Wojciech Gerson. Gdańsk w XVII wieku. 1865. Olej na płótnie. 103,5 x 147 cm. Muzeum Narodowe, Poznań.


Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Matka śledziami dzieli!

Dzisiaj jedna z tych wspominkowych historyjek, zaliczonych do kategorii Rodzinne anegdoty.

Jeśli w dzieciństwie którejś z nas - trzech sióstr - zamarzyły się nowe buty, trzeba było troszkę się napracować. Idzie o fakt urabiania w tym celu mamy.
I kiedy runął ostatni bastion rodzicielskiego protestu, gdy moc straciły racjonalne argumenty i czarno na białym okazywało się, że zeszłoroczne ponad wszelką wątpliwość się zdezaktualizowały, mama wypowiadała sakramentalną formułę.
Idź do sklepu i upatrz sobie. Potem pójdziemy tam razem i odpowiednie kupimy.
Mama była osobą zapracowaną, po sklepach z córkami latać zbytnio się nie kwapiła.
Wszak nie nade(j)szła jeszcze wiekopomna, zakupoholiczna, chwila.
Zatem po części oficjalnej - zaczynała się artystyczna.
Był w naszej okolicy mały, dobrze zaopatrzony, obuwniczy sklepik.
Niepodzielne rządy sprawowała tam bardzo nieprzyjazna dzieciom sprzedawczyni.
Zawsze miała skwaszoną minę; ogólnie biorąc, niełatwo tam przychodziło cokolwiek "upatrzyć".
Zdarzyło się jednej z mych sióstr ze sklepu być przepędzoną.
Bo chociaż miała dwanaście lat, filigranowym na swój wiek dziewczęciem była.
I nie pomogły protesty i tłumaczenia.
Że mama kazała upatrzyć.
Że na poważnie tu przyszła, nie tylko tak se ogląda.
- Nie plącz się tutaj, mała - biegnij do domu, matka śledziami dzieli!
"Mała", też coś! I jeszcze te śledzie.
Mama nie serwowała żadnych, jeno odpowiedzialną wykonywała pracę.
A zresztą obiad już był - w stołówce szkolnej zjedzony.
Ta zniewaga krwi wymaga.
Młodsza z sióstr, dziesięcioletnia, większa była od starszej siostry.
Miała stanowczy charakter, jak też nieledwie ułańską fantazję.
Następnego dnia wraz z przyjaciółką odwiedziła sklepik.
Przyglądały się obuwiu, naradzały po cichu, wymieniając uwagi.
Nareszcie ujrzały nad miarę wielki okaz męskiego pantofla. Dziewiątka, jak się okazało.
- Czy to już największy rozmiar?
- Powinna być jeszcze dziesiątka.
- Jeśli byłaby pani tak uprzejma...
Ekspedientka udała się na zaplecze, gdzie przez dobrą chwilę przekładała kartony, by dokopać się do tych leżących najniżej. Niewielu mężczyzn nosiło wtedy dziesiątkę...
Wreszcie zziajana, z włosami w nieładzie, postawiła przed nimi "trofeum".
Udało się - rzuciła dumnie - to te największe. Dziesiątka fabryczna.
Dziewczynki znów rzeczowym tonem poczęły wymieniać uwagi.
Wreszcie moja siostra, patrząc kobiecie w oczy, niewinnym głosem spytała:
- A czy wiosła do tych kajaków również pani ma?
Po czym - korzystając z osłupienia kobiety - roześmiane wybiegły ze sklepu.

Jakkolwiek tym sposobem pomszczona została zniewaga, aliści od tej pory buty "upatrywać" musiałyśmy sobie gdzie indziej.

24 komentarze:

  1. fajne dziewczyny! mam nadzieję, że babsko nie było na tyle bezczelne, by naskarżyć mamie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cięty języczek! I tak zostało? :))
    A mamie przyznałyście się?

    Blisko mojej szkoły stała budka z lodami Calypso. Pani sprzedająca też nie przepadała za dziećmi i pamiętam jak okrutnie odmówiła sprzedaży wymarzonego loda, bo do kwoty 2,60 brakowało 5 groszy. Nie pamiętam tylko, czy to na mnie trafiło czy którąś z koleżanek...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz ta druga siostra uchodzi za "tę z ciętym języczkiem". Jeśli jest się małą, trzeba nadrabiać miną i od najwcześniejszych lat uczyć się trudnej sztuki retoryki. Natomiast bohaterka niniejszej opowieści jest dziś poważną, pewną siebie i umiejącą oddziaływać siłą perswazji osobą.

      Usuń
  3. Pamietam te sklepowe paskudy, te krolowe zza lady, co to bez kija nie podchodz.
    I dobrze jej tak! Sledzie! Phi! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to były czasy, gdy ekspedientki niemal łaskę robiły ludziom, że ich obsługują. Dziś już nie do pomyślenia...:)))

      Usuń
    2. ooo, tu się mylisz, moja droga, ciągle takie są!!!

      Usuń
    3. Aż chciałoby się je zobaczyć, dla folkloru:))).

      Usuń
  4. Rzeczywiście z fantazją "załatwiły" mało uprzejmą panią ekspedientkę :) i to z jaką!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niedawno moje dziecię prosiło, bym przy śniadaniu opowiedziała tę historyjkę. Dlatego sobie o niej przypomniałam.

      Usuń
  5. Super historyjka, a babsko dostało po nosie :)) Niesamowity pomysł miały Twoje siostry :))

    OdpowiedzUsuń
  6. Odpowiedzi
    1. W dodatku prawdziwa i nawet nie podrasowana:))).

      Usuń
  7. Fajne powiedzenie które teraz całkiem wyszło z użycia.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moi przyjaciele znają je w innej wersji. Matka dzieli kaszą:))). Przecież śledzie to prawdziwy rarytas.

      Usuń
  8. tego mi trzeba!!! super, Kochana!
    na razie tak króciutko, ale jeszcze wrócę.
    No i dziękuje za ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakie piękne serduszka***. Dla Ciebie wszystko:))).

      Usuń
  9. dobre! cha, cha! ale sie na babsztylu odegrały! Lubię takie akcje! :)

    OdpowiedzUsuń
  10. O to właśnie chodziło:)))!

    OdpowiedzUsuń
  11. historia znakomita :)
    a w temacie butów przypomina mi się, jak brat młodszy kupił sobie buty wedle nowej mody: z długimi czubkami; wpadł kiedyś do domu, a tata na widok jego obuwia spytał niewinnie: synu, coś ty sobie narty kupił????

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, czasem myślimy sobie, że błyśniemy pomysłem, a nasi bliscy fundują nam chłodzącą kąpiel:))))

      Usuń