Wojciech Gerson. Gdańsk w XVII wieku. 1865. Olej na płótnie. 103,5 x 147 cm. Muzeum Narodowe, Poznań.


Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.

niedziela, 11 grudnia 2016

Może i nie powiem wprost, ale cicho też nie będę

Nie spodobał mi się napisany dwa dni temu przez jedną z blogerek post. Nie zamierzam palcem wskazać, jednak muszę tu wyrazić swą dezaprobatę. Wpis należy do autorki jednego z najwyżej cenionych przeze mnie blogów. (Tym razem jednak nie chodziło o "ten", tylko o inny, który akurat nie stoi w mojej hierarchii wysoko. Zaś biorąc ściślej, cała ta witryna wcale mi się nie podoba.) 
Co najczęściej powoduje mój dyskomfort? Szczerze napisawszy, humor mój jest jak ta łaska pańska, co to na pstrym koniu jeździ i nie trzeba nazbyt wiele, by zakłócić mą labilną równowagę. Czasem jest to odzew struny, co drzemała wyciszona, innym razem wręcz przeciwnie, naruszenie podskórnego nerwu. Łatwo mnie zranić, najczęściej zresztą całkiem bez intencji tegoż. Ten typ tak ma i już.

Oto w dużym skrócie lista rzeczy, które wywołują mój totalny wqrw. (Kolejność przypadkowa.) 
- Peany pod adresem inicjatyw PIS-u. To już jest nudne i muszę przyznać, że niedobrze mi się robi, kiedy o czymś takim czytam. Stąd też i nie czytam. Tym panom (i paniom) to ja już dziękuję.
- Wyrażanie pogardy dla osób, które "miały czelność" zagłosować na PIS. Z jakiej to mianowicie racji ktoś może rościć sobie intelektualną wyższość z tytułu własnych politycznych interesów. Którym domyślnie - pod sankcją odsądzenia od rozumu - powinny zostać podporządkowane interesy innych ludzi.
- Namolna KOD-owska propaganda. Ludzie, dajcie już sobie siana, pliiiiiz.
- Wygrażanie paluszkiem i straszenie potępieniem wiecznym. Blogi tego pokroju dawno już usunęłam z czytelni. 
- Zuchwałe inwektywy pod adresem KK - mam tu na myśli takie pospolite wypróżnianie się.
Nikt natomiast nie jest świętą krową, nawet kler. Każde jego działanie, szczególnie to publiczne, musi liczyć się z krytyką. Na swoje dobre imię ma obowiązek zapracować sobie sam. I to, powiedziałabym, z urzędu. Zaś kreowanie jego wizerunku nie leży w gestii osób niewierzących. One mają prawo oceniać go wyłącznie po owocach.  
- Zawoalowana arogancja bądź jawna "protekcja" okazywana ludziom wierzącym i zdeklarowanym religijnie. Co to ma właściwie być?
- Lanserstwo uprawiane z pozycji grupki społecznie uprzywilejowanej, polegające na prokościelnej dydaktyce w stosunku do maluczkich.
- Grubymi nićmi szyta intelektualna bufonada, która bazuje na socjalnej przemocy wobec ludzi biednych. I praktycznie z tego samego pnia się wywodząca okazjonalna, w tym również około-świąteczna, filantropia.