Wojciech Gerson. Gdańsk w XVII wieku. 1865. Olej na płótnie. 103,5 x 147 cm. Muzeum Narodowe, Poznań.


Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.

wtorek, 24 czerwca 2014

Drogi Panie Wykładowco

W uczelniach wyższych funkcjonuje z dawien dawna protokół szczegółowy - jak zwracać się do dydaktycznej kadry.
By honor oddać szacownemu gremium. By się w domysłach nie gubił żółtodziób żaden.
Po to wreszcie, coby wszystko było jasne.

Opowiedziało mi dziecię...

Opiekunka pierwszego roku, wykładająca analizę matematyczną pani doktor habilitowana, wyjaśniła im szczegółowo, jak się do kogo zwracać mają.
Była też, zdaje się, rozpiska, wydrukowana i powielona. Czarno na białym.
Kto miał wątpliwości, zerkał do ściągi i gitara.
Długo nie trzeba było czekać, by do lapsusu językowego doszło.
Pani doktor, źle się czuję, tak się tłumaczyło razu pewnego me dziecię.

Reszta kadry zdawała się do szczegółów nie przywiązywać wagi.
To wszak politechnika* - nikt nie zamierzał być drobiazgowy.
Ćwiczenia prowadzone były przez świeżo upieczonych magistrów. Czyli niedawnych studentów.
Jakże tak, "magistrami" ich tytułować. Toć nie apteka!
Zatem niech swojsko będzie: proszę pana. I vice versa.
Żeby nie było tak prosto, w niektórych grupach ćwiczenia prowadzili doktorzy.
Idąc tym tropem - ich również "zatytułowano" panami.
W końcu to takie same ćwiczenia.
Z wykładami bywało różnie.
Prowadzone były zarówno przez profesorów, jak też doktorów habilitowanych.
Ci pierwsi, trzeba dodać, byli zwyczajni oraz nadzwyczajni
A przecież do każdego z nich mówiono tylko "panie profesorze". 
I przecież nikt normalny nie mówi do nikogo per "doktorze habilitowany".
Zatem po prostu, doktorze...
Zaraz, zaraz, doktor od ćwiczeń jest tylko "panem", w czym więc ten od wykładów ma być lepszy?
A więc ...znów swojsko, proszę pana.
Z żelazną logiką ściśniętych ścisłych umysłów dalszej redukcji dokonano.
Tym trybem i profesor z otoczki został bezceremonialnie wyłuskany.
Toż samo on przecież wykłada jak ten, który "tylko" habilitowany.
Zatem prawdziwy egalitaryzm. Cóż stąd, jeśli ...cokolwiek wymuszony okolicznościami.
Tutaj nikt nie zaprząta sobie głowy drobiazgami.
Podziw, szacunek, sława, te przypisane są bezbłędnie tym, co sobie na nie zasłużyli.
Wszak idą w parze z ich osobowymi walorami.

Razu pewnego dziecię moje w pilnej się musiało sprawie ze swoim srogim wykładowcą skontaktować.
Habilitowanym, jakżeby inaczej.
Jak poprawnego skonstruować "maila", gdy oficjalny tytuł skrajne budzi wątpliwości.
Panie doktorze, czy też doktorze habilitowany? Dziwacznie jakoś...
I w końcu (wierzcie mi albo nie wierzcie), stanęło na ... Drogi Panie Wykładowco.

Nietrudno sobie wyobrazić, jak się ze śmiechu pokładałam.
"Pan wykładowca" - wprost przeciwnie - tak się do głębi wzruszył, że zgodził się wyznaczyć dodatkowy termin.
________________________
* Gdańsk University of Technology

 Muszę się z Wami podzielić wieścią z ostatniej chwili. Ależ jestem spostrzegawcza! Wchodzę, patrzę, a tu ...własnym oczom nie wierzę:

51 komentarzy:

