(Z cyklu Rozważania na pograniczu)
Ludzie wierzący nader często szermują pewnym stwierdzeniem, z gatunku tych pocieszających.
Czy wiara może być źródłem nadziei? Zapewne. Ja jednak dziś nie o tym.
Zastanawia mnie pewien argument.
Bóg
wie o wszystkim. Bez Jego wiedzy jeden nawet włos z głowy nam nie
spadnie. Zwłaszcza, że one wszystkie zawczasu nam policzone (Łk 12,7).
Dlatego też zbytecznym bać się czegokolwiek.
O ile z pierwszą częścią zgodzić musi się każdy wierzący, reszta do innej zdaje się należeć bajki.
Przyznajcie
sami, jeśli komuś za rogiem nóż plecy wbiją, bądź cegła na głowę
spadnie, robi to (aż tak wielką) różnicę, że za wiedzą Boga? Dla
mnie, o dziwo, praktycznie żadną.
W tym miejscu (koniecznie!) uściślijmy: chodzi przecież o praktyczny tej ufności aspekt.
Zatem rzecz cała sprowadza się do tego, że ...będzie, co ma być.
Czy też, po mojemu - nieco precyzyjniej - u Góry wiadomo, co się kiedyś zdarzy.
Jak zwał, tak zwał. Czy wobec tej nieuchronności da się wypracować jakąś pocieszającą formułę?
Owszem, lecz wyłącznie taką, która należy do kategorii zaufanie. I to z dobrodziejstwem inwentarza.
Wojciech Gerson. Gdańsk w XVII wieku. 1865. Olej na płótnie. 103,5 x 147 cm. Muzeum Narodowe, Poznań.
Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.
Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.
Zaufanie ważna rzecz.
OdpowiedzUsuńSkojarzyło mi się biblijnie
"Ufność miałem nawet, gdy mówiłem »Jestem w wielkim ucisku«..."
Bo to właśnie biblijna kategoria miała być.
UsuńMnie w chrześcijańskiej wizji Boga mocno zgrzyta kilka rzeczy, które przez wierzących muszą być przyjęte na zasadzie dogmatu. Dla przykładu:
OdpowiedzUsuń- Bóg może wszystko
- Bóg bardzo nas kocha
- Bóg dał człowiekowi wolną wolę
... a potem nie dość, że człowiek jest karany za to, że robi, co chce, czyli z tej wolnej woli korzysta [patrz np. historia potopu], to jeszcze Bóg "z tej wielkiej miłości" dopuszcza, by cierpieli ludzie kompletnie niewinni. A przecież tak kocha wszystkich i jest sprawiedliwy...
Nie, to zdecydowanie nie na mój mózg.
No i to, na co wskazałaś - masz człowieku wolną wolę, ale Bóg i tak wie, co zrobisz. To gdzie tu wolna wola?
Sypie się to wszystko jak domek z kart.
Hm. Czy wolność na pewno polega na robieniu tego, co się chce? Czy Bóg jest winien konsekwencjom działania człowieka?
UsuńTo są pytania przekracząjace chyba pojemność komentarzy.
Wolna wola to możliwość wybierania. A jak mam możłiwość wybierania, to powinienem być gotowy na przyjęcie konsekwencji tego, co robę.
Bóg wie, pewno że wie, bo jest poza czasem. I dając wolną wolę godzi sie na patrzenie na to jak ludzie robią czasem straszne głupoty. Ogranicza siebie nieingerując, bo jest konsekwentny z tą wolną wolą....
Miałam niedawno taką sytuację, że trzeba było wykonać pewną pracę i ktoś sie tego podjął. Ponoć miał kwalifikacje typu dyplom w danej dziedzinie. Dostał materiał wyjściowy i dostał wskazówki, konkretne do czego ma sie zastosować. No i okazało się że wskazówki miał w nosie, robotę zrobił tak, że był błąd na błędzie, przy czym gdy tylko otworzył link, to tych błędów by nie było. Jednym słowem - nie skorzystał z instrukcji obsługi i wszystko zawalił (a ja musiałam siedzieć i poprawiać). Coś podobnego dzieje się w kwestii wolnej woli. Mamy człowieka i mamy "instrukcję obsługi". Po czym robimy po swojemu i mamy pretensje, że "nie działa".
