Wojciech Gerson. Gdańsk w XVII wieku. 1865. Olej na płótnie. 103,5 x 147 cm. Muzeum Narodowe, Poznań.


Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Wstrząśnięte, niezmieszane

Ostatni tekst pozostawił niedosyt. Zarówno we mnie, jak też (zważywszy na komentarze), również i w odbiorcach.
Gwoli wyjaśnienia, nie tyle były to fragmenty, co raczej skróty. Taka quasi synteza.
Przyjmijcie jednak prawdę, że jestem raczej mistrzem krótkiej formy.
Lecz, owszem, będzie tego więcej. Szykuje się również i dłuższy tekst.

Przykłady można by mnożyć; prawdziwe przesłanie, jak to zwykle u mnie, oscyluje gdzieś pomiędzy wierszami.
Wszystko to preludium przed tym głównym tekstem.
Prezentacje zainspirowane są wydarzeniem "uaktywniającym".
Lecz zanim osobny o tym post - rzutem na taśmę małe co nieco.

***
Poznali się przez internet. Mieszkali w różnych miastach. W prostej linii sto czterdzieści dziewięć.
Potem ogromna radość. Okazało się, że w dawnych czasach uczyli się w tej samej szkole, tyle, że w równoległych klasach. Wspomnieniom nie było końca. A to o dawno niewidzianych kolegach, to znów o zmarłych nauczycielach. Dobrze jest znać kogoś, kto znał nas w młodości. Potencjalnie znał, bo nie kojarzyli siebie z tamtych czasów.
Po Jubileuszu Szkoły uznali, że warto spróbować.
Dzwonił kilkanaście razy dziennie. Czasami wcześnie rano, gdy smacznie jeszcze spała.
Po to jedynie, by podzielić się wieściami z pracy. Jak większość absolwentów ich szkoły, oczywiście był inżynierem. Słuchając, wyobrażała sobie, jak zimno jest na budowie, którą wizytował.
Lubiła być powierniczką takich najprostszych, codziennych wydarzeń.
Nie chciała, by przepraszał za wybudzenie, solennie w duchu postanawiając, że zmieni tryb życia ze względu na niego.
Dzielił się z nią wszystkim, co aktualnie przeżywał, swoją muzyką, perypetiami rodzinnymi, sukcesami w pracy.
Bliscy dziwili się, że toleruje taką znajomość. Angażującą do granic możliwości, podczas, gdy znali ją jako niezależną samotniczkę.
Aż nagle choroba jego matki.
Tak dobrym cieszyła się zdrowiem staruszka  - lecz wszystko do czasu.
Szpital, operacja, krótkie domowe chorowanie.
Wreszcie nieunikniony koniec.
Smutek, depresja, milczenie. Tak nienaturalne dla niego.
Brak odpowiedzi na wiadomości. Zaczęła poważnie się niepokoić.
Nareszcie wszystko stało się wiadome.
Nie powiem, zachował się elegancko. Mógł przecież, jak to się praktykuje, bez słowa zniknąć na zawsze. Umarłoby śmiercią naturalną i cześć.
Zakończenie jest dość typowe. I dość trywialne, niestety.
Po pogrzebie matki pocieszyła biedaka ...sąsiadka, w której współczujące ramiona wpadł.
Wybacz - napisał na koniec - widzisz, Kochana, jak to życie nam pisze scenariusze...

No, to ...z Bogiem, poczciwy człowieku - pomyślała sobie. Ciekawe, ile jeszcze takich "scenariuszy" bezwolnie będziesz realizował.
___________________________________________________
I znów, jak to u mnie, obiecanki cacanki. Czemu nie piszę?  
Deprecha, panie, deprecha....

Obiecuję poprawę. Módlcie się, trzymajcie kciuki, wróżcie z fusów etc. etc.

I co okaże się dziś?  

28 komentarzy:

  1. Do sasiadki mial w linii prostej dwa metry, ot cala prawda!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś w tym jest. Nie darmo wymyślono powiedzonko: "nie da ci ojciec, nie da ci matka, tego, co może dać ci sąsiadka":))).

      Usuń
  2. Dobrze że się wcześnie okazało co to za facio jest

    To trzymam kciuki
    Jakby co

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kciuki trzymaj, może będzie dobrze. Niekoniecznie dla mnie:))). Ale o tym później.

      Usuń
  3. No cóż za mało dbała o swoje sprawy. Trzeba było razem z nim posiadzieć przy jego matce. Potrzymać za rękę. Inna potrafiła lepiej zadbać o swoje interesy a honor do kieszeni. Cóż prawo silniejszego o silniejszej......

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, fakt. Mogła przecież przyjechać i wspierać. Ale z niej to już taka zdystansowana osóbka jest. Chciałaby na gotowe:)).

      Usuń
  4. ale ja to strasznie podejrzliwa jestem i myślę sobie, że ta miłość z sąsiadką to się nie zaczęła tak nagle, przeciwnie, był to stary związek a fascynacja internetowa była gwałtowna lecz nietrwała, i dlatego tak się skończyło. Ale czy ta matka na pewno zmarła czy on ją uśmiercił tylko wirtualnie, chcąc usprawiedliwić odejście do innej?
    A może on był żonaty i tak namotał z tą matką i kochanką. Albo...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, Klarko, Klarko, powściągnij podejrzliwość. Przecież piszący tak kreuje swą opowieść, że fakty trzeba traktować jako dokonane. W tym przypadku naprawdę zmarła. Gdyby tak nie było, byłaby to już inna historia. Może zresztą powstanie, bo przypomniałaś mi, że taką historię też znam.

