Kiedy odwiedzam swoją zamieszkałą w Sopocie córeczkę, zdarza mi się wyręczyć ją w jakimś pilnym zajęciu. Ot, tak, dla treningu, podchodzę do zlewu i naczynko jakieś zmyję. Tu coś ułożę, tam znów kwiat podleję; zwyczajny macierzyński odruch.
Razu pewnego całkiem z rozpędu całą suszarkę zapełniłam naczyniami.
Córeczka w stanowczych słowach do porządku mnie przywiodła.
- Nie rób tego więcej. Nie po to mnie odwiedzasz, by u mnie pracować. Oszczędzaj siły.
O, myślę sobie, jak dobre mam dziecko - tak się o stare matczysko troszczy.
- Oszczędzaj siły ...na własne mieszkanie - kończy niecnota jedna!
I taka mi teraz - odkrywcza wielce - myśl do łepetyny przyszła.
Wszak Papież radził: jeden drugiego brzemiona noście.
Tak łatwo mi dbać o porządek w czyimś domu. (Całkiem przeciwnie, niż we własnym.)
Może to więc niegłupie, by każdy czasem u kogoś drugiego posprzątał.
Świeżym się okiem wszystko inaczej ogląda.
Cóż stąd, że nosi cechy widzenia źdźbła w cudzym - a niewidzenia belki we własnym - oku.
W tym akurat przypadku wielce pożyteczne.
Zawsze mi żal cokolwiek wyrzucić - wszystko zalega, kurzy się po kątach.
Ktoś obcy łatwo zrobiłby z tym krótki proces, poddając kwarantannie klamoty.
Z tą myślą, że jeśli nie zatęsknię za "depozytem", ów bezceremonialnie zostanie wyrzucony.
Ja zaś w rewanżu umyję komuś kuchenne szafki. (Czemuż, ach, czemuż nie własne.)
Każdy ma jakieś słabe punkty. Moim - wzmiankowane chomikowanie.
Jednemu trudniej przychodzi mycie okien, drugi bez końca odkłada porządki w szafach.
Gdyby ktoś obiektywnym okiem rzucił na moje rupiecie, doradził, co warto przechować, co bez litości wyrzucić. Wywalić, wykopać, zezłomować, wyeliminować, eksterminować.
Wykwaterować, wyeksmitować, zdymisjonować, deportować, tudzież ze schodów zrzucić.
Ach, marzenie ściętej głowy. Bo jestem niezwykle trudnym negocjatorem.
Wyrzucone przedmioty jeszcze i w środku nocy od utylizacji niechybnej potrafię ratować.
Pominąwszy opór materii, mądre, papieskie przesłanie również i w tej odsłonie ma szansę się uskutecznić.
__________
Teraz zaś miło mi obwieścić, że dzięki Wam:
Teraz czekam na 77777, potem już tylko na okrągłą setkę. Dalej niech sprawy toczą się swoim trybem.
Wojciech Gerson. Gdańsk w XVII wieku. 1865. Olej na płótnie. 103,5 x 147 cm. Muzeum Narodowe, Poznań.
Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.
Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.
Jakże podobnie mam z wyrzucaniem. Tak jakby każdy przedmiot jakąś miniduszyczkę w sobie krył, a ja, wyrzucając, jakbym mu krzywdę robiła...
OdpowiedzUsuńBo po mojemu to każdy z nich duszę jakowąś ma.:)
UsuńMam to samo z tą miniduszyczką ;)
UsuńBo Ty, Lidio, podobnie do mnie, zbierasz i kultywujesz wszelkie "przydasie". My, osoby szyjące mamy to we krwi:).
UsuńCoś w tym jest Errato. A bo to się przyda, kurna i miejsca już w domu nie mam, ale z drugiej strony nie chce mi sie za to wszystko zabrać i uszczuplić zbiory. W sobotę fajną zasłonkę w lumpku kupiłam - nie moglam się powstrzymać ;))
Usuńmam pomysła....zamieńmy się na jeden dzień swoimi mieszkankami...Ty zrobisz taki sam porządek u mnie jak ja u Ciebie...Mamy prawie podobne nawyki chomikowania ,...aż żal rozstawać sie ze starociami...a może jeszcze się do czegoś przyda dana rzecz...ha ha ha
OdpowiedzUsuńTakiego pomysła to ja też już miałam:)). Sęk w tym, że moje mieszkanko jest niereformowalne.
UsuńPopatrz, Wandziu, Ty też kultywujesz "przydasie"? A myślałam, że u Ciebie to cud, miód i orzeszki:)).
Tak czy siak, możemy się nawzajem wesprzeć w walce z nadmiarem. Zapraszam na wizję lokalną:).
ja się obawiam, ze wszystkie przedmioty, które zdecydowałabym się u Ciebie wyrzucić wylądowałyby u mnie
OdpowiedzUsuńale musze z dumą przyznać, że przy przeprowadzce wyrzuciłam ze dwie tony niepotrzebnych rzeczy
choć trudno w to uwierzyć patrząc, ile mamy klamotów ciągle:(
Przeprowadzka zawsze stanowi jakiś krok milowy na drodze do "normalności". Potem człek znów zarasta...