Na pewno jest to pewne uproszczenie (jak każde porównanie). Ale chodzi mi o perspektywę. Miłość Boga to nie jest miłośc typu zagłaskiwania i zachwycania się wszystkim, cokolwiek dziecko powie czy zrobi ("Jak ona ślicznie pluje"). To jest miłosc, która zaprasza do odpowiedzi miłością i wejścia na konkretną drogę, czyli dokonywania wyborów w świetle tej miłości. Tu jest ten pierwszy klucz. Zaproszenie, otwarcie, zaufanie, że ten, kto stworzył wie "jak obsługiwać".
Byłam kiedys w sytuacji, że ktos mi bliski, za kogo czułam sie w jakimś sensie odpowiedzialna zrobił straszliwą głupotę. I moją reakcją był przede wszystkim ból. Ze świadomością, że musi ponieść konsekwencje. Ale wcale nie dominowała złośc tylko potworny ból. Że zawiódł (i nie, nie chodziło o narzeczonego etc). Toutes proportions gardées - taką raczej jest reakcja Boga na te niewłaściwe wybory ludzkie... Właśnie dlatego, ze kocha.
Przepraszam, że sie rozpisałam, na dodatek wyjeżdżam na kilka dni. A to raczej temat na gadanie, nie komentarze...
I mnie też jest najtrudniej pojąc (nie da sie do końca pojąć) cierpienia niewinnych. Ale jednak... "ludzie ludziom..."
Pozdrawiam
To miłe, że się "rozpisałaś". Do tego każde miejsce jest dobre. A już TO zwłaszcza. Człowiek wierzący nie ma innej opcji, jak tylko zaufać. Bo wszelkie próby "tłumaczenia" Boga palą na panewce. Jak trudno jest zaufać, przekonujemy się niemal codziennie. Wątpimy. I codziennie próbujemy od nowa.
UsuńWolność naszych wyborów nie kłóci się z wiedzą Boga. On to po prostu przewidział. Ale decyzję podjęliśmy my.
UsuńMyślę też, że nie tyle "jesteśmy karani", co ponosimy konsekwencje. Jeśli wbiegamy na jezdnię przy czerwonym świetle, musimy się liczyć z możliwością wypadku. Czy to kara? Jak zwał, tak zwał, wychodzi na jedno. Lecz ważna jest też retoryka, której używamy. Ona określa nasz stosunek do Stwórcy. W ten sposób ustawiamy się po konkretnej stronie.
Nie jest to łatwe i nikt nie ma prawa wynosić się nad innych. Nikt nie jest panem swego losu i nikt nie posiadł monopolu na wiedzę.
Zgadzam się z Wami jak najbardziej, że wolność wyboru oznacza również ponoszenie konsekwencji. Ale to jest fair tylko wtedy, jeśli primo konsekwencje są jasne a secundo - odpowiadamy tylko za siebie i za swoje wybory. A z Bogiem w ujęciu biblijnym tak właśnie nie jest. Od początku stosowana jest z lubością odpowiedzialność zbiorowa [dla przykładu - grzech pierworodny czy potop]. A co do konsekwencji, to Bóg od początku nie był szczery w stosunku do człowieka i stosował wobec niego manipulacje - casus Adama, Ewy i jabłka. Jak człowiek ma dokonać rozsądnego wyboru, jeśli tak naprawdę nie wie, jakie są zarówno plusy, jak i minusy?
UsuńSama jestem wychowawcą i wiem, jak to działa. Bardzo dbam o to, by moi wychowankowie znali zasady i je rozumieli - właśnie po to, by mogli świadomie dokonywać wyborów i ponosić konsekwence. I oczywiście je ponoszą. Ale zapewniam, to ma "wymiar pedagogiczny" TYLKO wtedy, jeśli delikwent od początku miał jasną sytuację, wiedział dokładnie, co będzie, jeśli złamie zasady. W przeciwnym razie ma poczucie krzywdy i nie wyciąga wniosków, w swoim przekonaniu jest "biedny i malutki". A wtedy to wszystko nie ma żadnego sensu.
