Wojciech Gerson. Gdańsk w XVII wieku. 1865. Olej na płótnie. 103,5 x 147 cm. Muzeum Narodowe, Poznań.


Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.

niedziela, 1 listopada 2015

Listopadowe dumanie

Miałam nie pisać "okolicznościowych". Jednak całe to cmentarne szaleństwo tak mnie zdeprymowało... Miasto niemal doszczętnie sparaliżowane. Utknęłyśmy z córką w tasiemcowym korku - tak rozwlekłym, że nie widać było czoła. Powinni tego zabronić. Ja w każdym calu jestem za!

Z dzieciństwa pamiętam nasze wyprawy na Cmentarz Zasłużonych, znajdujący się na gdańskiej Zaspie. Jest on miejscem pochówku mojego stryja. Starszy brat ojca, Lech, zginął śmiercią męczeńską w KL Stutthof. Nie mając w mieście innych zmarłych krewnych, odwiedzaliśmy tę jedynie nekropolię. Nam, jak to zwykle dzieciom, wszystko jawiło się takie rozległe, surowe. Po latach wręcz przeciwnie, wszystko dziwnie jakoś zmalało.

Obie z córką lubimy w różnych porach roku przechadzać się tam niespiesznie, pustymi zazwyczaj alejkami. W zadumie i zadziwieniu nad upływem czasu. Również i dzisiaj wcale się nam nie spieszyło.
Złożywszy kwiaty i zapaliwszy znicz na grobie stryja spacerowałyśmy sobie, odczytując nadżarte zębem czasu ryty. Swoim zwyczajem zatrzymując się przed grobami, które czymś naszą uwagę zwróciły. Niekiedy było to imię, znajomo brzmiące nazwisko, bądź wykonywany zawód. Czasem mogła to być znamienna dla którejś z nas data. Tak, jakby ci, którzy tam spoczywają, prosili nas o modlitwę. Tej zresztą nigdy im nie skąpimy. Rozeszłyśmy się zatem, poszukując naszych stałych "podopiecznych". - Znalazłam swojego Alfonsa! - wykrzyknęła radośnie córka. Trudno było się nie roześmiać, z uwagi na tę dwuznaczność. W rzeczy samej, oto i on - Alfons Lewin, stroiciel fortepianów. Owa muzyczna profesja podbiła serce mojego dziecka. Ja natomiast działałam według odmiennego klucza. Liczyła się data urodzenia. Usiłowałam zatem odszukać grób Franciszka Kubacza, zasłużonego działacza polonijnego w przedwojennym Gdańsku. Niemal straciwszy nadzieję, natknęłam się inny, mocno już zatarty napis. Przyszło mi na myśl, że tym razem mógłby to być ktoś nowy. Ważny był tylko dzień urodzin - koniecznie 17 maja. (To taka symboliczna, ważna dla mnie data.) Odczytawszy jego profesję, cokolwiek się stropiłam. Robotnik! Zaraz potem przyszła refleksja. Niby w czym robotnik od lekarza gorszy? Przynajmniej po śmierci zgoła nie powinien. Zresztą, może to jakiś znak... Na koniec - wobec wyczerpania kontyngentu zniczy - były już same modlitwy. Za to dystrybuowane sprawiedliwie.

 

35 komentarzy:

  1. A dobrze Wam tak! Zamiast pojsc sobie na cmentarz tydzien przed albo tydzien po, to nie - musialyscie akurat TEGO dnia szukac swojego Alfonsa. Kto Wam kazal? Zmarlym i tak wszystko jedno, kiedy sie za nich pomodlisz.
    Tak sie dac ponosic szalenstwu, zeby jeszcze az post na temat popelniac - tego bym sie po Tobie nie spodziewala... :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano! Sama zresztą wiesz, jak bardzo inspirują nas "szaleństwa". W tym również i do popełniania postów:))
      To jest bardzo mało uczęszczany cmentarz, odwiedzany głównie przez młodych ludzi, którzy chcą by ich dzieci nie zapomniały o tych, którzy oddali życie za Polskę. Wczoraj było tam kompletnie pusto, dlatego się wybrałyśmy. Dzisiaj będą trzymać wartę honorową harcerze i kombatanci, poza tym przyjdą tylko okoliczni mieszkańcy.
      Groby rodzinne na innym cmentarzu sprzątam i dekoruję na kilka dni przed całą nawałą, a dziś mnie tam nie uświadczy. Tak, że spoko;)).

