W październiku 2006 roku czternastoletnia Ania, gimnazjalistka z Gdańska, popełniła samobójstwo.
Nie wytrzymała napięcia psychicznego tudzież wstydu po tym, jak pięciu kolegów z klasy ją molestowało, dodatkowo nagrywając zajście za pomocą telefonu komórkowego.
Wydarzenie to było strasznym ciosem dla rodziców, nauczycieli, koleżanek, oraz potężnym wstrząsem dla całej reszty gdańszczan. Ja ponadto mam je wciąż przed oczami, gdyż odwiedzając brata przechodzę tuż obok domu rodziców Ani.
Co sprawia, że człowiek, zwłaszcza ten młody, nie jest w stanie dalej trwać w procesie życia.
Jaka potworna trauma uruchamia ten tajemny mechanizm, nieuchronnie prowadzący do samozagłady. I to samozagłady skutecznej.
Próg odporności na samo-destrukcję jest dla każdego człowieka tyleż indywidualny, co z reguły nieprzewidywalny. Dlatego tak trudno jest trzymać rękę na pulsie, nawet gdy idzie o najbliższych.
Cóż takiego ważkiego chcę w tym miejscu powiedzieć Wam, którzy traficie tutaj przypadkowo, szukając potwierdzenia, że warto się zabić?
Gdybym usiłowała kreować się tutaj na osobę szczęśliwą, spełnioną i dumną z własnych wyborów, wypadłabym niewiarygodnie, a co za tym idzie, nieprzekonująco.
Bowiem przeciwnie, każdy dzień dla mnie jest udręką, I gdyby tylko dano mi wybór, wolałabym nie zaistnieć. Nikt jednak ani mnie, ani też nikogo z Was o zgodę w tej kwestii nie pytał. Życie jest darem, chcianym, czy też nie. Ten zaś już odtąd leży wyłącznie w naszej własnej gestii.
Nie łudźmy się, nikomu nie zdołamy zagrać na nosie, kiedy tak "z fasonem" opuścimy ten łez padół. Nieobecni nie mają racji. Nie warto (do jasnej cholery!) komukolwiek czynić aż tak wielkiej uprzejmości, by go od swojej obecności wybawiać.
Nie czyńcie tego ani swoim wrogom, ani fałszywym przyjaciołom, nie czyńcie tego nawet swoim wierzycielom. Poza tym, zabić zawsze się zdążycie - a kto wie, może warto poczekać, czy kolejny dzień nie przyniesie wreszcie czegoś sensownego. Nie traćcie nadziei Wy, którzy jesteście młodzi, bowiem nie tracę jej nawet ja - w kontekście kilkudziesięciu przeżytych lat. A wierzcie mi, nie brak tych, którzy nadzieję ową chcieliby mi odebrać. Tudzież wmówić mi inną, ich zdaniem bardziej dla mnie "stosowną". Niedoczekanie.
Zatem ruszcie tyłki i maszerujcie na podbój świata. Jedynego, który teraz macie.
I tym optymistycznym akcentem...
Tutaj otrzymać możecie kompetentną pomoc w różnorakich sytuacjach:
116 123 – Telefon zaufania dla osób dorosłych w kryzysie emocjonalnym
22 425 98 48 – Telefoniczna pierwsza pomoc psychologiczna
116 111 – Telefon zaufania dla dzieci i młodzieży
801 120 002 – Ogólnopolski telefon dla ofiar przemocy w rodzinie „Niebieska Linia”
800 112 800 – „Telefon Nadziei” dla kobiet w ciąży i matek w trudnej sytuacji życiowej.
Ze względu na swą tematyczną aktualność wpis dzisiejszy ma pierwszeństwo przed kolejną częścią mej niedokończonej opowieści. Zainspirowały mnie do tego posty zaprzyjaźnionych blogerów. Piszmy o tym, jak wielkim nonsensem jest pochopna rezygnacja z czegoś, co nie tylko jest darem, ale i plastycznym tworzywem w naszych własnych rękach.
Zachęcam do przeczytania o tym między innymi TUTAJ, TUTAJ, TUTAJ, TUTAJ, TUTAJ i przede wszystkim TUTAJ. To wielce interesujące blogi. Lista linków - w miarę powstawania nowych wpisów - sukcesywnie będzie uzupełniana.
Piszmy o tym, koniecznie.
Akcję zapoczątkował Jan - swoim wpisem Stop samobójstwom.
Wojciech Gerson. Gdańsk w XVII wieku. 1865. Olej na płótnie. 103,5 x 147 cm. Muzeum Narodowe, Poznań.
Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.
Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Chyba jeszcze nie znalazlas sie w sytuacji, kiedy dobrnelas do sciany, nie bylo swiatla, a wokol panowala proznia absolutna. Kiedy bylo Ci tak dokladnie wszystko jedno, co stanie sie POTEM, bo zadnego potem dla Ciebie juz nie bylo. Kiedy mialas poczucie calkowitego niezrozumienia, bo dawalas sygnaly, a nikt ich nie odbieral. Kiedy juz tylko myslalas JAK i zeby nie bolalo za bardzo... Kiedy ci, ktorzy ratowali, robili to dla uspokojenia wlasnego sumienia, a nie dla Ciebie tak naprawde.
