Jeżeli ktoś, o kim sądzimy, że dałby życie za obiekt swoich uczuć - niech będzie to partner, czy też dziecko - mówi nam, że gdyby ich nie było, byłby kto inny, czy to jest miłość?
Czy może nie jest.
Niby, na zdrowy rozum wziąwszy, rację ma całkowitą, lecz z drugiej strony...
Czy godzi się w kwestiach miłosnej natury wykazywać rozsądkiem aż tak zdrowym?
Wypiwszy trzecią herbatę, wyłączyłam laptop i chciałam pójść spać, gdy tymczasem przypomniała mi się pewna historyjka.
Lata świetlne temu pewna znajoma, w luźnej rozmowie o imionach dzieci, rzekła mi, co następuje.
- Marysia, to takie nieszczęśliwe imię.
- Ależ, Marysiu, co ty mówisz, z jakiegoż to powodu? - spytałam zaintrygowana.
- Wszystkie Marysie, które znam, są nieszczęśliwe - odparła.
- Ty też! Dlaczego? - wykrzyknęłam niemal.
- A tak; bo mam dużo* dzieci.
- Czyli wolałabyś mniej. Powiedz mi zatem, którego ze swoich dzieci chciałabyś nie mieć - spytałam prowokacyjnie.
Spodziewałam się, że każda przyparta do muru matka Polka prędzej da się pokrajać, niźli ujawni negatywny stosunek wobec dokonanego już, bądź co bądź, aktu narodzin.
- Najprawdopodobniej to właśnie Przemka nie byłoby na świecie, bo on jest najmłodszy - dodałam jeszcze tytułem uściślenia, sprytnie zacierając w duchu ręce.
Tymczasem odpowiedź znajomej zbiła mnie z tropu.
- Gdyby Przemek się nie urodził, nie wiedziałabym, że ktoś taki mógłby zaistnieć, a więc nie mogłabym teraz żałować, że go nie ma - nie dała się zażyć z mańki.
Przyznaję, że do tej pory nigdy nie posądzałam jej o tak dalece posunięty pragmatyzm.
Nieraz zdarza nam się omawiać tę rzecz podczas śniadań z dziecięciem.
Podziwiamy zdrowy rozsądek i otwartość tej prostolinijnej, z tradycyjnej rodziny pochodzącej kobiety.
Chciałam powiedzieć swojemu dziecku, że nie wyobrażam sobie życia bez niego.
Lecz zaraz zorientowałam się, jaki to byłby (niegodny "najmądrzejszego człowieka na świecie"), banał. Przecież to oczywiste, że po tylu latach nikt już sobie czegoś takiego nie próbuje wyobrazić.
Zamiast tego powiedziałam, że za nic w świecie nie chciałabym takiej wersji życia, w której nie byłoby miejsca dla niego.
Jeśli ktoś jest dla nas na tyle ważny i pożądany, że nie umiemy, a przynajmniej nie chcemy przyjąć do wiadomości oczywistego faktu, że bez niego świat również mógłby istnieć, czy to jest miłość?
Czy też może wcale nie, bo miłość nie jest kategorią użytkową.
Jeśli człowiek, którego kochamy, wolałby nie istnieć, co wtedy?
A może miłość to tylko powszednie i cierpliwe trwanie, ofiarna troska o tych, których głównie dzięki czystemu przypadkowi obok siebie mamy. Nawet, jeśli wiemy, że wcale nie są tak wyjątkowi, by w odmiennych okolicznościach nie mogli na ich miejscu znaleźć się jacyś inni.
____________________________
*"Dużo" (zdaniem Marysi) znaczyło czworo.
Wojciech Gerson. Gdańsk w XVII wieku. 1865. Olej na płótnie. 103,5 x 147 cm. Muzeum Narodowe, Poznań.
Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.
Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.
Przepięknie odpowiadasz ostatnim akapitem na swoje wcześniejsze pytania. Wydaje mi się, że tak właśnie jest, że miłość to trwanie, kochanie, troszczenie o tych, których obok siebie mamy.
OdpowiedzUsuńAdamie, ja z kolei nie do końca jestem do takiego rozumienia miłości przekonana. Oczywiście wiem, że tak też trzeba, ale potrzeba również i czegoś jeszcze.
UsuńNajstraszniejsze wydaje mi się właśnie to, że można by nie wiedzieć, że ktoś mógł istnieć. Oczywiście to nawet trudno sobie wyobrazić, ale może właśnie o to chodzi.
OdpowiedzUsuńKiedyś napisałam o tym w blogu "Tutaj", jak masz ochotę, to zajrzyj: http://tfurczoania.blogspot.com/2013/02/sauerteig.html#comment-form
Zajrzę, ma jakże. Wszystko to są takie abstrakcyjne dywagacje i być może nie należy mieszać ze sobą różnych porządków. Lecz życie wymusza je czasem.
UsuńJonasz Kofta
OdpowiedzUsuń"Podróżą każda miłość jest...
Bez miłości czas policzony
Los nam bilet dał w jedną stronę
A na drogę w nieznane - nadzieję...
Że znajdziemy ją jeśli istnieje..."
Pięknie. Muszę to sobie odświeżyć.
UsuńNie być dla nikogo kimś szczególnym i kochać wszystkich – bo to jest prawdziwa miłość. Ogrzewa dobrych i złych w jednakowym stopniu.