      Usuń
  5. Ja to tak jak Klarka, coś mi od początku nie grało. No może nie żonaty, bo by z samego rana nie dzwonił. A może wszystko to było bujdą na resorach, a on sie tylko zabawić chciał?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. On autentycznie się zauroczył. Tyle, że równie szybko zauroczył się następną. A na zauroczenie, jak wieść gminna niesie, mocnych nie ma:)).

      Usuń
  6. Bardzo podobną historię znam. Znajomośc zawarta za pomocą internetu.Najpierw ogromna fascynacja i bezdech, gdy sie nie miało od siebie wiadomosci przez parę godzin a potem milczenie, pustka, zachodzenie w głowę - dlaczego własnie tak sie stało, skoro miało być tak pięknie...? Mysle, ze to jest taki typ mężczyzny. Przezywajacy krótkie ale bardzo gorące fascynacje. Niestały w uczuciach, ale świetnie potrafiacy je rozbudzać u zauroczonych jego efemerycznym czarem niewinnego chłopca, kobiet. Najlepiej by było, gdyby trafiał swój na swego. Pani motyl na pana motyla. Niechby sobie razem po łące pofruwali a potem rozstali sie zgodnie w poszukiwaniu nowych kwiatów i owadów. Ale najgorzej jest, gdy jedna z osób w takim rozpadajacym sie zwiazku czuje sie zdradzona, oszukana, ponizona i przezywa to wciaz i wciaz, rozdrapujac rany i w sobie doszukując sie przyczyn niestałości tego gamonia. Pewnie tamta miałą w sobie to coś, czego mnie brakuje - mysli biedna istota. I nie może wygrzebać sie z dołka, gdy tamtem świetnie sie bawi z kolejną pania, i znowu z nastepną...I ani mu w głowie poczuwać sie do winy.
    Ciekawa jestem Errato co jeszcze trzymasz w zanadrzu w tym temacie?!:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zależy w jakim temacie. Internetowym? Właśnie opracowuję dwie następne historyjki.
      Wzmiankowany dziś typ, to rzeczywiście mężczyzna z gruntu niestały. Nawet nie sposób nazwać go złym, bo jest współczujący, uczynny. Po prostu cechuje go powierzchowność, angażuje się błyskawicznie, a potem traci zapał. Chce dobrze, tylko nie potrafi w tym wytrwać. Za nic w świecie nie chciałabym związać się z kimś takim.

      Usuń
    2. Miałam na mysli temat miłosny. Ale ponieważ Internet i miłośc coraz bardziej idą ze sobą w parze, to czuję iż będziesz w nastepnych postach drążyć obydwa zespolone tematy.

      Usuń
    3. W niektórych przypadkach tak oczywiście będzie. I to właśnie w tych najbliższych. W obawie, że niektórzy mogą być znużeni tą tematyką, zaplanowałam odrębną zakładkę, dla Ciebie i tych wytrwałych:))).

      Usuń
  7. To ja się zgłaszam w tej najostatrniejszej podniesionej kwestii ;))) wsparcia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno mi wyrazić, jak bardzo jestem wzruszona***.

      Usuń
  8. Jak to piszą o tym wróblu w garści i gołębiu na dachu.
    Bo życie to w końcu kwestia wyboru
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tu człek by chciał i wróbla, i gołębia:)).
      Zjeść ciastko i mieć ciastko. Ech...

      Usuń
  9. Ludzie małego ducha są mało odporni na odległości, wolą mniej tej miłości, za to w pobliżu.
    A może tu przez internet była po prostu fascynacja, ale facet nie był na tyle pewien, żeby chciał czekać i realizować tę znajomość dalej, czyli przejść na poziom bycia razem.
    A poszedł mi taki jak najdalej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Facet był pewien. Tacy zawsze są pewni, tyle, że nie na długo. Byle powiew i już gna ich z wiatrem...:)
      Ja też zawsze ich poganiam. Jak trzeba, to dobrym kopem!

      Usuń
  10. Deprecha? Nie smutaj!!! Lato jeszcze! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niby jeszcze lato, ale czuje się już schyłek...

      Usuń
  11. Uwielbiam Twoje teksty.Tak trzymaj. D.

    OdpowiedzUsuń
  12. Historyjka pieknie opisana- gratuluje.

    I pozostane TYLKO przy modlitwie :)
    Dobrego dnia!

    OdpowiedzUsuń
  13. Ponieważ dawno temu jakieś 100, przerabiałam znajomości internetowe. Uchowaj Boże od takich znajomosci

    Lubię Ciebie czytać

    OdpowiedzUsuń
  14. Z tymi znajomościami może być różnie. Zależy, czego się po nich spodziewamy.
    Będę jeszcze o tym pisać.
    Dziękuję, miło mi:-)*.

    OdpowiedzUsuń