Wojciech Gerson. Gdańsk w XVII wieku. 1865. Olej na płótnie. 103,5 x 147 cm. Muzeum Narodowe, Poznań.


Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.

piątek, 26 czerwca 2015

Nasza Twarzoksiążka - refleksje po czterech latach przynależności

Swoją znajomość z Twarzoksiążką  rozpoczynałam ponad cztery lata temu. Wszystko wtedy było dla mnie nowe, w kategoriach przygody jawiąc się nieledwie. Codziennie poznawałam różnorakie funkcje, testując nieznane mi ustawienia. Wciąż coś się działo, co rusz na horyzoncie nowy pojawiał się "znajomy" - do zaszczytnego grona starszych mych znajomych dołączając.
Ach, te wspaniałe newsy - swobodne wytwory nieskrępowanej myśli Fejsbukowicza.
Dzisiaj, już z perspektywy czasu, stwierdzam, że ...powiewa nudą.
Wciąż jednak nie brakuje takich, którzy chcą dołączyć do Fejsbuka teraz. Pewnie traktują go, jak komunikator, czy też okazję do promocji jakiejś. 
Czy nadal płynie stąd pożytek dla mnie? Co my tu mamy...
- Już od wczesnego rana miłościwie nam królują różnorakie przepychanki. To ten specyficzny rodzaj quasi-inteligentnej, średnio zakamuflowanej, politycznej propagandy. Tudzież propagandy sukcesu.
- Odkrywcze, po wielekroć odgrzewane w różnych odmianach i konfiguracjach pseudofilozoficzne sentencje.
- Apel o wsparcie dla rozlicznych odmian ludzkiej biedy.
Spam płynie wartką rzeką, tworząc jeziorka i ustronne rozlewiska. Każdy chce mieć swoje pięć minut.
Ja też swego czasu chciałam.
Dzięki smartfonom stale jesteśmy obecni. Nawet, jeśli mentalnie znajdujemy się gdzie indziej.
Nie raz (i nie dwa) chciałam się ewakuować - znudzona i zmęczona tą nieustającą gotowością.
Pustą i bezsensowną, niewiele do sprawy wnoszącą.
Lecz nadal tkwię w machinie - z uwagi na zawarte, bądź też odnowione, znajomości.
Na Fejsbuku melduję się rutynowo jeden raz w ciągu dnia, potem już tylko w razie potrzeby.
Ot, zdarza mi się czasem pogawędzić z bliską koleżanką. To mi wystarczy.
Nie przewijam strony, by zobaczyć, co tam ciekawego u "przyjaciół". Tak, tak, cudzysłów ten nieprzypadkowo spod mej klawiatury wyszedł. Na dobrą sprawę to i ciekawe również winno pozostawać w cudzysłowie. Bo też po prawdzie niezbyt wiele tego "ciekawego". (Taka mała dygresja.)

Tak się szczęśliwie składa, że wszyscy ci, z którymi znajomość na Fejsbuku reaktywowałam, okazali się bez zarzutu pod względem obycia i kultury. Nie ma w ich gronie takich, za których musiałabym wstydzić przed innymi znajomymi. Wiecie, co mam na myśli - wszystkie te żenujące swym poziomem fotki i filmiki, które dosłownie okupują sieć.

