Na fali noworocznej wizji szczęśliwości podejmuję się napisania swojej, od dość już dawna w głowie mi rezydującej, opowieści.
Pomiędzy wierszami
Co musi odczuwać matka, która traci syna tuż przed Wielkanocą, a
ściślej rzecz ujmując, taka, której ktoś zabija dziecko? Marta, sama
będąc matką, nawet nie byłaby w stanie poddać się takim dywagacjom.
Nawet i teraz, po kilku latach od owych wydarzeń, kiedy ząb czas zdążył
się już cokolwiek stępić, pamięć o tej tragedii wciąż jej towarzyszy. Jak
zresztą wielu innym, wbrew swojej woli uwikłanym w nią osobom. Gdybyż
ten dzień mógł się nigdy nie wydarzyć...
Wiadomość o
nagłej chorobie matki, która doznała rozległego udaru i wymagała
od teraz pełnej opieki, spadła na Kubę niczym grom z jasnego nieba.
Decyzja była błyskawiczna, musi natychmiast wracać - do kraju i do domu - żeby jej tę opiekę świadczyć. Nie widział innego wyjścia, uznał, że jest im to po prostu
winien. Im, czyli obojgu rodzicom. Bowiem ojciec, emerytowany major
wojsk inżynieryjnych, nieuchronnie miał utracić wzrok. Zwyrodnienie plamki
żółtej osiągnęło takie stadium, że potrafił już tylko odróżnić dzień
od nocy. Zatem Kuba pospiesznie uregulował sprawy zawodowe na Wyspie i
odnajął swoją połowę domu kolegom. Zapewniano go, że w każdej chwili będzie mógł do pracy wrócić. Zdążył już zresztą zaskarbić sobie zaufanie przełożonych i ugruntować
pozycję w firmie. Był kompetentnym i sumiennym pracownikiem, ponadto
oprócz biegłej znajomości angielskiego posiadł w stopniu komunikatywnym również i miejscowy język, grecki.
Lecz
tymczasem na jego głowie spoczął cały dom. W pierwszych tygodniach po
wyjściu matki ze szpitala syn mył ją, karmił i ubierał, sprzątał mieszkanie,
zmywał podłogi, robił pranie i gotował.
No, akurat w gotowaniu
troszeczkę pomagał mu tata. O szóstej rano spotykali się w kuchni, wypalali
w komitywie papieroska i jedli śniadanie, następnie Kuba czytał ojcu gazetę, po
którą wcześniej zdążył polecieć do pobliskiego sklepu. Ogólnie
biorąc, dzielnie sobie z tym wszystkim radził, zwłaszcza, że nigdy nie
był skory do narzekań. Brał życie takim, jakie jest i kochał je bez
względu na to, co mu przynosiło.
Rodzice byli skromnymi, uczciwymi
ludźmi, toteż niczego specjalnego się nie dorobili. Było to znamienne, biorąc pod uwagę stanowisko, jakie ojciec piastował, w
peerelowskim bądź co bądź, wojsku. W chwili obecnej zajmowali niewielkie, dwupokojowe mieszkanko w
małomiasteczkowym bloku. Tu trzeba przyznać, iż z okien czwartego piętra widok na jezioro był zachwycający.
W tych warunkach, jak nietrudno się
domyślić, trzeba było sporego samozaparcia, by utrzymać jako takie status quo. Nie
wchodząc sobie wzajem w drogę i nie naruszając kompetencji. Jakoś im się udawało dzielić w zgodzie tę niewielką przestrzeń.
Rodzice prowadzili tryb dzienny, Kuba raczej nocny - trzeba było egzystować trochę "na zakładkę". Na szczęście młody jeszcze organizm - mężczyzna dobiegał zaledwie czterdziestki - dość dobrze adaptował się do wszelkich trudów. I po takiej
przesiedzianej przed komputerem nocy rankiem był rześki jak skowronek i gotowy do
codziennych zajęć. Mus to mus. Po pewnym czasie rehabilitacja matki dała nadspodziewane dobre efekty; na tyle znaczące, by można już było planować spacery. Początkowo tylko wokół domu, zaś niebawem ojciec był nawet w
stanie poprowadzić żonę do kościoła. Prowadził ślepy kulawego - żartowała sobie w
takich razach matka, mozolnie artykułując pojedyncze słowa. Szło ku lepszemu -
jako emerytowana pielęgniarka była bardzo zdyscyplinowaną, stosującą się
do zaleceń lekarskich, pacjentką. Choć w jej przypadku nie mogło już być mowy o tym, żeby na spektakularny efekt liczyć. Mowa, mimo pomocy logopedy, zapewne pozostanie już niewyraźna. Najważniejsze, że rodzice, równolatkowie tuż
po siedemdziesiątce, przez całe życie niezwykle sobie oddani, po
prostu mieli siebie nawzajem. I to się teraz liczyło najbardziej.
