Jakiś czas temu na jednym z blogów przeczytałam interesujący wpis.
Chodziło o pewien, zdaniem autorki niepokojący, a nawet wręcz irytujący, zwyczaj.
Zdarza się słyszeć, iż niektórzy narzekają na przemiany obyczajów; ot, chociażby w kwestii gościnności na ten przykład.
Jeszcze kilkanaście lat temu, kiedy korzystanie z internetu, telefonii komórkowej, oraz setek kanałów telewizyjnych nie było jeszcze na porządku dziennym, ludzie mieli dla siebie więcej czasu i chcieli go razem spędzać. - Pisze autorka.
Nie była im przeszkodą odległość, skromne warunki mieszkaniowe, ani nawet ciężka sytuacja materialna. Dzisiejsi ludzie spotykają się jedynie z obowiązku, na ślubach i pogrzebach, chrzcinach i komuniach. Przy czym każdy - najprędzej, jak tylko się da - stara się do zajęć miłych sercu wrócić.
Jakież to "zajęcia", można by w tym miejscu spytać. Nietrudno się domyślić.
Oglądanie filmów, granie na konsolach, surfowanie w internecie. Bo smartfony w ruch zdążyły pójść na długo jeszcze przed rozstaniem. Co ja o tym myślę? Jakie czasy - takie obyczaje, takie rozrywki.
Wszystko musi mieć swoją rację. Warto, rzecz jasna, rodzinne więzi
podtrzymywać, tyle, że w granicach rozsądku. Czasy gromadnych spędów, jak też i weselisk dla kilkuset osób, odeszły już w niepamięć. Mało kto zresztą za nimi tęskni.
Wynalezienie internetu umożliwiło nam komunikację interpersonalną na niespotykaną dotąd skalę.
Możemy dzięki temu poznawać ludzi bez względu na dzielącą nas odległość. To wielka szansa na znajomość z tymi, którzy nadają na tych samych falach, co i my.
Całkiem przeciwnie, niż namolny pijak na weselu, bądź ten, skądinąd poczciwy, sąsiad przy komunijnym stole. Mamy wybór i możemy własny czas w dowolny spędzać sposób. Nie może zatem dziwić, że ktoś preferuje towarzystwo mentalnie mu pokrewnych osób ponad tych, z którymi wprawdzie łączą go więzy krwi i wspólna przeszłość, lecz niewiele w sferze ducha.
Wielce się niegdyś trapiono zanikiem obyczaju epistolografii. Ubolewano, że nikt już do nikogo listów pisać nie chce. A czymże innym - pytam - jest pisanie maili do swoich przyjaciół?
Pewna para narzeczeńska postawiła przed sobą zadanie codziennego pisania do siebie listów w okresie Wielkiego Postu. Eksperyment okazał się bardzo pouczający - przyczynił się do pełniejszego zrozumienia łączącej ich więzi.
Idę o zakład, że coś podobnego przydałoby się niejednej małżeńskiej parze. I to bez względu na staż.
Sama preferuję różnorodność form komunikowania się. Nie chciałabym rezygnować z listów nawet w przypadku przejścia znajomości w bliższą zażyłość, czy też stały związek.
Formę pisemną uważam za najbardziej adekwatną, jeśli idzie o wymianę myśli, uczuć i poglądów.
Nie skreślam też nikogo jako potencjalnego ich beneficjenta.
W żadnym też razie nie dowodzi to mojej izolacji od tak zwanych "żywych". Wszak niekoniecznie musi to być ktoś poznany w internecie. Może to równie dobrze być znajomy, członek rodziny, sąsiad, czy kolega z pracy. Wszelako pod warunkiem, że mentalnie mi dotrzyma kroku.
My, blogerzy, w przeciwieństwie do innych znanych nam osób, rozumiemy i podzielamy tę nieodpartą, nieledwie organiczną, potrzebę pisania.
Wojciech Gerson. Gdańsk w XVII wieku. 1865. Olej na płótnie. 103,5 x 147 cm. Muzeum Narodowe, Poznań.
Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.
Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ciekawy post. Zgadzam się z Tobą całkowicie:)) Przyjaźnie z ludźmi twarz w twarz cenię sobie najbardziej oczywiście. Ale dzięki blogosferze poznałam wspaniałych ludzi, z kilkoma udało mi się spotkać, zaprzyjaźnić twarz w twarz i przeżyć jedne z najpiękniejszych chwil w życiu. Bez internetu, emaili nie byłoby to możliwe!