Jednak nie wszyscy mogą spać spokojnie. Prawdopodobnie nie ma takiej możliwości pewien Jasio. (Nie jest to wprawdzie jego imię, lecz na potrzeby tego posta proponuję nazwać go Iksińskim Jasiem.)
To, co tutaj insynuuję, mogło mu się przydarzyć, lecz jak było naprawdę, wie tylko on sam, a i to niekoniecznie. Spróbujmy sobie teraz wyobrazić samych siebie w sytuacji, która hipotetycznie mogła być udziałem rzeczonego Jasia.
Załóżmy, że ktoś, kogo znamy z czasów dawnych, nagle okazuje się totalnie nam nie dotrzymywać kroku. Odstawać od poziomu, drastycznie porażać brakiem kultury i obycia. Że już o poziomie intelektu wzmiankować nie będę. Dotyczy to również przyjaciół z dzieciństwa, nawet tych, z którymi rozstaliśmy się nieledwie wczoraj. Może się to wiązać ze zmianą środowiska, wyjazdem na studia, czy też pracą za granicą. Podróże kształcą - mądre to powiedzenie dla niejednego z nas może okazać się kluczowe. Przyjeżdżamy sobie w rodzinne strony, kolejny już urlop zamierzając spędzić w kraju. Chcemy uczcić to z kolegami - tu zaś czeka nas rozczarowanie. Bo chociaż widzieliśmy się z nimi nie dalej, niż przed rokiem, dopiero teraz dociera do nas jakaś smutna prawda o nich. Owszem, siłą bezwładu mamy jeszcze do nich sentyment i sympatię. Te hektolitry wspólnie wypitego piwa, wszystkie na żywo obejrzane mecze, no i koncerty na stadionach. Pomimo to zaczyna docierać do nas, że - siłą rzeczy - daleko w tyle ich zostawiliśmy. Ten urok już nie działa. Wydają nam się jacyś tacy zaściankowi, wulgarni tudzież dosyć nudni z tym swoim ciągłym powtarzaniem "k****".
W którymś momencie robi nam się wstyd na samą myśl, że ktoś mógłby uwiecznić te nasze wygłupy.
Oczyma duszy już widzimy nowych swych znajomych z pracy bądź ze studiów w roli widzów.
To by dopiero była obsuwa. Bo przecież nigdy nie połączylibyśmy w tym samym towarzystwie jednych i drugich. Jeszcze czujemy się z tym nieswojo, to nasi starzy kumple z którymi od dziecka rządziliśmy na dzielni. Tacy, co to z nimi beczkę soli... Lecz życie jakoś to ureguluje. Za parę dni kończy nam się urlop i powracamy do swojego obecnego życia. Którego już nie zamienilibyśmy na to swoje dawne. To nic, że będziemy tęsknić i w sercu trochę będzie nas uwierać. Nie da się drugi raz wejść do tej samej rzeki.

I wszystko wróciłoby do normalności, gdyby nie ...Fejsbuczek, bingo!
Bo jak tu nie "polubić" tego wzruszającego bełkotu dawnego kumpla, popartego jeszcze odpowiednią fotką. Zwłaszcza, gdy sami (a to pech!) znaleźliśmy się na niej.
A wyglądamy se jak panisko, jak hrabia jakiś, nieledwie Ojciec Chrzestny.
Bo to i boczki na wikcie obfitym urosły, ubiór "stosowny" i fryzurę wymodziliśmy też.

Co będzie, jeśli rzeczone corpus delicti całkiem przypadkiem w oko wpadnie komuś z naszego nowego otoczenia. Ot, przyuważy to któraś z tych ślicznych, wykształconych dziewczyn, co to ich niedawno całe tabuny w poczet "znajomych" przyjęliśmy. Czy też kolega z nowej pracy, albo i kierownik magazynu, chociaż taki z niego luzak. A już nie daj Boże, pani Jola z dziekanatu.
Mogliby to zaaprobować? Nie sądzę, oj, nie sądzę.

39 komentarzy:

  1. Konto założyłam tylko dlatego, że zakładałam firmę. FB był obowiązkowy, aby zaistnieć. Całe marketingowe zajęcia na temat FB przeszłam, bo były badania w mojej branży w jaki dzień tygodnia i o której godzinie opublikowany post trafi do największej ilości potencjalnych klientów. I to działa!!!
    Zamknąć musiałam firmę to i zamknęłam konto na FB. Nie odpowiada mi ta forma ani trochę.
    A pracodawcy zanim zatrudnią pracownika przeglądają całe konto ewentualnego pracownika. Mają na to chwyty nawet jak nie są "friends".
    Także tego.... czasami mało ważna wzmianka na FB może zmienić kierunek życia i pracy...