  1. Napuszone, sztuczne formy, przerost ego i w ogóle sztuczne bariery między ludźmi - oto rzeczywistośc w wielu poliskch instytucjach, nie wyłaczajac z tego wyższych uczelni. Jakoś u nas w ten sposób ma się wyrażać szacunek w tych własnie grzecznościowych zwrotach i sztywnych sformułowaniach. Szacunek często po wierzchu a pod spodem drwina, lekceważenie, chamstwo.
    Wiesz Errato nigdy nie zapomnę jak prosto i bezceremonialnie zwracali sie do siebie ludzie w Australii. Oczywiscie większosc na Ty, bo jakże inaczej. Na początku mnie to nieco zawstydzało i dziwiło, że do pana doktora mam tak sobie gadać; "Słuchaj, John, boli mnie wątroba, chyba mi coś zaszkodziło!!" A doktor John ucinał za mną długą pogawędkę na temat smakołyków, które lubi on sam i któe jemu czasem szkodzą, potem badał dokładnie a na koniec coś na recepcie zapisał, albo i nie, bo doktorzy tam nie są skorzy do dawania leków na byle co.
    Tak czy siak - to "tykanie" bardzo mi się w końcu spodobało i jak tu wróciłam, to długo sie myliłam, dalej tykając świezo poznanych ludzi i przepraszajac ich za to, gdy widziałam ich zdziwione, by nie powiedzieć urazone miny!:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie możesz tykać bez ograniczeń:))). W zasadzie prawie każdy może. Jestem zwolenniczką prostych form w stosunkach między ludźmi. Prawdziwy szacunek nijak ma się do tych rozbudowanych zwrotów, które z upodobaniem w niektórych środowiskach się praktykuje.

      Usuń
    2. Cześć Errato! Tykam Cię z przyjemnością i sympatią w środowy poranek i dobrego dzionka zyczę!:-)))

      Usuń
    3. Aja witam Cię niezwykle serdecznie skoro świt (11.45). Oby dobrze nam się w tym dniu wiodło:))).

      Usuń
  2. Inteligentne to Twoje dziecię :))))
    U nas jeszcze sporo wody w rzekach musi upłynąć zanim wszyscy zrozumieją, że mówienie do kogoś "ty" nie świadczy o braku szacunku. A druga strona nie będzie tego wykorzystywać. Skomplikowane to trochę u nas, a tytułomania na uczelniach sięga wyżyn absurdu. Do tego można jeszcze dodać "panie asystencie" :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i panie adiunkcie, i dawniej panie docencie ;)... rzeczywiście :D

      Usuń
    2. To wszystko należy do tradycji. Ładnie, pięknie, lecz anachronicznie:).

      Usuń
  3. Jedna z moich studentek uparcie zwraca się do mnie "pani profesor". To chyba taki nawyk licealny, gdzie wszystkich się tak tytułuje. Tu jednak muszę jej mówić, że nie jestem profesorem... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielu dydaktyków musi walczyć z tym szkolnym nawykiem:)).

      Usuń
    2. Bo ten "profesor" w szkole średniej to pozostałość z dawnych lat. Kiedyś był specjalny tytuł: "profesor szkoły średniej" i wcale nie łatwo go było zdobyć.

      Usuń
  4. cóż można dodać poza banałami typu: nie forma świadczy o szacunku, na który bezsprzecznie trzeba sobie zasłużyć (chcę przez to powiedzieć, że nie wymusić formą) :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak w istocie jest; może i oczywistość, lecz nie wszystkich przekonuje. Serdeczności:).

      Usuń
  5. To tak w kwestii wyjaśnienia, dr habilitowany to na ogół właśnie tzw profesor uczelniany, czyli nadzwyczajny, więc bezpiecznie się zwracać do takiego jegomościa Panie Profesorze.
    Mnie tam wsio ryba jak mnie tytułują:).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj tam, ryb się czepia :PP

      Usuń
    2. E nie... ;/... Bezpieczniej doktor. Chyba, że w tytule ma "prof.". Jeśli "prof." nie ma przy nazwisku to po prostu doktor...
      (jakieś literówki zrobiłam w poprzednim komentarzu).

      Usuń
    3. Tak, tytułów trza precyzyjnie używać, inaczej wpadka:))).

      Usuń
  6. Odpowiedzi
    1. Prawda? Szkoda, że tylko pięć, Panterka niedawno świętowała sześć.

      Usuń
    2. Będzie i 6!!! Potem 7 i tak dalej....

      Usuń
    3. I oby dalej do przodu:))!

      Usuń
  7. O! To jak u Pantery ten licznik...
    Wiesz, ja na to patrzę z drugiej strony, bo właśnie taką Panią Wykładowcą (Wykładowczynią), na byłej Politechnice, a teraz Akademii jestem... I różnie to bywa ze studentami. Myli im się wszystko, doktor z profesorem, magister z doktorem itd... Nikt jednak z tego problemu nie robi, najwyżej się studenta poprawi.

    Niestety maili w dużej części pisać nie umieją i zaczynają od "Witam!" czego szczerze nie cierpię i kilka razy już odpisywałam, że proszę zaczynać od Dzień Dobry, to w zupełności wystarczy, nie trzeba już Pani Doktor dopisywać ;P...
    No i podpisać się wypada..., o czym często studenci zapominają... ;/

    Pozdrawiam i gratuluję córce przytomności umysłu i kreatywności - to ładnie zaczęty list.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie "Witam" rzeczywiście może irytować. Warto młodych ludzi z lekka i bez obrazy edukować. Oni długo jeszcze będą się uczyć życia.
      Moje dziecię jest płci męskiej:))).

