Wojciech Gerson. Gdańsk w XVII wieku. 1865. Olej na płótnie. 103,5 x 147 cm. Muzeum Narodowe, Poznań.


Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.

poniedziałek, 24 listopada 2014

Uwielbiam panacea wszelakie

Nie owijając w bawełnę - ciężkie dopadło mnie choróbsko.
Siostra dworuje ze mnie, jaką to antyreklamą zdrowego trybu życia jestem.
Nie palę, nie piję, odżywiam się witaminowo, kocham wszelaki ruch i spacery.
Tymczasem można by zapytać, co mi nie dolega.
Siostrze - mądrali - odpowiem, że gdyby nie mój zdrowy tryb, wspomniane przypadłości dopadłyby mnie jeszcze wcześniej.
No, może zresztą nie do końca taki zdrowy. Dopiero wszak przed trzema miesiącami zarzuciłam niecny swój proceder. Czyli żarcie słodyczy w hurtowych ilościach. 
 
Próby zaradcze w oparciu o rodzimy system służby zdrowia, póki co, spaliły na panewce.
Można by rzec, siedzę na beczce prochu.
Cóż począć, gdy jedynym wyjściem jest operacyjny zabieg, na który czekać trzeba parę ładnych (albo raczej niezbyt ładnych) lat.
Który w dodatku nie daje rękojmi, lecz tylko szansę.
W takich razach jedyną, bywa, nadzieją, jawią się człeku ...panacea.
Lubię sobie poczytać "cudownych" ozdrowień świadectwa.
Zwłaszcza, gdy nastąpiły po krótkiej, nieskomplikowanej, przede wszystkim zaś niedrogiej, kuracji.
Swego czasu pisałam o urynoterapii.
Spokojnie, bez obawy; ten temat dla mnie dawno jest zamknięty.

Eureka - Laminina!
Już, już, zdecydowana byłam - z kasy wyskoczywszy - zakupić ów cudowny, rewelacyjny, rewolucyjny wręcz, drogi specyfik... Tak drogi, że miesięczna kuracja pochłaniałaby dwie trzecie tego, co zostaje mi na życie. (Czyli, obiektywnie biorąc, nie taki znowu drogi. Tyle, że - bagatela - nie na moją kieszeń.)
Lecz tymczasem...
Trafiłam na pewien blog popularyzujący naturalne sposoby radzenia sobie z problemami zdrowia.
Zaskakujące, jak bardzo podatny jest człek na takie sympatyczne pranko mózgu.
Ach, jak kocham wszystkie te "nieinwazyjne", "naturalne" i "fizjologiczne" sposoby na odzysk zdrówka. Lektura takowa do śniadania stanowi najlepszy poranny brukowiec.
Tak oto uzyskałam informację o metodzie płukania ust olejem.
Metoda bynajmniej nie nowa. Z dzieciństwa pamiętam, jak stosowała ją moja mama.
Nazywała to żuciem oleju. Jak zwał, tak zwał.
Fiku miku - łyżka oleju do paszczy - i po krzyku.
Za to jakaż to dla zdrowia korzyść! W tym cała nadzieja.
Olej należy żuć na czczo. I to przez pół godziny! 
Dziś nastał ten wielki dzień. Olej zaaplikowany.
I tu zaczęły się przysłowiowe schody. Co począć z nadmiarem śliny.
Przełykać jakoś w tylnej części gardła? Tak się zdawało przesuszone, że niemal połknęłam zawartość.
Zemdliło mnie na tę myśl, odruchem grożąc wymiotnym. Że już nie wspomnę tu o konsekwencjach - same szkodliwe to substancje. Po pięciu minutach, pod sankcją udławienia się, musiałam skapitulować.
Naiwna, krótkotrwała nadzieja - bezcenna.
Czyżby ostatnią deską ratunku (patrz punkt pierwszy) miała być kosztowna kuracją lamininą?
Przy okazji - ktokolwiek słyszał, ktokolwiek zna?

