Dawno mnie tu nie było. Trochę mi tego brakowało, chociaż z nawiązką folgowałam sobie, odwiedzając inne blogi. Rzecz jasna, jak dało się zauważyć, nie bez śladu przecież. Potrzebowałam dystansu, by uświadomić sobie tę prawdę, która jest w stanie najpełniej wyrazić moją osobę. Bez tego autentyzm diabli biorą, co zwykle skutkuje pisaniną tyleż napuszoną, co jałową. Jakoś tak potrzebny był mi oddech, świeże spojrzenie na wewnętrzną rzeczywistość.
Z racji nocnego Markowania często spotyka mnie zaszczyt bycia pierwszym czytelnikiem najnowszych postów na niektórych blogach. Tak było i tym razem u Panterki.
Temat był z rodzaju ciężkich, można rzec, przerażających nawet. Dlatego też oddźwięk był przewidywalny.
Autorka, prezentując przekrojową wiedzę historyczną o stosowaniu tortur, zwróciła naszą uwagę na aspekty życia, których świadomość na co dzień okryta jest mrokiem niepamięci. Co chciała przez to wyrazić?
Takie pytania padały bowiem w komentarzach - jeśli nie wprost, to przynajmniej pośrednio. Czy miała osobiste odniesienie do przedstawionych faktów. Wygląda na to, że nie, po prostu uznała za słuszne podzielić się z nami dezaprobatą dla tej patologii. Z całym bogactwem szczegółów tych haniebnych praktyk. Dlaczego zresztą miałaby ich nam oszczędzać - wszyscy jesteśmy dorośli.
Upiorna lektura nie pozostała bez wpływu na mój sen, czy raczej owego snu brak.
Nazajutrz okazało się, że większość czytelników zapoznała się z notatką rano.
Reakcje, co zrozumiałe, oscylowały wokół potępienia dla zła, którego dopuszcza się wobec człowieka inny człowiek.
Co "wrażliwsi" jednak, zdawali się być zbulwersowani tak śmiałą prezentacją tegoż zła. Czy słusznie?
Autorka, decydując się na ten kontrowersyjny krok chciała z właściwą sobie otwartością pokazać ciemne strony ludzkich dążeń do sukcesów, sławy i bogactwa. Zwróciła uwagę na fakt, że człowiek, jako jedyny z żyjących gatunków, zdolny jest do tak upiornej przemyślności.
Nie obyło się bez małej, choć sympatycznie przeze mnie odebranej, utarczki słownej.
Otóż pewna znakomita Dama naszej blogosfery stanęła na stanowisku, że nie ma nic budującego w prezentowaniu okropności niszczących obraz piękna, który w sobie posiadamy. Pożytek z tego żaden, bo niczego tym sposobem nie wskóramy. Niechybnie zaś sen spokojny możemy utracić.
Nie odmawiam takiemu sposobowi myślenia racji, przeciwnie, z pewnego punktu widzenia zdaje się być konstruktywny. Rozumiem argumentację i jej nie podważam.
Tym niemniej stoję na całkiem przeciwnym biegunie.
Jeśli bowiem okrucieństwo stanowi niekwestionowany element rzeczywistości, w której człowiek od niepamiętnych czasów żyje, to czyż się godzi zamykać na nie oczy?
Czy też przymykać choćby?
Jaki pożytek, pyta znakomita moja interlokutorka, odniosłam ze zdobytej wiedzy. W czym pomóc może to nieszczęsnym, jeśli nie jestem w stanie ulżyć ich cierpieniom.
A jednak upierać będę się przy swoim. Chociaż realnych możliwości nie mam, to ...nie mam też wyboru.
Nie umiem abstrahować od potworności, niezależnie od tego, czy sen mi zakłócają.
W tym miejscu muszę zauważyć, jak bardzo ludzie w postrzeganiu spraw różnią się między sobą.