      Usuń
  2. Też wzruszają mnie niektóre inskrypcje nagrobne. Oni to my...Dopiero co zyli, usmiechali się i płakali. Dopiero co patrzyli na cudze nagrobki. teraz sami pod nimi leżą. Tak to jest...Westchnienie za westchnieniem....
    Nastrój cmentarza - zwłaszcza w zwykły, nie taki jak dzisiaj dzień ma w sobie prawdę, nagosć, sprzyjającą głebokiemu zamysleniu ciszę.
    (Obok mojego liceum był cmentarz. Z przyjaciółka spędzałam tam długie przerwy. Oswoiłysmy to miejsce. Ono oswoiło nas. Wyciszyło. Pozwoalało umknąc przed hałasem i tłumem. Dawało dystans do całego tego zwariowanego dziania.)
    Piekna pogoda dzisiaj. Słonecznie i złociscie.
    Pozdrowienia ciepłę zasyłam Ci Errato!*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak miło jest poddać się temu niepowtarzalnemu, tajemniczemu nastrojowi. Na dobrą sprawę o każdej porze roku cmentarze mają nam coś do zaoferowania. W latach młodzieńczych ogromnie to lubiłam. Teraz też, chociaż bywam tam o wiele rzadziej.

      Usuń
  3. Kiedy mieszkałam jeszcze z rodzicami, czyli jak byłam dzieckiem, chętnie chodziłam na cmentarz. Najczęściej bywałam wśród najstarszych grobów, z czasów niemieckich, niektóre miały tylko prostokątne obramowanie, a z przodu, "w nogach" wyryte były imię z nazwiskiem i daty. Nieraz tak zarośnięte mchem, że trzeba było odsuwać go palcami i tylko na wyczucie odczytać, na dotyk. Albo tak zapadnięte, że palce musiały wsunąć się w ziemię.
    Teraz nie zauważam tego święta. Tylko rejestruję, że jest. Jak wielu podobnych - zielone świątki itp.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można by spytać, czy wszystkie dzieci mają tak samo, lecz wygląda na to, że tylko te najwrażliwsze.
      Zatem witaj w klubie.

      Usuń
  4. jako dziecko mieszkałam bardzo blisko Powązek
    chodziłam tam często na spacery, to piękne miejsce jest

    no i mi dziś brakuje tego spotkania z rodziną, wspólnego wspominania bliskich, którzy odeszli

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spotkania rodzinne, to odmienna kategoria "cmentarnego" bycia. To ma swój głęboki sens.

      Usuń
  5. Jeszcze jak moja babcia żyła,zawsze po odwiedzeniu grobów najblizszych,wstępowalismy do niej,bo mieszkala w bloku niedaleko cmentarza...zawsze bylo cos upieczone i goraca herbatka na rozgrzanie...Nie ma babci wśród nas od 96 roku...Bylam kilka dni temu z Mamą u babci i dziadka,ogarnęłyśmy trochę grobowiec(powynosiłam jakieś paskudne stare sztuczne wiązanki,które ktoś parę dni temu zamiast na śmietnik "udekrowal"grobowiec moich dziadków..brak słów,jaka mnie nerwa wziela na to...:(
    Czasami z mężem chodziliśmy po starym,zabytkowym cmentarzu,nie raz udało nam się wyszukać jakąś znaczącą.personę,ktora czymś istotnym się zaslużyla dla miasta....
    Natomiast nie cierpie tych tłumów,tego przepychania się miedzy doniczkami kwiatów......

