W poprzednim poście nie planowałam skupiać się na tym skądinąd ważnym zagadnieniu, jakim jest poczucie własnej wartości. Chodziło mi raczej o wyartykułowanie dystansu do własnej osoby. I to w kontekście dowcipkowania sobie z problemów. Takiego trochę wstydliwego kwitowania uśmieszkiem tego, co boli. Ot, żeby innym nastroju nie psuć. "Bo co tam dla nich moje sprawy znaczą".
Prawdę napisawszy, niewiele się pomyliłam.
Swego czasu pisałam o mojej chorobie. Tak trochę półgębkiem, nie chcąc wywoływać wilka z lasu.
Jak to mam w zwyczaju, trochę sobie pożartowałam, wisielczym swym humorkiem czytaczy miłych zabawiając. Toteż i nikt nie potraktował tego poważnie. Czy właśnie o to na dobrą sprawę mi chodziło? Bo może miał to być jakiś rodzaj zaklinania rzeczywistości.
Jeśli wystarczająco się od choróbska zdystansuję, może się znudzi i pójdzie precz.
Nie poszła.
Czy (i na ile) choroba zniszczyć może człowiekowi radość życia.
Na ile świadomość postępującej dysfunkcji zatruć potrafi potencjalne przyjemności.
Odebrać leitmotiv, działanie pozbawić ważkości.
Otóż może. Totalnie i dogłębnie. Pytanie tylko, czy nieodwracalnie.
Wojciech Gerson. Gdańsk w XVII wieku. 1865. Olej na płótnie. 103,5 x 147 cm. Muzeum Narodowe, Poznań.
Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.
Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Kazda choroba odbiera czlowiekowi radosc zycia, nawet nagniotek, czy pypec na jezyku, ze nie wspomne o schorzeniach powaznych i bardzo powaznych. Jesli jej nie sprobuje sie pokonac humorem i sarkazmem, bedzie jeszcze bardziej dokuczac. Co wiec pozostaje? Bo zaprzyjaznic sie z nia nie idzie.
OdpowiedzUsuńMożna próbować to obśmiać. Tyle, że w najbardziej niespodziewanym momencie odchodzi nam ochota na śmiech.
UsuńPrzez wiele lat miałam taką właśnie metodę na problemy: obśmiewanie się ze wszystkiego. Potem jednak odkryłam, że w ten sposób jeszcze bardziej oddalam się od ich rozwiązania.
UsuńChoroba to nie wyrok, ale trzeba ją raczej leczyć, pracować nad tym, żeby być w jak najlepszej formie.
I starać się, żeby całkowicie nie popsuła nam humoru i poczucia zadowolenia z życia - tak sobie teoretyzuję, bo nigdy na nic poważnego chora nie byłam.
Czasem przejściowo się przeziębiam, albo raz miałam przez jakiś czas (kilka miesięcy) rwę kulszową.
I powiem Ci, że wtedy ta moja dysfunkcja na dobre odebrała mi radość, ale i tak dokonałam w tym stanie jednej z największych rewolucji w moim życiu.
Trzymaj się!!! Dbaj o siebie!
Tak, Errato, choroba może zniszczyć człowiekowi radość życia. I rodzinie chorego też. Chciałabym Cię pocieszyć, napisać, że w końcu można zaakceptować i cieszyć się życiem.... ale nie mogę. Sama tego się uczę i jest to trudna lekcja. Długa, mozolna i z upadkami po drosze.
OdpowiedzUsuńAle, niezależnie od choroby, myślę, że możliwe jest łapanie chwil radości i skupianie się na nich. I uczenie się przyjemności od początku, bo z chorobą kwestia przyjemności zmienia charakter. Nie zgadzam się z poprzedniczką, czasami musimy zaprzyjaźnić się ma siłę, aby życie było łatwiejsze.
Powodzenia :)))
Wiem, jak trudno Ci funkcjonować w tym stanie zdrowia, w którym obecnie jesteś.