OdpowiedzUsuń*
Byliśmy nazbyt pogrążeni w wizji tego, co nasza kultura miłością nazywa, z jej pieśniami i poematami – a co tak naprawdę miłością nie jest; co więcej: stanowi jej przeciwieństwo. Jest żądzą, kontrolą, posiadaniem. Jest manipulacją, strachem i niepokojem, a to na pewno nie jest miłość.
A co to znaczy "kochać wszystkich"? Jeżlei rozumiesz to jako postawę wobec ludzi to oczywiscie zgadzam się, Jednak nie sposób realizowac to inaczej jak w konkretnych czynach wobec konkretnych ludzi.
UsuńDlaczego jednak odrzucasz "bycie dla kogoś kimś szczególnym"? Skojarzenia mam bardzo nie-fajne.
Ja też od razu jeżę się na takie słowa. Mnie również kojarzą się podejrzanie:).
UsuńZresztą, mam wrażenie, że żadna sztuka kochać sobie (teoretycznie) całą ludzkość. Kochać pojedynczego człowieka - to dopiero jest zadanie. Oczywiście ujmując rzecz z drugiego końca, może z kolei okazać się odwrotnie.
Kochać wszystkich - kiedyś byłem na dyskusji kółka egzystencjalistów na ten temat.
UsuńJedna osoba dała dobry przykład - ja kocham tych wszystkicn nielegalnych uciekinierów do Australii, ale pod jednym warunkiem - żeby nie mieszkali na mojej ulicy.
Inny ciekawy przypadek - przykazani kochaj bliźniego swego jak siebie samego.
A kto to jest bliźni?
Językoznawca odpowie, że ktoś nam bliski. A więc ta sama sprawa - ktoś z mojej ulicy, ale nowy tu przybysz jeszcze nie.
Głównym tematem dyskusji była miłość egzystencjana - dopiero tam dowiedziałem się co to znaczy. Miłość będąca sensem egzystencji. Jak sie zastanowilem stwierdziłem, ze to nie abstrakcja - znam takie osoby, One przypominają mi psy - ich pierwszy odruch to przypodobac się napotkanej osobie, zrobic dla niej cos dobrego.
Główny powód zyciowej satysfakcji to poczucie, że tak wiele osób te osobe lubi.
Odwrotnościa jest zdefiniowana przez Sartre'a miłośc egzystencjalistyczna - zabiegi żeby zyskać absolutna akceptację w oczach wybranej osoby.
A gdzie wpisac miłośc do własnych dzieci? Albo tu albo tam. W pierwszym przypadku bedzie to akceptacja dziecka takim jakim jest. W drugim - wymodelowanie dziecka według swojego wzorca ideału.
miłość mamy w sobie
OdpowiedzUsuńi nią obdarzamy ludzi którzy się w naszym zyciu pojawiają
tak ja to widzę
a zastanawianie się co by było gdyby to zupełnie inna historia
jest jak jest
a będzie jak będzie
Tak, to taka postawa pokory wobec życia. Kochać tych, których mam, bo innych mi "nie dadzą" :))
UsuńCelnie ujęte, drogie Panie ;)
Usuńpokora brzmi trochę smutno
Usuńja bym to nazwała może radosna akceptacją:))
Prawda? Tak nam się pokora kojarzy. Lecz chyba warto zrewidować swoje niepopularne o niej sądy:)).
UsuńBardzo mi bliski jest ten wpis.
OdpowiedzUsuńOstatni akapit doskonale ujmuje miłość jako postawę serca (jeśli wolno tak nieco górnolotnie).
Wydaje mi się, że rozmyślanie "co by mogło było być" jest trochę jałowe i może być ucieczką od tego, z czym trzeba się mierzyć "tu i teraz".
Ale nie osądzam. Losy ludzkie są czasem strasznie pokomplikowane. Tak czasem nie do rozwiązania (po ludzku). Problem jest wówczas, gdy ktoś nie chce przyjąć do wiadomości, że to co ma teraz często jest konsekwencją dokonanych wyborów (przez niego lub przez kogoś innego) a nie kwestią niezidentyfikowanego szczęścia czy jakiegoś fatum.
Mnie to akurat wszelkie "jałowe rozmyślania" są szczególnie bliskie. Mam to nawet w opisie:))).
UsuńKażdy wcześniejszy wybór determinuje wszystkie późniejsze. Trzeba wielkiej pokory, by przyjąć ich konsekwencje.
Jak w oczekiwaniu (vide opis) to nie wiem czy na pewno do końca jałowe :) Z tego, co czytam to do jałowości jednak daleko. Jałowy - to dla mnie taki, z którego nic nie wynika.
UsuńPrzyjmowanie konsekwencji swoich wyborów to miara dorosłości (czy dojrzałości) człowieka. To zdanie jest niby oczywiste...
Tak, tak; to żart.
UsuńNie wiem dlaczego takie podejście tej kobiety ale nie osądzam, tak odważna nie jestem, nie wiem co nią mogło kierować - świadomie lub nie.
OdpowiedzUsuńSama nie rozumiem i nie umiem sobie wyobrazić takiego sposobu myślenia... Nigdy też nie próbowałam, nawet w najtrudniejszych chwilach.
Po prostu umiała się zdystansować. większość ludzi nie potrafi. Zresztą myślę, że dla niej też był to tylko epizod.
UsuńCiężary życiowe chwilowo ją przerosły. Tak bywa, lecz z reguły wszystko szybko do normy powraca.
Tym razem również było podobnie.