Pokładanie nadziei w jednej tylko osobie z góry skazane jest na porażkę.
Jedynie miłość domaga się bezwzględnej wyłączności.
Czyżby to miało, czyżby musiało wystarczyć?
Nie wolno szukać błogostanu seksualnego poza małżeńskim bądź miłosnym związkiem.
Wszystkich innych rzeczy natomiast można? W jakiej ewentualnie konfiguracji?
Bowiem wygląda na to, że większość aspiracji zaspokoić nam muszą innego typu więzi.
Mogłoby być na przykład tak.
Z Anią lubię pogadać przy kawie. Ot, choćby i o poezji Herberta.
Z wujkiem Zbyszkiem głównie o meczach ligowych.
Z ciocią Zosią dzielę zarówno ochy i achy względem twórczości Szekspira, jak też ogromną namiętność do pizzy.
Na koncertach muzyki dawnej zwykle bywam z kolegą, bo mój ukochany uznaje wyłącznie jazz.
Z panem Andrzejem spod "dwójki" zachwycam się wschodem słońca, gdy bladym świtem spotykamy się na parkingu. Podczas, gdy moja "połówka" przewraca się na drugi bok w cieple sypialni.
Mam kilkoro przyjaciół, z którymi dzielę przeróżne obszary zainteresowań.
(Już) nie łudzę się, że spotkam swojego "człowieka orkiestrę".
Bywa, że w swoim związku czuję się przeraźliwie samotna.
Nie, nie, spokojnie; to nie jest o mnie.
Bynajmniej nie podzielam tych "zdroworozsądkowych", minimalistycznych zapatrywań.
Lepsza - miarkuję - moja samotność singla, niż ta, która przytrafia się w niedobranym związku.
Wojciech Gerson. Gdańsk w XVII wieku. 1865. Olej na płótnie. 103,5 x 147 cm. Muzeum Narodowe, Poznań.
Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.
Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.
Co prawda to prawda!
OdpowiedzUsuńSamotność w związku, samotność w rodzinie, myślę, że to bardzo powszechne zjawisko.
Tak, ludzie bardzo często "budzą się ze snu zimowego", odkrywając znaną już od dawna postronnym obserwatorom prawdę, że ...dokonali złego wyboru.
UsuńSamotnosc w zwiazku nie jest w najmniejszym stopniu usprawiedliwieniem do szukania przygod poza nim. Istnieje cos, co ja nazywam lojalnoscia, poczuciem dotrzymania obietnicy malzenskiej (lub partnerskiej). Tymczasem taka osamotniona osoba, zamiast co najmniej probowac otwarcie porozmawiac, co ja w zwiazku boli, czego oczekuje i co moze sama dac wzamian, spodziewa sie, ze na partnera splynie oswiecenie i sprosta w koncu jej zyczeniom. Tkwi jednak asekuracyjnie nadal w zwiazku, czekajac na lepsza okazje. Az zdarzy sie ktos, kto umie dobrze "pocieszac" i wtedy stawia wszystko na jedna karte. Wtedy odchodzi, nie wczesniej, zeby nie zostac na lodzie. Czesto wpada z deszczu pod rynne, bo nowy zwiazek, po okresie intensywnego tokowania i pokazywania sie z najlepszej strony, przeksztalca sie w podobny do poprzedniego, gdzie codziennosc i pospiech zabijaja motylki w brzuchu.
OdpowiedzUsuńNiezależnie od tego, jak zły okaże się wybór partnera, nie ma usprawiedliwienia dla zdrady. W pełni podzielam Twoje zdanie. Lojalność małżeńska, czy partnerska jest, a przynajmniej powinna być obowiązującą normą.
UsuńLudzie, rzecz jasna, popełniają błędy i nie nam ich za to "kamienować". Jak też nikomu innemu, zresztą.
Nie mówimy tu teraz o tym.
Jak piszesz, ogromnie ważna jest komunikacja międzyludzka, i tak w istocie jest.
A jeśli już po ludzku nic się nie da zrobić i tkwienie w związku niszczy nas ze szczętem?
Wtedy należy postąpić zgodnie z wyznawanymi przez siebie zasadami. Jeśli to związek cywilny, trzeba go zakończyć, a DOPIERO POTEM wchodzić można w jakiś nowy. Jeśli zaś kościelny, to już jest niestety problem.