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też uwielbiałam takie spotkania rodzinne. Szczerze boleję nad zanikiem tego zwyczaju w rodzinie. Każdy spieszy się do domu, nikomu nie jest już "po drodze". Trudno, trzeba to sobie powetować przy innych okazjach. W najbliższą niedzielę mamy rodzinne spotkanie u mojego brata. Pewnie pomyślał sobie o tym zaniku więzi i postanowił temu przeciwdziałać. Fajnego mam braciszka:)).

      Usuń
    2. Ano fajnego:-)Milego spotkania zatem Erratko :*

      Usuń
  6. A ja lubię odwiedzać cmentarze.
    Wszystkich Świetych kojarzy mi się z rodzinnymi spotkaniami, choć przyznaję, że tłumy bywają okropne. Od lat robimy rodzinną wielką pieszą wyprawę... I to ma swój urok.
    W rodzinnym mieście "rundę" (no, niby nie za wielką ale pogórkach..) zrobiliśmy w piątek - i nie było na szczęście tłumów, a komunikacja miejska sprawdziła się.

    Był czas, że pewiemn zabytkowy cmentarz był miejscem moich spacerów z dzieckiem/dziećmi w wózku ;))

    Lubię też cmentarz, na kórym leżą moi jedni Dziadkowie, a teraz i Ojciec. Wszystkie groby w pobliżu są "znajome", kiedy zmiatamy liście, to z trzech czy czterech od razu...

    NIe lubię natomiast swoistego blichtru i przesady, widocznych też na cmentarzach. Choć gdy w tak wielu sytuacjach zaznaczamy, żeby "nie oceniać" to może też warto i tych wędrujących z różńych względów po cmentarzach nie oceniać zbyt ostro? Tak sobie myślę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi również wyjście na cmetarz kojarzy się ze spotkaniem rodzinnym :-) A kształty i wielkość niektórych zniczy bywają wręcz komiczne!

      Usuń
    2. Oj tak, tak. W tym roku zauważyłam takie z kapturkiem przypominającym kwiat róży. Tak różne są ludzkie gusta...

      Usuń
    3. Zauważyłam, że w miarę upływu lat nieco zmienił mi się ogląd tego święta. Teraz bardziej irytują mnie te absurdalne (patrząc z boku) procesje / wycieczki. Rzecz jasna, potem przychodzi usprawiedliwiająca refleksja, która łagodzi podenerwowanie. To musi mieć coś wspólnego ze zmęczeniem, obniżeniem fizycznej sprawności, a także ...kto wie, czy nie świadomością znalezienia się na marginesie tej cmentarnej rewii mody:))).
      Za to ilość i jakość zniczy z roku na rok zawsze potrafi mnie zaskoczyć.

      Usuń
  7. Ja bardzo lubilam chodzic na cmentarz na wagary. To byly czasy. Cisza, spokoj, malo gdzie zywa dusza, bo wiadomo wagary to w ciagu tygodnia i daleko od swieta zmarlych. Zawsze czytalysmy nagrobki i ukladaly teorie spiskowe co do zycia tamtych zmarlych:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie sposób przecenić cmentarza jako miejsca wagarów. No, może jeszcze kościoła:)).