Jakkolwiek nasze motywy mogą być nieco inne, to z grubsza biorąc, trzymam stronę Panterki. Jako odważna, trzeźwo myśląca osoba, nie zwykła chować głowy w piasek w obliczu prawd i sytuacji niewygodnych.
Będąc w pełnej gotowości świadczyć pomoc tam, gdzie tylko można.
W moim przypadku opowiadanie się po stronie wszelkiej informacji, zdaje się mieć źródło w upodobaniu do mistycyzmu.
Mam wrażenie, że w jakiś niepojęty sposób moja wiedza o ludzkim cierpieniu stanowi milczącą - nawet jeśli bezsilną - to jednak obecność. Współcierpiąc z nimi mam pewność, że robię to, co leży w mojej mocy. Czy płynie z tego realny pożytek? Tak, bo jeśli nie materialny nawet, to duchowy bez wątpienia. Kto wie, może przede wszystkim dla mnie. Niczego nie życzę sobie tak bardzo, jak tego, by świat wolny był od zbrodni i koszmarów. Dopóki tak jednak nie jest, chcę o tym wiedzieć możliwie najwięcej.
Wojciech Gerson. Gdańsk w XVII wieku. 1865. Olej na płótnie. 103,5 x 147 cm. Muzeum Narodowe, Poznań.
Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.
Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Amen, sama lepiej bym tego nie ujela!
OdpowiedzUsuńNie chce tu zbytnio filozofowac, ale postepowanie na wzor dziecka, ktore zakryje sobie oczy i mysli, ze go nikt nie widzi, bo ono przeciez nie widzi nikogo, do niczego dobrego nie prowadzi. Podobnie zreszta, jak twierdzenie, ze nie interesuje sie polityka, bo i tak nie mam na nia wplywu. Nic bardziej mylnego. Sama absencja wyborcza to juz wplyw na losy panstwa. Moglabym jeszcze wymieniac inne, kolejne skutki udawania, ze nic sie nie dzieje, skutki bezczynnosci spoleczno-politycznej, tylko po co?
Otóż to! Zwłaszcza polityką nie sposób się "nie interesować". Jak ona zainteresuje się nami, to już może być za późno:-).
UsuńNapisałam u Panterki, że czytać tego posta nie będę, ale to nie znaczy, że nie mam wiedzy na ten temat. Ona we mnie tkwi, bo przy różnych okazjach została przez mnie przyswojona. I wystarczy jedno słowo, jeden obrazek ( bo post jednak przejrzałam), żeby to wyszło. Jesteśmy zresztą pokoleniem, które epatowane było wojną, rewolucją, a tam nie brakowało opisów okrucieństw, że włos się na głowie jeżył.
OdpowiedzUsuńNie chcę się tutaj tłumaczyć, ale chcę napisać, że ja mam i wiedzę i świadomość tego, co się na świecie działo i dzieje. Polityka i różne dziwne rzeczy dziejące się obok niej, interesują mnie, a internet jest kopalnią wiedzy na ten temat. Trzeba ją czasem odsiać, ale jest.
A, że na blogu u siebie piszę głównie o pierdołach, to już jest insza inszość, bo jakaś równowaga w przyrodzie, czyli w moim życiu musi być :)
Na swoim blogu piszesz o bardzo fajnych rzeczach, w przeciwnym razie wcale byśmy tam nie zaglądali:-). Każdy człowiek ma swoją specyfikę; właśnie to miałam na myśli, pisząc tego posta. Nigdy nie odważyłabym się (w tej sprawie, bo w innej jak najbardziej:-) czyjejś postawy krytykować. Chyba, że ktoś jest i chce pozostać kompletnym ignorantem. Lecz takich w naszej blogosferze nie spotkałam do tej chwili.
Usuń:))
UsuńTak chyba jest, że duża część osób wie, ale świadomie nie zagląda, nie czyta, nie powtarza sobie różnych wiadomości, bo wystarczy mieć tę świadomość.