OdpowiedzUsuńW każdej sytuacji można dopatrywać się plusów i minusów. Każda zmiana rodzi niepokój. Ale bez zmian nie byłoby postępu.
To są zupełnie nowe rzeczy, więc nie mamy doświadczenia. To troszkę tak, jak z mszą w telewizji. Liczy się, czy nie liczy, jak normalna msza:)).
UsuńTak, Errato - my blogerzy rozumiemy tę nieodpartą, organiczną wręcz potrzebę pisania i lubimy zawieranie w ten sposób znajomości. Czujemy sie w naszym środowisku bezpiecznie, swobodnie. Tylko niepokoi i głeboko zastanawia mnie jedno - tak łatwo zniknąc z tej blogosfery. Przestac pisać i w ten sposób umrzeć jakby dla świata. Odciać się od tego, co było naszym codziennym, mentalnym środowiskiem. A tym samym rozumiem, iz niby ta silna więż, serdeczna zazyłość członków owego środowiska łącząca wcale nie jest tak silna i prawdziwa, ale ...no właśnie - dobra na dany czas, do konwencji sie dopasowująca, a szybko sie w mgłe rozwiewająca. Ten fakt trochę odbiera mi zapał do pisania bloga. Bo gdyby pisanie było tylko wypisaniem się bez potrzeby konfrontacji z ludźmi, pisalibyśmy sobie do szuflady. A skoro publikujemy swoje przemyslenia, to oczekujemy odzewu, uczuć i prawdy drugiego człowieka. Skoro jednak ten człowiek przepadł we mgle...I tak wielu przepada. I my pewnego dnia przepadniemy. I to jest normalne, ale jakże gorzkie...
OdpowiedzUsuńTak, w zwykłym, codziennym zyciu jest podobnie. I nas los oddala albo przetrzebia. Powoli albo nagle. I trzeba sie z tym pogodzić, że nie odpowie ten ktos już na żaden list. Tam jednak, wiemy więcej o okolicznosciach, przyczynach. Mamy mozliwość oswoic sie z czymś, głębiej zrozumiec. Tutaj...Tylko mgła...
Sądzę, że masz na myśli "zniknięcie" naszej przemiłej koleżanki, Lucyny. Nie ukrywam, że to było inspiracją, choć jeszcze nie odniosłam się do tej sprawy. Jeszcze o tym napiszę odrębny post. Muszę przyznać, że jedno z jej uzasadnień dotknęło mnie osobiście i nie mogę przestać o tym myśleć. Mam mały mętlik w głowie, stąd na razie tylko ta skrótowa wersja.
Usuń"To" i inne tego typu zniknięcia. Niby wiem, ze to normalne, że tak z każdym predzej czy później sie dzieje, ale wciaz mnie to jakoś boli...Bedę czekać wobec tego na Twój post na ten własnie temat. Mysle, ze wielu z nas ma mętlik, wiec ten temat powinien zainteresować wiele osób.
UsuńUściski zasyłam!***
Ja zawsze lubilam pisac i juz jako dziecko, kiedy dopiero co pisac sie nauczylam, pisalam i pisalam. Mialam to szczescie, ze moja kochana babunia mieszkala w innym miescie, wiec sobie korespondowalysmy do wypeku. Poznawalam nowych ludzi, wymienialismy sie adresami i dawaj pisac po powrocie do domow.
OdpowiedzUsuńKiedy wyjechalam na emigracje, oczywiscie pisalam do wszystkich. A wzamian? No wlasnie, niewiele, umieralo wiec wszystko smiercia naturalna. A pozniej telefonia stawala sie coraz tansza, wiec wolalam rozmawiac. A w koncu nadeszla era maili, skypow, po co wiec bylo pisac? Czekac az dojdzie, pozniej czekac na odpowiedz. Mozna bylo prosciej, taniej i szybciej. Przeciez trzeba z zywymi naprzod isc, prawda?
Kiedy moje dziewczyny i my spotykamy sie, telefony sa odkladane w innym pomieszczeniu. Zeby nie kusilo, zeby nie bylo slychac, ze ktos sie dobija. To czas dla rodziny, na rozmowy, gry czy jedzenie.
