Czternasty sierpnia. Rocznica śmierci św. Maksymiliana Kolbego. Męczennika KL Auschwitz.
Jak
to jest, własne życie za współwięźnia oddać. Ofiarować je, ginąc w
zamian śmiercią tak straszną, że aż trudno o tym myśleć. Głodowa śmierć
to wielotygodniowa agonia w niewyobrażalnych wprost męczarniach. Nielekko przychodzi
mi odmówić sobie kolejnej, nawet tej zbytecznej z punktu widzenia
dietetyki, porcji jedzenia. Każdy ma swoje osobiste piekiełko - moje jest
takie.
Bądź też - innej retoryki używając - taki jest mój krzyż.
Co - prócz wdzięczności - czułabym, gdyby to za mnie ktoś swe życie ofiarował*.
Czy, i jeśli tak, to jaki wpływ zdarzenie owo mieć mogłoby w kwestii mego postrzegania "daru" życia.
Podobno ludzkie życie jest bezcenne. Podobno jest wielkim darem. Podobno...
Jako, że trudno mi we własnej skórze odczuć jego atrybuty, przyjmuję tę prawdę niejako "na wiarę".
Czy zatem ofiara z mojego życia mniejszą miałaby obiektywnie wartość?
Czy jakoś łatwiej, niźli innym przyszłoby mi rozstać się z tym światem?
Otóż
nie, bowiem lęk przed śmiercią wspólny jest każdej istocie ludzkiej. I
to niezależnie od subiektywnie artykułowanej oceny jakości życia.
__________
*Na użytek tego posta biorę pod uwagę tylko doczesny aspekt życia.
Wojciech Gerson. Gdańsk w XVII wieku. 1865. Olej na płótnie. 103,5 x 147 cm. Muzeum Narodowe, Poznań.
Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.
Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.
Ten instynkt jest nam wrodzony, instynkt chronienia wlasnego zycia, ktore praktycznie kazdy czlowiek ceni sobie ponad wszystko. Moze tylko instynkt macierzynski, instynkt obrony potomstwa bywa silniejszy.
OdpowiedzUsuńDlaczego Kolbe poswiecil swoje zycie dla ratowania innego? Te tajemnice zabral ze soba w ostatnia droge...
Tak, to właśnie instynkt samozachowawczy chroni nas przed utratą życia najskuteczniej. Jednak obrona potomstwa zdaje się być imperatywem kategorycznym. Sądzę, iż w przypadku O. Maksymiliana chodzi o coś podobnego. Na mocy duchowego ojcostwa potraktował drugiego człowieka jak dziecko, którego życie - kosztem swego własnego - pragnął uratować.
UsuńWłaśnie tego nie wiemy - jak byśmy się zachowali, nawet jeśli wcześniej byliśmy pewni. Sytuacje graniczne są graniczne - sam nazwa swoje mówi. Ale zapewne są charaktery, w których dominuje poczucie odpowiedzialności. Po odpowiednim "treningu" - w wojsku, w zakonie - ci ludzie są w stanie oddać życie. Z nich pewnie rekrutuje się ochronę prezydentów - na tym polega ich zawód, żeby zasłaniać kogoś sobą. Albo strażacy, ratownicy górscy. U Kolbego czynnikiem dodatkowym była pewnie wiara. Czuł chyba, że nie odchodzi w nicość.
OdpowiedzUsuńNiestety, nigdy nie możemy przewidzieć, jak byśmy się zachowali będąc na miejscu kogoś innego.
UsuńWiara formuje człowieka w taki sposób, by ten umiał być wierny swoim priorytetom. Tym, które przyjął świadomie i dobrowolnie. Różne mogą być rodzaje wiary...
Mysle, ze mozna całe zycie czuć sie nikim, ale oddając za kogoś zycie poczuc sie nareszcie Kimś. I ta chwila, gdy nareszcie nie pogardza sie samym sobą, nie rozczarowywuje sobą, nie mierzi, nie męczy a przeciwnie odczuwa sie dumę i ma poczucie spełnienia wystarczy. To cała nagroda.