Tu wieść z ostatniej chwili.
Właśnie odkryłam (dzięki wspomnianemu już blogowi), następny przecudowny środek.
Co godne uwagi, znacznie mniej uciążliwy w stosowaniu.
Chodzi o olej kokosowy, którego do tej pory - według klucza grupy krwi - starałam się unikać raczej.
Ciekawe, że nic nie napisano o tym.
Środek ów ma takie krocie zastosowań tudzież tyle chorób leczy, że gdybym chciała je wymieniać, zanudzilibyście się na śmierć.
Chyba, że i na nudę działa również.
Póki co, nie doczytałam, czy i moja przypadłość znajduje się w tym spisie.
W te pędy lecę czytać dalej.

Wprawdzie z chorobą nie ma żartów, lecz skoro nie ma też nadziei, pozwolę sobie potraktować ją z właściwym sobie, wisielczym poczuciem humoru.
Innymi słowy, ciekawi mnie, czy jesteście w stanie odgadnąć, jakież to paskudne choróbsko uwzięło się na mój organizm.
Gwoli ścisłości dodam, że nie jest to nowotwór, choroba Alzheimera, SM, ani też epilepsja.
Żartownisiów zaś uprzedzam, że nie jest to demencja, nietrzymanie moczu, ani hemoroidy.
Nie ten trop.

W oko wpadła mi jeszcze jeszcze jedna, wielce osobliwa koncepcja. W myśl której pokarmy winniśmy spożywać głównie na surowo. Ach, któż ogarnie wszystkie te rewelacje...
Całej niedzieli nie starczy mi na rozpracowanie co ciekawszych prezentacji tego blogu.

74 komentarze:

  1. Wujek Google i blogi mają moc przekonywania.
    A my, sfrustrowani i cierpiący "brzytwy się chwytamy".
    Mam nadzieję, że dobry humor i szare komórki pomagają najbardziej. Na wszystko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. Wszelkiego autoramentu poradniki potrafią wiele nam zasugerować:).
      Lecz jeśli to może pomóc, warto do siebie zastosować. Z umiarem i dystansem.

      Usuń
  2. Twoja przypadlosc to, moim zdaniem, hipochondria, szukasz czegos w sobie i wymyslasz, a pozniej udajesz sie w swiat tropem cudownie dzialajacego panaceum i utwierdzasz sie sama w przekonaniu, ze rzeczywiscie potrzebujesz leku na cale zlo. Przestan szperac po internetowych encyklopediach zdrowia, a zaraz Ci sie polepszy.
    Pamietasz, kiedy dopadla mnie kolka nerkowa, wujek gugiel zasugerowal mi ostre zapalenie trzustki i rychle zejscie.

    A w ogole to myslalam, ze jeszcze liczysz glosy w komisji wyborczej... :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hipochondria swoją drogą:). Ale tym razem ja nie o tym.
      Przeszłaś operację usunięcia kamieni nerkowych, więc masz pojęcie o tym. W stanie ostrym takie (i tym podobne) rzeczy operuje się natychmiast. Najlepiej jednak nie czekać do ostatniej chwili, tylko pozbyć się przypadłości dopóki znajduje się w stadium przewlekłym. W Polsce terminy są bardzo odległe, a więc...
      Niestety, operacja na ostrym dyżurze nie zawsze przebiega bez komplikacji. Jeśli zostanie uszkodzony np. przewód żółciowy (albo moczowód), może dojść do zapalenia otrzewnej, czy innego diabelstwa.

      Usuń
    2. W komisji wyborczej będę pracować w niedzielę. Mamy drugą turę wyborów na prezydenta miasta.

      Usuń
  3. Może coś dla siebie znajdziesz w końcu, bez wydawania ciężkiej kasy na jakieś specyfiki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, na pewno. Ssanie oleju odpada - nie mam na to czasu. Ale może zacznę coś niedrogiego zażywać.