Ja osobiscie nie tesknie za klasyczna korespondencja, robie to na wlasnym blogu i od razu mam gwarancje, ze dotrze do wielu adresatow naraz. Dla mnie internet to swietny wynalazek, szczegolnie w dzisiejszych czasach, kiedysmy sie wszyscy tak po swiecie porozjezdzali...
Widzę że miałyśmy podobne początki. Napisałam mnóstwo listów. Dostałam kilka. Co miało umrzeć umarło.
UsuńCo miało przetrwać przetrwało.
Nie narzekam na brak znajomych. Ani tych super realnych.
Ani częściowo wirtualnych
Bardzo mi się spodobał ten pomysł odkładania telefonów do innego pomieszczenia. Muszę poddać ten pomysł pewnej osobie. A co, jeśli ktoś musi być dyspozycyjny, bo od tego zależy jego praca i zarobek? To trudna sprawa, choć tak naprawdę nie powinno być dyskusji. W kościele też wyłączamy, dlaczego by więc nie przenieść tego zwyczaju na spotkanie z ukochanymi osobami, czy też gośćmi.
UsuńUmieranie korespondencji śmiercią naturalną bardzo dobrze znam z autopsji. I wobec mnie te grzechy popełniano, jak też ja sama wiele mam na sumieniu:)). Rzadko zachodzi tu zła wola, czy też lekceważenie - tak już po prostu jest. Ważne, by umieć na każdym etapie znajomość reaktywować.
Jeśli zaś idzie o pisanie listów, to bardzo nie lubiłam ich do babci pisać. Choć jak najbardziej ukochaną babcią moją była. Cóż, nie cierpiałam robić niczego pod dyktando, a mama wymagała od nas, byśmy regularnie takie listy "wypacały". Bo tak to właśnie z siostrą nazywałyśmy, pytając się nawzajem, ile już udało ci się wypocić, bo mnie dopiero jedną stronę.:))
Pod każdym słowem się podpisuję. Internet:
OdpowiedzUsuń"To wielka szansa na znajomość z tymi, którzy nadają na tych samych falach, co i my."
Na imieniny jak co roku zaprosiłam siostrę i szwagra, dawno się nie widzieliśmy, wiec było o czym rozmawiać, dlatego że dawno się nie widzieliśmy. ;)
Ludzie nadający na tych samych falach, niestety bardzo rzadko nawet w internecie można ich spotkać, czym kto dalej odstaje od określonych uznanych wzorców, tym trudniej mu znaleźć pokrewne dusze. Ale i tak łatwiej niż w rzeczywistości dookolnej. :))
Serdeczności Errato. :)
Bo ze zwykłymi ludźmi rozmawia się "o czymś". Gdy kończy się temat, bo wszystko już zostało powiedziane, kończy się chęć przebywania z sobą. Natomiast z bratnią duszą rozmowa toczy się innym torem - z jednego wątku wypływa inny, a więc porozumienie jeszcze się zacieśnia. Ważne, by porozumiewać się na tej samej płaszczyźnie i mieć pokrewne poczucie humoru:)).
UsuńMoja klubokawiarnia to trochę chyba mało piśmienny blog. Ale kanał może trochę. Nieważne.
OdpowiedzUsuńAle bardzo mnie wkurza narzekanie na współczesność czyli internet itp. Tak bardzo mi pomógł w chorobie że tego nie da się opisać. A pamiętam kuzynkę która w tym czasie nabijala się ze mnie że ja mam ciągle włączony kompuer. Czy muszę dodać ile razy w czasie choroby skontaktowała się ze mną inaczej niż za pomocą Skypa?
Pomijam że nie przesadzala z kontaktami.
Kanał niepotrzebny:p
UsuńNo widzisz, Twoja klubokawiarnia przeszła najśmielsze oczekiwania, jeśli nawet tak "drętwa" osoba jak ja, do niej się przekonała:)).
Usuńw życiu realnym nie byłoby to możliwe
Usuńnie mam pojęcia, jaka jesteś w realu, ale w mojej przestrzeni jest miejsce dla każdego
trolle to inna historia, czasem mi ich żal, to nawet nie kasuję ;)
znaczy oczywiście nie chodzi mi o Twoją domniemana drętwotę
Usuńtylko o to, ze niemożliwe byłoby zebranie ludzi o tak różnych osobowościach i historiach życiowych w jednym miejscu
To prawda, w internecie można pominąć niektóre kłopotliwe aspekty naszej "ludzkości":)).
