Wojciech Gerson. Gdańsk w XVII wieku. 1865. Olej na płótnie. 103,5 x 147 cm. Muzeum Narodowe, Poznań.


Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.

poniedziałek, 15 lutego 2016

Krystyna

Za każdym razem kiedy składam mniejsze sztuki prania, na przykład ręczniki, stosuję się do porad pewnej znajomej mi pani. Ściśle biorąc, poprzez małżeństwo spowinowaconej z moją siostrą.
Sposób, o którym mowa, polega na podtrzymywaniu brodą środka złożonej sztuki i naprzemiennym rozciąganiu przeciwległych rogów. Zawsze wtedy w przebłysku widzę jej osobę. Tak było również i tego wieczora. A rano siostra powiedziała mi o jej śmierci.

Krystyna nie miała łatwego życia. Druga z pięciorga rodzeństwa, wychowała się w skromnej, pracowitej, kultywującej kaszubskie tradycje rodzinie. Tuż po ukończeniu szkoły zawodowej wyszła za mąż za chłopaka z sąsiedztwa. Miał, jak to się wtedy mówiło, dobry fach w ręku, zatem matka jeszcze utwierdzała ją w wyborze. Młodzi zamieszkali w domku rodziców mężczyzny, wkrótce też na terenie posesji młody małżonek wybudował własną stolarnię. Wszystko mogłoby toczyć się szczęśliwym trybem, gdyby nie pewien szkopuł. Bardzo poważny szkopuł. Bowiem mężczyzna odczuwał nieodparty pociąg do napojów "wyskokowych".
Kolejno rodziły się dzieci, najpierw trzy córki, po pewnym czasie upragniony syn. Wreszcie rodzina doczekała się wymarzonego, spółdzielczego mieszkania. Radość była wielka, aczkolwiek nie trwała długo. Wiadoma skłonność sukcesywnie uszczuplała możliwości wywiązywania się z zamówień. Aby jakoś zrównoważyć budżet, Krystyna, kobieta pracowitą i zaradna, imała się przeróżnych prac dorywczych. Raz było lepiej, raz było gorzej; w końcu mąż bezpowrotnie utracił stolarnię. Choćby i chciał, nie był już w stanie realizować zamówień.
Dzieci dorastały, kolejno usamodzielniały się, zakładały rodziny. Zostali sami, zdani na własne towarzystwo. Nałóg wymknął się spod kontroli, często widywano mężczyznę w "stanie wskazującym".
Niczym grom z jasnego nieba spadła na wszystkich wiadomość o nieuleczalnej chorobie Krystyny. "Alzheimer" ponad wszelką wątpliwość. Szczegółowe badania wykluczyły nadzieję.
Po krótkim czasie, jakby już nie wystarczyło tego, otrzymali kolejną straszną wiadomość. Ich jedyny syn, który od jakiegoś czasu mieszkał w Anglii, zachorował na nowotwór złośliwy. Czerniak rozwijał się tak szybko, że po miesiącu leczenia szpitalnego młody człowiek zmarł. W obcym kraju zostawił żonę i trójkę małych dzieci. Choroba Krystyny osiągnęła już takie stadium, że kobieta raczej nie zdawała sobie sprawy z sytuacji. Może i nawet - jak to się mawia - tak było dla niej lepiej.
Mąż opiekował się żoną najlepiej jak umiał - na tyle, na ile pozwalał mu jego nałóg. Z którym, trzeba mu to przyznać, dzielnie starał się w tej sytuacji walczyć. Dobrych chęci nie wystarczyło nieszczęśnikowi jednak. Brak stałego dochodu stał się przyczyną poważnego, coraz to powiększającego się zadłużenia, w następstwie czego przepadło im własne mieszkanie. Córki - widząc tę dramatyczną sytuację - umieściły matkę w zakładzie opieki. Przed ojcem zatajając miejsce jej pobytu i konsekwentnie - aż do samego końca - nie pozwalając mu na odwiedziny. Teraz on musi żyć z tym okropnym żalem, bo nie pożegnał się z nią przed śmiercią. Nieważne, że i tak nie byłaby w stanie go rozpoznać.
Choroba Alzheimera - nieuleczalna choroba o nieznanej dotąd etiologii - zbiera swoje straszne żniwo wśród coraz to młodszych osób. W chwili swojej śmierci Krystyna miała dopiero 66 lat.
Mogła żyć jeszcze długie lata, radować się codziennością i bawić z wnukami. Wypadło inaczej.