      Usuń
  4. naprawdę nie jesz żadnych słodyczy? Ani serniczka, ani muffinek, i czekoladek kokosowych z migdałem też nie? :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jem, bo ...nie mam okazji. Dlatego taką bohaterkę Związku Radzieckiego i ewentualnie Chin Ludowych podrzynam:)). Jak przyjdą Święta, mogę zacząć śpiewać inaczej. Póki co, planuję upiec mało ciast.
      Tak, aby po rozczęstowaniu towarzystwa dla mnie zostały najwyżej dwa kawałeczki. Fabrycznych słodkości nie kupuję i odmawiam, nawet gdy mnie ktoś poczęstuje. Przemówiłam do swojej podświadomości, jakie to szkodliwe substancje w nich się znajdują. Poskutkowało - o dziwo!


      Usuń
    2. No to podziwiam, bo ja to wprost uwielbiam! Mogłabym się żywić słodkim. :)

      Usuń
    3. Ja też niemal przez całe życie tak miałam. I miałabym do tej pory, gdybym się nie przeprogramowała:)).
      Mam nadzieję, że to już na zawsze. Co prawda na imprezie u brata (w zeszłym miesiącu) poczęstowałam się cukierkiem. Chyba odruchowo. Sukcesem było to, że nie sięgnęłam po więcej. Do tej pory kończyłam jedzenie dopiero wtedy, gdy kończyła się zawartość pudełka.

      Usuń
  5. Prawdę mówiąc ja też pomyślałem, że to jakaś choroba wyborcza, ale żeby trzeba było aż operacji żeby się od tego odciąć?
    Na serio zaś życzę żebyś znalazła skuteczne i dostępne rozwiązanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, widzę, że potraktowałeś temat w konwencji żartu. Czyżbym zapracowała na to, co spotkało bohatera anegdoty o topieniu się...:)

      Usuń
    2. Temat potraktowałem poważnie. Pierwsze zdania mojego komentarza było w konwencji żartu zaś zyczenie bardzo serio,.

      Usuń
    3. Wiem, teraz ja pozwoliłam sobie zażartować:)).

      Usuń
  6. ostatnio przeżyłam trzy zmasowane ataki sprzedawców "cudowności"- dwa rodzaje soczków i tabletki... wszystkie leczące wszystko!! w ogóle człowiek powinien się zastanowić, dlaczego jeszcze żyje, nie stosując tych specyfików, bo wedle tego, co ma w sobie, powinien już dawno wykopyrtnąć.... (może jesteśmy jak ten bąk-trzmiel co według praw fizyki nie powinien latać, ale o tym nie wie i... lata!!!)
    zdrówka Kochana! coby to nie było, humor ( nawet wisielczy) najważniejszy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Największe pranie mózgu robią ludziom na tzw.pokazach. Dlatego też unikam ich jak ognia:).
      Jeśli nie wiemy, że coś jest niemożliwe, w działaniu często okazuje się możliwe.

      Usuń
  7. Też czasami łapię się na te panacea...Ale wiesz co Errato? Mysle, że nasze żoładki i w ogóle przewody pokarmowe trawi cos podobnego (kiedys zresztą wspomniałyśmy cos w komentarzach do siebie na ten temat). Mnie pomaga dieta. Im prostsza i tańsza tym lepsza.Jak chcesz, to napiszę Ci cos o tym więcej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już sama rezygnacja ze słodyczy troszkę poprawiła stan mojego przewodu pokarmowego. Niestety dodatkowe leki (w związku z tą ujawnioną chorobą) znów nieco pogorszyły sytuację.
      Podziel się ze mną, Oleńko, swoimi dietowymi zmaganiami:).

