Wojciech Gerson. Gdańsk w XVII wieku. 1865. Olej na płótnie. 103,5 x 147 cm. Muzeum Narodowe, Poznań.


Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.

sobota, 28 stycznia 2017

Jaja

Miało być o egoizmie, jednak, wstąpiwszy do Rybki, zdanie zmieniłam. Poprosiła mnie o jaja.
No, to rzutem na taśmę, niechaj będą jaja. Nie, nie na twardo czy na miękko, lecz po prostu "ale jaja".
Wspominając własną studniówkę - rzecz miała miejsce jakieś sto lat temu - przypomniałam sobie buty i kreację. Szkoda, że nie mam sensownej fotki, oprócz tej jednej, nieostrej i fragmentarycznej na NK. Darujmy sobie zatem, bo to i tak nie ma nic do rzeczy. Chodzi tu o coś innego, czy też raczej o kogoś innego. No dobra, o dwóch takich "ktosiów".
W zależności od szkoły, praktykowane były różne studniówkowe obyczaje. Można było zapraszać partnerów z zewnątrz, albo też trzeba było bawić się we własnym gronie. U nas pozwolono zaprosić. Miałam zatem dylemat - i to w znaczeniu dosłownym. Którego ze swoich dwóch absztyfikantów mam zaprosić. Zbyszka, czy Zygmunta. Wszyscy optowali za Zbyszkiem - ponoć przystojniejszy. Ja jednak zdecydowałam się na Zygmunta, ponieważ pochodził z lepszej kasty, był zatem bardziej prestiżowy. Decyzji nie żałowałam, dało się bowiem zauważyć, iż koleżanki patrzyły na nas zazdrośnie.
Jakiś czas potem urządziłyśmy z siostrami coś w rodzaju prywatki, tyle, że bez tańców. Przyszli nasi chłopcy, koleżanki i koledzy. Pierwszy pojawił się Zbyszek. Pamiętam, że siedzieliśmy na kanapie a on trzymał mnie za rękę. Przyjaciółka mojej siostry tęsknie spoglądała w naszą stronę, Zbyszek bowiem niezmiernie się jej podobał. Po jakiejś godzinie odezwał się dzwonek i już po chwili w drzwiach ukazał się ...Zygmunt. To były takie czasy, że mało kto miał telefon i było przyjęte, że można wpadać do siebie bez zapowiedzi. Zrobiło się cokolwiek nerwowo, aczkolwiek nie wpadłam w panikę. Wykazawszy się przytomnością umysłu podeszłam do Zygmunta i przedstawiłam go obecnym.
Potem znów zasiadłam na kanapie ...mając po obu stronach dwóch zauroczonych mną chłopaków. Skończyło się na tym, że każdy z nich, jeden o drugim nie wiedząc, trzymał mnie za rękę. Sytuacja nieco wymknęła się spod kontroli. (Co tu robić, żeby się się nie wydało?) Cała rzecz nie uszła uwadze przyjaciółki siostry. Na całe szczęście, mimo, iż siedziałam jak na rozżarzonych węglach, tego akurat dnia nic kompromitującego się nie wydarzyło. Potem natomiast, jak to się zazwyczaj dzieje, nasze wzajemne młodzieńcze zauroczenie po prostu umarło śmiercią naturalną. 

16 komentarzy:

  1. No to rzeczywiscie "jaja". Teraz sie smiejesz, ale wtedy do smiechu Ci zapewne nie bylo, uwodzicielko:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy to sprawa pory roku czy wieku? U mnie w laptopowej "zamrażarce" jest wpis o moim rodzinnym mieście Wrocławiu i chłopcach, w których się podkochiwałam od pierwszej klasy podstawówki aż po maturę. Chociaż i moje miłości nie przetrwały, to ciepło się robi na sercu, gdy się je wspomina. Mam nadzieję, że inne Twoje fascynacje płcią odmienną były mniej stresujące, a za to trwalsze. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, nie są trwalsze. Owo fatum ciągnie się za mną dziś:)