Czyli co - ja, jako pedagog, jestem w stanie otwarcie komunikować moim uczniom, jakie są zasady i dbać, by sytuacja była jasnma, a Bóg nie może...?
A co do "miłości" Boga... Co z cierpieniem niewinnych, np. małych dzieci? Także tych, które już urodziły się chore, nie dostały nawet szansy, by zrobić cokolwiek, wszystko jedno, czy dobrego, czy złego? Jakiego złego wyboru one dokonały, że od urodzenia mają mówiąc kolokwialnie przerąbane? Tu nie można mówić, że "ludzie ludziom", bo żaden człowiek np. nie spowodował im wad wrodzonych czy zespołu Downa.
Kiedy pytają mnie, z jakiego powodu przestałam wierzyć w Boga, to zwykle ujmuję to tak: jeśli Bóg istnieje, to wg mnie musi być z niego kawał sadysty i zwyrodnialca. Dlatego wolę myśleć, że go nie ma, bo nie chcę go nienawidzieć. Dużo łatwiej mi znieść świat ze świadomością, że to wszystko nasza, ludzka sprawka. Albo natury, biologii, wszystko jedno.
Z jednej strony kryteria nie do końca zdają się być oczywiste. A z drugiej proste i jasne przekazy ewangeliczne.
UsuńTo bardzo trudne do przyjęcia prawdy. Na większość pytań nie ma odpowiedzi. Można od Boga się odwrócić, można zanegować. Można nawet znienawidzić. Ale czy to coś rozwiązuje? Czy jest coś "poza"? Nic? Czy "nic" opisuje rzeczywistość na tyle spójnie, by mogła wydać się choćby "znośna"?
Rola wychowawców polega na wpajaniu czytelnych zasad. Nikt nie powinien stawiać się ponad prawem. Trzeba jedynie uczyć niezależności myślenia, wyciągania logicznych wniosków.
Problem cierpień niewinnych jest "skrajnią" ogólnego problemu cierpienia. Nikt bowiem do końca nie jest winny. Piszesz, "człowiek nie spowodował...". To prawda, niektóre fakty wpisane są w naturę całości Stworzenia. Nie nam (bo nie jesteśmy w stanie ogarnąć całości przyczynowo-skutkowej) to oceniać, czy natura jest dobra, czy zła. Ona po prostu JEST. Lecz aby nie zginąć w "świecie, który - jak mawia Panterka - jest dżunglą", mamy właśnie te drogowskazy w postaci przykazań.
Dokładnie tak myślę o naturze, jak napisałaś - nie jest ani dobra, ani zła, tylko po prostu jest. Tyle, że natura nie każe mi siebie kochać pod groźbą piekła i nie wmawia mi, że mnie kocha. I to jest jak najbardziej fair.
UsuńI też mam taką samą definicję wychowania - czytelne wpajanie zasad wynikających z prawa. W moim przypadku wynikających z prawa obowiązującego w Polsce ze szczególnym uwzględnieniem Statutu Szkoły, w której uczę.
Nie chcę nikogo nienawidzić [ a propos - nienawidzieć/nienawidzić? Sama się zastanawiam, czy w tym przypadku powinnien być aspekt dokonany, czy niedokonany. Zboczenie zawodowe :)]. Nawet Boga. Dlatego jestem ateistką.
Nie lubię gróźb. One nigdy nie motywują:-).
UsuńProfesor Miodek tłumaczy, że skoro "ktoś nienawidził", to bezokolicznik brzmi "nienawidzić" :-)).
To tego wykładu profesora nie słyszałam akurat :) Ale to dobre, kupuję.
UsuńPamiętam tylko, że forma z "e" tobył aspekt niedokonany, a bez "e" dokonany. Ta pierwsza wyszła praktycznie z użycia [pewnie dlatego też trudno ją dziś odmienić], ale była poświadczona w piśmie, choć nie pamiętam gdzie, a nie będę zmyślać :)
Uwielbiam jałowe dywagacje gramatyczne :)
Ja też uwielbiam zastanawiać się nad źródłami takiej, bądź innej pisowni:-).