OdpowiedzUsuńI dobrze, ze taka sytuacja zostala Ci oszczedzona.
Lekko dawac porady, ze zawsze jest jakies wyjscie, wystarczy siegnac po telefon, zadzwonic, a czarodziejka po drugiej stronie znajdzie remedium na Twoje problemy. Tylko ze... siegniecie po sluchawke przekracza Twoje mozliwosci...
A jednak znalazła się..
UsuńCzasami rzeczywiście przekracza nasze możliwości. Lecz jeśli w stosownym momencie ktoś przypomni sobie nasz apel, to może znajdzie w sobie siłę.
Usuńjeśli choć jedna osoba dzięki tej akcji nie sięgnie po sznurek to warto pisać
OdpowiedzUsuńKlarko, popieram Cię w 100% Blogi są dobrym narzędziem. Wykorzystajmy je najlepiej jak się da.
UsuńNo właśnie. Róbmy, co się da.
UsuńTakie decyzje nie podejmuje sie nagle. One urastają w tygodniach, dniach, godzinach. Ratunkiem dla osób chcących nas opuścić są najbliżsi z otoczenia. W wieku lat nastu nie chodzi tu o rodziców, bo w buncie młodzieńczym często z nimi nie rozmawiamy, ale o koleżanki, kolegów. To od nich zależy czy w porę zauważą, wyciągną wnioski, podzielą się nimi z kimś sprawczym i uratują kogoś. Sygnały od osoby chcącej odejść zawsze płyną. To nie jest tak, że ich nie widać, nie słychać. Taka osoba prowadzi wojnę wewnętrzną - trwać, czy nie trwać i odgłosy tej wojny, obraz tej wojny jest widoczny na zewnątrz. Niestety w młodym pokoleniu istnieje kult wyśmiewania i to dotatkowo blokuje przed zwierzaniem się, bo a nuż kolejni się z nas będą śmiali, jednak mimo ogólnej niechęci rozmowy o problemach, działania samobójcze są widoczne na zewnątrz, tylko trzeba umieć je dostrzec. Ale ile osób potrafi?
OdpowiedzUsuńJa również jestem zdania, że to w jakiś sposób jest widoczne. Tylko trzeba umieć patrzeć sercem, nie tylko oczami.
UsuńWyartykułowałeś też bardzo ważną myśl - ten nasz młodzieńczy kult wyśmiewania. Czy można jakoś to niwelować? Mądrzy wychowawcy mają taki dar. Jak choćby ten nauczyciel ze "Stowarzyszenia umarłych poetów". Oby takich było coraz więcej.
..."młodzieńczy kult wyśmiewania. Czy można jakoś to niwelować?"...Niestety wydaje się, że nie. To media nakręcają głupimy serialami zachowania ludzi. To z nich, w większości, oni czerpia wzorce zachowań. Dopóki to się nie zmieni, nie liczyłbym na jakieś społeczene otrzeźwienie.
UsuńGłupie seriale pokazuje się po kilkanaście razy, a wartościowych filmów jak na lekarstwo...
Usuńdla mnie najbardziej przerażające jest to, że młodzi ludzie maja w sobie coraz mniej siły i nie chcą walczyć. poddają się z łatwością krytyce i wstydowi. wiem tylko tyle, że gdybym się poddała to z powodu odrzucenia, ośmieszania już dawno bym nie żyła. może przy życiu trzymał mnie strach przed wiecznym potępieniem i wygnaniem z nieba? a może ośli upór? nieraz i w dorosłym życiu chciałam przestać istnieć, ale jednak trwam, chociaż łatwo nie jest i nikt nie potrafi mi pomóc, bo nie rozumie co siedzi w mojej głowie. dlaczego świat jest coraz bardziej porąbany i coraz więcej młodych ludzi z błahego powodu odchodzi? tak, jak ostatnio uczennica gimnazjum, która nie poradziła sobie ze stresem w szkole i weszła pod tira. popadamy chyba ze skrajności w skrajność. z jednej strony młodzi ludzie podchodzą bardzo lekceważąco do życia i zasad, a z drugiej strony zbyt poważnie biorą do siebie różne zdarzenia i nie maja siły żeby przez nie przebrnąć.
OdpowiedzUsuńBardzo mądrze to spuentowałaś. Niby to lekceważą wszelkie normy, a z powodu błahego zdarzenia tracą twarz do tego stopnia, że pragną się unicestwić. Tymczasem należałoby ich uczyć, że trzeba umieć z tym żyć. Wszystko da się naprawić, oczywiście póki żyjemy. Krytyka i odrzucenie powinny być raczej motywacją do poszukiwań optymalnej formuły życiowej.
UsuńCudownie, że Tobie i wielu innym, mimo przeciwności, jednak się udaje:).
wiesz, czasami się zastanawiam, czy to lekceważące podejście do życia to nie jest taka zasłona. może kiedy się udaje luzaka i chojraka, łatwiej ukrywać strach.
