Wojciech Gerson. Gdańsk w XVII wieku. 1865. Olej na płótnie. 103,5 x 147 cm. Muzeum Narodowe, Poznań.


Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.

piątek, 27 kwietnia 2018

Ważna sprawa

W związku z tym, że obecnie mam (żałobny) urlop od bloga, zaś sprawa o której w pilnym trybie należałoby napisać jest dla mnie ogromnie ważna, zapraszam do przeczytania wpisu mojej córki Basi.

wtorek, 10 kwietnia 2018

[*]

Popełnij na TEN temat post - mówi do mnie przed chwileczką córka. Bo kto, jeśli nie ty, może tak zwyczajnie na "szybkensa" coś napisać?
- Akurat - replikuję zgodnie z prawdą - jestem ostatnim raczej ludziem umiejącym pisać "na szybkensa".
Do rzeczy jednak. Jak trafnie ujęła rzecz moja Basia, dzisiejszy Dzień całkiem niesłusznie (i niegodnie!) umniejsza się, bądź sprowadza do kompletnej farsy. A przecież IM, czyli ofiarom katastrofy należy się od nas pamięć, szacunek i modlitwa. Czym chata bogata.
Któż winien temu, że Rocznica utraciła swoją rangę? Ano, wiadomo...raczej.
Bo nie należy, wręcz nie wolno, wspólnej tragedii wygrywać w kategoriach polityki ...i prywaty.
Czy jeszcze coś potrzeba dodać? Na tym zakończę, bo zawsze lepiej jest powiedzieć mniej niźli za wiele.
Osiem lat temu ten feralny dzień przeżywaliśmy wspólnie. To były dokładnie dwa ostatnie miesiące życia mojego Taty (który zresztą był w zupełnie dobrej formie i nic nie zapowiadało jego rychłej śmierci). Zjechaliśmy całą rodziną do naszych rodziców mieszkających na gdańskich Stogach, po to by obejrzeć relację z Katynia. I tu dygresja: czyż Katyń jest tragedią mniejszą od Smoleńska? Jednak nikomu nie przychodzi na myśl ustanawianie "miesięcznicy". Dziś Odwiedziła mnie córeczka ze swoim małym Antkiem. Wyszło tak jakoś naturalnie i po prostu, że pomyślała o wspólnym obejrzeniu archiwalnego materiału TVN 24 z dnia tragedii.
Tutaj następna, tym razem miła, dygresja: za chwilę tytułem osłody konsumowane będzie pyszne, "na szybkensa" przygotowane ciasto. Bo w trybie tak ekspresowym ciasto jeno umiem wyczarować *.

Moja córeczka przed chwilą popełniła własny post. Ja tu się mozolę, a ona myk myk i po krzyku.

Tymczasem Antek zasnął...z ciuchcią na podusi, jak na wnuka kolejarza przystało.


...I obudził się tak spocony, że musiał pożyczyć koszulkę od Julka.


__________
*Koń by się uśmiał, ale co mu będę żałować.

niedziela, 8 kwietnia 2018

Pat jakiś, czy też licho wie...

Takie ot, sobie, marudzenie w związku ze związkiem. (Czyli, konkretnie mówiąc, niebawem pięciu latach na Bloggerze.)

Czy ja po prostu i zwyczajnie skończyłam już działalność? Blogową, mam na myśli, znaczy.
Choć trudno zdefiniować problem, to gdzieś w podtekście myśl się czai, że coś skończyło się.
Coś się zaczyna, coś się kończy - powszechnie w takich razach mawia się.
Lecz na mym osobistym horyzoncie jakoś, o dziwo, nic nowego nawet nie majaczy sennie.
Choć z drugiej strony, jeśli już o majakach sennych mowa, to... kto wie.

