Dość już tej martyrologii, przynajmniej do czasu. Dziś dla odmiany będzie "na wesoło".
Wybierając się z siostrą na imprezę w klubie muzycznym, intensywnie rozpatrywałam kilka wersji stroju. Bowiem w kwestii ubioru bardzo jestem wyczulona - można by rzec nawet - niczym sam Jacyków. Wybór mój padł na piękną, białą, zakupioną latem bluzkę z "wodą".
Nabywając ją wiedziałam, że poleżakuje, oj, poleżakuje sobie ona czas nieokreślony.
Tytułem dochudnięcia, jeśliby ktoś nie domyślił się jeszcze.
Nie powiem, to, co zobaczyłam w lustrze, nawet mi się spodobało. Wałeczki w talii zmniejszyły objętość, więc wyglądałam w niej już prawie dobrze. Za to widok z pół-boku nie był tak optymistyczny. Zatem w te pędy odwiesiłam ją do szafy.
Niektóre panie z większym biustem, nawet i te, które mają trochę nadprogramowego ciałka, uznaje się za seksowne. U innych w parze z tą seksownością idzie jeszcze pewna wulgarność. Tak się przynajmniej zwykło o nich mówić. Tymczasem patrząc w lustro musiałam stwierdzić, że w moim akurat przypadku seksowność chyba poszła się bujać, została sama tylko wulgarność.
Nic to; w sumie nie od dziś wiadomo, że najseksowniejszą częścią mą jest mózg.
I to by było tyle "w temacie".
Nareszcie przyszła refleksja. Czy aby wolno określać kogoś wulgarnym li tylko według klucza jego anatomii? Przyjąwszy bowiem ten ogląd, już-już sama chciałam w taki sposób się potępić.
Czy słusznie? Zapoznajmy się nieco bliżej z pojęciem wulgarny.
Vulgaris - zwykły, powszedni, codzienny, znany. W odróżnieniu, jak sądzę, od arystokratycznie jaśniepańskiego, czyli unikalnego, niepowszedniego i niezwykłego.
Według Słownika Wyrazów Obcych PWN*: wulgarny (łac. vulgaris = ludowy, pospolity), również trywialny, prostacki i ordynarny. To tyle. Dość, by odtąd się wystrzegać tych godzących w czyjąś cielesność ocen. Owszem, można określać w ten sposób zachowanie (również w kwestii ubioru), jak też i brak subtelności. Pod żadnym jednak pozorem nie wolno rozszerzać takiego poglądu na czyjeś (bądź też własne) cechy anatomii. Tak więc - owej karygodnej perspektywy zaniechawszy - łaskawszym już okiem własne kształty postrzec umyśliłam. Moim kolejnym wyborem była przepiękna, trapezowa sukienka z dresówki w kolorze indygo. Co mi tam fakt, iż wzmiankowany Jacyków gromił "szczodrze uposażone" panie, które na ów model się decydowały. Obojętne mi również było, czy siostra skonstatuje, że jest infantylnie. Mój
Wieczór był bardzo udany, zaś towarzysząca nam siostrzenica orzekła, iż ciotka (czyli osoba moja) prezentowała się ...zjawiskowo. Czyż może być lepsza rekomendacja, niźli ocena tak młodej i ślicznej, w świecie bywałej osoby?
W związku z licznymi zapytaniami o konkret, wklejam co trzeba, nie bacząc na to, że teraz mój post "zawiera lokowanie produktu".
Na wszelki wypadek dodam jeszcze, choć to rozumie się samo przez się, że (na litość Boską!) to nie jest moje zdjęcie. Nie ten rozmiar zresztą.
Źródło
_____________
* Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1980.