Wojciech Gerson. Gdańsk w XVII wieku. 1865. Olej na płótnie. 103,5 x 147 cm. Muzeum Narodowe, Poznań.


Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.

sobota, 2 maja 2015

Duch tchnie kędy chce

Z cyklu: Rozważania na pograniczu

Nie jestem przekonana, czy jest sens chwalić się opowiadać bliźnim, jakiej to od Matki Bożej, bądź innych Organów Najwyższych, opieki doświadczyliśmy. A to ciasne mieszkanko (czary mary!) na własny dom zmieniliśmy, to znowu praca, taka wymarzona i dobrze płatna, się nam trafiła.
Nie wiem, oj, nie wiem, czy aby dobra to "reklama".
A co, nasuwa się pytanie, z tymi, którzy nadal w biedzie?
Oni to pewnie (jak się domyślam) w nie najlepszej z Matką Bożą komitywie.
Jakby nie dzielić, zawsze okaże się, że nie dla wszystkich starczy.
A gdyby tak starania modlitewne w sposób właściwy ekspediować.
Modlić się warto, a nawet trzeba. Lecz treść modlitwy i jej przedmiot nieobojętny przecież dla nas.
Wprawdzie Duch tchnie, kędy chce, jednak międzyludzka solidarność doprasza się rekompensaty.
Niech zstąpi duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi. Te słowa często wypowiadał Ojciec Święty.
Jestem za! I to zdecydowanie.
Żadna odnowa nie spadnie nam "z nieba". Bo z Nieba, znaczy naszymi rękami. Głowami i sercami też.
Może, miast w próżne przelewać z pustego, czas wypracować całkiem nowy system.
Bo ten, który nam panuje teraz, totalnie się skompromitował.
Z pustego (halo, tu ziemia!) nawet Salomon nie naleje.

33 komentarze:

  1. Są różne pomysły, jak się dobrze poszuka. Np. odnowienie idei spółdzielczości. Zrzucanie odpowiedzialności na Boga z przyległościami nie podoba mi się - rzeczywiście, zawsze wtedy można by dojść do wniosku, że kogoś Bóg szczególnie nie lubi, a to robi z niego kapryśnego szejka.
    Tylko miłość, przyjaźń, życzliwość to by było najlepsze. I uczciwość, wobec innych i siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też nie odpowiada idea Boga, który folgowałby kumoterstwu:). To w jakiś sposób niegodne, odzwierciedla raczej nasze własne, dość trywialne wyobrażenie Bożej Opatrzności.

      Usuń
    2. On nie formuje kumoterstwu. On po prostu daje wybór.

      Usuń
    3. Daje nam wybór, bo dał wolność. I choć nie ma sposobu się jej zrzec, trzeba pamiętać, że będziemy rozliczeni.

      Usuń
  2. chociaż mówi pismo - Ptaszkowie niebiescy nie sieją i nie orzą a mają co jeść:)

    ale się zgadzam
    modlitwa to nie wyrażanie życzeń

    OdpowiedzUsuń
  3. Sufi Bayazid opowiada o sobie samym:
    Za młodu byłem rewolucjonistą i moja modlitwa wyglądała tak:
    "Panie, daj mi siły, żeby zmienić świat".
    W miarę jak stawałem się dorosły i uświadomiłem sobie, że minęło mi pół życia,
    a nie zdołałem zmienić ani jednego człowieka, zmieniłem moją modlitwę i zacząłem mówić:
    "Panie, udziel mi łaski, by przemienić tych,
    którzy się ze mną kontaktują. Choćby tylko moją rodzinę
    i moich przyjaciół. Tym się zadowolę".
    Teraz, kiedy jestem stary i moje dni są policzone, zacząłem rozumieć,
    jaki byłem głupi. I moja jedyna modlitwa jest taka:
    "Panie, udziel mi łaski, bym sam się zmienił".
    Gdybym tak się modlił od początku, nie zmarnowałbym życia.

    Wszyscy myślą o zmianie ludzkości.
    Prawie nikt nie myśli o zmianie samego siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie. Dlaczego tak jest? Może taki sposób funkcjonowania ma jakiś głębszy sens.
      Idealnie byłoby rozumieć, że przemiana świata zaczyna się od nas samych.
      Najwyraźniej brak nam holistycznego myślenia.
      Stanowczo jednak protestuję przeciwko "starczemu" minimalizmowi:)).

      Usuń
    2. Decydować możemy w zasadzie tylko o tym, co sami zrobimy i co powiemy. Jeśli to czasami coś zmieni w świecie na lepsze - to dobrze. Tak nie musi się zdarzyć, ale przecież może :)

      Usuń
    3. Taka skromność dobrze nam czasem zrobi:). Lecz ziarnko do ziarnka...

      Usuń
  4. Chwalić się, przechwalać, pysznić - fe. Ale czasem podzielić się jakimś doświadczeniem - czemu nie?

    Przy czym czekanie aż ktoś za nas coś zrobi jest chyba niezbyt mądre.
    A jeszcze może wyjść jak w tym dowcipie o Żydzie modlącym się o wygraną na loterii. Albo w tym o ratowaniu pobożnego człowieka przez Pana Boga podczas powodzi....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzielenie się doświadczeniem jest całkowicie zrozumiałe. Wszak chcemy propagować to, co uznaliśmy za drogowskaz. A jednak trzeba w tym wielkiej pokory, by uniknąć odgrywania roli wszystkowiedzącego.
      Różne są ludzkie losy i nie wolno sugerować nikomu, że jeśli źle mu się wiedzie to dlatego, że nie zaufał Bogu.
      Tylko naiwny człowiek wierzy, że wraz z kolejnym dzieckiem będzie mógł zmienić mieszkanie na większe.
      Albo też kupić większy samochód. Na ogół musi pozbyć się nawet tego niedużego, który ma. Zakładając, że ma.