Usuńi to szybciej, niż się myśli!
UsuńOj, tak...
UsuńPolowy dobytku pozbylam sie z koniecznosci, kiedysmy zmieniali mieszkanie na duuuzo mniejsze, za to ze znacznie wieksza piwnica. I co powiesz? Piwnicy juz zapelniona po sufit. Bede musiala sie w koncu zabrac za jej odgruzowanie, by moc od nowa zbierac. Jestem niereformowalna! :(
OdpowiedzUsuńSzczęściara! Taaaaka piwnica! Ja, póki co, nie mam żadnej. Ale planuję wywalczyć:). Oj, będzie się działo. W piwnicy, znaczy:)).
Usuńmam siostrę, która przyjeżdża do mnie i robi mi porządki w kosmetykach, wywala bez litości cienie, lakiery, pudry i tusze, myje gąbki i pierze kosmetyczki
OdpowiedzUsuńa ja u niej robię porządki z odzieżą bez żalu wywalam co niemodne i zniszczone
Bo to jest właśnie najlepsze zajęcie dla sióstr. Chyba zmobilizuję do tego swoją. Chociaż to niebezpieczne, ona mi wszystko wyrzuci. Nie wiem, czy bym chciała aż tak radykalnego cięcia:)).
UsuńPrzeterminowane kosmetyki wyrzuca mi córka. Ja jestem zbyt ślepa, by datę dojrzeć. Udaję, że jeszcze są ważne.
Negocjowanie z Tobą rzeczywiście zdaję się bezcelowe - i tak niczego byś się nie pozbyła. Toteż ostatnio wyrzuciłam kilka pojemniczków po kosmetykach z Twojej łazienki, a wychodząc zabrałam ze sobą siatkę z plastikami, co byś nie rzuciła się jak lwica ratować swoje skarby. Skoro do dziś nie zadzwoniłaś do mnie z awanturą, że wyrzuciłam Ci coś, co jeszcze na pewno mogło się do czegoś przydać, znaczy, że był to tylko zbędny naddatek! ;-)
OdpowiedzUsuńOj tam, oj tam:)).
UsuńDziś harowałam jak ten wół:).
Jak wyrzucisz, to zaraz Ci będzie potrzebne :P
OdpowiedzUsuńPrzerzedziłam ostatniej jesieni w szafach...
Ale właśnie dziś w podróży myślałam o tym, że nie lubię minimalizmu w wystroju mieszkania ;))
Oczywiście, że natychmiast okaże się potrzebne. Moda wciąż wraca.
UsuńJa też nie lubię minimalizmu w wystroju. Lecz najbardziej nie cierpię minimalizmu w "metrażu":)
Coś w tym jest, że u kogoś to sprzątanie lepiej idzie :) Też mam kupę klamotów do wywalenia, ale no własnie. Albo mi się nie chce, albo żal. Do sprzątania piwnicy zabieram się ponad rok :))) Ale, póki coś jesteśmy w stanie znaleźć i rowery schować i je wyciągnąć, to nie jest źle :)) Chłop ostatnio młynek elektryczny do kawy znalazł - był w przenośnej lodówce :)) Kto by pomyślał, he,he ;))
OdpowiedzUsuńPiwnica to istna skarbnica:). Tam wszelkie badziewie, ale i skarby nieprzebrane.
UsuńU mnie i balkon pełni taką rolę. Dlatego tak się zachwyciłam Twoim:).
Aaaa, jak nie masz piwnicy, to ciężka sprawa z przechowywaniem. Staram się, żeby balkon wyglądał dobrze, zimą jest gorzej, bo ptaki dokarmiamy.
UsuńPiwnica doczeka się w końcu swojej chwały, bo czuję jak się we mnie zbiera szał porządkowania. Raz na jakiś czas tak mam :))
Już widzę tę zamianę obowiązków małżeńskich. Wszak nic tak nie kusi jak cudza żona
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Czyżby runął już Ostatni Bastion? :))
UsuńA ja z tych, co lubią wyrzucać. Zdarzyło mi sie nawet kilka razy powywalać za dużo, a potem żałować. Za to mój mąż lubi zbierać. Więc on zbiera- ja wyrzucam;)
OdpowiedzUsuńW dawnych czasach moja mama, chcąc wyrzucić tacie jego klamoty, wyrzuciła swój własny złoty zegarek, schowany w pudełku po taśmie filmowej. Potem tata całą niedzielę, ku uciesze sąsiadów, grzebał w śmietniku dopóty, dopóki nie znalazł zguby. Czego się nie robi dla ukochanej żony:).To była niezła nauczka.
UsuńGorzej, jak odkryjesz, że coś dobie wyrzuciłaś, a tu minął tydzień i śmieci wywieźli...;)
UsuńPotrafię być baaaaardzo przewidująca:))
Usuń