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Sama nie wiem... Zygmunta jednak trochę pożałowałam. Ściśle mówiąc, utraty onego:)

      Usuń
  4. Ja mam nieśmiałe pytanie- czy będzie kontynuacja losów Kuby czy ciąg dalszy mam sobie wymyślić?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwej trza by było doprecyzować ten "ciąg dalszy". W sensie przenośnym - będzie na pewno, ponieważ opowieść jeszcze nie dobiegła końca. A czy w dosłownym, na to pozostaje tylko mieć nadzieję. Mnie również, bowiem i ja nie znam jego dalszych losów. Podjęte zostały kroki mające na celu wysondowanie tychże. Oby z pozytywnym skutkiem:) Z tym, że dodam od siebie, że nie jest to właściwie opowieść o Kubie, tylko raczej o Marcie i ich wzajemnych relacjach. To tak gwoli ścisłości:) Wydarzenia są tylko tłem i ramówką, chociaż mają pewien wpływ na całość. Być może nie do końca jeszcze rozpoznany wpływ.

      Usuń
  5. Ach te kobiety! Westchnął Cezary i zapatrzył się w kłęby dymy wirującego pod powałą. Sam przyzwyczajony do faktu bycia wybieranym(nieczęsto) kiwaniem głowy zdawał się potwierdzać każde zdanie o wyższości kobiecej intuicji ponad… w jakimś stopniu decydującej o losie podobno płci brzydkiej, brzydszej i stopniowania koniec. Rozluźniona wyobraźnia niekształtnie przedstawiała obraz w odwrotnej proporcji. Otóż, na kanapie siedzi Cezary i trzyma za ręce dwie przeurocze kobiety, które nieświadome połącznia stanowczo odczuwały przepływ natężeń w coraz to bardziej urzeczywistniającej się sytuacji.
    Papieros dobiegł końca i tym samym fantazje rozprysły się samoistnie. Nie tylko życie płata figle. Chcąc, nie chcąc sięgnął po następnego papierosa lecz tym razem wizja umarła śmiercią naturalną.
    Ja, ja!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, nic dwa razy nie urzeczywistnia się w tym samym kształcie, o dziwo, nawet marzenia:) Nie do końca zgadzam się jednak ze stwierdzeniem "ach, te kobiety". Wszak to zwykle ta przeciwna płeć w ten sposób dokazuje. W każdym razie było, minęło, jak to mówią. Amen, a raczej grób, kaplica. W starym piecu już tylko diabeł może zapalić:)

      Usuń
  6. Przywołałaś piękny czas, Errato! Beztroska radość,cielęcość i głowa pełna marzeń i planów. Nie miałam wtedy chłopaka,na studniówkę zaprosiłam przystojnego kuzyna-studenta:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze jest, jeśli ktoś potrafi przywołać w ten sposób radość. Dla mnie te wspomnienia radosnymi nie są, bynajmniej. Stanowią świadectwo mojej głupoty i jeśli płynie z nich cokolwiek dobrego, to jedynie to, że mają moc terapeutyczną. To nigdy przyjemne nie jest, ale zbawienne już jak najbardziej.

      Usuń
  7. Każdy z panów Z. trzymał Cię za rękę. Łaskawa Pani z Ciebie. Podejrzewałem, że oni trzymali się wzajemnie za ręce, a Ty miałaś ręce swobodne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu muszę przyznać, że trochę się tego obawiałam. Zatem starałam się utrzymywać ręce obu panów w możliwie największym oddaleniu:)

      Usuń
  8. Haha, tak to zazwyczaj bywa w chwili kiedy serce rwie się do różnych takich. :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Serce ma już to do siebie, że się musi rwać. Gorzej, gdy rozsądek nie nadąża:)

    OdpowiedzUsuń