      Usuń
    2. No to jadę z tym koksem Errato! Dzielę sie tym, co działa dobrze na mnie i na męża. Tak zdrowo jak teraz nie czuliśmy sie nigdy a taka dieta u nas gdzies tak od czerwca dopiero.
      Pić dobrze jest rano na czczo zalany ciepłą wodą, zmielony len. I nigdy nie wychodzic z domu na głodniaka. Zjeśc przed wyjściem coś ciepłego koniecznie. Opierać swoją diete na kaszach. Szczególnie na jaglanej i jęczmiennej. Jak najmniej jeść sklepowych kurczaków i wędlin. Nie jadac białego pieczywa. Nie łączyć białek z węglowodanami (to bardzo wazne!). Jeść duzo zup jarzynowych z ziemniakami. Z czym jeśc te kasze? Z masłem albo z warzywami gotowanymi albo z musem jabłkowym albo z olejem słonecznikowym. Albo w zupie. I używac tylko naturalnych przypraw. Precz odrzucic vegety i inne glutaminiany sodu. Pogryzać sobie słonecznik i pestki dyni i suszone sliwki i jabłka. Jeść duzo warzyw w dowolnej formie ( i gotowane i surowe). I kiszonych ogórków i kapusty jesli nie ma po tym wzdęć (kiszonki pomagaja na drożdzyce w przewodzie pokarmowym, a mało kto tego pieroństwa teraz nie ma). Ukisić sobie buraków. Pic ich sok. Pogryzac te buraki.
      I rzeczywiscie - jak najmniej cukru! A zwłaszcza w połączeniu z mąką! Czyli naleśniki smarować sobie np. miodem i serem.Albo polewać sosem warzywnym, czy grzybowym.
      Ja jem jeszcze duzo czosnku i cebuli i tym leczę wszelkie zapalenia i przeziebienia w zarodku (tu na wsi nie ma problemu, jesli sie zionie tymi zapaszkami!), ale pewnie Ty z problemami z kamicą żółciową, to nie bardzo takie rzeczy możesz chyba zjadać.
      A do tego wszystkiego jak najmniej sie stresować. I to zastosować jest najtrudniej, bo jak wiadomo, iż poziom stresu nie od nas w większosci zalezy. Ale zauwazyłam, ze zmiana diety pomaga zredukowac jakieś napięcia w sobie. I człowiek jakby mniej sie denerwuje, gdy nie ma w sobie tylu trucizn, gdy może jasniej mysleć. No i bywa nawet z siebie zadowolony, jesli widzi, że chudnie albo nie tyje jak niegdyś. Czasem wszak taka mała rzecz wystarczy, by uskrzydlić!:-))
      Nie będę Cie więcej zanudzać, bo pewnie sama to wszystko dobrze wiesz. A to jest temat rzeka. Bardzo bym chciała, byś znalazła dla siebie coś, co będzie dla Ciebie właśnie dobre i niezbyt kłopotliwe w zastosowaniu.
      Ściskam Cię gorąco Errato, zycząc Ci tak dobrego samopoczucia, jak to jest w ogóle mozliwe przy tego typu schorzeniach. I ściskam kciuki by było lepiej!:-))***

      Usuń
    3. Dziękuję, Oleńko. Nie wyobrażasz sobie, jak miło mi czytać, że udało Ci się odzyskać zdrowie. Pamiętam te, dość już teraz odległe, perypetie z dietą. Jaką zresztą dietą, głodówką nieludzką. Bardzo się wtedy martwiłam.
      Teraz prezentujesz zrównoważony sposób odżywiania, taki, który mogę zaakceptować. Wszystko wydaje się takie przyjazne i łagodne dla człowieka. Te warzywa, owoce, kasze, niewielkie ilości mięsa. Gdy czasem czytam o drakońskich dietach i restrykcyjnym liczeniu kalorii, zaraz upadam na duchu. Wszak nigdy nie zdołam czegoś podobnego zdzierżyć. U Ciebie zaś wszystko tchnie miłością do własnej osoby. Jakże inaczej, niż było za czasów tej głodówki:). Bo punktem wyjścia każdej zmiany trybu życia powinna być akceptacja i miłość do samego siebie. Sama teraz widzę, jak nieskuteczne były wszystkie moje dotychczasowe, pożal się Boże, diety. Podejmowane wyłącznie z nienawiści do własnego ciała. Nie tędy droga.
      Jeśli chodzi o Twoje rady, są mi balsamem na duszę. Dowodzą tego, że konkretny człowiek jest w stanie skutecznie zmienić swoje nawyki żywieniowe. Że służą one jego zdrowiu i sprzyjają zadowoleniu z życia.
      Dają nadzieję, że i ja też tak mogę. Tylko ten wymóg niełączenia białek z węglowodanami jest dosyć trudny do spełnienia. Choć bowiem od dziecka intuicyjnie tak czynię, to jednak są takie posiłki, w których nie wyobrażam sobie tego. Bo nawet jeśli chleba z wędliną nie muszę jeść, to mięso z ziemniakami jak najbardziej. Również z kaszą, a zwłaszcza z ryżem.
      Masz szczęście, że Cezary podziela Twoje zasady żywieniowe i nie torpeduje ich. Razem zawsze łatwiej:))*.