Dlatego tak ważne jest, by nie zawierać takowych pochopnie. Co miejsce ma nagminnie. Ale to już temat na osobny post. Bo jeszcze mi ciśnienie skoczy:)).
I słusznie również zauważasz, że wielkie jest niezrozumienie istoty związku w narodzie. Ogromna większość sądzi, że miłość to motylki w brzuchu.
To, o czym piszesz to chyba jest właśnie ta "uczciwość małżeńska" z przysięgi skąldanej w Kościele. Doskonale pokazuje to, że te wymagania są bardzo racjonalne.
UsuńTemat bardzo dla mnie ważny. I w sumie zgadzam się z Wami.
Czasem przeraża mnie niefrasobliwość ludzi uważających, ze dobry związek to coś co robi się samo. Że jak ktoś w takim trwa, to znaczy, że "udało mu się".
Wydaje mi się, że ciągle za mało mówi się o zwykłej ludzkiej uczciwości i lojaności, wierności podjętym zobowiązaniom - o czym piszecie wyżej. I o tym, że również nieuczciwością jest rozbijanie wszelkich związków (nawet tych na etapie "chodzenia ze sobą", podrywanie chłopaków czy narzeczonych koleżanek bądź dziewczyn/narzeczonych kolegów), nie tylko małżeństw.
Przyczyn sytuacji można wypisywać mnóstwo, czasem ludzie po prostu nie nauczyli się czym jest miłość, bo jej nie poznali...
Tak myślę, że nie znam lepszej definicji miłości niż ta mówiąca, że miłosc to postawa polegajaca na dawaniu siebie.
W związku konieczna jest z obojga stron. Ale przecież to nie jest tak (nie powinno być przynajmniej) że związek bierze się znikąd... Naprawdę wiele widać zanim człowiek w coś wejdzie na całego. No ale jak myśli się tylko motylkami to jest bardzo trudno....
Mam przy tym świadomość, że każda sytuacja jest złożona i odrębna. I ogromnie współczuję wszystkim samotnym w związkach.
Agaja, z ta przysiega przed oltarzem to jakas sciema. Ludzie w wiekszosci nie biora slubu koscielnego z przekonania, bo to i ogromne koszta, i te durne nauki przedmalzenskie. Caly ten cyrk odbywa sie bardziej, bo tradycja, bialy welon i ave Maryja.
UsuńJa nie bralam slubu koscielnego, a zyjemy z mezem juz ponad 33 lata razem i zadnemu z nas nie przyszly do glowy zdrady, choc nie przysiegalam "az do smierci". Tymczasem wiele naszych znajomych par, co to nie oszczedzili sobie koscielnej pompy, juz od lat zyje w nowych zwiazkach. Czyli my jakby bardziej powaznie potraktowalismy cywilna przysiege malzenska niz oni te "przed bogiem".
aż zaczęłam się zastanawiać
Usuńa ile waszych znajomych par "cywilnych" się rozwiodło?
akurat mam bardzo mało znajomych rozwalonych małżeństw
oczywiście większość to małżeństwa kościelne
bo w ogóle większość to małżeństwa kościelne
osobiście znam chyba tylko jedno małżeństwo zawarte jedynie cywilnie
jest rozwiedzione od dawna
uważam że nie ma reguły
Roznica polega na tym, ze w cywilnej przysiedze nie pada "az do smierci", czyli wszystkie te rozwiedzione malzenstwa koscielne nie wziely slubowania na powaznie. Moi rodzice tez nie maja koscielnego, a zyja ze soba zgodnie od 60 lat.
UsuńMasz racje, wszyscy znajomi brali ten slub koscielny, cholera wie po co, skoro tak lekko poszlo im zwolnienie z przysiegi. Chyba nie mam wsrod znajomych takich jak my, wylacznie cywilnych.
Mnie tym bardziej wkurza branie ślubu kościelnego przez ludzi niewierzących w świętość sakramentu
UsuńJa też mam ogromny szacunek do ludzi, którzy niewierzącymi będąc, nie decydowali się na odstawianie szopki pod tytułem "ślub" kościelny.
UsuńZa to za grosz szacunku nie mam do tych księży, którzy widząc z kim mają do czynienia (dla mnie to jest czytelne gołym okiem) takiego "ślubu" udzielają.