czwartek, 8 marca 2018

Goździki są fajne, rajstopy takoż

Dzisiaj jest Dzień kobiet. Wczoraj przypomniała mi o tym córka.
- Co z tego - powiedziałam.
- Czy to nie miłe, że ktoś pamięta i życzenia złoży oraz kwiatek wręczy?
- Ach, szczerze powiedziawszy śmiać mi się z tego chce.
Ale nie zawsze tak było, kiedyś taki dzień miał swój głęboki sens. Mówię o historii i całym tym kontekście równościowym. Czy warto do tego wracać? Sama nie wiem...
Cieszę się z tego, że to dla mnie taki absurd, taki mały nonsens. Czyli wszystko gra.
Dzisiaj mogę sobie taki dzionek potraktować żartobliwie. I jeśli ktoś ma ku temu wolę, to się nie obrażę i życzenia przyjmę. W drodze łaski, jasna rzecz.
- A na Dzień Matki też nie chcesz dostawać życzeń? - pyta jeszcze rozżalona córuś.
Otóż ja bez wyjątków nie znoszę jakichkolwiek "dni". Bo tak na dobrą sprawę o czym tutaj gadać.
Takie są fakty - jestem człowiekiem, kobietą, matką. Ot, zwykła rzecz, nic nadzwyczajnego.

poniedziałek, 5 marca 2018

Dzień Teściowej, a tu ani słychu ani dychu. Foch!

Dziś podobno Dzień Teściowej, czegóż to ludziska nie wymyślą.
W tym miejscu przyznam, że choć sama chciałam, jest mi jednak trochę łyso.
Bowiem zero zięcia skutkuje zerem życzeń.
A może by jakowyś sympatyczny zięciu in spe zmaterializował się bądź po prostu zreflektował ...i "pożyczył".

____________
Post inspirowany brakiem zięcia. O synowej nie wzmiankuję, chociaż jest na swoim miejscu. I to w każdym znaczeniu tego określenia.

sobota, 3 marca 2018

Warto czy nie warto

- Mamo, dlaczego już nie jesteś zakochana? Zakochaj się - mówi dziecię.
- Niby po kiego miałabym się zakochiwać, żeby cierpieć? - replikuję.
- Przecież ty uwielbiasz cierpieć - śmieje się złośliwiec.
Może i coś jest na rzeczy, gdyby tak podzielić włos na czworo...

piątek, 5 stycznia 2018

Dzień jak co dzień, jednak troszeczkę inny

Dzisiaj jest pierwszy piątek - tuż przed południem mówi do mnie mama.
Wychodząc z toalety ignoruje moje nalegania, żeby się przebrała. Odgania mnie, że później, bo akurat teraz się położy. Nie będzie jadła, piła, ani nie zażyje leków. Kropka.
Już parokrotnie tak bywało. Czasami sytuacja ulega samoistnej zmianie, mamie bowiem mylą się pory dnia i odmierza je drzemkami. Może za jakiś niedługi czas ocknie się z takowej, myśląc, że już jest "jutro" i czas na śniadanko. Zresztą, śniadankiem nazywa każdy posiłek następujący po drzemce i z radością go spożywa, dziękując następnie Bogu za to, że "wyciąga rękę i karmi do syta".
W takich warunkach trudno oczekiwać regularności w przyjmowaniu leków.
Dzisiaj spodziewamy się gości - mój siostrzeniec z Irlandii (wraz z rodziną, jasna rzecz) zapowiedział się z wizytą. Może jakoś nam się uda odwrócić uwagę od tego nieszczęsnego piątku... Zresztą, w innych krajach nikt tym sobie głowy nie zawraca, za to u nas twardy beton. (Czy to bezczelne z mojej strony?)
- Mamo, czy to aby nie przejaw pychy, starać się być świętszym, niż sam papież? - zagajam czasem tak z głupia frant. W twoim wieku (nawet i w moim, tak nawiasem też) wystarczy zwykłe powstrzymanie się od mięsa. Nie masz obowiązku praktykowania ścisłego postu, a już głodówki wręcz nie wolno ci.
Ot, choćby ze względu na te właśnie leki, że o dalszych reperkusjach już nie będę gadać.
Pościć, będąc przez cały dzień w letargu - marna to asceza. Już lepiej zrobić pożytek z dnia, zająwszy się czymś przyjemnym. (Byle nie jedzeniem żarciem słodyczy!)
Jak groch o ścianę. Zbieram się zatem do swojej roboty, licząc, że mama... po prostu zapomni.  Tak też się zazwyczaj dzieje - i życie wraca w ustalone tryby.

O siostrzeńcu napiszę przy innej już okazji.