      Usuń
  8. Teoretycznie na cmentarz wybrać się można co i rusz, większość z nas potrzebuje jednak konkretnego dnia. Takiego hasła na "trzy-cztery". W przeciwnym bowiem razie zawsze znajdzie się jakaś wymówka.. Osobiście do takich osób właśnie należę. Być może wynika to z mojego stosunku do grobów, a stosunek ten jest wybitnie nijaki. Nie ma tam dla mnie człowieka, jedynie jego zwłoki. Z tym, który odszedł, spotykam się gdzie indziej - w sercu. Mimo to nie mam pretensji do tłumów ciągnących na cmentarze. Wariactwem cmentarnym jest dla mnie zapalanie dwudziestu zniczy na jednym grobie. I - bynajmniej - ilosć ta nie wynika z dwudziestu osób odwiedzających dany grób.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może jest tak, że gdyby nie przymus, większość z nas odpuściłaby sobie z kretesem. A wtedy producenci cmentarnych akcesoriów poszliby z torbami. Buuuu:(((.

      Usuń
  9. Lubię zapalone światełka na cmentarzach, zawsze staram się znaleźć tak zaniedbany grób, na którym nikt nie zapalił światełka, tam stawiam też jeden lub dwa. Pod krzyżem też zapalam światełko dla tych co mam daleko.To ważne święto od wieków i dla tych co odeszli i dla tych co odejdą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też uwielbiam zapalać znicze na opuszczonych grobach. Na tych "swoich" natomiast nie powinno być za dużo.

      Usuń
  10. jestem pod wrażeniem Waszego zwyczaju ... takie dzielenie się modlitwą jest piękne...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam wrażenie, że wiele osób "zalicza" groby bez tej chwili moditwy. A przynajmniej nie widać tej modlitwy (sama pisałam wyżej, że ostrożnie z ocenami).

      Usuń
    2. Coś jest na rzeczy. Zauważyłam, że po tym, jak już się nad takim rodzinnym grobem "naharuję", chcę tylko popatrzeć na efekt i zmykać do domu. W ostatniej chwili przypominam sobie o modlitwie. Którą zresztą odmawiam najczęściej już w powrotnej drodze:).

      Usuń
  11. Toteż zadziwiłam się, widząc tematyczny post u Ciebie ;)
    Dzień, dwa i cmentarze znów będą pustawe, zaroją się w okolicy Świąt Bożego Narodzenia ... i tak to się kręci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie taki on zresztą do końca "tematyczny" :)).

      Usuń
  12. Na wypadek wyczerpania kontyngentu zniczy trzeba mieć ze sobą świecówki żółte i czerwone w celu narysowania płomyków. Co jest bardziej osobiste, ozdobliwsze a zarazem mniej niszczące niż zalewanie marmurów rozgrzaną parafiną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest myśl! Wszystko, co najbardziej osobiste niewiele ma wspólnego z tym zewnętrznym blichtrem...

      Usuń
  13. Ja tez lubię chodzić w te dni i czytać napisy na grobach
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie czytanie napisów może przechodzić w natręctwo. Muszę uważać:)).

      Usuń
  14. Dzień Wszystkich Świętych jest dla mnie bardzo ważny. To przykre, ale to jedyny dzień w roku, kiedy mam czas by ruszyć na cmentarze i nawiedzić mogiły moich bliskich - Babci, Dziadka oraz Taty. Zawsze po zmroku. Jako ateistka nie modlę się, ale zapalę znicz, usiądę na ławce i w myślach z nimi porozmawiam, porozmyślam o ulotności chwil, pędzącym łeb na szyję czasie, kruchości życia... I w tak osobistych momentach bardziej niż zwykle, do wściekłości doprowadza mnie buractwo, które wlecze się środkiem cmentarza i drze te paszcze, jakby im za to ktoś płacił. :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cmentarze są miejscem szczególnej zadumy. Powinna obowiązywać tam atmosfera powagi, co nie oznacza, że "grobowej". Szacunek dla innych powinien bezbłędnie podpowiadać nam ten właściwy sposób zachowania tamże.

      Usuń
  15. Na cmentarzu u Babci i Dziadka byłam tydzień wcześniej, z Mamą. Dzięki temu w weekend na wszystkich świętych mogłam wyjechać. Do Taty pójdę w jego rocznicę... Tak wolę.

    OdpowiedzUsuń