P.S. Do Pantery zwracam się czasem "Panterko", nigdy na mnie nie ryknęła, że sobie nie życzy ;) ale jak ryknie, to dostosuję się, oczywiście :))
Ja też zawsze nazywam ja Panterką. Chyba dlatego, że tak robią wszyscy:-).
UsuńŻyjąc na świecie nie sposób uniknąć pewnych informacji. Chcemy, czy nie, prędzej, czy później zawsze jakoś do nas dotrą. Dlatego też wiemy o wszystkich tych okropieństwach, o jakich wolelibyśmy nie wiedzieć. W trosce o swoją psychikę większość z nas odsuwa te sprawy w najdalszy jej kąt. Ja natomiast wolę przetrawić to w pełnym świetle, by pozbawić mocy demony, które drążą moją pamięć w ukryciu.
ja zgadzam się z Lidią!
OdpowiedzUsuńteż ma wystarczająca wiedzę na temat możliwych okucieństw jakie człowiek drugiemu człowiekowi ( i innym żyjącym istotom) jest w stanie zgotować... co więcej- uważam, że człowiek to z założenia istota zła, tylko to zło czasem ma okazje się ujawnić a czasem nie, stworzenie sprzyjających okoliczności ( eksperyment Milgrama) z większości z nas wydobędzie ten "gadzi instynkt" umiejscowiony w śródmózgowiu i pniu, odpowiadajacy za zachowania agresywne, rytualne (np. godowe), hierarchie społeczne....czyli to co napędza okrucieństwo...
wiem o tym i ASOLUTNIE nie udaję, że tego nie widzę, czy że tego nie ma... świadmomie nie ogladam, nie czytam, nie rozmawiam, nie piszę ( tu wyjatek:-)) o złu człowieka.... depresje już przechodziłam, wiec wystraczy, wolę robić to co sprawia mi przyjemność i robię to, żeby móc normalnie żyć. Oram swoje małe rodzinne poletko, uczę szcunku i akceptacji swoje dzieci... nie zawsze mi to wychodzi ale się staram....
Ale oczywisćie nie potępiam nikogo, kto pisze, czy kreci filmy o złu, w końcu nie staje sie przez to automatycznie zły... Chcę myśleć, że może dzięki temu ktoś się zmieni na lepsze... choć oczywiście jest też możliwość, że weźmie się do naśladowania ;-(((
Ja świadomie unikam takich takich tematów, bo wiem, jak na mnie działają... i uwążam, że jeśli ktoś "chowa głowę w piasek" czy zachowuje sie jak dziecko ( jak to napisała Panterka) to jest to jego wybór i należy to uszanować a nie oceniać wg naszych przekonań....
uf... ale sie napisałam...
PS. na wybory chodzę, chodziłam i będę chodzić, bo uważma, że jestem to winna krajowi w którym żyję, jestem częścią demokratycznego społeczeństwa...i nawet świadomość, że każda władza to " stare zbrodnie ubrane w nowe szaty" nie zmieni mojego postępowania :-)).
a tekstu Panterki na pewno nie przeczytam - sorki;-))
Bo mocne to-to jest!!! Jasne, że rozumiem. Nie zgadzam się jednak z tezą, że człowiek jest z gruntu zły. Jest raczej dzikim zwierzęciem, które obudowuje się kulturą. Od jej jakości moralnej zależy to, w którą stronę pójdzie. Dlatego tak ważne jest, by dzieciom przekazać w spadku zdrowy rdzeń, z którym łatwiej przyjdzie im opierać się złu przemycanemu w każdej możliwej postaci. Każdy z nas musi wypracować własny system, w którym niezmiernie ważne jest zachowanie odpowiednich proporcji między informacją, a ochroną przed nią. Czy ktoś mówił, że będzie łatwo?:-))
Usuńznasz eksperyment Milgrama?