Anna Maria, ja _nie_ mówię przecież o ludziach, którzy biorą ślub kościelny dla tradycji czy dla ładnego wnętrza. Czy nie widać tego z mojego wpisu?
UsuńAle nie przeginajmy i w drugą stronę. To, że są ludzie, którzy nie traktują go poważnie nie oznacza, że takich nie ma. Ja akurat mam ogromną większość znajomych, którzy żyją w pierwszych, kościelnych małżeństwach.
Jeżeli rozpada się małżeństwo zawarte w kościele to problem nie w tym, że ono było zawierane w kościele, tylko w tym, że ci ludzie nie dbali o swój związek, a do tego jeszcze nie traktowali poważnie tego, co mówią. Jestem przekonana, że te związki tak samo by się rozpadły, gdyby były zawarte jedynie w USC.
Problem w tym jak się traktuje dane słowo.
A ślub w kościele jako ozdóbka jest IMHO kompletnym niezrozumieniem, o co chodzi w małżeństwie.
Natomiast nie jest dla mnie naprawdę niczym dziwnym czy wyjątkowym, jeśli ludzie niewierzący są sobie wierni. To normalne powinno być w każdym związku :)
NIe sądzicie, że to w sumie jest potwornie smutne, że coś, co powinno być normą staje się czymś unikalnym?
Powinno być normą, a jest wyczynem niemal. Ludzie nie umieją cenić samych siebie. Kto tego nie potrafi, ten nie uszanuje również i partnera.
Usuńróżne rzeczy niszczą związek
OdpowiedzUsuńsamotność jest zbudowana na różnych płaszczyznach, czasem z powodu różnicy miedzy ludźmi, czasem z powodu egoizmu jednego z partnerów
nie warto być w złym, samotnym związku
Tak jest. I jeszcze z powodu braku komunikacji między partnerami. O związek trza zabiegać!
UsuńAnia mądrze gada. :) Ale mówienie a wiedza o sobie i co mnie nie pasuje w związku to jednak dwie różne sprawy.
OdpowiedzUsuńCo chcę jakie jajka lubię - to ze znanego filmu. Wtedy zapewne można znaleźć partnera, jaki będzie pasował ale jest jeden dylemat, tutaj w materii jest świat przeciwieństw, więc partner zawsze będzie przeciwieństwem, bo przeciwieństwa się dopełniają.
Mnie się wydaje się, że ludzie zbyt pochopnie przechodzą do porządku nad pewnymi różnicami upodobań.
UsuńTo, co początkowo zdaje się być błahym, później urasta do rangi "życiowego" problemu.
W pewnych aspektach dobra jest komplementarność, w innych pożądana jest zgodność.
generalnie samotność w każdym wydaniu nie jest fajna. czasami jednak lepiej być samemu niż czuć się samotnie z kimś, bo taka samotność z kimś pochłania więcej naszej energii i sprawia większy ból. czasami tez potrafi zamienić się we wrogość.
OdpowiedzUsuńOj, tak; nawet we wrogość. Zwłaszcza w kontekście zawiedzionych nadziei.
Usuń"Do tanga trzeba dwojga "... naprawdę dobrze dobrane związki to jak wygrana w totolotka :) Większość ludzi w tej kwestii okrutnie ściemnia .
OdpowiedzUsuńLudzie nie dobierają się odpowiednio, ponieważ nie zawsze robią to według właściwych kryteriów.
UsuńNajpierw traktują partnera użytkowo, a potem otwierają im się oczy, bo zdają sobie sprawę, że wcale nie są zakochani.
Wszystko ma swoje blaski i cienie, bycie samemu i bycie z kimś, i tu i tu doświadcza się nieraz samotności. nie istnieje idealny stan cywilny, ze się tak wyrażę:) Ja wręcz czasami potrzebuję odrobinę konstruktywnej samotnosci w związku :) Lubię miec i dac mężowi troche własnej przestrzeni zyciowej z zachowaniem wszelkiej lojalnosci oczywiście :)
OdpowiedzUsuńPrywatna przestrzeń życiowa jest nam niezbędna, by wypracować właściwą formułę bycia z drugim człowiekiem, z innymi ludźmi.
Usuń