UsuńJaka jestem "nie wie nikt". Ja zaś najmniej:)
Mnie bardzo podoba się też to że można wejść i wyjść kiedy się chce; )
UsuńInnymi słowy, musu nie ma:)).
UsuńU mnie jak jest z rodziną tak jest z blogerami - niedawno o jedenastej rano w niedzielę dostałam na fb wiadomość od zaprzyjaźnionych blogerów - wpadniemy do ciebie za 100 km!
OdpowiedzUsuńI wpadli, czworo dorosłych, dwoje dzieci - zjedliśmy naprędce ugotowany obiad, posiedzieli w ogrodzie, nacieszyli się sobą!
A gdyby się zapowiedzieli wcześniej to szykowałabym się pewnie ze dwa dni, żeby ugościć wszystkim, co najlepsze, wypucować dom itd. Ktoś może tego nie rozumieć, ale ja wolę taką spontaniczność.
Nie ma podziału na real i wirtual bo te dwa światy dawno się przenikają, płacimy przez Internet rachunki, dostajemy pensję od całkowicie nieznanych firm (ja mam zlecenia od firmy z Suwałk!) to i sposób kontaktowania się zmienił.
A w środę przyjechała do mnie kolejny raz blogerka, z którą rozumiemy się jakbyśmy się znały z 10 lat - wystarczy spojrzenie, gest, skrót myślowy, nocy nam szkoda na sen. . Za to w wirtualu kontaktujemy się zaskakująco mało - wymieniamy komentarze, czuwamy gotowe pomóc, gdy coś się dzieje, ale nie ma potrzeby codziennego kontaktu.
Z rodziną też nie widujemy się znów tak często i wcale nie potrzebujemy częstego kontaktu. Wystarczy nam wiedzieć, że jakby coś to jesteśmy razem, poza tym żadnej nie dziwi i nie złości telefon - jesteś w domu? To rób kawę! A najbardziej bawi mnie rodzinne powiedzonko - nie dzwonię do Klarki bo przecież wszystko pisze na blogach.
Pozdrawiam.
Klarko! Uwielbiam tę spontaniczność!
UsuńMnie też się spodobało, to, że wszystko wiadomo z bloga. Aż Ci pozazdrościłam. Też bym tak chciała, by ludzie czytali, a przede wszystkim, by robili to ze zrozumieniem. Bo to właśnie tutaj najpełniej jestem sobą. W realu zaś wcale niekoniecznie. Póki co, bo to się lada chwila zmieni. Internet jest potężnym, wielce pożytecznym, narzędziem.
Usuńo matko ale się rozpisałam!
OdpowiedzUsuńCudownie! :))
Usuńmimo iż sporo czasu spędzam w internecie wolę relacje w realu . Wirtualny świat jest światem wirtualnym to erzac a ja wolę świat,który dotyka się wszystkimi zmysłami . Dlatego przedkładam kontakt z żywym człowiekiem nad kontakt z nickiem , który może być kimś i nikim zarazem :) Podobnie rzecz się ma z listami i mailami ... Rozumiem ,że czasy się zmieniają , że się dostosowujemy bo inaczej się nie da ... ale jednak żal. Osobiście chcę bronić wyższość liter pisanych nad drukowanymi. Czynność zapisu odręcznego jest w prawdzie wolniejsza, ale bardziej usprawnia myślenie :) Pisanie ręką to dość złożona czynność umysłowa. Ćwiczy umiejętności niezwykle potrzebne do rozwoju myślenia abstrakcyjnego, symbolicznego, ale także przyczynowo-skutkowego, sekwencyjnego. Dyscyplinuje sposób rozumowania. Jak twierdzą badacze laptop wyłącza mózg . Okazuje się , że dla mózgu pisanie to gimnastyka, której nic nie zastąpi :)
OdpowiedzUsuńoczywiście chodzi o pisanie ręczne ...:)
UsuńWirtualny świat to erzac! Tak właśnie jest, w pełni Cię popieram. Czasami jednak może pełnić rolę terapeutyczną. Ale to już jest odrębny temat. Wróćmy jednak do meritum.