UsuńMuszę się od Ciebie nauczyć łapać te okruszki radości, które tak trudno mi dostrzec. Nawet, jeśli przez moment są dostępne, to już w następnej chwili ulatniają się, nim zdążę je dosięgnąć.
Trudno się ode mnie uczyć, bo sama mam z tym kłopot. Jednak w tej chwili widzę w tym jedyną szansę, aby minimalnie czerpać radość z życia, nawet jak to ma być ulutne i chwilowe.
UsuńTo właśnie głównie mam na myśli. Uczyć się od kogoś, kto sam ciągle się uczy:).
UsuńWarto się skupić nie tyle na chorobie co na leczeniu i wyzdrowieniu, jakość życia z bólem i z chorobą jest do niczego, to stracony czas bo ból nie uszlachetnia tylko bardzo utrudnia życie i zmienia je. Lepiej żartować niż wpaść w histerię i straszyć siebie i rodzinę. Jak człowiek chce żyć to medycyna jest bezsilna.
OdpowiedzUsuńMogę Ci jakoś pomóc?
Wiele osób też mi to mówi. Jesteś taka pragmatyczna, Klarko:). Całkiem przeciwnie, niż ja. Brakuje mi determinacji, by skutecznie walczyć z choróbskiem tudzież z systemem. Czasem łatwiej mi po prostu zamknąć się w czterech ścianach i zasklepić się w nieszczęściu. Pomyślę na tą pomocą:)).
Usuńa jeśli to sprawa pęcherzyka to masz przykład - w trzy tygodnie po zabiegu pojechałam na kilkudniową imprezę i znakomicie się bawiłam
Usuńbardzo żałuję zmarnowanego czasu przed
i jeszcze Ci coś napiszę - syn widząc jak cierpię a nic z tym nie robię pewnego dnia zapytał - mamo, a co byś zrobiła, gdybyś widziała, że ja mam takie ataki a nie idę do lekarza? czy zdajesz sobie sprawę, jak bardzo się martwimy?
Nieleczone przewlekłe zapalenie pęcherzyka prowadzi do choroby nowotworowej.Ale to pewnie wiesz.
Wiem, że prowadzi do nowotworu. Lecz, paradoksalnie, wiedza takowa przydaje mi tylko paraliżującego strachu, miast do szybkiej operacji zmotywować. Wciąż się łudzę, że "pozytywnym myśleniem" ujarzmię potwora i moje kamienie w cudowny sposób zutylizują się same:).
UsuńBędąc nie dumną właścicielką dwóch grubych chorób wiem jedno. Nic nie jest oczywiste. Nie bardzo mamy wpływ na swoje uczucia.
OdpowiedzUsuńA tzw jakość życia wcale a wcale nie jest przereklamowana
powinnam napisać - waga jakości zycia jest nie do przecenienia
UsuńDobrze napisałaś:)
UsuńOd Ciebie, Rybciu wszyscy możemy uczyć się podejścia do życia z chorobą.
Niestety, każdy z nas jest inny i żyje w odmiennych warunkach. Aby czerpać z cudzych doświadczeń, trzeba odpowiednio je przetransponować.
cudze doświadczenia sa ważne
Usuńjakbym była otoczona kupą jęczących i użalających się nad sobą osobników pewnie i ja bym gorzej znosiła wszystko
Innymi słowy, trza się solidnie cenzurować:)).
Usuńja sama nie wiem, co jest dobre, słuszne w tej sprawie:)
Usuńjedno jest pewne
osobie która patrzy na chorego i mówi ALE TY JESTEŚ DZIELNA/Y należy natychmiast dać w dziub :p
fariatkowo mnie dopadło
Usuńwiem, że dziób, jakby kto pytał :pp
No tak, bardzo ważne uściślenie. Nie każdy z odwiedzających to miejsce ma pojęcie, co to takiego Fariatkowo.
UsuńNawet nie wiedzą, co tracą:). Tak, że ...tego ...dziup to dziób, jakby kto nie zajarzył:)).
i nie że jestę analfabetkom :pp
UsuńAle my tak lubimy mówić, żeś dzielna. Na szczęście dzioby nasze w znacznym oddaleniu:)).