OdpowiedzUsuńA także jesli umie sie kochać kogos bardziej, niz samego siebie. I prawdopodobnie ten ostatni powód miał cos wspólnego z motywacja Kolbego. Bo on w bliźnim widział Chrystusa. Czyli ucielesnienie istoty boskosci i istoty człowieczeństwa. Opokę i ostoję. A czymże były okropienstwa drugiej wojny światowej? Totalnym zaprzeczeniem tym wartościom. Próbą zniszczenia ich, wyszydzenia, sponiewierania, zanegowania. Próbą zwyciestwa zła. Jak zatem mozna przeciwstawić sie totalnemu złu? Tylko totalnym, bezwzglednym dobrem. Bezgranicznym dobrem. Bez lęku. Z wiarą, ze to ma sens.
Czasami taki ostateczny akt może dopełniać ludzkie, w subiektywnym odczuciu grzeszne, życie. To tłumaczy wszystkie te odważne, albo wręcz męczeńskie czyny. Nie jestem do końca przekonana, czy może chodzić o rozczarowanie sobą, lub wręcz niskie poczucie własnej wartości. Tacy ludzie nie są zdolni do czynów szlachetnych, w obliczu śmierci zachowując się raczej niegodnie. Dlatego właśnie taki nacisk kładzie się na odpowiednią formację moralną i duchową. Oczywiście zgadzam się, że są wyjątki, ktoś w ostatniej chwili doznaje olśnienia i postanawia odkupić swoje winy. Nie łudźmy się - są to rzadkie przypadki.
UsuńPrawdziwie szlachetny człowiek, taki, który za wszelką cenę broni wartości, w które wierzy, ma siłę przeciwstawić się złu nawet za cenę utraty życia. Doczesnego życia, bo jego ofiara nie idzie na marne, przynosząc dobre owoce w pokoleniach przyszłych.
Dlatego, że nawet kiedy źle oceniamy swoją jakość życia to nie przeszkadza nam zachwycić się "byle czym": przyjemnym powiewem wiatru, zapachem, smakiem, słońcem czy milionem innych drobiazgów.
OdpowiedzUsuńPoza tym jak mówi Biblia "wieczność mamy w sercach" i wcale niełatwo godzić się na odejście.
Jeżeli źle oceniamy własne życie, nie mamy w sobie dyspozycji do zachwycenia się czymkolwiek. Nawet rzeczą obiektywnie wielką, co zaś dopiero małą duperelką:)).
UsuńNiechęć do rozstania się z tym światem podyktowana jest mnóstwem praktycznych względów. Wśród których lęk przed procesem umierania uznać należałoby za niebagatelną. Zaraz za nim idzie lęk przed osieroceniem bliskich, szczególnie, gdy idzie o własne dziecko pozbawione w takich razach środków do życia. Oraz, w przypadku ludzi wierzących, lęk przed tym, co po drugiej stronie. Choć może ta ostatnie rozterka dotyczy właśnie ludzi niewierzących, bo skoro "wieczność mamy w sercach", to przecież nic nie jest w stanie naszego życia unicestwić:).
Mnie w tej historii zawsze urzekał fakt że osoba za którą oddał życie Kolbe żyła potem długo i szczęśliwie. Co jest bardzo mało oczywiste.
OdpowiedzUsuńTa ofiara miała głęboki sens. ..
Kiedy będąc dzieckiem usłyszałam tę historię, poczułam pewien ciężar. Wyobraziłam sobie tę ogromną odpowiedzialność, która spoczęła na barkach uratowanego człowieka. Wszyscy niejako "patrzyli mu na ręce".
