Zgodnie z tradycją dziś znowu lekki, niezobowiązujący wpis. Za to już następny będzie miał swój ciężar gatunkowy.
Gdy poczujemy w sobie ten nieodparty mus, by szpetnie zakląć, często powołujemy się na matkę.
Albo i krew.
Z krwią kojarzy mi się taki mały, rodzinny incydencik.
Tata mój bardzo był ostrożny, kiedy o bezpieczeństwo pracy idzie. Razu pewnego któraś z nas (ja albo siostra) niefrasobliwie zostawiła włączony mikser w zlewie. Następnie oddałyśmy się miłej pogawędce przy herbacie. Gdy ujrzał to nasz rodziciel, dosłownie zbladł na myśl, co by się mogło stać. Jeśliby rzeczony mikser zalany został wodą, czy jakoś tak.
- Psia krew! - kompletnie go poniosły nerwy.
- Nie psia tylko twoja, dziadku - wpadło mu w słowo moje, obecne przy tym, rezolutne dziecię.
Tata roześmiał się, przyznając rację - napięcie uległo rozładowaniu.
Następny incydencik, ten o matce, miał miejsce ze mną w roli głównej.
Zdarzyło się lat ładnych parę temu, że syn mój starszy poważył się do domu wrócić w stanie wskazującym na spożycie. Wiadomo, czego. Ot, na ognisku w koleżeńskim gronie pofolgowała sobie młódź nadmiernie. Mnie zaś, nieledwie abstynentkę, widok ten tak rozwścieczył wielce, że aż... musiałam sobie zakląć szpetnie. Uwierzcie mi, nie mogłam się powstrzymać.
- O, k**** jego mać! - wyrwało mi się całkiem spontanicznie.
Ups! Toż jego mać, to nie kto inny, tylko ja - tu omal nie parsknęłam śmiechem.
Wojciech Gerson. Gdańsk w XVII wieku. 1865. Olej na płótnie. 103,5 x 147 cm. Muzeum Narodowe, Poznań.
Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.
Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.
Ja przeklinalam, zanim zaczelam na dobre mowic. A bylo to tak.
OdpowiedzUsuńGrudzien, choinka, ozdoby na niej i ja, maly berbec, ktory pchal paluchy wszedzie tam, gdzie nie bylo wolno. Dotad psocilam, az stluklam bombke, na co babcia, zirytowana moimi wariacjami, wymruczala: "Bombka, cholera!"
Ja natychmiast podchwycilam, bo mi sie spodobalo i zaczelam powtarzac "Bumbanela, bumbanela". Pozniej przestalam i wydawalo sie wszystkim, ze zapomnialam. Ha, akurat!
Po jakims czasie chcieli mnie do wanny wsadzic, a ja bylam zabawa zajeta, wiec wykrzyczalam "Kumpac nie, bumbanela!" I tak oto zaczela sie moja przygoda z przeklenstwami. :)
Uśmiałam się serdecznie:))). Tak, czy siak, lubię tak sobie czasem soczyście zakląć
UsuńUwielbiam takie sytuacje, które rozładowywują napięcie:)))
OdpowiedzUsuńWięcej dystansu do siebie i innych potrzebuję, a tak często w nerwach o tym zapominam!
Następnym razem, gdy wkurzę się na dziecię, spróbuję krzyknąć "K**** jego mać!" Może pomoże?
Takie sytuacje rzeczywiście uczą dystansu, nie sposób się już potem złościć:)).
Usuńgdy mojemu mężowi zdarzyło się zakląć K***a mać, odpowiadałam spokojnie: nie czepiaj się swojej mamy... :)
OdpowiedzUsuńCzyli wykazałaś się refleksem. Prawidłowo:)).
UsuńDzieci mają tą niewątpliwą umiejętność bycia rozbrajająco szczerymi, stąd zapewne Twój tato zareagował niewymuszonym śmiechem :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie tak. To najlepsza z możliwych reakcja:).
UsuńW mojej calej rodzinie nikt nie klnie oprocz mnie oczywiscie. Mam starszego o dwa lata brata, ktory chyba nigdy w zyciu nawet "dupa" nie powiedzial.
OdpowiedzUsuńNie mam pojecia skad mi sie wzial ten gen:))))
Za to "psia krew" czasem slyszalam w wykonaniu mojego dziadka ze strony ojca.