      Usuń
    4. Errato kochana! Dziękuję Ci za tak ciepłą, serdeczną odpowiedź!:-)) Ciekawa byłam jak podejdziesz do moich wywodów, bo mnóstwo ludzi jest znudzonych tematem diety i zirytowanych cudzymi, najlepszymi nawet radami.
      A propos głodówki, to choć była drakońska i pod koniec mocno dała mi do wiwatu, to sam fakt jej przeprowadzenia bardzo mi pomógł w przejściu na ten właśnie rodzaj diety. Może tylko za długo głodowałam. Może trzy dni by wystarczyły. (Pewnie w przyszłym roku znowu przez parę dni pogłoduję, ale musi byc wtedy ciepło na dworze. Przez zimę na pewno troche przytyję. Ale to jest narturalne. Akceptuję to, nie bojąc się, że mi to zostanie na zawsze, bo już wiem, ze potrafie pozbyc sie niechcianego balastu.) Bo dzięki tamtej głodówce oczyściłam się. Zmniejszyłam zołądek. No i pobudziłam organizm do spalania tłuszczyku. Miewam teraz oczywiście przerózne chętki i grzeszki żywieniowe na sumieniu (a to mi sie zachce jakichs ciasteczek a to czekolady a to racuchów:-)). Nikt wszak nie jest od nich wolny. A ja nie chce sie zniewalać dietą. I właściwie jem to, co lubię. A kasze polubiłam bardzo. Własnie za chwilę będziemy jeśc proste, gorące sniadanie złozone z kaszy jaglanej z masłem (a o tej porze roku powinno być gorące, na dodatek u nas w domu o poranku jest zaledwie 12 stopni!).
      Jest mi trochę łatwiej niż Tobie, w mieście , unikac sklepowych pokus, bo mam bardzo daleko do sklepu! Łatwiej mi też jadać zdrowe warzywa i owoce, bo mam własne. Narobiłam też mnóstwo przetworów na zimę. Ale wiem, że na targach miejskich jest do dostania mnóstwo dobrych warzyw (ludzie sami przywoża z własnych działek i ogródków, (widziałam ich zawsze jak stałam na targu z jajkami. Chcieli zarobić chociaz parę groszy, bo bieda na wsi i wystawiali swoje skromne marchewki, pietruszki i selery. Skromne, brudne, ale zdrowe!))
      Powyżej napisałam, ze naleśniki mozna jeść z serem. No nie bardzo mozna, bo to białko i węglowodany. A ja zazwyczaj po zjedzeniu czegoś w tym stylu źle sie czuję i zaczynam tyć. Najlepiej jeśc naleśniki z dżemem, musem owocowym, owocami, warzywami. A pierogi z kapusta kiszoną, dobrze przyprawioną albo z kaszą gryczaną albo z grzybami!A ziemniaki z surówką. Albo mięso z surówką czy sałatką (czy też ser albo jajko).
      Trzeba słuchac własnego ciała. Obserwować jego reakcje. Nie maltretować go jedzeniem czegoś, co mu nie słuzy. Tak, Errato! Dobrze to ujełaś, pisząc, ze chodzi o miłosc do samego siebie. Ciało potrafi sie pieknie odpłacić dobrym traktowaniem. I umysł też przy okazji.
      Sa jednak pewne minusy takiego podejścia do siebie...Ilekroć chodzimy z mężem w gości, to niewiele możemy zjeśc z tych wszystkich cudów niewidów leżacych na stołach.Mało potraw spełnia bowiem wymagane zasady zdrowotne. Zazwyczaj ograniczamy sie wiec do zjedzenia sałątek (jesli nie są zbyt wybuchową mieszaniną), pogryzamy marynowane grzybki, papryczki i ogórki, czasem skusimy sie na ciasto! Takze imprezy organizowane u nas są skromniejsze niż kiedyś( i w ogóle ograniczylismy znacznie takie imprezy). Na stole u nas są zdrowe sałatki, pierogi pieczone, placki ziemniaczane, pieczone ziemniaczki, zupy albo gulasze warzywne (ale i sytuacja finansowa jest gorsza, wiec jakos sie to wszystko splata).Pewnie przez to jestesmy na językach co poniektórych. Bosmy pewnie dziwaki i dusigrosze...Ale pal sześć z cudzą opinią. Najwazniejsze jest zdrowie i dobre samopoczucie oraz otaczanie sie ludźmi, którzy to rozumieją. A na dodatek cenią podobne wartosci duchowe.
      Wierze, że i Ty sobie poradzisz! Zobacz! Jestesmy chyba w podobnym wieku. I w ogóle sporo jest chyba podobieństw (nadwrazliwosc, emocjonalnosć, delikatność ciała i duszy).Z całego serca wierzę w Ciebie i jak najlepiej Ci zyczę!:-))***