Zawsze w takich razach przypomina mi się puenta jednej z bajek Krasickiego. Wśród serdecznych przyjaciół psy zająca zjadły. Nikt nie był w stanie jej pomóc, dla całej reszty rodzeństwa ich siostra umarła już dawno temu. Ta śmierć stała się tylko zalegalizowaniem faktu.

Osobliwe, że pomyślałam o niej właśnie w tamtej chwili.
Odtąd już pewne czynności przywoływać mi będą wspomnienie Krystyny.

____________

Ten post zapoczątkowuje cykl noszący nazwę Ludzie z życia wzięci.
 

24 komentarze:

  1. Niestety wiem, jak z bliska wygląda zycie pod jednym dachem z osoba uzależnioną.
    Ja bym chyba nie potrafiła, ale wiśta wio, łatwo powiedzieć...

    Smutne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Współuzależnienie jest bardzo powszechnym zjawiskiem. Tego węzła nie da się tak po prostu przeciąć. Chociaż niekiedy należałoby...

      Usuń
  2. Ja, podobnie jak Rybenka, zupelnie nie mam podejscia do uzaleznionych. Najchetniej bym zamordowala na smierc, bo zmusic sie do niczego nie da, a juz najmniej do odwyku. W kazdym razie na pewno ucieklabym z takiego zwiazku.

    OdpowiedzUsuń
  3. Strasznie smutno.
    Stajesz przez cierpieniem i nie rozumiesz nic a nic.

    OdpowiedzUsuń
  4. zadziwiające, jak wykonywane czynności, powodują że kojarzymy je z osobami, miejscami.
    Dawno temu psycholog powiedział mi, przeżyta trauma może spowodować, że człowiek przestaje pić. Oby temu człowiekowi się udało.
    Nie chciałabym żyć ze świadomością, że nie pozwoliłam ojcu pożegnać się z żoną

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami trauma z dzieciństwa jest tak wielka, że odbiera jasność widzenia. Potem z reguły bardzo się tego żałuje. Mam nadzieję, że rodzina Krystyny odzyska właściwą perspektywę i pozwoli mężczyźnie chociaż uczestniczyć w ceremonii.

      Usuń
  5. Moja babcia miała Alzheimera. Umarła w wieku 90 lat. Ta choroba jest straszna, nie dla tej osoby bo ona nie jest świadoma. Jest straszna dla otoczenia, dla bliskich. Chciałabym żeby była możliwość eutanazji, gdyby coś takiego przydarzyło się mnie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Odpowiedzi
    1. Zwłaszcza, że nikt nie zna dnia, ni godziny.

      Usuń
  7. 66 lat? Naprawdę? Nie zdawałam sobie sprawy, że ta choroba moze dotknąć tak młodą osobę.

    OdpowiedzUsuń
  8. Tylko 66 lat - to nie do wiary, że w tym wieku można zachorować na Alzheimera.
    Niestety, nałóg potrafi zniszczyć wszystko i wszystkich - to truizm, wiem.
    Ale tak jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, można zachorować nawet w jeszcze młodszym wieku. U Krystyny zaczęło się po pięćdziesiątce.

      Usuń
  9. Wstrząsającą historię napisało życie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Protestujmy. Życie powinno pisać same piękne historie.

      Usuń
  10. Mnie najbardziej oburza fakt zatajenia miejsca pobytu Krystyny. Rozumiem, że córki chciały odciąć matkę od męża-alkoholika, ale dlaczego od rodzeństwa? A te czemu tak łatwo zrezygnowało - jak sama napisałaś: dla nich umarła już dawno.. Jeśli jest taka możliwość, każdy powinien mieć szansę pożegnać się, nawet jeśli druga osoba nie jest swiadoma.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo miłość pomiędzy rodzeństwem praktycznie nie istnieje. Z wiekiem zostaje już tylko powinność wobec rodziców i miłość do własnych dzieci. Smutne, ale prawdziwe.

      Usuń
  11. Pośród wielu lęków ten przed tą chorobą jest bardzo mocny
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nikt nie jest od niego wolny, tylko żyjemy tak, jakbyśmy byli. Może to i lepiej.

      Usuń