I moj tesc, ktory slowa nie mowi po polsku, ale w mlodosc pracowal z kilkoma Polakami pochwalil sie kiedys, ze on tez umie kilka slow po polsku ale BARDZO brzydkie. Nalegalam zeby powiedzial i mnie zostawil ocene, a on na to "psia krew" i "cholera" w ramach oceny wybuchlam smiechem:)))) bo na tak kreatywne polskie slownictwo w tej dziedzinie jemu sie akurat przytrafily tylko te przeklenstwa.
Moj maz ode mnie zna wiecej:)))))
Chciałabym usłyszeć, jak ten Tatek tę "psiekrwię" wymawia. Ubaw byłby po pachy:)).
UsuńU mnie w rodzinie nigdy nie przeklina mama. Tata jak najbardziej, ale też nie wszystkich używał. Nigdy na przykład nie mówił k****.
Moi rodzice nigdy nie przeklinali, mąż też, ale mieliśmy sąsiadkę, która klęła jak szewc.
OdpowiedzUsuńCzasem rzucę jakimś mięsem w ślubnego jak mnie wnerwi - on przemilczy, a mnie jest lżej.
Pozdrawiam Ania
Jedni ludzie klną, inni nie. Myślę, w przeciwieństwie do niektórych, że tak naprawdę nie ma to nic wspólnego z tak zwaną "kulturą". Z inteligencją zaś na bank nie ma:).
Usuńmotyla noga, chciałoby się powiedzieć :pp
OdpowiedzUsuńCałkiem niezłe. Od razu złość człowiekowi mija:)).
Usuńdziś mam dzień w którym się na kogoś bliskiego straszliwie zdenerwowałam
Usuńi ja miałam rację, of course
strasznie klęłam, czego na co dzień w ogóle nie robię
ale zauważyłam, ze teraz przekleństwa spowszedniały
i qr.wa to dawna cholera jest
Moja babcia miast cholera mówiła "choroba":)). Jakby nie było, choroba.
UsuńCzy jednak można by było mówić "o, żółtaczka!"
a ja " O holender " :pp
UsuńO, Anglik!
Usuńnieeee, Anglik się nie kojarzy
Usuńraczej O , zakręt!!
Raczej...
UsuńA moja znerwicowana wychowawczyni w podstawówce,kiedy jej nerwy puszczaly...to mówiła "kurrrrrrr zapiał!!!"...no i razu pewnego ,jak się można domyślić,zamiast kurrr powiedziala wiadomo co:)))))Jej mina i zmieszanie bylo dla nas 15-latków bezcenne:)))) Oczywiscie,powiedziala"przepraszam"
OdpowiedzUsuńMój mąż w ogóle nie przeklina,za to ja....kiedy się wnerwię,czesto z powodu absurdalnych sytuacji,muszę sobie ulżyć.:)
Rzecz jasna, nadużywanie jest w złym guście, lecz czasem dla wzmocnienia efektu...
UsuńTo były jeszcze stare dobre czasy, gdy nauczyciele jawili się ludźmi. Takimi z krwi i kości, nie zaś ideałami z kart literatury pedagogicznej. Co zresztą wcale nie przekłada się na umiejętność uczenia:)).
Kur zapiał jest obłędne:).
Staram się nie przeklinać, ale czasem, niestety .... wymsknie się i to soczyście i potoczyście. Chłop mój za to nie klnie - rzadko w każdym razie. Może więcej w pracy, bo tam sami faceci prawie.
OdpowiedzUsuńPamiętam mojego bratanka, mały był, dość szybko zaczął mówić i dość szybko przyswoił sobie "zakręt". W domu nikt go tego nie nauczył, ale przychodził taki jeden wujaszek - fajny gość zresztą i on lubi wtrącać qur czaczka ;) A dziecię doskonale wiedziało, w którym momencie przerywnika użyć, miał może ze dwa latka :))) Oduczył się, bo nie zwracaliśmy na to uwagi.
Dzieci wiedzą, co dobre! :)) A tak poważnie, jeśli nie zwracać na to uwagi, przestaje być atrakcyjne i samo mija.
UsuńNajlepiej zresztą dawać im dobre wzorce. Wszystko powinno mieć swoje miejsce i sens:).
Wuja został wtedy pouczony, żeby się hamował i młody skończył z przeklinaniem :)
UsuńGrunt to dobra nauczka:)).