UsuńJa tutaj nie poruszam kwestii życia wirtualnego. Piszę jedynie o znajomościach zawartych za pośrednictwem internetu. Same znajomości są jednak jak najbardziej prawdziwe. Za każdą z nich stoi konkretny i realny człowiek. Wirtualne byłyby dopiero wtedy, gdyby ktoś w oparciu o skąpe informacje tworzył sobie projekcję poznanej osoby. Jeżeli wykorzystamy znajomość zgodnie z jej przeznaczeniem, czyli w celu wymiany myśli, będzie to z pożytkiem dla nas i naszych korespondentów. Pismo ręczne rządzi się innymi prawami, warto, rzecz jasna, stosować je wszędzie tam, gdzie tylko można. Nie zdawałam sobie sprawy, jak wielkie jest jego oddziaływanie na nasz mózg.
Wirtualny świat... czasami może pełnić rolę terapeutyczną. Według mnie prawie zawsze własnie taką role pełni.
UsuńPrawdziwe znajomości - ejże. Na internecie jesteśmy w stanie wykreować siebie na takiego/taką osobę jaką chcielibyśmy internetowej znajomości przedstawić. To nie musi być żadna mistyfikacja - to jest po prostu prezentacja tylko jednej strony naszego charakteru. Przy kontakcie osobistym pokazuje się równiez te inne strony - cała osoba a nie jej wybrany fragment. Może okazać sie, że wprawdzie jestem ciekawym partnerem do rozmowy na jakis temat, ale w kontakcie osobistym nie do zniesienia.
Pisanie odręczne - zgadzam się z Ferdydurke. Bardzo mi tego brakuje. Prawdziwe odręczne listy pisuje tylko do jednej osoby. Ze smutkiem stwierdziłem, ze moja reka utraciła zdolność płynnego pisania, po napisaniu początkowych liter słowa przełącza sie na jakąś nawet dla mnie nieczytelna stenografię. Osobna sprawa to konieczność koncentracji - odręcznie napisanego zdania nie da się poprawić - trzeba przepisać całą stronę. Pisanie odręczne, tak jak kontakt osobisty, daje większe poczucie odpowiedzialności.
właściwie pharlap odpowiedział za mnie ... więc nie będę się powtarzać żadna internetowa rozmowa i internetowa znajomość nie zastąpi relacji z żywym człowiekiem w realnym świecie ... to oczywiście tylko moja opinia z którą nie musi się nikt zgadzać .
UsuńNowe obyczaje nie lepsze, nie gorsze. Inne trochę,
OdpowiedzUsuńWłaśnie. Inne. Warto wykorzystywać różnorakie możliwości.
UsuńPatrząc pod tym kątem, czyli znalezieniu w sieci bratnich dusz, jest to na pewno dobry trend i dobry wynalazek - internet. Nie mówiąc już o tym, ile informacji można tu znaleźć, ukrytych dawniej przed oczami maluczkich np. ;)
OdpowiedzUsuńW którym kierunku pójdą te nowe obyczaje - czas pokaże. Dobrze byłoby nie rezygnować ze spotkań w świecie realnym, bo staniemy się cyborgami. Mam czasem wrażenie, że niektórzy już nimi po trochu są. Taki znak czasu.
Powieści science fiction od dawna już nas czymś takim straszą. Ja wierzę w potęgę ludzkiego umysłu.
UsuńPoza tym bez obawy, wielu z nas i tak nie mogłoby się obyć bez spotkań w realu. W przeciwnym razie przed kim mogliby paradować w swoich najmodniejszych ciuszkach:)).
Lubię świat internetu. Jeśli mnie nudzi, mogę w każdej chwili wyłączyć sprzęt, wyjść z domu, odpocząć od od tego co się tam dzieje. Znajomości, które z wirtualnego, przeniosły się do realnego życia są dla mnie bardzo cenne. Są i takie, które pozostały tylko wirtualne, mimo, że właśnie obchodziliśmy...18 rocznicę poznania się w internecie! I te też uważam za ważne chociaż pozostaną 'nieskonsumowane'.
OdpowiedzUsuńBo nawet takie nieskonsumowane pozostają ekscytujące. A kto wie, może właśnie dzięki pewnemu niedosytowi stanowią niewyczerpane źródło inspiracji:)).