Usuńchyba mnie natchnęłaś i popełnię posta :)
Wspaniały pomysł, popełniaj, popełniaj - uwielbiam Twoje posty.:))
Usuńchciałabym napisać coś mądrego ale nie potrafię.... bo nie wiem co siedzi w głowie osoby która tak straszny czyn popełnia. Wiele razy myśli w stylu "lepiej żeby mnie nie było" przechodziły mi przez głowę, ale instynkt przeżycia jest silniejszy... po chwilowym załamaniu przychodzi zawsze jakaś myśl zbawcza...
OdpowiedzUsuńi takich myśli właśnie życzę ludziom szukającym odpowiedzi na pytanie " żyć czy nie żyć"...
zawsze warto żyć... bo jutro może nas zaskoczyć w sposób zupełnie niemożliwy do pomyślenia dzisiaj... coś o tym wiem :)
Chyba się domyślam, co o tym wiesz:))***♥
UsuńDla takiej Wielkiej Sprawy, albo raczej Malutkiej Sprawki to warto żyć:)
Gdyby to było takie łatwe ... pomóż sobie sam , po prostu wykręć numer telefonu zaufania , leć do psychologa itd ... to by nie było tak źle jak jest . Gdyby ktoś w tym chorym świecie zauważył problemy drugiego człowieka pewnie by było mniej samobójców , ale niestety zwykle niczego nie zauważają lub łączą fakty już po fakcie . Oczywiście nie neguję akcji Erraty jest jak najbardziej potrzebna . Myślę ,że wiele czynników wpływa na te zmasowane samobójstwa .. jednoznacznych ,uniwersalnych recept na uzdrowienie tej sytuacji brak , ale myślę ,że dobrze by było gdyby wychowując dzieci nie zapominać wyrabiać w nich odporności na przeciwności , umiejętności radzenia sobie z emocjami , stresem , przegraną ... bardziej zadbać o umacnianie poczucia wartości dziecka niż o stan posiadania najnowszych gadżetów... jednym słowem pomoc w kształtowaniu zdrowej osobowości młodego pokolenia.
OdpowiedzUsuńMasz jak najbardziej oczywistą rację, że najważniejsza jest profilaktyka. Potem już można tylko ratować po fakcie.
UsuńBo tylko w pełni dojrzały, uformowany prawidłowo młody człowiek potrafi stawić czoło niepowodzeniom. Nie podda się za pierwszym podmuchem przeciwnego wiatru.
Akcja nie jest moja, tylko Jana. Ja tylko się dołączam:).
Zabieram ten post ze soba, bez pytania....
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę. W takich razach wcale nie potrzeba pytać:))
UsuńWiele sie slyszy w mediach ze rak czy inna choroba to plaga naszych czasow i tak jak nie bagatelizuje innych schorzen tak uwazam ze to depresja jest plaga naszych czasow. Niby mamy wiecej niz nasi przodkowie, samoloty, samochody, telefony komorkowe, internet, sklepy wypchane ciuchami a jednak wszystko to nie czyni nas szczesliwszymi. Ja z nie pisania o swoich problemach u mnie na blogu uczynilam zasade ale doceniam i ciesze sie ze sa takie blogi jak Twoj Errato na ktorych mozna znalesc porade i to poczucie ze nie jestesmy sami.
OdpowiedzUsuńTak, to właśnie depresja jest chorobą nowych czasów. Taki rak duszy, jak niektórzy mówią.
UsuńI chyba coś jest na rzeczy.
Każdy z nas pisze tak, jak mu w duszy gra, to jego prawo. Ja też problemy własne nieszczególnie artykułuję. Choć na dobrą sprawę zawsze w pewien (nawet niezamierzony) sposób dajemy wyraz temu, co jest dla nas ważne.
Obserwuję tę akcję od kilku dni, problemem jest to, że akcję obserwują też młodzi ludzie, czyli niedoszli samobójcy. Zastanawiam się, czy wciągną się w czytanie przepisu na śmierć, jeśli z góry będą wiedzieli, że ktoś chce ich ratować...
OdpowiedzUsuńKto wie, może się dadzą wziąć z zaskoczenia:). Trzeba wierzyć, że się wciągną. Potem już ...na dwoje babka wróżyła:)
Usuńprzypadkiem trafiłam, ale wpis jakby dla mnie
OdpowiedzUsuńWobec tego witaj w naszych skromnych progach:)).
UsuńA ja ostatnio zacząłem tak pesymistycznie, aż mi wstyd
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Mój kolega mawiał, że "wstyd to kraść i z d(...) spaść". Chyba miał rację:))
UsuńErrato, kimże Ty jesteś? Ja-zdaje się - mieszkam niedaleo Twojeo brata, bo na polu pana Stefańskiego wybudowałam dom, niedaleko kościoła i niedaleko prezesa pewnej trójmiejskiej stacji radiowej. Może mijamy się gdzieś na polnych drogach. Ja z reguły z duży psem maszeruję pod oknami kościoła )
OdpowiedzUsuńNo masz! A to dopiero miła niespodzianka. Co prawda zimą rzadko w tych rejonach bywam, lecz kto wie:)
Usuń