UsuńNajdziwniejsze jest to że przekleństwa tak szybko wpadają w ucho dzieciom.One tez ;potrafią je wyrzucić z siebie w odpowiednim momencie
OdpowiedzUsuńspójrz tatusiu jaka k..wa żaba - powiedział mój trzyletni syn
Spojrzałem we wskazane miejsce . Miał rację
POzdrawiam
Miał rację, bez wątpienia:)).
UsuńNa szczęście wypadają im równie szybko, jak wpadają. W tym nadzieja:).
no proszę jak to można sobie samej dokopać ;))))
OdpowiedzUsuńTo trochę tak, jakby ktoś, chcąc kopnąć kogoś w tyłek, uderzył nogą w ścianę:).
UsuńI jak tu nie rzec: dobrze mu tak:)).
porównanie w punkt!!!! :))))))))))))))
Usuńbywa , że człowiek musi bo inaczej się udusi ... no i rzuci mocniejszym słowem . Nie jestem święta , przyznaję zdarza mi się. Nie mniej nic tego faktu nie usprawiedliwia i uważam to za przejaw schamienia, którego należy się wstydzić a nie z nim obnosić.
OdpowiedzUsuńPodobno nam Polakom wystarczą cztery (wulgarne) słowa, by powiedzieć wszystko. Wyrazić złość, zachwyt, współczucie, zdziwienie, a nawet wyznać miłość. Przeklinają wszyscy. Bez względu na wiek, wykształcenie i majątek. Myślę , że to bardzo smutna konstatacja z przeprowadzonych badań na temat ... :(
Właśnie, to tak, że człek musi. A co, bez powodu przecież by nie gadał:).
UsuńPewnie, że to przejaw chamstwa, ale, jak to mówią, odrobina chamstwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła.:))
Ot, życie. Ważne, by odrobina nie przerodziła się w totalne zdziczenie obyczajów. Chyba nam to nie grozi:).
Ja jestem człowiekiem Zen, mało co mnie może z nerw wyprowadzić, nie klnę nawet w najbardziej stresujących sytuacjach. Klnę natomiast w towarzystwie przyjaciółki, podkreślając soczyście każdy ciekawszy kawałek opowiadanej historii. Przekleństwa jakich używam są mojej własnej produkcji, i są miksem dwóch języków - ja po prostu uwielbiam używać do tego syczących słów :-)
OdpowiedzUsuńMyślę, że tak naprawdę o to mi głównie chodziło. Nie klnie się dla wyładowania, jeno dla uzyskania ekspresji wypowiedzi:)).
UsuńU mnie rzadko kto używał tej krwi, może mój tata czasami. :)
OdpowiedzUsuńAle z macią to i ja miałam niejeden raz na pieńku :))), ale rzadko trafiałam w siebie.
pozdrowienia :)))
Twoja córcia to wszak aniołek:)).
UsuńAleż błękitnie teraz u Ciebie;)
No toś sobie przygadała :)
OdpowiedzUsuńJa ostatnio niestety klnę na potęgę.
A potem moje dzieci mówią do męża: Tato, mama się wkurzała i coś mówiła, ale my z tego połowy nie rozumieliśmy :)))
Czyli wiesz już, jak mi się (czasami) procentowo rozkłada polszczyzna i łacina ...
Innymi słowy, jesteś w komfortowej sytuacji. Możesz dać sobie upust, a jednocześnie autorytetu u dzieci nie stracić:)).
UsuńPoniekąd. Do czasu, kiedy dzieci się nie nauczą owych przekleństw, nawet bez zrozumienia. A jak wiadomo, nie wiele do tego potrzeba :)))
UsuńZawsze zastanawiało mnie, dlaczego dzieci "te" właśnie słowa przyswajają sobie najłatwiej. To chyba przez ten niepowtarzalny ładunek emocjonalny:)).
UsuńCzasem trzeba sobie przełknąć... Ponoć jest naukowo udowodnione ze przekleństwa pozwalają pozbyć się tlumionych negatywnych emocji.
OdpowiedzUsuńW pełni podzielam tę opinię:)).
UsuńTez mi sie zdarza szpetnie zaklnąć, taki imperatyw wzmacniający ;)
OdpowiedzUsuńOj, co wzmacniający, to wzmacniający. Temu akurat zaprzeczyć się nie da:)).
Usuń