Wojciech Gerson. Gdańsk w XVII wieku. 1865. Olej na płótnie. 103,5 x 147 cm. Muzeum Narodowe, Poznań.


Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.

wtorek, 26 kwietnia 2016

Dziwaczny sen, chociaż ja nigdy nie lubię o snach

Odwiedzając w dzieciństwie Wesołe Miasteczko nieraz miewałam do czynienia z gokartami. To chyba było tak, że nie mając (jeszcze)* syna, ojciec przelewał na nas, córki, swoje motoryzacyjne pasje. Niestety, ku rozczarowaniu taty, miałam okazać się wyjątkowym antytalentem. Ciągle na kogoś wpadałam, ciągle kogoś potrącałam, bądź się zderzałam czołowo ze ścianą.
Stąd moje późniejsze przekonanie, że żadną miarą nie dam rady zrobić prawa jazdy. Mama jeszcze i dzisiaj potrafi mi wypomnieć, jak to zdezerterowałam tuż przed opłaconym kursem.
Jakże zatem mogę sobie wytłumaczyć swój dzisiejszy sen?
Jechałam nowiutką, czerwoną yariską, slalomem biorąc takie przeszkody, jakie nie lada wyzwaniem byłyby nawet dla kierowcy z wieloletnim stażem. Miałam świadomość każdego manewru, moje ruchy były przemyślane w najdrobniejszym wprost szczególe. Ogólnie biorąc świetnie się spisałam.
No i teraz myślę, czy to nie jest dla mnie jakiś znak.
Kto wie, może we śnie znalazłam się w alternatywnym życiu - ot, coś na modłę Życia po  życiu - gdzie jest możliwość nabycia nieposiadanej  dotychczas umiejętności.
W końcu nie byłabym ani pierwszą, ani też ostatnią co przekracza niewidzialną przepaść, która jawi się nie do przebycia.

___________
Nasz brat urodził się kilkanaście lat później, a wtedy to dopiero się działo...

sobota, 23 kwietnia 2016

"Moja mama nic nie robi."

Wróciwszy po tygodniowej nieobecności musiałam dać się zainspirować.
Za sprawą wpisu Emki, a zaraz potem jej rekomendacji tegoż, przypomniałam sobie dawną, szkolną, historyjkę. Gdy moje dziecię było bodaj w trzeciej klasie, pani zadała im wypracowanie. Każdy musiał napisać coś o swojej mamie. Czym (zawodowo) się zajmuje, co lubi robić w wolnym czasie, no i takie tam, ogólnie. Rzecz przypuszczalnie działa się w okolicach Dnia Matki.
Tego dnia większość z dzieci wprost wyrywała się do odpowiedzi. Nauczycielka odpytywała na wyrywki. Dziecię moje, widząc, że się może nie doczekać, wzięło sprawy w swoje ręce. W końcu każdemu się marzy jego własne "pięć minut".
- Proszę pani, ja znam swoją pracę na pamięć - woła w desperacji.
- Dobrze, wobec tego czytaj.
Moja mama nic nie robi - wygłosiło moje dziecię dumnie.
To już był koniec czytania. Dzieci spojrzały po sobie zgaszone, pani nauczycielce szczęka opadła z wrażenia. Chcąc troszkę ratować sytuację, stwierdziła, że pewnie mama zajmuje się domem - a to wszak bardzo poczesna profesja. Dziecięciu mojemu nie spodobało się takie spłaszczenie problemu.
- Wcale nie, bo moja mama siedzi z nogami na zlewie, je czekoladę i czyta książki!
Fakt, że w tym zlewie zazwyczaj rezyduje sterta nieumytych naczyń przemilczany został taktownie.

czwartek, 14 kwietnia 2016

Z cylku: Witajcie Na Dnie

                                      ***
Nie, nie mogę o sobie powiedzieć, że się wypaliłam.
Bo tak po prawdzie to nie zapaliłam się. Jeszcze.
Zdążę?