    Miesza nam się ten świat wietualny z rzeczywistym!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoje informacje mogą stanowić bardzo cenne źródło wiedzy o działaniu tego typu portali. Tak naprawdę kiedyś trochę o tym słyszałam, lecz teraz mam potwierdzenie, że to prawda.

      Usuń
  2. Znalazlam sposob, zeby wilk byl syty i owca cala. Jesli ktos wkleja za duzo glupot, obrazeczkow do urzygu slodkich albo propagandy, z ktora mi calkiem nie po drodze, wylaczam "abonowanie". Nie usuwam z grona znajomych, bo po co komu przykrosc robic, a mam swiety spokoj od spamu. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można i tak; ja na razie biorę wszystko "z dobrodziejstwem inwentarza":) Nigdy nie wiadomo, co może okazać się ważne.

      Usuń
  3. Niedawno rozmawiałam z córką studentką. Mówi że bez fejsa byłoby jej dużo trudniej. Waga informacji jakie tamm się pojawiają jest ogromna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Młodzież traktuje go jak forum do komunikowania się.

      Usuń
  4. Miałam konto zlikwidowałam. Wcale nie tęsknię. Nie mam dobrego zdania na temat FB.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może też się stamtąd wycofam. W sumie to mało z niego korzystam. Zobaczymy...

      Usuń
  5. A ja lubię. Mam subskrybowane sprawy które mnie interesują. Inne wyłączam. Poza tym to świetne narzędzie do pomocy zwierzętom. Dzięki FB wiele fundacji może działać sprawniej. Tysiące potrzebujących zwierzaków znalazło domy. Potrzebujący ludzie też mogą łatwiej dostać pomoc.
    Można też śledzić co w polityce na ulubionych portalach, a od tych nieulubionych całkiem się odciąć.
    Można mieć kontakt z wydarzeniami w mieście, być na bieżąco z wieloma sprawami. Lubię. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę to sobie wyobrazić:)). To właśnie wymarzone miejsce dla Ciebie. Wykorzystujesz je w optymalny sposób, tak, żeby przynosiło korzyść we wszystkich akcjach, które podejmujesz.

      Usuń
  6. Próżność i głupota jest widoczna wszędzie i w realu i na FB. Może na FB jest wyraźniejsza bo występuje w wersji skondensowanej :) No, ale jacy ludzie taki FB i tego nie zmienimy . W każdym razie wybór jest: można tam być albo nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być, albo nie być (na Fejsbuczku) - oto jest pytanie:)).

      Usuń
  7. broniłam się przed fb baaardzo długo i dopiero niedawno założyłam konto. przeraziła mnie ilość zalewanych informacji głupich filmików. ale osiągnęłam to, czego chciałam. odnalazłam ludzi, którzy kochają Dolny Śląsk i mam teraz z kim wymieniać się opiniami i opowieściami o wycieczkach. na resztę staram się zamykać oczy, bo bym zwariowała chyba :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli ma się to szczęście, by znaleźć się w gronie przyjaznych sobie zapaleńców, to jest się na właściwym miejscu. Resztę można sobie odpuścić, blokując dostęp obscenicznym treściom.

      Usuń
  8. Myślę, że jak ze wszystkim: zależy jak się korzysta, jeśli juz to najlepiej z głową.
    Ja np. dzięki temuż portalowi znalazłam swego czasu pracę.
    Choć niestety, zrobiłam ten błąd, że za jego pomocą nawiązałam kontakt z kolegą z dzieciństwa... cóż, nie zawsze to dobry pomysł.
    Wiem, że ma wady, ale dla mnie ma też zalety, głównie jako "komunikator", choć czasem stwierdzam, że czas nieco ograniczyć swoją obecność na nim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako osoba niezwykle aktywna i towarzyska masz tam obszerne pole do działania.
      Ostrożność w takich razach nigdy nie zawadzi. Potem trudno jest wycofać się z kłopotliwych znajomości:).
      Czasem trzeba sobie narzucić reżim godzinowy, żeby za dużo czasu nie mitrężyć na jałowych pogawędkach:). Oj, wiem coś o tym, wiem.

