Gdybym
tak miał jakiś nieodkryty talent - marzy se niejeden ktoś.
Lecz co to w ogóle jest ten jakiś "nieodkryty"
talent. Czy to jest coś, o czym nikt, o dziwo, tej pory nie usłyszał, czy też raczej coś, o czym się samemu nie wie. (Po mojemu bardziej to drugie.)
W przeciwnym razie trza by było rzec -
nieujawniony. Światu nieujawniony, akurat zainteresowanemu znany
doskonale. Tylko czy jest prawdopodobne, by ktoś coś takiego skrywał całe lata. (Bo według mnie to znowu jakoś się nie kuma.) Ot, powiedziałabym, ów talent się skrystalizował, objawił, zmaterializował, czy też jakkolwiek coś takiego nazwać
- tu i teraz właśnie.
Jest w tym jakiś sens?
A koniecznie musi?
Wojciech Gerson. Gdańsk w XVII wieku. 1865. Olej na płótnie. 103,5 x 147 cm. Muzeum Narodowe, Poznań.
Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.
Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.
każdy ma jakiś
OdpowiedzUsuńale czasem nawet jak ktos uświadomi temu komuś ten talent - to ten w niego nie wierzy
no
Bo w naszej kulturze do dobrego tonu przynależy negowanie "swego":))
Usuńtak to widze też
UsuńNawet najwiekszy talent czeka na odkrycie przez protektora, nauczyciela, wieksza widownie, sponsorow, rozglos, zaplate...
OdpowiedzUsuńBo wszystko ma swój przelicznik?
UsuńNieodkryte talenty to chyba jeszcze w epoce Janka Muzykanta były:p
OdpowiedzUsuńOt, chłopiec złapał za gęśle i okazało się, ze prawie wirtuoz.
A w dzisiejszych czasach talentów krocie i aż nie ma kto podziwiać. Wszystko spowszedniało.
UsuńSkomplikowanie brzmi.
OdpowiedzUsuńJa mam wrażenie, że czasem potrzebny jest jakiś impuls, chęć spróbowania, a czasem odwaga powierzenia komuś jakiegoś zadania i okazuje się, że ktoś odkrywa jakiś drobny talent (wcale nie musi być na miarę wirtuoza), jakąś umiejętność...
A czasem może jest i tak, że ktoś coś umie tylko... nikt z jego środowiska tego nie docenia i dopiero ktoś niejako z zewnątrz pochwali i doceni...
To prawda, niekiedy potrzebne jest coś, co przeważy szalę. Takie rzeczy muszą dojrzeć. Szkoda, że czasem dojrzewają zbyt późno. Lecz i tak lepiej późno niż później, albo i, nie daj Boże, wcale.
UsuńNiedocenianie własnych zdolności wiąże się z niską samooceną. To zresztą sprzężenie zwrotne.
Ja miałam na myśli sytuację, która dotyczy nie tyle na późnego odkrycia jakiejś zdolności, ile raczej późnego zaistnienia takowej.
Jeśli nieodkryty, to jakby nieobecny.
OdpowiedzUsuńNa zewnątrz nieobecny, wewnątrz kipiący pragnieniem.
UsuńDla mnie talent to ponadprzecietne uzdolnienie czy umiejetnosc, ktorej nikt inny nie powtorzy, jak Fryderyk Chopin i jego muzyka. Mysle ze prawdziwy talent ma sile sie ujawnic, czy predzej, czy pozniej, wiec nieodkryty tylko tymczasowo. Ale jak chcemy to szalejemy ze slowem talent i mamy coraz wiecej talentow np w dziedzinie robienia zdjec, bo wszyscy pstrykaja i coraz wiecej pieknych zdjec, z tych super aparatow fotograficznych, no i nieodkryte talenty rodza sie jak grzyby po deszczu. Teresa
OdpowiedzUsuńPrzeważnie się ujawnia. W dzisiejszych czasach wypracowaliśmy już sobie mechanizmy pozwalające z dużą dokładnością wychwycić to, co "rokuje". Myślę, że nie musimy aż tak bardzo bronić określenia "talent"; ci utalentowani i tak doskonale się sprzedadzą. Może po prostu dobrze jest mieć świadomość, że każdy człowiek ma do czegoś talent. Niekoniecznie musi to być coś unikalnego. Ot, kwestia terminologii:)
Usuńjeśli coś zacznie robić w tym kierunku, nazwą go cudakiem i dziwakiem, i próżniakiem.
OdpowiedzUsuńPamiętam taką dyskusję w związku z rodziną Kossaków -
"to wszystko lenie, żadnemu się nie chciało chwycić za normalną robotę, te dziewczyny wiersze niby pisały ale co to w ogóle jest poezja, kto to czytał, co z tego było, niech maluje i pisze ale idzie jak wszystkie do roboty"
To już chyba jakiś żart, jak mniemam. W przeciwnym razie byłby to ewidentny przejaw prostactwa i prymitywizmu.
UsuńJestem zresztą pewna, że każdy z nich miał mnóstwo "normalnej" roboty, wystarczy poczytać biografie.
Oczywiście, ża w każdym z nas mogą sie kryć jakieś nieodkryte, nieuswiadomione, nieozywione jeszcze talenty. Do konca życia mamy czas na ich przebudzenie. I to jest piękne w zyciu, że czasem u jego schyłku, nagle, pojawia sie w nas jakieś światełko i wtem wiemy, w którą stronę powiniśmy isc, by odczuc spełnienie, szczęscie. Przypominają mi się tu przykłady osób, które dopiero po przejściu na emeryturę (bo wczesniej pochłonięci męczącymi sprawami egzystencjalnymi nie mieli na to czasu) zaczynają malować, rzeźbić, pisać, podróżowac, zajmować sie robótkami ręcznymi itp, itd...I niektórzy robią to dla własnej radosci, w ciszy domu a niektórym udaje się nawet zabłysnąc w świecie, dzieląc sie swoim światłem...
OdpowiedzUsuńWiele się o tym słyszy, sama znam parę takich malujących osób. Mają nawet wystawy i wernisaże. Trzeba wsłuchiwać się w swoje wnętrze, a możemy wiele jeszcze się o samych sobie dowiedzieć. Zmieniające się warunki generują specyficzne potrzeby, nigdy nie wiadomo, jaka sprawność okaże się w danej chwili przydatna.
UsuńW kwestii ludzi realizujących swoje hobby na emeryturze - jestem zdania, że skoro ich talenty były przez całe życie na dalszym planie, to nie musiały być dla nich aż tak ważne. Mam na myśli takich, co przez całe życie marzyli o tym, by jakowąś rzecz potrafić, ale osiągnęli to dopiero w późnym wieku. I akurat w żadnym stopniu nie wiąże się to z brakiem czasu. Raczej umiejętności. A może i dojrzałości.