      Usuń
    2. ha! Zaufałam Bogu i jakoś nie obarczam Go za to,co się u nas ostatnio dzieje.
      A wręcz odwrotnie -dziękuję za dobro, które z tego wynika i pracuję, żeby było lepiej:)

      Usuń
    3. Dlatego też będzie lepiej:).

      Usuń
    4. Tak też sobie myślałam, że pokora jest tu kluczem.

      I tak sobie myślę,ze trzeba mieć ogromną pyche, mówiąc komuś, że źle mu się wiedzie, bo nie zaufał Bogu. Zwłaszcza, że znam ludzi, którzy z wielką prostotą opowiadali, że u nie jest właśnie odwrotnie - im większe zaufanie tym po ludzku trudniej... Bardzo konkretnie trudniej...

      Usuń
    5. Brzmi nawet sensownie. Po ludzku trudniej, a na duchu lżej. To wielka sztuka tak żyć.

      Usuń
  5. Bo modlić się to trzeba umieć ;-) Jest nawet naukowe podejście do modlitwy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie jestem pewna, czy to dobre czy też niekoniecznie, ale ja modląc się, dziękuję za wszystko co mam. Bo to jest dla mnie najważniejsze....
    ot. i po prostu.
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wdzięczność jest piękną cechą. Jeśli udaje nam się ją praktykować, to możemy uważać się za szczęściarzy.

      Usuń
  7. Dziękuję Ci Errato za ten wpis. Nawet nie wiesz jak bardzo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty zaś nawet nie wiesz, jak bardzo się z tego cieszę:)).

      Usuń
    2. Ja wierzę w cuda, ale zawsze wydawało mi się, że naszą rzeczą przede wszystkim jest nie czekanie na mannę z nieba, ale wykorzystanie wszystkich ludzkich możliwości, które dał nam Bóg:) Ale ostatnio w to zwątpiłam chyba:P Za dużo pierdół się naczytałam, ale już się poprawiam:)
      A te wszystkie cuda są łaską, darem... zupełnie niezależnym od nas, naszej komitywy z kimkolwiek i uczynków... On daje komu chce... czasem zupełnie niezrozumiale dla nas, ale zrozumiale dla swojej Opatrzności.

      Usuń
    3. Cuda są łaską i darem bez wątpienia. Niektórzy kpią sobie z tego. Tymczasem tak naprawdę cudem nie jest to, co nadprzyrodzone, ale właśnie zwykłe, wytłumaczalne po ludzku zdarzenie, za to mające dla mnie wymiar duchowy. Czyż nie jest największym i najbardziej zadziwiającym cudem to, że na pozór zwykłe zdarzenia wpasowują się w nasze życie w odpowiednim momencie? Kto potrafiłby lepiej to zaplanować, niż Stwórca Doskonały.

      Usuń
  8. Także codziennie dziękuję Bogu,za to co mam,prosząc go o zaopiekowanie się mną i moimi bliskimi.Pamiętam pewne kazanie,kiedy ksiądz mówił,że ludzie doświadczając trosk,nieszczęść,chorób mają żal do Boga,dlaczego na to pozwala..bo tak najłatwiej zrzucić winę na Kogoś..Bardzo często dopiero z perspektywy czasu dostrzegamy efekt końcowy,tych wcześniejszych wydarzeń,niejednokrotnie zaskakujący...Kiedy słyszałam te słowa,przypomnialam sobie to zdanie,że jeżeli Bóg zamyka drzwi,to otwiera okno...trzeba tylko umieć je odnaleźć.
    Może to nie do końca trafiony.przyklad,brat mojej bratowej,kiedyś ponad 25 lat temu,byl alkoholikiem
    Bedac pod wplywem % prowadzil samochod,spowodował wypadek i ktoś zginął...Brat bratowej, odsiedział wyrok,zmienił się,do dnia dzisiejszego nie wzial kieliszka do ust.Po wyjściu na wolność skonczyl odpowiednie kursy,szkoly i do dzisiaj pracuje jako pielęgniarz-opiekun w domu opieki społecznej.Jest bardzo lubiany przez wszystkich,pomaga potrzebującym...
    Z jednej strony można by zadac pytanie,czy rzeczywiście musiał ktoś zginąć,aby ten drugi zmienil diametralnie swoje życie?....Nie wiem....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę Ci powiedzieć, że kiedyś też zadawałam sobie podobne pytanie. Odpowiedź twierdząca obligowałaby nas do wyrzutów sumienia. Niezawinionych przecież. Teraz myślę, że tak nie jest. Nie może być.
      Jeżeli czyjaś śmierć w znaczący sposób zmienia życie innego człowieka, to znaczy, że nie poszła na marne.
      Z każdego, nawet najgorszego, wydarzenia można wywieść dobro. Wszystko co nas spotyka, w znaczący sposób na nas wpływa, zmienia nasze życie.

      Usuń
    2. Dokładnie,chyba tak jest jak mówisz,choć niejednokrotnie.mimo wszystko w niektórych przypadkach bezwiednie pojawia się w głowie "dlaczego?"...Wydaje mi się wówczas,że odpowiedz jest ,ale po Drugiej Stronie,że właśnie wtedy..wszystko stanie się zrozumiale..

      Usuń
    3. Musimy z pokorą zgodzić się na to, że nie wszystko zrozumiemy teraz.

      Usuń