UsuńNie, może jednak nie, ponieważ:
Lepiej od Rybci w dziup zarobiiiiić,
niż w samotności kawę pić!
jak pięknie ustawiony akcent:))
Usuńlepiej u erraty głosić mądrości
niż zapraszać głupich gości :)
Chyba musiałam uzupełnić brakującą sylabę, co nie? :))
UsuńNo ba!
UsuńPoznałam kilka ciężko chorych i niepełnosprawnych osób, i to właśnie oni mają do siebie największy dystans, do siebie i do życia, do otaczającego świata, który biorą takim jakim jest, bez drążenia i bez roztrząsania. Wiele się od nich nauczyłam. Tym bardziej, że nawet nie mam pojęcia ile w takiej sytuacji siły wymaga to, by się śmiać.
OdpowiedzUsuńJa też nieustająco podziwiam takie osoby. Ile trzeba cierpliwości i jak hartownego trzeba mieć ducha, by zadowolić się minimalnymi niekiedy postępami. Mieć siłę, by podnosić się z każdego upadku, i to bez końca. Mnie chyba brak takiej siły - nad tym najbardziej powinnam popracować.
UsuńJak zachować radość życia pomimo choroby? Wydaje się , że ogromne znaczenie ma nasz umysł, nastawienie i otaczający ludzie. Często można zauważyć jak słabość w jednej dziedzinie życia jest bodźcem do wysiłku i osiągnięć w innej dziedzinie. Wystarczy przywołać przykład Beethovena, który komponował do końca swego życia, choć przez ostatnie lata był zupełnie głuchy. Umiejętność zdyscyplinowania umysłu pozytywnie wpływa na postrzeganie świata. Choroba może stać się okazją do samopoznania i rozwoju, a także szansą na poznanie innego człowieka, z tym samym problemem w tak zwanych grupach wsparcia.Nie trać więc radość życia! Nie jesteś sama, a Twoje życie może być bardzo twórcze! Inspiracja dla Ciebie - wiersz Małgorzaty Madej.
OdpowiedzUsuń„Ciało mnie ogranicza
To co jest w środku chce więcej
Pragnie poznawać, doświadczać
Być ciągle twórczym i lepszym
Nie chce brać wzorców z przeszłości
Nie chce trwać przy dogmatach
Lecz chce przenikać nieznane
Znane, inaczej poznawać.”
Moje życie może jeszcze być całkiem twórcze:). I w jakimś sensie, rzecz jasna, jest. Z tym, że brakuje mi szczęścia fizycznego, cielesnego, a nie wirtualnego tylko. A przyjemności czysto fizyczne, czyli wędrówki (które tak kiedyś lubiłam), wycieczki za miasto, przebywanie w przestrzeni miejskiej, wymagają choćby elementarnego zdrowia i sił, których od prawie już dwóch lat nie posiadam. Ograniczenia ciała mogą dać się człowiekowi we znaki, jak mało co. Niby lato w pełni, a ja spędzam je praktycznie w domu. To doskwiera mi najbardziej. Nie mówiąc już o zaległościach w porządkach, czy jakimkolwiek, najprostszym choćby, remoncie.
UsuńInspirujący wiersz. Oby nie zabrakło mi pozytywnych inspiracji, bo tych destrukcyjnych mam po kokardkę:)).
Nawet w chorobie nie wolno przestac sie smiac, glownie z samej siebie, tak przynajmniej ja robie. A nawet codzienne wizyty w szpitalu, jak ostatnio w moim przypadku przynosza tyle powodu do smiechu, ze trzeba je tylko chciec dostrzec i wykorzystac.
OdpowiedzUsuńTo już zakrawa na heroizm. Podziwiam Was, dziefczyny!:))
UsuńEeeee tam heroizm. Ja mam tylko raka krwi a to na poczucie humoru nie ma zadnego wplywu:)))
Usuń