      Usuń
  9. Miałam kiedyś fejsa, ale usunęłam, za duża strata czasu. Teraz założyłam blogowego, ale wstyd się przyznać...nie wchodzę tam. Chyba też usunę;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Blogowego nie założyłam nigdy.
      Pewnie z obawy, by się nie okazało, że na 150 znajomych, na przykład "dwie osoby to lubią"

      Usuń
  10. Mam konto na FB od niecałego roku - bo są osoby, z którymi inaczej trudno byłoby mi utrzymywać kontakt (a mieszkają na końcu świata). Jeśłi coś/ktos mi nie odpowiada zawsze mogę wyłączyć funkcję obserwowania. Tak,przeraża mnie ilośc tzw. hejtu, rzeczy, które ludzie wypisuja pod własnym nazwiskiem.... Ale też cieszy mozliwoścć kontaktu, czasem dowiedzenia sie czegoś cennego czy przekazania ważnej informacji. FB jest jak każde inne narzędzie - można używać dobrze, można źle. Jednym jest potrzebne bardziej (studenci, uczniowie), innym mniej, a jeszcze innym wcale. Jako narzędzie ne jest ani dobre ani złe, dobro i zło pojawiają sie wraz ze sposobem i celem użycia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejt hejtem pogania. Można mieć dość. Nuda też obezwładnia.
      Lecz dla tych kilku perełek, z którymi możemy być w bliskim kontakcie, warto się przemęczyć:)).
      Dla uczniów, czy studentów to wręcz mus. Udogodnienie na miarę czasu.

      Usuń
  11. Mam konto na FB, zagladam do niego raz na miesiac, czasem i dwa miesiace uplynie zanim ktos ma urodziny:)))
    Nie mam tam zadnych polskich znajomych z dziecinstwa, nie ma tam zadnych wiadomosci o tym gdzie jestem i co robie (to moja sprawa) jest jedno zdjecie i to juz bodajze sprzed 5 lat.
    Nie intetesuja mnie zyczenia z okazji dnia Ojca czy Matki zmarlym rodzicom... zaprawde dziwny to zwyczaj, moim zdaniem. Nie interesuja mnie tez zyczenia skladane wspolmalzonkom z okazji rocznicy slubu (nie mieszkaja razem czy co???) nie interesuja mnie ciagle przechwalki kto ile i jakie ma... niech ma, na zdrowie:))))
    Ja chyba raczej mocno nie nadaje sie do takich spedow, gdzie przyjaznie ida w ilosc zamiast wartosc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lecz może czasami tęskno człeku do tych znajomości ze szczenięcych lat:)
      Tylko trzeba ostrożnie, żeby się nie sparzyć. Dziwne zwyczaje usiłuje się tam wprowadzać, to fakt.

      Usuń
    2. No wlasnie ta ostroznosc:)))
      Nie tesknie za znajomosciami z dziecinstwa tak samo jak i nie tesknie za dziecinstwem. Ot bylo, minelo, zycie toczy sie dalej. Tamte znajomosci spelnily swoja role i sa w przegrodce "przeszlosc" teraz zyje TU i TERAZ, a to przynosi nowe znajomosci, ktore tez kiedys odejda do tej samej przegrodki.
      Takie jest zycie moim zdaniem, na wszystko jest odpowiedni czas, dania odgrzewane nie tylko nie smakuja tak samo, ale czesto mozna sie nimi zatruc:)))

      Usuń
  12. Mam i publikuję różne bzdury:) uwielbiam chociaż już mi się przejadł

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? Bo to rzeczywiście może się po jakimś czasie "przejeść". Ale jakoś tam trwamy:).