UsuńMaksymilian Maria Kolbe znany jest głównie ze swego bohaterskiego czynu, jakim było oddanie życia w hitlerowskim obozie za człowieka, który posiadał żonę i dzieci. Wartość moralna tego czynu, zwłaszcza z punktu widzenia chrześcijaństwa, jest niekwestionowana i z pewnością zasługuje na upamiętnienie. Pamiętajmy jednak, że nawet święty jest tylko człowiekiem.Wszak jego beatyfikacji dokonanej w 1971 r. towarzyszyły gorące spory, z uwagi na dwa aspekty jego osobowości: agresywny klerykalizm i antysemityzm... Ale jak trzeba kościół przeforsuje wszystko .
OdpowiedzUsuńTen rzekomy antysemityzm wcale, jak się okazuje, nie był taki "bezsporny", jak się to przedstawia. Z innych - bardziej moim zdaniem wiarygodnych - źródeł wynika, że Ojciec Maksymilian był człowiekiem miłującym każdego z ludzi, bez względu na światopogląd i religię. Nie warto zbyt pochopnie powielać powierzchownych opinii, zwykle bowiem okazują się nierzetelne.
UsuńRównie dobrze mogę powiedzieć , że zbyt pochopnie go rozgrzeszyłaś ...
UsuńMoże nie tyle pochopnie, co gorliwie raczej:)). Jak przystało na kogoś, kto w obrębie systemu funkcjonuje. W tej konkretnej tylko - jak by nie było - sprawie.
UsuńJak to dobrze, że teraz nie musimy stawać przed takimi wyborami. A może tak tylko mi się wydaje?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Zawsze jest tak, że się nie musi ...aż do tego następnego razu.
UsuńKiedyś namiętnie kupowałam w antykwariatach przedwojenne gazety, Tygodnik Ilustrowany nawet z 1889 roku albo ciutek dalej. :) Wpadły mi wtedy w ręce me grzeszne, pisma wydawane przed wojną przez ojca Kolbego, "Rycerz Niepokalanej i Mały Dziennik, bardzo antysemickie pismo, więcej niż bardzo. To nie są powierzchowne opinie, ojciec Kolbe był antysemitą, dlaczego zaprzeczać faktom? Takie były w tym czasie przekonania tego człowieka, czy je zmienił? Nie wiem. Po beatyfikacji: "kardynał Döpfner, wychwalając nowego błogosławionego, dodał: "Wszystkie zeznania świadków dowodzą, że ten człowiek, z natury namiętny i bynajmniej nieskłonny do tolerancji…" A Jezuita: Stanisław Musiał w wywiadzie dla Angory w 1999 r. odniósł się do antysemityzmu o. Kolbe: "Co do ojca Kolbego, to rzeczywiście niezbyt pochlebnie wyrażał się o Żydach. W jego tekstach możemy przeczytać, że nazywał ich słowami: obrzezani, żydki. Dlatego też nie proponowałbym, żeby świętego Maksymiliana Kolbe uczynić patronem dialogu żydowsko-chrześcijańskiego".
OdpowiedzUsuńDodam od siebie że pismo Rycerz Niepokalanej i Mały Dziennik zrobiły na mnie więcej niż niemiłe wrażenie.
Poza tym bardzo polecam zapoznanie się z czynem Mariana Batko nauczyciela.
Marian Batko "wystąpił z szeregu i oświadczył gestapowcowi o nazwisku Frisch, że gotów jest oddać życie za wskazanego szpicrutą nastolatka Mietka Pronobisa... Było to trzy miesiące wcześniej w Kwietniu 1941 w tymże samym Oświęcimiu i na tym samym placu apelowym zanim ojciec Kolbe niejako skopiował ofiarę nauczyciela z Chorzowa. Nie ma co przypominać, bo niewielu ludzi o tym wie, dlatego napiszę, bo czyn ten heroiczny niezwykły o wielkiej osobistej odwadze skromnego nauczyciela należy także pamiętać i może rozpowszechnić? Wielkiej nadziei tu nie mam.
