Czasami oglądam filmy "z rekomendacji". Zwłaszcza, gdy poleca ktoś, z czyim zdaniem się liczę.
Nie zawsze podoba mi się taki obraz. Widać, różnimy się wrażliwością, a może na inne rzeczy zwracamy uwagę. Co w sumie na jedno wychodzi. Tak bywa, że odbiór dzieła, zwłaszcza tego, które jest niszowe, znacznie się różni jakościowo, gdy idzie o poszczególnego widza. Nawet, takiego, który ma "wyrobione oko".
Tym razem mowa o filmie znanym, mocno w mediach nagłośnionym.
Bo tutaj przecież o temat chodzi.
O Jaśku Meli - jak wszyscy niemal - coś tam słyszałam.
Że niepełnosprawny . I że na biegun, właściwie na bieguny oba.
Zatem nie mogłam propozycji takiej zlekceważyć.
Mój Biegun* to film z gatunku biograficznych, a więc z tych "pod obstrzałem", szczególnie podatnych na przesadę.
Nie lubię koloryzowania faktów, naciągania ich po to, by w narrację wpasować.
Tu z niczym takim nie mamy do czynienia.
To prosty, pełen empatii przekaz; taki, który do głębi porusza, nie ocierając się przy tym o patos.
Nie ma w nim miejsca na ckliwość tudzież sentymentalizm tani.
Przepiękna relacja o miłości. Miłości rodzinnej i ogólnie biorąc, umiłowaniu życia.
O wybaczeniu, walce ze słabością, o ciężkiej pracy.
Film został mocno skrytykowany. Że dzieło niepełne takie, z wszelkiego wyzute dramatyzmu.
Że o zdobywaniu biegunów nic nie ma (przyznaję, z lekka mnie zdziwiło).
To prawda, lecz o zdobyciu biegunów były już "dokumenty". Liczne i oddające surową rzeczywistość sprawy. Tak wielkiej, że żaden film fabularny by jej nie uniósł.
Może nie było takiej potrzeby.
Zaciekawiła mnie właśnie historia rodziny Jaśka. Kadr po kadrze śledziłam uczucia bohaterów.
Obraz okazał się miły w odbiorze, trzymający w napięciu, pozbawiony zgrzytów.
Miło spędziłam wieczór. I o to głównie mi chodzi, gdy mówię o satysfakcji.
Nie kuszę się o rolę recenzenta; artykułuję osobiste odczucia. Każdemu zostawiam pole do własnych.
_____________________________________________
* Mój Biegun. Polska 2013. Reżyseria: Marcin Głowacki.
Wojciech Gerson. Gdańsk w XVII wieku. 1865. Olej na płótnie. 103,5 x 147 cm. Muzeum Narodowe, Poznań.
Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.
Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.
o widzisz- taki film ogladnę z przyjemnoącia- bałam się włąsnei, ze będzie przesadnie epatował tym dramatyzmem, tym zdobywaniem.... no to się skuszę...
OdpowiedzUsuńU mnie w wiosce mieszka chłopak bez rąk, kierwoca rajdowy, malarz- super facet!
https://www.facebook.com/BartekOstalowski
Właśnie zapoznałam się z tematem. Pełen podziw dla hartu ducha i determinacji chłopaka. I to wszystko w Twojej okolicy...
UsuńFilm jak najbardziej z tych "do obejrzenia".
no własnie, tak niedaleko...
Usuńa przy okazji- jestem orędowniczką uznania form ogladnąć, zaglądnąć za prawidłowe, wiec używam ich świadomie, żeby nie było ;-)))
Bo to małopolski regionalizm:-). Ja natomiast często mówię, że muszę coś "dobejrzeć". Czyli obejrzeć to, czego jeszcze nie obejrzałam do końca:-))). W ogóle to bardzo lubimy sobie z dziecięciem moim tworzyć nowe formy słowne.
Usuńleśmianowsko....
UsuńMoże...*
UsuńI dobrze, że nie było przesadnego dramatyzmu, bo mam wrażenie, że ostatnio same takie filmy powstają, przesadzone, przesłodzone, albo nazbyt brutalne.