      Usuń
    5. Jak wrócę do domu, to napiszę obszerniej:).

      Usuń
    6. Absolutnie odmawiam głodowania! I Tobie też zakazuję. Zupełnie nie pojmuję, jak co niektórzy dają radę coś takiego podejmować, na przykład moja mama w okresie postu. Zresztą, może jeden oczyszczający dzień, to jakoś zrozumiem. Tym niemniej sama nie dałabym rady. I nie zamierzam:).
      Co do unikania pokus, rzeczywiście lepiej do sklepów nie wchodzić. Choć w naszym przypadku sklepy nie są na wyciągnięcie ręki. Trzeba zejść z wysokiej góry, a potem mozolnie wdrapać się pod nią z zakupami. To sprawia, że zwykle rano, zanim dziecię zlituje się i pójdzie coś kupić, nie ma za bardzo co zjeść na śniadanie. Co za tym idzie, wzmiankowana kasza jaglana byłaby wspaniałym rozwiązaniem. Tak zresztą czasami robię, tyle, że zjadam ją z tartym jabłkiem. No i do drugiego śniadania wystarczy:)).
      Wczoraj dokonałam nie lada wyczynu. Wracając głodna i zziębnięta z drugiego końca miasta od lekarza trafiłam na sklep spożywczy. Tam zaś, tuż przy ladzie wystawiono całą kolekcję wafelków w czekoladzie. Jeszcze parę miesięcy temu zakupiłabym dwie sztuki, pożarłszy je na pniu. Teraz jednak powiedziałam sobie, że lepiej obkurczyć żołądek i zjeść coś zdrowego dopiero po przyjściu do domu. Tak też postąpiłam i zamierzam się tego trzymać.

      Usuń
  8. Zgadzam się z Olgą co do diety:)

    Z racji mojej przypadłości zetknęłam sie z pierdylionem kuracji któe "leczą raka"
    nosz kurna, aż dziw, że ludzie umierają na te chorobę, nie?
    Czytałąm krytycznie i niestety sama ściema
    o ile w zapobieganiu diety różne przynoszą bardzo dobre rezultaty ( weganie np bardzo rzadko choruja na kobiece nowotwory) to wyleczyć weganina z uogólnionego raka jajnika się nie da ( Małgorzata Braunek)

    Nie umiem zgadnąć co może kilka lat czekać na operacje i pomóc a w dodatku pomaga na to laminina...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są takie choroby, które wymagają zdecydowanej interwencji chirurgicznej tudzież zmasowanego ataku farmakologicznego - jak w pierwszym rzędzie nowotwory.
      W innych przypadkach różne paraleki, czy suplementy diety mogą jednak zdziałać bardzo wiele, Zwłaszcza, zanim zajdą nieodwracalne skutki.
      Na Twoje pytanie: czekać można na przykład na operację wszczepienia endoprotezy stawu. Laminina pomaga odbudować komórki macierzyste - zakładając oczywiście, że to prawda. Mój znajomy ma koleżankę, którą rzeczona laminina uratowała od amputacji stopy cukrzycowej. Niestety, jest z tym taki kłopot, że nigdy nie ma się pewności, czy ktoś nas przypadkiem nie "wkręca".