      Usuń
  13. Założyłam na studiach, bo się okazało, że jako starosta grupy jestem poza obiegiem i nic nie wiem, a przecież w pierwszej kolejności powinnam ;) A teraz nadal mam, bo trudno by było z niektórymi utrzymać kontakt, poza tym marchev też się tam promuje. Zasada jest jedna: myśleć, co się zamieszcza. Tym bardziej, że w znajomych mam swojego przełożonego, który mnie zaprosił, a odrzucić nie wypadało, żeby nie było, że mam coś do ukrycia. :D Nie mam za to wpisanego ani miejsca zamieszkania (chociaż to akurat żadna tajemnica), ani pracy, ani ukończonych szkół - kto ma wiedzieć, ten wie, a kto nie wie, ten dłużej będzie żył ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla starosty grupy to wręcz konieczność. Jeśli zaś idzie o znajomość z przełożonym, to już zobowiązuje do ostrożności. Nic w sieci nie jest już anonimowe, niestety.
      Spodobało mi się to stwierdzenie, że "kto nie wie, ten dłużej będzie żył". Pożyczam sobie:)).

      Usuń
  14. Też założyłam FB, ale rzadko zaglądam. Dla mnie nudy.
    A ja na chwilę co Twojego choróbska, gdzie ja to czytałam? Już nie pomnę czy na blogu, czy u zielarki Austriaczki, a może u św Hildegardy z Bigen? Słowo daje nie pamiętam, ale przeczytałam coś takiego: po operacji woreczka żółciowego kobieta oprawiła swoje kamyki .. a wiem już u kogo, to w Austrii tak mają, :) więc oprawiła w nasadę noża. Kroiła akuratnie rzepę białą tę długą co w sklepach jest, więc kroiła, ktoś zadzwonił, zanim otworzyła, położyła nóż na krojonej rzepie, sąsiadka to była, rozmowa jakaś kawka czy coś tam blisko godzina śmignęła ino mig. Wraca kobieta do swojego krojenia rzepy a tam co? Oprawione kamyki w nasadzie noża zniknęły. Maria Treben) książki jej w Polsce też wydawane były od lat wielu, konkluduje iż sok z rzepy białej rozpuszcza bierze te kamienie i już. :)) A co Ci szkodzi spróbować?
    Smaczne na dodatek nawet pić się da, sok w sokowirówce zrobić.
    Ale, ale widzę że stosunek do choroby masz taki jaki i ja mam, grzebię się z nią i grzebię, miast mocno się w garść wziąć i paskudztwo z siebie wywalić. Co próbuję uczynić metodami różniastymi. Też mi ona utrudnia życie. Powodzenia w ratowaniu siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nudy na pudy, jak słusznie się mawia:).
      Dziękuję Ci, Elu za Twoją troskę. Choróbska rozkładają człeka i sprawiają, że nic mu się nie chce. Lecz pozostaje żal i wyrzuty sumienia. Że się marnuje cenne lata życia. Jak tu okiełznać to błędne koło. A tą białą rzepą może być coś na rzeczy, muszę spróbować. Ciekawe, czy i rzodkiewka ma podobne właściwości.

      Usuń
  15. Zgadzam sie z tymi ktorzy uwazaja, ze to tylko urzadzenie i tak jak ze wszystkimi urzadzeniami forma i sposob wykorzystania zalezy od nas. To tak jakby sie pytac czy lubimy chodzic do restauracji? Oczywiscie, ze zalezy z kim i do jakiej. Sama bylam bardzo niechetna FB, zapisalam sie tylko dlatego, ze moja duzo mlodsza kuzynka przepieknie maluje, ale jak cale jej pokolenie, nie uznaje emaila. Zawsze gdy ja prosilam by mi cos podeslala odsylala mnie do fejsa. Zapisalam sie teoretycznie tylko po to, ale nagle tyle milych ludzi tam spotkalam. Zaproszenia ludzi ktorzy znaja mnie tylko z widzenia ignoruje, paru takim co osiem razy dziennie wrzucaja tecze, jak to pieknie Pantera powiedziala, odcinam abonament, nie wyobrazam sobie by przy porannej kawie ogladac zdjecia i wypowiedzi osob ktorych nie lubie, ale tych ktorych lubie ogladam z przyjemnoscia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz zapewne rację, wszystko jest w naszej gestii i różnie możemy to wykorzystać.
      Nawet nie wiedziałam, że młodsze pokolenia bojkotują e-maile. Czyli chcieliby się porozumiewać wyłącznie za pomocą takich, czy innych, czatów. A mnie się zdawało, że to maile są szczytem nowoczesności, masz!
      Ja nie znoszę wszelkiego typu czatów - nie cierpię być stale, jak na widelcu:)).