OdpowiedzUsuńO Bartku oglądałam kiedyś reportaż - też niesamowity gość :)
Nazbyt brutalne, jak na przykład Psy Pasikowskiego. Bo już taka Samowolka miała wszystko na swoim miejscu.
UsuńA ja się jednak boję, że za szybko powstają te filmy, brak im perspektywy. Na czele tej list znajduje się niestety i Andrzej Wajda.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
To prawda, że nie wszystkie są trafione. Ale to otwiera perspektywę dla powstawania kolejnych ekranizacji.
UsuńI dyskusji na ich temat:-))).
fajnie.... to obejrzę :)
OdpowiedzUsuń:***
Warto:-)*
UsuńWszystko zalezy od tego, jaki Biegun jest dla nas najwazniejszy...
OdpowiedzUsuńJ.
To prawda. Dla każdego z nas pojęcie to przybierać może inną postać.
UsuńDużo dobrego słyszałam o tym filmie. Pewnie kiedyś obejrzę. :)
OdpowiedzUsuńNo popatrz, dobrego! A ja się naczytałam wielu zniechęcających opinii. Z reguły podchodzę sceptycznie do nich. Każdy ma swój własny odbiór, zależny również od nastroju. Ja akurat wczoraj potrzebowałam czegoś takiego.
Usuńwidziałam przed kilkoma dniami, przymierzam się też do krótkiej refleksji u siebie (może się zbiorę)
OdpowiedzUsuńmam bardzo podobne odczucia jak Twoje...
świetnie oddane relacje rodzinne, emocje, ludzka niemrawość przepleciona siłą i miłością; rodziły mi się w trakcie pytania o granice miłości, granice wymagań, które można stawiać drugiemu człowiekowi, jak również wymagań wobec siebie samego;
poza tym... polecałabym ten film mężczyznom! bardzo! bo świetnie pokazuje zmagania mężczyzny z samym sobą;
trudno to wszystko zwerbalizować... to tylko jakiś zarys tego, co się we mnie kłębi po tym filmie;
dla mnie świetny!
Jak dobrze, że mam w Tobie sojusznika. "Profesjonalni" krytycy jadą po nim, jak po burej kobyle. Zależy, czego się po filmie oczekuje. A już zarzuty stawiane odtwórcy roli głównej są całkiem bezpodstawne. To przecież czternastoletni chłopak, a nie jakiś "Konrad Wallenrod"
Usuńchyba się cieszę w takim razie, że nie czytałam profesjonalistów :-)
Usuńże niby ten chłopiec kiepsko grał? na szczęście się nie znam na aktorstwie, bo wedle mnie tak zagrać tę różną mieszaninę emocji - to już bardzo dużo!
W moim odbiorze grał świetnie. Znam tego młodego aktora z serialu Ojciec Mateusz.
UsuńKiedyś byłam kinomanką i w ogóle namiętną oglądaczką filmów. Ze wszystkim byłam na bieżąco. Dzisiaj nie ma na to czasu i mozliwosci, bo daleko ode mnie do kin.Jest internet i czasami tu uda mi sie cos ciekawego zobaczyć.Ale coraz mniej rzeczy mnie porusza. Czy wszystko jakieś wtórne i podobne do siebie sie zrobiło, czy to ze mną cos źle? A może to tylko taka chwila i kiedyś znowu coś mnie zachwyci, zapadnie w pamięć? Może własnie jakiś polecany przez Ciebie film...?
OdpowiedzUsuńSerdecznosci zostawiam Errato!:-))
Tego akurat filmu nie należy traktować, jako "polecanego przeze mnie". W danym momencie trafił w mój nastrój i odebrałam go pozytywnie. Kto wie, może kiedy indziej skrytykowałabym w czambuł.
UsuńJeśli już z czystym sumieniem miałabym coś polecać, to "Dogville" Larsa von Triera. Wkrótce o nim napiszę.
też biore dystans i raczej wolę byc mile zaskoczona filmem niż rozczarowana.
OdpowiedzUsuńZawsze jestem pod tym względem nieufna:-)).
Usuń