      Usuń
  8. Pozwolę sobie zacytować fragment "Pana Tadeusza" - naukę Sędziego o grzeczności:

    "Grzeczność wszystkim należy, lecz każdemu inna;
    Bo nie jest bez grzeczności i miłość dziecinna,
    I wzgląd męża dla żony przy ludziach, i pana
    Dla sług swoich, a w każdej jest pewna odmiana.
    Trzeba się długo uczyć, ażeby nie zbłądzić
    I każdemu powinną uczciwość wyrządzić."

    Przez cały okres liceum mówiłam do swoich nauczycieli tradycyjnie, czyli "panie profesorze/pani profesor". Na studiach również zwracałam się używając tytułów, jeśli ktoś miał wyżej niż magistra [a na mojej uczelni raczej wszyscy mieli] - a zatem "panie doktorze", "panie profesorze". Korona mi z głowy nie spadła. Co więcej, używanie tytułów wcale nie przeszkadzało mi w nawiązywaniu bliskich relacji z wykładowcami.
    Formy grzecznościowe wpisane są w strukturę języka polskiego - zupełnie inaczej, niż np. w angielskim. Uważam, że nie należy z tego na siłę rezygnować tylko dlatego, bo to jest teraz na czasie. Zawsze lepiej być odrobinę "zbyt grzecznym", niż odrobinę "zbyt chamskim". A ewentualna decyzja w kwestii skracania dystansu ZAWSZE powinna należeć do osoby zgodnie z zasadami savoir-vivru "ważniejszej" [czyli np. starszej, bardziej wykształconej, zwierzchnika, kobiety etc. - w zależności od sytuacji]. Nigdy odwrotnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że jesteś gorącą rzeczniczką tradycyjnych form:). A my tu z dziecięciem zachwyciliśmy się pewnym artykułem, traktującym o zjawisku "inflacji grzeczności". Wszak forma to tylko forma. Warto by jeszcze nadać jej treść. Mile pozdrawiam.
      W rzeczonej sprawie masz oczywiście słuszność, my tak tutaj żartobliwie:).

      Usuń
  9. no cóż każdy chce być ważny, ważniejszy i najważniejszy :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Zwrot grzeczny i uniwersalny.
    - Panie Wykładowco te kafelki wokół wanny coś pionu nie trzymają.
    Swoją droga to ta tytułomania taka jakaś galicyjska.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, to, to! Właśnie galicyjska.
      Kolega pyta kolegę. Co robisz? Wykładam. Na uniwerku? Nie, chemię w Biedronce.
      Można i tak. Albo kafelki. Również i na uniwerku:))).

      Usuń
  11. Miałam i ja przyjemność pracy ze studentami. Byłam zaraz po studiach, coś tam przygotowywałam w sali ćwiczeń, gdy nagle wbiega chłopak i mówi: ej, nie wiesz z kim będziemy mieli zajęcia? Ze mną - grzecznie odpowiedziałam. A on mi na to: ej, nie rób sobie jaj :PPP Dodać muszę, że to był pierwszy rok i rzeczywiście mnie nie znał. Ale jego mina, gdy zajęcia się rozpoczęły - bezcenna :D

    No i wydaje mi się, że już od wielu, wielu lat nie ma takiej presji na tytułowanie i nikt się tym za bardzo nie przejmuje.

    OdpowiedzUsuń
  12. To prawda, że tytułomania zanikła. Przed paroma laty w książce telefonicznej przy niejednym nazwisku można było zauważyć dopisek "mgr". Teraz wydaje się to śmieszne. Akceptujemy jedynie nazwę zawodu, czyli prawidłowo.
    W urzędach też zniknęły z tabliczek na drzwiach wszystkie te tytuły.
    Jeśli idzie o uczelnie, być może tam one mają swoje uzasadnienie.

    OdpowiedzUsuń
  13. Hm... ja chyba jestem konserwą w tym względzie... w podstawówce : Proszę Pani, (pszepani ;-)), liceum "Panie Profesorze" (Psorze...), a na studiach zgodnie z ze stopniem naukowym: Panie Magistrze, Panie Doktorze, Pani Profesor....nie żebym jakoś tytułomanię popierała, czy o snobizm zahaczała... uważam, ze tak jest łatwiej... , nie ma dylematu, jak się zwracać, bo" Proszę Pana" brzmi jednak trochę przedszkolnie ;-)) dla mnie oczywiście ;-)).
    Całuski Kochana

    PS. do lekarza, tez nie powinniśmy się ( jeśli nie akceptujemy tytułów) zwracać sie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cd.: Panie doktorze, tylko Panie lekarzu ( bo on doktoratu z reguły nie ma....)