      Usuń
    2. Ja tez nie. Nikt nie musi wiedziec kiedys jestem w sieci, dlatego w ustawieniach jestem niewidoczna czy to Skype czy na FB.

      Usuń
    3. Najbardziej się wkurzyłam, kiedy Poczta WP wprowadziła czat. Potem pogłówkowałam trochę i wyłączyłam to. Zauważyłam, że mało komu spodobała się ta "nowość". Po jakimś czasie Poczta zlikwidowała tę opcję.

      Usuń
  16. Na fb zapisałem sie za namowa naszego syna. Argument był silny - jesli chcesz wiedzieć na bieżąco co sie u nas dzieje to się zapisz. Zgadza się - nasza synowa ma duże grono przyjaciól i rzuca cos na sciane kilka razy dzienne. Nasza córka nie pozostaje daleko w tyle. Mamy informacje o wnukach wcześniej niz ich ojcowie.
    Wkrótce zgłosiłi się do mnie chętni do przyjaźni. Osoby znajome akceptowałem, nieznajome (to byli głównie przyjaciele naszych dzieci) raczej nie. Kilku chętnym napisałem - dziekuję że chcesz byc moim przyjacielem, ale napisz mi czego po tej przyjaźni oczekujesz? Żaden nie odpowiedział.
    Po pewnym czasie zebrało się ponad 60 przyjaciół. Cztery kategorie: rodzina, moi rówieśnicy, którzy nigdy niczego nie opublikowali ani niczego nie polubili, moje rówieśnice, które kilka razy dziennie publikowały zdjecia kwiatków i zwierzatek, rówieśnicy naszych dzieci o różnej aktywności.
    Poiwedziałem dosyć - wyrzuciłem wszystkie osoby , które nie wykazały żadnej akcji oraz te których posty mnie nie interesowały. Kilka osób zauważyło ten fakt i obraziło się na mnie. Dopiero później wykryłem funkcję , ktora pozwala zablokowac wyświetlanie czegokolwiek bez wyrzucania z listy przyjaciół. Zastosowałem ją dla kilku zbyt aktywnych członków rodziny.
    Teraz nie mam problemów, otrzymuję informacje, ktore mnie interesują, publikuję zdjecia z zabaw z wnuczetami i promuję swoje blogowe wpisy. Nie mam do fb większych zastrzezeń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla ludzi w dojrzałym wieku może to być jakąś promocją, przepustką do "nowoczesności" nieledwie:))
      Początkowo tak to właśnie postrzegałam z dumą. Teraz, kiedy mi spowszedniało, swoim zwyczajem ględzę tudzież na całego zrzędzę. Ten typ tak ma.
      Kiedyś przyjmowałam wszystkich, jak leci, teraz trzy razy się zastanowię, czy aby warto.
      Z jednej strony rzeczywiście funkcja "blokowania" jest przydatna, lecz jak tak sobie pomyślę, że to działa w dwie strony, to nie budzi to jakoś mojej sympatii. Takie to jakieś nieszczere. Nie, nie zamierzam niczego wyłączać, bo chcę wiedzieć. Jeśli przestanę chcieć, po prostu odejdę, albo własnie usunę ze znajomych. Niech BĘDZIE jasne.

      Usuń
  17. Mam fejsa razem z Chlopem mym. Znajomych niezbyt wielu, czasem sie przydaje. Bo faktycznie sporo informacji mozna tam znalezc,albo dowiedziec sie,co urodziny slychac;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałam, widziałam Was:). Ramię w ramię, solidarnie z Chłopem, to jest dopiero profil, co się zowie:)).

      Usuń
  18. Nie mam i nigdy nie miałam,bardzo dobrze mi z tym jest :-)

    OdpowiedzUsuń