"Tamtą „wybiórkę" zapamiętało wielu więźniów, którym udało się przeżyć Oświęcim. Jeden z nich, Roman Organiściak, pisze: „Z szeregów wystąpił wtedy z własnej woli Marian Batko, zwracając się z prośbą do komendanta, aby zwolnił z wybiórki Mieczysława Pronobisa, a on pójdzie w jego miejsce na głodową śmierć. Fritsch wyraził zgodę na tę zmianę. Życie za życie — rachunek musi się zgadzać. Był to heroiczny i niezwykły czyn człowieka, który wystąpił — jak nakazywała komenda: cztery kroki do przodu — i ofiarował swoje istnienie za życie innego młodego więźnia".
Marian Batko, więzień nr 11795, przeżył w celi śmierci cztery dni pełne cierpienia i męczarni. Tyle schorowany i wycieńczony organizm wytrzymał.
Dla uczczenia Jego pamięci piszę o tym.
Zapomniałam: http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,3733/q,Marian.Batko.swiecki.swiety
UsuńArtykuł Racjonalisty przeczytałam i przyznam, że dla mnie nie jest wiążący. Niedobrze jest rozpatrywać sprawy w oderwaniu od ich kontekstu. Jeżeli nawet O. Maksymilian używa określenia "żydki", robi to nie tyle pogardliwie, co rubasznie raczej. Taki miał styl, który - co zrozumiałe - nie każdemu odpowiada. Nawiasem mówiąc, mnie też coś takiego niezbyt się podoba, żeby było jasne. Co nie zmienia faktu, że każdy człowiek był dla niego bliźnim.
UsuńTeraz odnośnie drugiej kwestii. Nie do końca pojmuję, w jaki sposób fakt, że jego czyn nie był "nowy" miałby zdeprecjonować go, sprowadzając do roli "kopii". Można jedynie pytać, dlaczego czyn Mariana Batki nie jest dostatecznie nagłośniony. Polityka, panie, zawsze polityka. W tym przypadku polityka Kościoła:).
"Świecki święty" - coś jest na rzeczy. Tak należałoby go potraktować. Mimo, że takie określenie to na dobrą sprawę oksymoron:).
UsuńZgadza się polityka Kościoła: "Jeszcze po pogromie kieleckim w oficjalnym piśmie kardynał Polski nie odcinał się od krwi niewinnych dzieci na macę! Czy dużo mogli księża? Pewnie - Bp. częstochowski zakazał jakichkolwiek wrogich wystąpień przeciw Żydom i stał się cud - nic takiego nie było. Było to już okresie tuż po wojennym."
UsuńEch "kochaj bliźniego swego ..." a jak kochać bliźniego gdy siebie się nie kocha?
A przed wojną babcia mojego robiła macę dla bogatych żydówek, którym się nie chciało, bo była to ciężka praca, robiła bo oni się budowali i każdy grosz był łapany gdzie się dało, ale babcia nie używała krwi niewinnych chrześcijańskich niemowląt jak nauczano w kościołach że żydzi tak robią. :))
Ja również ubolewam nad takim stanowiskiem Kościoła, które każe twardo obstawać przy skompromitowanych wersjach wydarzeń.
Usuńczytałam książke o równoleglych losach dwóch mężczyzn: Kolbego właśnie i komedanta Achzwitz. Obaj pochodzili z podobnych rodzin, ów Niemiec nawet wachała się czy nie wstapić do zakonu. Losy obojgu przecieły się w Oświęcimiu, choć prawdopodobnie nie stanęli ze soba oko w oko... Ale o sobie slyszeli... Jeden został swiętym, a drugi - zbrodniarzem...
OdpowiedzUsuńWygląda na to, że moglibyśmy wystąpić w każdej wersji człowieczeństwa. Tak wiele od nas zależy...
Usuń