      Usuń
    2. Istnieją tradycyjnie używane tytuły, takie, jak "doktorze" do lekarza. albo "magistrze" do aptekarza. To w praktycznym życiu, zgodnie z przyzwyczajeniem. Nikogo to nie dziwi.
      Uczelnie rządzą się swoimi prawami, tam rzeczywiście jest to podyktowane względami porządkowymi.
      I ok; nie widzę problemu - ja również do mentorów swoich w taki sposób się zwracałam.

      Usuń
  14. Z tytułami naukowymi to trudna sprawa i na szczęście dawno temu za mną :)
    Ale chciałam się podzielić zabawną informacją, również dotyczącą tytułu naukowego. A chodzi o pewnego Pana doktora (bez habilitacji), z którym to panem pracuje moja koleżanka. Pracują w firmie, która nie jest związana w żaden sposób z szkolnictwem wyższym, ale ów pan jest doktorem i tytuł ten stosuje w podpisach i wymaga, aby inni współpracownicy tytułowali go stopniem naukowym. Owa znajoma mówi, że często dochodzi do zabawnych sytuacji, ale Pan Doktor nie rezygnuje i od lat trzech zwraca wszystkim uwagę, że najpierw stopień naukowy a potem nazwisko a później dopiero o co chodzi…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brzmi znajomo. To chyba było w skeczu Jana Pietrzaka: "... a na imię miała Magister".

      Usuń
    2. Tak, można by pomyśleć, ze takie rzeczy tylko w skeczach... niestety skecze mają swoje źródła w rzeczywistym życiu.

      Usuń
    3. Magister! To piękne imię. Marzyłam, by taki tytuł figurował w książce telefonicznej przed moim nazwiskiem.
      Jak już magistrem zostałam, tytułowanie zaczęto traktować, jak obciach. No i masz! :)))

      Usuń
  15. Moje dziecię jedno ma już wypracowanych odruch zaczynania maili od Szanowny Panie Doktorze. Może dlatego, że kierunek do tytułów i właściwego zachowania (to drugie w pełni popieram) przywiazany. Ale trzeba przyznać, ze i w drugą stronę jest grzecznie i z szacunkiem. Drugie dziecię, na kierunku nieco luźniejszym, zaczyna maile od "dzień dobry", zżymając sie trochę, że do niej pani X pisze "Pani [Imię]" a dziecku zacząc od np, "pani Jolu" stanowczo nie wypada... i musi wymyślać ten jakiś poczatek...
    Skądinąd obie chodziły do liceum, w którym do nauczycieli mówiło się "proszę pani/pana".
    Przynam natomiast, że używanie "pan/pani magister" nieodmiennie mnie smieszy i nawet wydaje mi sie nieco żenujące. Sa jednak środowiska i części Polski bardziej i mniej przywiązane to tytułów. A także są takie, w kórych przejście na ty jest czymś oczywistym i takie, w których to jest nie do pomyślenia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam za literówki z wpisu powyżej. Przypomniało mi się jak ze 25 lat temu, w pewnej szkole, nauczycielki starsze stażem i wiekiem uważały, że młode nauczycielki powinny do nich zwracać sie per "pani profesor", tak samo jak uczniowie...

      Usuń
    2. Owe nauczycielki chyba z lekka przegięły:).
      Grunt to naturalność w stosunkach międzyludzkich. Te służbowe powinny być regulowane właściwymi przepisami, tak, aby było z sensem:).

      Usuń
  16. Cha, cha! Delikatna sprawa, bo niektórzy bardzo wrażliwi na punkcie swoich tytułów:)

    OdpowiedzUsuń
  17. A mnie najbardziej podobał się szkolny zwyczaj mówienia w liceum "panie profesorze", "pani profesor".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwyczaj pozostaje dożywotnio. Wciąż tak do nich mówimy, póki żyją:).

      Usuń
  18. Ja właśnie takie liceum miałam, gdzie każdemu się profesorowało. Co jednak zabawne, dwóch profesorów z wiedzy i umysłu posiadających ten tytuł poprosiło, by ich "panami" nazywać zwyczajnie, bo to krępujące. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Profesor licealny, święta instytucja, nie wolno ruszyć. Sama w obronie stanę jak ta lwica:))).

      Usuń
  19. a blog zarasta mchem i paprociami, pięknie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, należy mi się porządny kop!!! Mam straszną deprechę. A teraz dodatkowo boli mnie kręgosłup. Dzięki za pamięć:))).

      Usuń