UsuńWłaśnie, mi też zgrzyta i to mocno. Ta wolna wola, ale musisz to i tamto. Bóg kocha człowieka, ale dopuszcza wszelkich okropności. Osobiście mam w tej chwili inne przemyślenia na ten temat, co nie oznacza, że wiem wszystko i będę się wymądrzać - w żadnym wypadku. Obecne moje poglądy bardziej są dla mnie spójne i mają większy sens - dla mnie.
OdpowiedzUsuńCo do zaufania - życie jest, jakie jest i robi czasem wszystko, żebyśmy tego zaufania nie mieli.
Wolna wola nie traci na aktualności, jeśli Bóg udziela nam wskazówek. Niekiedy przecież (zwłaszcza w modlitwie) sami o nie prosimy.
UsuńJak TRUDNO jest zaufać, wszyscy wiemy. Ja też.
Oj zgrzyta, zgrzyta.....wychodzi na to, że moja wolna wola, to wola Boga...to gdzie jest moja wola ? Człowiek się buntuje, ale jak przyjdzie co do czego, to...... "jak trwoga, to do Boga".
OdpowiedzUsuńNasza wola musi być wolna. I jako taka dokonuje wyborów. Które okażą się słuszne? Na szczęście nie jesteśmy z tym sami. Mamy Podpowiedź.
Usuńw każdej religii zgrzyta, bo jest to zawsze coś musimy przyjąć na wiarę.... nie wiemy jak jest naprawdę... to co wiemy jest tylko i włącznie ludzką interpretacją.( od stuleci każdy ineterpretuje jak może).. głownie po to, by ludziom było łatwiej zrozumieć, pogodzić się, nie buntować... i tak naparwdę, by łatwiej było ludzmi sterować, rządzić....
OdpowiedzUsuńbez dwu zdań jest tak łatwiej.... wolna wola tylko "utrudnia życie" ( patrz: osiołkowi w żłoby dano ...)
najważniejsze to być dobrym człowiekim, bez względu na religię, obrzędy, rytuały...
Nie ten dobry co się 30 razy dziennie modli, tylko ten co stara się przeżyć swoje życie robiąc jak najwięcej dobrego i nie krzywdząc innych.....- oczywiście wedłóg mnie :-)))
ale chyba troszkę odbiegłam od temtu...:-))
Wolność otwiera możliwość wyboru. Dobra, bądź zła. Nie mamy prawa rezygnować z wolności, bo to dar. Dany i zadany. Zawsze warto być dobrym człowiekiem, to co robimy dla innych, jest olbrzymim kapitałem również i dla nas samych. Dobro przecież zawsze wraca do tego, kto je świadczy. W różnych formach.
UsuńMasz rację i jesteś kimś takim*.
według.... matko, jak mogłam.....:-)))
UsuńTrochę jak "podłóg". Ale tych, po których się chodzi. Bo podług / według czegoś, to już zupełnie inna bajka:-).
UsuńMnie zawsze się miesza "żaden" i "rzadko". Nawet teraz sprawdziłam w słowniku przed napisaniem, żeby nie było siary :)
UsuńWarto zawsze sprawdzać w przypadku niepewności:-)).
UsuńKiedy moja żona siadła na inwalidzkim wózku litościwi religijni znajomi mieli do przekazania jeden frazes. Bóg tak chciał. A to jest tak sprzeczne z Jego obrazem jako nieskończenie miłosiernego.
OdpowiedzUsuńPamiętam jak burzyłem się na te słowa.
Pozdrawiam
Takie frazesy irytują mnie, jak mało które. Bóg nie "chciał", a jedynie dopuścił. Dlaczego? Nie dowiemy się tego. Na razie się nie dowiemy.
Usuńim większe trudności ... tym większa ufność. Tak to działa u mnie ...
OdpowiedzUsuń:***
To masz niesamowite szczęście*. Bo to z reguły na odwrót działa.