UsuńDzień dobry. A raczej dobry wieczór :)
OdpowiedzUsuńJest inaczej - nie da się ukryć. Trochę mi brakuje przesiadywania u przyjaciółki, bo teraz dzieli nas 100 km, można było kiedyś do siebie wpaść znienacka i zawsze było się mile widzianym. Ale za to teraz mogę poczytać, co słychać u tej i u tamtej, co bardzo cieszy, bo odwiedzić się tak raptem byłoby raczej niemożliwe. Już nie mówiąc o tym, że nie jeszcze trzy lata temu nie miałam bladego pojęcia, że ktoś taki jak Errata, Rybeńka, Klarka w ogóle istnieje.
Wylądowawszy w tym miejscu, gdzie jestem, internet jest jednym z moich okien na świat. Daje przestrzeń. Inaczej bym się udusiła. I co więcej - toleruje moje nocne sowie zwyczaje :)
My, nocne Marki, coś o tym wiemy:)).
UsuńInternet zwielokrotnia nasze możliwości poznawania ludzi. I to poznawania na różne sposoby.
W tak zwanym realu też.
wszystko ma swoje wady i zalety. najważniejsze żeby zachować umiar. wiadomo, że dzięki netowi możemy poznawać więcej ludzi. tylko, że czasami zapominamy o najbliższych, bo tak jesteśmy wciągnięci w wirtualny świat. nie chce nam się ruszyć z domu, spotkać z kimś twarzą w twarz, bo wolimy klikac i to czasami bezmyślnie. żaden skype, gg, fb, czy inne czorty nie zastąpią wspólnie wypitej lampki wina i rozmowy :)))
OdpowiedzUsuńMoże się zdarzyć, że dla najbliższych czasu brak. Z różnych powodów. Czasami jest to praca po godzinach. W tym znaczeniu, że nawet w domu więcej myśli się o pracy, niźli o żonie, czy dzieciach. Znam wiele takich (smutnych) przypadków. Oznacza to, ni mniej, ni więcej, że coś się między ludźmi wypaliło. Nie wyobrażam sobie, by w normalnych warunkach ktoś nie miał dla kogoś czasu, bo pisze blog.
UsuńJeśli zaś ktoś komunikuje się z przyjaciółmi na skype, to zwykle po to, by umówić się z nimi w realu. Sympatyczna rozmowa przez internet jest przeważnie zachętą do spotkania. Chyba, że nie ma takiej możliwości, bo odległość zbyt wielka.
Lubię pisać ręcznie, sprawia mi to przyjemność, lecz listów ręcznych nie piszę. Wszystko mailowo, w kontaktach ze znajomymi zdecydowanie wolę maile, niż telefony. Często też łatwiej coś napisać, niż powiedzieć...
OdpowiedzUsuńOj, nie; czasem jednak łatwiej powiedzieć. Nie każdy ma dar pisania.
UsuńJa już niewiele piszę ręcznie - reumatyzm i takie tam sprawy. Dobrze, że są komputery:)).
Najgorsze że potrzeba pisania z czasem przechodzi w nałóg
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Najgorsze, albo - w zależności od punktu widzenia, najlepsze:)).
UsuńWychodzę z założenia, że wszystko jest dla ludzi, ale wszystko z umiarem. Internet sam w sobie też nie jest zły, tylko czasami sposoby jego wykorzystania niekoniecznie poczciwe. Dzięki sieci poznałam ludzi o zbieżnych zainteresowaniach, podobnym punkcie widzenia, bliźniaczym poczuciu humoru. Przygodę w wirtualu zaczęłam jeszcze jako nastolatka i wtedy rzeczywiście, kontakty mogły jawić się jako zagrożenie, ale okazało się, że wiele ze znajomości nawiązanych wtedy, kontynuowanych jest po dziś dzień, jako poważne relacje między dorosłymi ludźmi, przy czym zdecydowana większość weszła na grunt realny. To jest dopiero kosmos ;)
OdpowiedzUsuńMaile piszę wtedy, kiedy mam coś ważnego do napisania poza forum, ale zdarza mi się skrobnąć także tradycyjny list. Pocztówki z wyjazdów wysyłam po dziś dzień i sama takowe dostaje - tego nie zastąpi żaden MMS :) A wpisy na Marchevę najczęściej na brudno piszę w zeszycie, a dopiero później wklepuję do kompa. Ciekawe, czy po mojej śmierci te rękopisy będą miały jakąś wartość :D :D :D
Pozdrawiam!