nurtującego mnie kryzysu wiary. 

Stało się to przyczynkiem do naszego snucia luźnych impresji podczas niedzielnego śniadania.

- Wiesz Julianie, miałam niedawno rozmowę z ciocią Basią. (Moja siostra również ma na imię Basia.) Stwierdziłam wtedy, że najgorszych czynów zwykle się dokonuje w imię religii, zaś nasza katolicka ma na tym polu imponujące osiągnięcia w postaci wojen krzyżowych, polowań na czarownice, tępienia heretyków etc. Za to najlepsi ludzie, jakich znam (może być przez przypadek) są ateistami. Weźmy tu pierwszy lepszy z brzegu przykład; mój kuzyn, Krzysztof, zdaje się być kwintesencją tego, kogo nazywa się "człowiekiem dobrym". Poza tym dziecię moje, Julian, no i choćby Ania, nasza blogowa koleżanka. Czy ja w ogóle znam dobrego i zarazem wierzącego człowieka - zaczęłam sobie błaznować - bo akurat siebie do powyższej kategorii nie zaliczam. A tak poważnie to pierwszym przykładem dobrego i wierzącego człowieka jest moja córka Basia, a zaraz potem brat mój oraz siostra. Choć ta ostatnia - podobnie do mnie - już w kryzysie wiary.

- Kryzys jest zjawiskiem pożądanym, zawsze prowadzi do pozytywnych rozstrzygnięć - napomyka Julian - ja sam wyszedłem z niego utwierdzony w przekonaniu co do swego ateizmu. 

- No tak, lecz ja akurat wcale nie podzielam takowego przekonania. - Czyli wciąż w kryzysie trwasz - replikuje.  I na to wygląda.

- Zawsze odnosiłem wrażenie, iż w waszych dawniejszych z ciocią dyskusjach to ty broniłaś stanowiska Kościoła, ona zaś wygłaszała z lekka obrazoburcze opinie. Za to teraz to właśnie ona broni Kościoła, a ty i Basia suchej nitki nie pozostawiacie na nim.

- Zdaje się że to nasze z Basią studia do perfekcji dopieściły nasz krytycyzm względem owej instytucji. Bo musisz wiedzieć - nikt tak nie wkurza tych hierarchów jak teologowie świeccy. 

- Zaś wracając do cioci, nie mogę się z tobą zgodzić, bowiem to ona zawsze ściśle trzymała się litery, a ja większość tych "nauk" traktowałam z rezerwą. Czy masz na myśli kwestie związane z seksualnością? Bo teraz przypomniałam sobie, co mi kiedyś powiedziała ciocia na temat znajomej z pracy. Wyobraź sobie, owa pani tak się bała potępienia, że skrycie marzyła, by przekwitnąć, aby już nie grzeszyć używaniem środków anty. Dla mnie było to takim szokiem, że dosłownie zdrętwiałam ze zgrozy. Tudzież oburzeniem zapałałam do tych, którzy takie pranie mózgu fundują kobietom! 

W tym miejscu mała, osobista dygresja. Ja akurat uważam, że wszystkie te - pozornie ograniczające -  normy na celu mają służbę dobru. Nie wyobrażam sobie stosowania innych niźli naturalne metod. W linii prostej wynika to z szacunku dla własnego ciała i ma nie tylko religijne, ale też ekologiczne konotacje. Funkcjonuje bezsprzecznie w duchu szeroko pojętej ekologii. Zaś facet, który by ode mnie oczekiwał stosowania ingerencji w mój wewnętrzny ekosystem, automatycznie stałby się facetem byłym lub niedoszłym. Tu muszę zaznaczyć, że pojęcie ekosystem rozszerzam również i na swój dobrostan psychiczny czy duchowy. Z czego jasno wynika, iż ktoś, kto sądzi że antykoncepcja należy tylko i wyłącznie do kobiety, grono palantów zasila nieuchronnie.

Lecz gwoli ścisłości nie od rzeczy będzie rozgraniczyć nauczanie Kościoła od nauczania... grajdołka naszego powszedniego. I tu chyba należałoby szukać klucza. 

- No, ja w każdym razie - wtrąca Julek - nie zamierzam się przejmować żadnym z tych stanowisk. To czy Bóg istnieje bądź też nie, jest mi tak obojętne jak ten zeszłoroczny śnieg. I nawet gdybym jakimś cudem się "dowiedział", odnośnie mego postrzegania świata żadnej to już praktycznie rangi mieć nie będzie. 

Paradoksalnie, choć wychodząc z innych zgoła założeń, o dziwo... i dla mnie również. Innymi słowy, to co tak na pozór dzieli, w rozumieniu holistycznym zawsze ma szansę na wspólnej płaszczyźnie się spotkać. O ile tylko posiadaczy otwartych umysłów dotyczy.

Czyniąc zadość sprawiedliwości - i tytułem uściślenia - muszę jeszcze coś w kwestii merytorycznej dodać. Nie tylko religia musi generować te szkodliwe i niszczące "akcje". Wszak hitleryzm i stalinizm mnóstwo w tej dziedzinie na swym koncie mają. A zatem prawidłowy wniosek musi być jedynie taki, że za największe nieszczęścia w społecznej sferze odpowiadają ideologie skrajne. Bo nawet jeśli rodowód takiej ideologii nie ma religijnych konotacji to i tak ich cechą wspólną zawsze jest fanatyzm.  

2 komentarze:

  1. Długi post a ja nie umiem podać długo!!

    Znam dobrych wierzących ludzi. Z górnej półki choćby siostra Chmielewska i Janka Ochojska.
    Wyznawana wiara niestety nie determinuje życia wg nauki Chrystusa, a bardzo szkoda.

    Tabletki antykoncepcyjne to zło. Ale nie widzę nic złego w stosowaniu prezerwatywy. Też ceniłam sobie metody naturalne, uważam że są niedoceniane ale nie zawsze mogę być stosowane. Podejście kościoła w tych kwestiach absolutnie jest dlaś mnie niezrozumiałe

    OdpowiedzUsuń
  2. Podejście Kościoła sugeruje uznanie ludzi za niedorozwiniętych umysłowo. Przynajmniej zaś generuje niedorozwój duchowy. Zamiast wręcz naprzeciwko:)
    Nie twierdzę że gumka to samo zło, choć przyjemność średnia:)

    OdpowiedzUsuń