Usuńnajtrudniej jest właśnie zaufać i uwierzyć, że Bóg zawsze jest po naszej stronie, ale tylko bezgraniczna ufność daje spokój.
OdpowiedzUsuńTo prawda, że wtedy byłby już spokój. Lecz ludzka dusza z tych niespokojnych:-))).
UsuńJa w pelni skorzystalam z "mania" swojej wolnej woli i zanegowalam istnienie boga/bogow juz dluzszy czas temu. Boga wymyslili kaplani, zeby spoleczenstwo krotko przy pyskach trzymac i byl czas w historii, kiedy im to zgrabnie wychodzilo. Nigdy jednak sami nie trzymali sie swoich przykazan, wiedzac dokladnie, ze nic im nie grozi, bo i skad?
OdpowiedzUsuńŻaden system nie wyczerpuje do końca problemów ludzkości. Żaden światopogląd nie daje odpowiedzi na pytania, które stawia sobie człowiek. A jednak, gdy przyjąć pewne założenia, wszystko układa się w spójną całość. Jest jeden problem: TRZEBA JE PRZYJĄĆ. Dobrowolnie. Nie każdy potrafi. Nie każdy musi. Na tym między innymi również polega wolność.
Usuńa mnie się bardzo podoba powiedzenie mojej koleżanki: "the Universe will provide". przypominam sobie o tym w chwilach największego stresu i wszystko puszcza. i mimo, że do żadnych instytucji religijnych nie uczęszczam ani nie walę czołem przez żadnym bóstwem - pomaga ;)
OdpowiedzUsuńZ przeróżnych można czerpać źródeł; lecz gdzieś przecież musi być praźródło.
Usuńna mój gust ma to związek z neurobiologią ;)
UsuńW sumie ze wszystkimi dziedzinami.
UsuńNo tak, tutaj się splata zaufanie i nadzieja.
OdpowiedzUsuńBo zaufanie i nadzieja zawsze ze sobą współgrają.
UsuńTemat rzeka... Długa i głęboka.
OdpowiedzUsuńZaufanie ma swoich towarzyszy. I jak w przypadku dążenia do rzeczy, na których nam bardzo zależy, tak zaufaniu trzeba dopomagać, pracować nad nim, poznawać drogi do niego, chcieć nim żyć.
To, że o czymś wiemy, nie znaczy, że w to ingerujemy z całą swoją mocą.
Oraz... Dokąd zmierza człowiek, zapisane jest w Biblii i wypełnić się musi, bo Bóg nie może cofnąć danej każdemu wierzącemu obietnicy.
Kim by był, gdyby nie doczekał wskazanego czasu i zaczął nas "uzdrawiać" już teraz.
Byłby wiarołomny, czyż nie?
To, czy zaufamy, zależne jest od naszej woli. Jest nam zadana, więc musimy robić z niej użytek. Oby z pożytkiem:-).
UsuńMyślę, że wielu ludzi wierzy w to, co sprawia, że łatwiej im się żyje.
OdpowiedzUsuńDlatego tak wielu ludzi, modli się do świętych albo do anioła stróża..
Pozdrawiam:)
Tak, człowiek pragnie ulepszać swoje życie. Dlatego przyjmuje tę wiarę, która mu w tym pomaga.
Usuń"Czy wobec tej nieuchronności da się wypracować jakąś pocieszającą formułę?" - oczywiście, że tak! Nie gnębić się niepowodzeniami, które nas spotkały. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBa, żeby to było takie proste! A jednak czasem bywa najprostszym i najsensowniejszym rozwiązaniem.
UsuńDziewczyny, i Ty, Antoni - czytaliście "Chatę" Younga? Po tej książce już nic nie wygląda tak samo. Co za fabuła, co za pomysł, jak niesamowicie napisana! I otwiera kilka drzwi.
OdpowiedzUsuńhttp://lubimyczytac.pl/ksiazka/99062/chata
Czytałam jakiś czas temu. Pomysł rzeczywiście bardzo oryginalny. To prawda, że wiele drzwi otwiera; jednak nie wszystkie. Mam jeszcze parę takich, przed którymi wciąż stoję...
Usuń