Usuńlubię sobie myśleć, że ja w takiej sytuacji zachowałabym się inaczej, szlachetniej... ale tak naprawdę to mam nadzieję, ze życie nigdy nie postawi mnie w sytuacji, gdy na wierzch wyjdą moje złe instynkty ...:-))
Ach, i przepraszam Panterę, za te zdrobnienia- myślałam, że ma taki nick, sugerując sie wpisem Lidii...
UsuńO tym eksperymencie słyszałam, a nawet oglądałam film. To prawda, że pewne sytuacje wyzwalają w człowieku takie zachowania, o które nigdy by się nie podejrzewał. Dlatego nie warto się na to narażać. Ten eksperyment jest po prostu straszny!!! Pokazuje pewne zjawiska zachodzące w ludzkiej psychice wobec przyjęcia na siebie określonej roli. Traktowania jej ze śmiertelną powagą, "wzorowego" wywiązywania się z powierzonych zadań, dążenia do osiągnięcia maksymalnej skuteczności bez względu na koszty. Dlatego ja najwyżej cenię ludzi, którzy do spraw podchodzą na luzie. Mając świadomość, że ma to określone konsekwencje - których większość nie kwapi się przyjąć z dobrodziejstwem inwentarza:-). Na szczęście jest to izolowane zjawisko. W prawdziwym życiu ryzyko podobnych zachowań w skali powszechnej jest znikome. Po prostu w porę takie działania kanalizowane są przez rozpraszające czynniki, działające na wyobraźnię.
UsuńOdpowiadając na pytanie zawarte w tytule posta, mówię "tak". I to powinna być "każda" wiedza o świecie i tym dobry i złym. Niestety w walce o widza, czytelnika....wszystkie media epatują złem. Gdybym opierała swoją wiedzę tylko na informacjach uzyskanych z mediów, chyba bym sobie w łeb strzeliła. "Zło" tego świata, dobrze się "sprzedaje", rosną słupki oglądalności ( co też nie świadczy dobrze o człowieku) a za tym, rosną zyski z reklam. Dobroć jest "nudna", jakoś mało pociągająca..... ale według mnie, jest jej zbyt mało. Brakuje równowagi w przekazie. Nie jestem przekonana, że pokazywanie tylko "czarnej strony", uwrażliwia nas na cudzą krzywdę.
OdpowiedzUsuńPanterka, poruszyła temat bulwersujący i ja po przeczytaniu go, byłam wkurzona...nie na autorkę, chyba bezradność wobec takich praktyk, wyprowadziła mnie z równowagi. Jej post, to była taka pigułka zła...ale dzisiaj jest u niej śmiesznie i to jest ta równowaga, której brakuje w mediach.
Jestem pewna, że niektórzy byli wkurzeni również i na autorkę. Że takie bebe rzeczy do śniadania im serwuje. Jak ten kot, co to panu przed nos zdechłą myszkę w dobroci kociego serduszka przynosi. Tymczasem nie ma zmiłuj. To jest i nie zniknie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Media oferują nam cokolwiek wypaczony obraz rzeczywistości. Kreowanie dobra, jako rzeczy nieatrakcyjnej i nudnej, wyrządza ogromną krzywdę tym, którzy znajdują się na samym "starcie".
UsuńRzeczywiście samo ukazywanie tych strasznych rzeczy nie wystarczy. Wrażliwość buduje się za pomocą całkiem innych działań.
Przeważnie bloger zdaje sobie sprawę, że odpowiada za to, co napisał, tak samo jak czytelnik - ma ochotę, czyta, nie chce - opuszcza stronę.
OdpowiedzUsuńZ trudem oglądam "Czas Honoru" czasem płaczę, częściej odwracam wzrok lub na chwilę przełączam na inny kanał, jestem pełna współczucia przecież nie dla tych fikcyjnych postaci tylko dla żyjących wtedy i tam. Powtarzam też wiele razy - nie wiedziałam.