Po
przejściu na emeryturę, dzięki przemianie ustrojowej, ojciec wreszcie
mógł otwarcie praktykować swoją wiarę. Jak zły sen wspominając czasy,
kiedy to w ścisłej tajemnicy chrzcił i posyłał do komunii dwoje swoich dzieci. Siostra
Kuby, prawie o dziesięć lat od brata starsza, była dyrektorem banku w
małym mieście pod Warszawą, zatem z racji obowiązków zawodowych mogła odwiedzać rodziców jedynie w weekendy. Czasami przyjeżdżała ze
swoim siedemnastoletnim synem; spali wtedy wszyscy na karimatach w
dużym pokoju. Było trochę ciasnawo, ale za to wesoło i nikomu nawet nie
przyszłoby na myśl, że przecież równie dobrze mogliby zatrzymać się w
hotelu. Na co dzień, kiedy rodzice udawali się już na spoczynek do sypialni,
pokój stawał się nocnym królestwem Kuby.
Nie chcąc naruszać
oszczędności, wykorzystywał swoje różnorakie zdolności informatyczne, poszukując korzystnych form zarobkowania. Naprawiał komputery i sprzęt
elektroniczny, pisał programy, projektował strony, potrafił nawet
wykonywać kosztorysy budowlane. Był również nieprzeciętnie zdolnym hakerem, choć trzeba przyznać, że nie nadużywał swoich możliwości. Poza tym wykorzystywał komputer do celów
rozrywkowych. Sporadycznie grywał wprawdzie w jakieś gry komputerowe, lecz bardziej chodziło mu o nawiązywanie kontaktów z ludźmi z całego świata. Język nie stanowił wszak bariery,
bowiem angielski miał w małym paluszku. Grywał sobie w szachy i
prowadził konwersacje, poszukując bratnich dusz. Ot, choćby na polu wschodnich sztuk
walki (sam miał czarny pas karate). Inwestował też na
zagranicznych rynkach, nie cofając się przed niewielkim, zawsze w granicach rozsądku, ryzykiem. W wolnych chwilach odwiedzał też różnorakie fora, głównie dla informatyków. Również dla elektroników (w tym krótkofalowców) i szachistów, zaś pewnego razu
wszedł nawet w interakcję z miłośnikami literatury angielskiej. Jane
Austen, siostry Brontë - tego rodzaju klimaty. Na jednej z takich właśnie
literackich sesji Kuba poznał Martę.
Ciąg dalszy niebawem.
Wojciech Gerson. Gdańsk w XVII wieku. 1865. Olej na płótnie. 103,5 x 147 cm. Muzeum Narodowe, Poznań.
Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.
Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.
no nie
OdpowiedzUsuńbałam się zaczynać czytać, ale tak piszesz kobieto, że nie mogę się doczekać ciągu dalszego ( czemu tragicznego???!!)
Bałaś się, z jakiego powodu? Ciąg dalszy będzie taki, jaki musi być:)
UsuńCiekawa opowieśc z życia wzięta. Lubię takie, Errato. Kuba jest wspaniałym, dobrym i pracowitym człowiekiem, odpowiedzialnym, ofiarnym synem. A właściwie był, bo to zdaje sie on będzie zamordowany? Czemuż ten los jest taki niesprawiedliwy i slepy? Czy gdyby był egoista i został na swojej wyspie, to by ocalał? I taka spotkała go za dobro nagroda? No, ale moze niepotrzebnie tak tu dywaguję, moze ta historia rozwinie się wcale nie tak, jak przypuszczam. Poczekam zatem cierpliwie na ciag dalszy a zwłaszcza na rozwiniecie znajomości miedzy nim a Martą.To ctakie iekawe i nietypowe, że lubił powieści Bronte i Austen!:-))
OdpowiedzUsuńTo tak nie działa, że dobrzy będą nagrodzeni. A właściwie, to kto wie...
UsuńKuba niespecjalnie interesował się literaturą. Wstąpił tam przez przypadek i został dla Marty:)
Swietna opowiesc i jak zawsze... przerwana w odpowiednim momencie :)))
OdpowiedzUsuńMoże być "tak albo tak".
OdpowiedzUsuńIntrygująca opowieść.
Czekam na cd.
Pracuję, pracuję:)
UsuńZapowiada sie chyba bardzo smutne zakonczenie, a ja wolalabym "dlugo i szczesliwie". :(
OdpowiedzUsuńi ja też! jak się pojawia porządny facet to zawsze musi źle skończyć:(
UsuńJesteście amatorkami szczęśliwych zakończeń? Przyznam, że ja również. Bardzo mnie denerwuje, że te szczęśliwe zawsze są kiczowate, a jak już ktoś koniecznie chce napisać coś ambitnego, to musi wszystko zepsuć. Postaram się Was, a właściwie to nas, nie zawieść. Wprawdzie jestem cokolwiek związana faktami, bo opowieść takowymi jest inspirowana. Ale... myślę, że da się zrobić:))
UsuńTeż mam nadzieję na dobre zakończenie ...
OdpowiedzUsuńAle, Ty tu rządzisz, Errato :))
Raczej życie;)
UsuńMistrzyni suspensu!
OdpowiedzUsuńDzięki;)
Usuń