      Usuń
    2. wierzę, że dieta ma wpływ na takie choroby
      i warto próbować
      mojej teściowej dawno chciano zoperować kolano, ale rehabilitacja i ruchem i ziołami bardzo sobie pomogła
      i dba o zdrowe żywienie
      myślę, że Olga da Ci dobre rady
      uważaj tylko z frutarianizmem, on naprawdę nie jest dla każdego

      Usuń
    3. No właśnie, ta frutariańska dieta bardzo wychładza organizm. W ciepłym klimacie, dla zdrowych ludzi może, przynajmniej przez jakiś czas, być ok. Ale przy mojej chorobie wrzodowej żołądka i dwunastnicy jest nie do przyjęcia. Bardzo lubię wszelkie surowizny i dużo tego jem. Zbyt dużo, jak się okazuje...

      Usuń
    4. ja też lubię surowe
      ale ja akurat mogę

      na te wrzody to nie tylko dieta
      ale tu psyche odgrywa kluczową rolę
      ale nie wątpię, że o tym wiesz:)

      Usuń
    5. Psyche też, zwłaszcza w doprowadzeniu do tego stanu. Teraz już bez leków ani rusz. No i od operacji nie ma zmiłuj. A ja w swej naiwności wciąż liczę, że kamienie żółciowe znikną za sprawą jakiegoś panaceum:)).

      Usuń
    6. Dieta... Nie, nie wyleczy wszystkiego.
      Ale np. w moim przypadku, nigdy, przenigdy nie uwierzyłabym, że konkretna dieta może wpływać na korę nadnerczy lub prawie całkowity brak nadnerczy. Pośrednio. Nasze ciało jest holistyczne i bardziej skomplikowane, niż kiedykolwiek bym przypuszczała. Więc warto próbować. Szczególnie pod okiem fachowca, który zna te dziwne niuance.

      Usuń
    7. Dieta służyć ma przede wszystkim profilaktyce. Gdy człowiek zachoruje, dieta wspomaga powrót do zdrowia.
      Czy posiada moc wyleczenia z choroby? Czasami tak, ale głównie dzięki temu, że sprzyja aktywacji sił obronnych, drzemiących w ludzkim organizmie.

      Usuń
  9. Jeśli nie pomaga CAŁKOWITE odstawienie cukru,to nie mam pomysłu:)) Bo mi pomaga na wszystko, a zwłaszcza na nadmiar kilogramow.:)
    Pozdrawiam
    Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kurczę, dobrze Ci
      ja CAŁKOWICIE odstawiłam cukier ponad dwa lata temu, ale na kilogramy to nie wystarczyło, musiałam dołożyć jeszcze inne działania

      Usuń
    2. Mojej siostrze na kilogramy też coś takiego nie pomaga. Myślę, że to dlatego, że tak naprawdę to nie ma ich zbyt wiele:). Mnie od ręki pomagało. Do tej pory, bo teraz jakby troszkę mi się w organizmie przestawiło.
      Gwoli ścisłości powiem, że z cukru tak całkiem nie zrezygnowałam. Herbatę nadal słodzę (1 łyżeczką).
      W sumie docelowo tak ma być. Do ekstremów się nie nadaję:). Może tylko zredukuję ilość wypijanych herbat do 3, lub 4.