Niektórych dziedzin wiedzy nie chcę pogłębiać - jedne mnie przerażają, inne przygnębiają lub nudzą. To są własnie pornografia, zwyrodniałe zachowania wobec ludzi i zwierząt, skrajna patologia.
Wracając do bloga - cokolwiek czytelnik napisze - niech pisze, ma prawo mieć swoje zdanie, byle nie obrażał innych,
Z Panterą się nie kochamy a przecież szanujemy a nawet obydwie mówimy chórem w wielu miejscach - nic nie napiszę bo nie chcę nikogo obrażać! Chodzi o to, że obydwie mamy dość ekspresyjny sposób przedstawiania świata i dlatego budzi to emocje.
Ale się rozpisałam, teraz nie wiem, czy na temat, bo mi uciekło okno. Miłego dnia!
Jasne, że na temat. Jak zawsze zresztą. Z tą "miłością" to jest trochę tak, że odczuwamy ją wobec pokrewnych nam osób. Wobec tych z gruntu innych, ale budzących podziw swoją postawą, miłości tak mocno nie "odczuwamy", tylko bardziej ją rozumiemy. Nie wiadomo, co jest wartościowsze, bo zdania na ten temat są podzielone.
UsuńGdy idzie o informacje, każdy we własnym zakresie musi osądzić, co jest dla niego korzystne. Przed czym musi się chronić, a co chce dobrowolnie "brać na klatę".
Ja kocham Was obie:-). I jeszcze parę innych osób całkiem odmiennego "wykroju". Wiele jeszcze innych ogromnie lubię i cenię. No i na koniec (z właściwą sobie skromnością:-))) nadmienię, że znajdzie się też parę takich, z którymi nie przepadam. To ci, którzy dość agresywnie epatują wyznawaną przez siebie ideologią (niekoniecznie religią!), bądź też odznaczają się wykluczającym stosunkiem do niektórych ludzi. Przy czy wykluczenia w moim rozumieniu nie stanowi sama tylko dezaprobata dla czyjegoś postępowania. Chodzi mi o izolację, której bezwzględnie poddaje się drugiego człowieka.
Klarka, nie oszukuj! Ja tam Cie kocham nieodmiennie, to Ty nie chcesz sie ze mna bawic w piaskownicy! ;)
UsuńKto się czubi, ten się lubi:-))).
UsuńJaki ciekawy post, a ja właśnie go odkryłam!
OdpowiedzUsuńErrato, znasz moje zdanie. I ja kiedyś myślałam jak Ty, czy Pantera w kwestii polityki np., ale od kiedy postanowiłam być swoim przyjacielem i dbać o siebie świadomie dawkuję sobie informacje. Np. nie oglądam tv, za wyjątkiem wybranych filmów i seriali. Uważam, że wiele zyskałam, a nic nie straciłam. To, że nie zatruwam siebie codzienna porcją nienawiści, bólu, nieszczęść jest dla mnie na wskroś dobre. Czuję to. Piszę tu o sobie i tylko o sobie, nie twierdzę, że to jest jakiś uniwersalny sposób dla wszystkich. Mam tylko jedno życie i nie zamierzam poświęcać go, ani minuty, na oglądania Macierewiczów czy Kaczyńskich. Kiedy trzeba, kiedy jest czas wyborów, wyrabiam sobie zdanie. Od tego nie da się całkiem uciec. Na wybory chodzę, podatki płacę, śmieci selekcjonuję, biorę udział w projektach osiedlowych... Ale nie o tym.
Anię - Panterę cenię bardzo, między innymi za odwagę pisania o takich rzeczach. To, że mam inne zdanie na temat CHRONIENIA SIEBIE, nie oznacza, że oceniam jej tematy blogowe. Jednak cieszę się, kiedy Ona pisze o jaśniejszych sprawach, bo wiem jak to wrażliwa jest osoba i nie mam wątpliwości, że płaci gorzką cenę za swoją chęć pogłębiania wiedzy na tak trudne tematy jakim jest np ostatni o torturach.
