Niektórzy z nas blogi swe prowadzą na modłę pamiętników.
Taka była w założeniu pierwotna formuła tychże.
Obecnie króluje nam dowolność; każdy człek pisze sobie tak, jak chce.
I tego się trzymajmy - jak mawia mój przyjaciel - do końca świata i jeden dzień dłużej.
Co rusz ktoś z nas, waląc tak zwaną pięścią w stół, zmienia formułę swego blogu.
Niektórzy robią to ukradkiem, niektórzy czują zaś potrzebę ogłoszenia tego wszem i wobec.
Czemuż by nie - to może być zachętą do pisania kolejnego posta.
Jak też okazją do rozmowy.
Zbuntowała się nam Iwona.
Wot, nadojeło pisać, że zjadła zupkę i wypiła kawkę.
I już nie będzie nam awizować swojej powszedniości.
Stanowczo protestuję - ogromnie lubię taki wirtualny udział w Twojej codzienności.
Ponadto, jeśli zupka będzie ogórkowa, to do pełni szczęścia niewiele mi trzeba.
Nawiasem mówiąc, takie gawędziarstwo, wbrew pozorom, jest nie lada sztuką.
To może teraz - dla odmiany - o codzienności zacznę pisać ja?
Bo i czemu nie o kwiatkach, kotkach, czy roślinkach - niedawno sondowała mnie Iwona.
Ano, głównie temu, że takowych do kompanii nie posiadam.
To może wobec tego o tej tytułowej zupce tudzież kawce.
O kawce, prawdę powiedziawszy, już tam kiedyś było.
Nie piję, bo nie lubię. Ot, i nie ma o czym gadać.
Co się zaś tyczy zupki, to całkiem insza inszość.
Bo do jedzenia zupy, zwłaszcza tej wzmiankowanej ogórkowej, nieustającą żywię słabość.
Pytała mnie Iwona (blogerka empatyczna wielce), dlaczegóż to nie mogę.
Skąd me opory.
Nie wdając się w szczegóły - z dwóch powodów ważkich.
Trudno przyszłoby się przełamać, bo nie nawykłam pisać w taki sposób.
No i nie spodobałoby się to moim "fanom".
A gdyby tak - w myśl porzekadła Wolnoć Tomku - posłać ten cały fan-klub na zieloną trawkę?
(Zważywszy, że już i tak wziął sobie samozwańczo wolne.)
Oświadczam zatem uroczyście, że nie raz i nie dwa, o takich rzeczach u mnie jeszcze będzie.
Bo gdy o pisanie idzie, nie tyle jest ważne o czym, ile w jaki się sposób pisze.
Z uwagi na powyższe - skromną żywię nadzieję - w niejednym przyjmą mnie klubie.
Wojciech Gerson. Gdańsk w XVII wieku. 1865. Olej na płótnie. 103,5 x 147 cm. Muzeum Narodowe, Poznań.
Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.
Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.
Nie zapomnij przy okazji o stolcach (ze zdjeciami), toz to zachwycajacy temat po ogorkowej. No i kup roslinke doniczkowa, rob zdjecia poklatkowe, jak rosnie w sile i w gore. ;)
OdpowiedzUsuńA wiesz, że to niegłupi pomysł.:))
UsuńZ kolei taki botaniczny film (o kwitnieniu królowej jednej nocy) na swoim koncie ma mój ojciec.
I mogę Cię zapewnić (dosłownie i w przenośni), że to jest w wielkiej cenie.
Ogórkowa powiadasz? Moja ulubiona to zostaję i czytam ale wybredna jestem w tych zupach.
OdpowiedzUsuńI o codzienności powiadasz? Normalnie zaczęłabym liczyć, ile kaw dziennie wypijasz ale kawy nie lubisz, hmmm.
A tak poważnie, to: wolność mamy w tym, o czym piszemy, a także w tym, co lub kogo czytamy. I to jest cudowne.
Za to wypijam całe hektolitry herbat:)). Potrafię też skonsumować nawet i pół gara takiej dobrej zupy.
UsuńZawsze mnie stresuje jak czytam że ważne jest JAK się pisze:/
OdpowiedzUsuńTy nie bądź taka skromna, u Ciebie powstał nowy język, przy okazji pytam się - kiedy zamieścisz słownik bo ja ni w ząb nie pojmuję co się tam w komentarzach wyczynia
Usuń:PPP
UsuńKlarka, teraz to Ty lecisz w skromność:)
Oj tam, oj tam. Moja babcia mawiała w takich razach: nie kłóćcie się dziewczyny, idźcie sobie kupić suknie:)).
Usuńkupiłam sobie jednom dwa dni temu :P
UsuńTeż sobie kupię. Jak nieco dochudnę:)).
UsuńPisz, o czym chcesz, Errato :)) A jak się komuś nie będzie podobało, to nie będzie czytać ;) jeden fan klub sobie pójdzie, a drugi przyjdzie ;)
OdpowiedzUsuńNiejaką rotację zdążyłam już zaobserwować:).
UsuńOgórkowa dobra.
OdpowiedzUsuńA mój blog to codziennik ;)
Jeszcze by miała nie być!:))
UsuńCodziennik, powiadacie, Koleżanko. Tak się to teraz nazywa...
Tak mi się wymyśliło - bo piszę w zasadzie codziennie...:)
UsuńI To mi się podoba:).
Usuńco prawda to prawda...
OdpowiedzUsuńzniosę nawet skład stolca po ogórkowej byle napisany z fantazją i dystansem!
te dwie rzeczy uwielbiam w ludziach i w ich pisaniu!!!
Otóż to! O stolcu nie każdy potrafi:)). Podobno ćwiczenie czyni mistrza:).
UsuńGenialnie to ujęłaś w podsumowaniu. Jakbyś mi wykradła myśl z języka co to już tam osiadła, nim do końca post przeczytałam.
OdpowiedzUsuńI własnie dlatego zaglądać do Ciebie polubiłam.
Dziękuje.
Tom ja taka nieskromna...:))).
UsuńMasz rację. Nie ma nudnego życia jest tylko źle opowiedziane.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Czyli totalnie umniejszone...
UsuńNa pewno czytuje więcej osób niż pisze w komentarzach. :)
OdpowiedzUsuńZmienność tematów zasadniczo mi nie przeszkadza - o kawce też bywa ciekawe... :)
Film z królową jednej nocy na pewno jest w cenie - sama bym chętnie nakręciła i to jest jakoiś pomysł... bo u mnie też kwitnie regularnie ;)
Film gdzieś tam jest, tyle, że nie bardzo wiadomo, gdzie konkretnie. Trzeba cały dorobek Taty przetransponować na inny, bardziej nowoczesny nośnik.
UsuńTaki post o zupce, jesli dobrze napisany, może byc lekturą, czytaną z wypiekami na twarzy. Może jednak spróbujesz? Stwórz odpowiedni nastrój, zawiąż akcję. Napisz go tak, żeby czytelnik nie mógł się doczekać pierwszej łyżki, żeby przy próbowaniu sparzył sobie wargi, żeby bał się, że mu z tej zupy wypadnie oddział Talibów. Zobaczysz, powstanie perełka o zupce.
OdpowiedzUsuńCzy Ty mnie aby nie przeceniasz ździebko? O zupce to potrafiłabym jedynie uśpić:).
Usuń