PS. Jaka tam ze mnie dama! Nie zawstydzaj mnie. :)
Dzięki za uznanie:-). Ja też (ku wielkiej dezaprobacie mojej siostry) zupełnie przestałam oglądać TV. Filmy oglądam na komputerze.
OdpowiedzUsuńTeż byłam nieco zaskoczona jej odwagą odnośnie doboru tematu. Sama pewnie bym się nie odważyła, ale jej wolno:-). W końcu wyrobiła sobie dziewczyna markę. Nie we wszystkim wprawdzie popieram jej zdanie, ale najważniejsze, że utrzymane jest status quo.
A Damą ponad wszelką wątpliwość tutaj jesteś. Twoja pozycja jest niezachwiana:-)).
Właśnie przed chwilą, w ramach akcji obronnej przeciwko wchłanianiu treści przeze mnie niepożądanych, wyłączyłam obserwowanie pewnego bloga. Czytanie na blogu o praktykach sado i maso jest mi niestrawne, podczas, gdy przed rzetelną, udokumentowaną psychologicznie wiedzą z tej dziedziny nie zamykałabym oczu.
OdpowiedzUsuńTeż bym nie zdrzierżyła. Wychodzę z założenia że ten blogowy świat ma mnie nie złościć, ma mnie inspirować i ciekawić, ale nie wkurzać. Ale znowu nie o tym... :)
OdpowiedzUsuńPoruszyło mnie Twoje sformułowanie, że NIE MASZ WYBORU. Otóż masz. I ja mam. Wybrałyśmy inaczej.
Pozdrawiam Cię. :)
Mnie się zdaje, że nie mam. Ale to pewnie dlatego, że wybrałam już "na starcie". Ja oczywiście też Cię serdecznie pozdrawiam. Jutro będzie o czym innym.
OdpowiedzUsuń"Mam wrażenie, że w jakiś niepojęty sposób moja wiedza o ludzkim cierpieniu stanowi milczącą - nawet jeśli bezsilną - to jednak obecność. Współcierpiąc z nimi mam pewność, że robię to, co leży w mojej mocy. Czy płynie z tego realny pożytek? Tak, bo jeśli nie materialny nawet, to duchowy bez wątpienia. Kto wie, może przede wszystkim dla mnie. " Piękne podsumowanie.
OdpowiedzUsuńCzytając Twój post myślałam o takich filmach jak "Lot nad kukułczym gniazdem", "Oszukana" czy "Zielona mila", myślę że jednak dużo wnoszą w nasze życie. Wzruszają, przerażają okrucieństwem, ale budzą w nas wewnętrzny bunt pt. "nigdy nie dopuszczę do tego, by moim bliskim przytrafiło się coś podobnego czy też w ogóle w moim otoczeniu było przyzwolenie na podobne okropieństwa".
To są filmy, które i mnie do żywego poruszyły. Lot nad Kukułczym Gniazdem to film kultowy, wpisany na stałe do kanonu kina. Pamiętam, jak wielkie wrażenie wywarł na mojej siostrze i mnie. Z Zieloną Milą zapoznałam się najpierw w wersji książkowej. Lecz wspaniałe kreacje aktorskie sprawiły, że film w niczym nie jest gorszy od swego pierwowzoru. Tacy mistrzowie kina jak Tom Hanks, czy też odtwórca roli Johna Coffeya, Michael Clarke Duncan, potrafiliby tchnąć ożywczego ducha w każdą niemal produkcję. Także inni, jak Gary Sinise, Graham Greene, Harry Dean Stanton, czy wreszcie James Cromwell, mają w tym swój niebagatelny udział. Ogólnie biorąc, cudowny, pełen ciepła i stwarzający punkt wyjścia dla wielopłaszczyznowych rozważań film.
OdpowiedzUsuń