      Usuń
  10. Ło matko, nie wiem. W życiu tak o siebie nie dbałam.
    Moja bratowa nie wierzy w lekarstwa w pigułce, leczy się na swój sposób, podobny do Twojego. Nie krytykuję tego, bo jeśli jest jej z tym dobrze i ona w to wierzy, ze pomaga to jest ok

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najbardziej cenię takie właśnie sposoby. Niestety, ostatnimi czasy muszę zażywać również apteczne farmaceutyki przepisane przez lekarzy. Wczoraj zdałam sobie sprawę, jak wielki sprawia mi to kłopot. Trzeba pamiętam, co i kiedy zażyć...

      Usuń
  11. Jezeli wiesz ze czeka Cie operacja to pewnie wiesz tez co ma byc operowane. Moje doswiadczenie mowi mi jednakze ze lekarze w Polsce bardzo czesto "obiecuja" operacje zupelnie bez pokrycia. Pewnie nic Ci tak naprawde nie jest, bo gdyby bylo toby operowali od razu. Czasami wystarczy poobserwowac siebie, odrzucic pewne skladniki pozywienia, zmienic troche tryb zycia i organizm znowu wskoczy na wlasciwe tory...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem rzeczywiście wystarczy. Lecz chyba zbyt optymistycznie oceniasz działanie naszej służby zdrowia.
      Niestety, zdarza się, że nawet pacjencji onkologiczni odsyłani są "na zaś", podczas, gdy czas jest w takich razach decydujący. Nie, temat służby zdrowia od rana stanowczo nie służy mojemu zdrowiu:).

      Usuń
  12. Tak sobie myślę, ze Ty wrażliwa istota jesteś i może to coś zwiazanego z żołądkiem lub sprawy alergiczne - tak najcześciej objawiają się nerwy, stresy, bojażnie i niewypowiedziane emocje...

    A płukanie ust olejem, feee! Nie do przyjęcia, wolałabym chyba szybko wypić nawet tran niż trzymać to tłuste, niedobre mazidło w ustach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, nie każdy jest w stanie takie tłustości w ustach przetrzymywać. Dla mnie jednak nie to stanowiło główną przeszkodę.
      Z tym przewodem pokarmowym masz rację:). Cierpię na chorobę wrzodową żołądka i dwunastnicy. Jest to schorzenie przewlekłe. Od wielu lat zażywam inhibitory. Co może nie być obojętne dla zdrowia. Lekarze twierdzą, że przyczyną mojego stanu jest kamica żółciowa, którą bezwzględnie trzeba operować. Już raz udało mi się wymknąć im spod noża - akurat był strajk lekarzy. Mam straszną fobię przed poddaniem się narkozie.
      Teraz jednak przyplątało mi się gorsze choróbsko.

      Usuń
  13. Raz w tygodniu przefiltrować nerki, zmęczyć nieco wątrobę, poćwiczyć przełyk
    Oczywiście z umiarem. To panaceum na wszystko.
    Sprawdziłem
    POzdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. Poczytalam, nawet zerknelam we wszystkie podane linki i niestety nie wypowiem sie...
    Po prostu zupelnie sie nie znam na chorobach.... i nie chce sie nawet znac. Unikam tematow medycznych, bo tak juz jest, ze przy takich tematach jak dyskutuje 10 osob to na pewno glosza 87 opinii:)))
    Leczenie uwazam za sprawe tak intymna jak wyznawanie wiary... kazdy musi tu znalezc to co jemu odpowiada i pomaga.
    I tego Ci zycze Errato:***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak na Ciebie liczyłam:)). W sprawie tej Lamininy. To środek importowany właśnie ze Stanów. Ale raczej nie ma go w aptekach, jest sprowadzany do Polski bezpośrednio od producenta.

      Usuń
    2. Jak zwykle Star masz rację.
      Kurczę, takie powiedzenie było i mi z głowy umknęło. Coś w stylu, gdzie kucharek sześć to nie ma co jeść, tylko o opinie szło. Podpowiedzcie??

      Usuń
    3. O, tak; Star zwykle ma rację. Tym niemniej my tutaj nie o czym innym, jak właśnie o intymnych sprawach rozmawiamy. Temu blogi hołdują najbardziej:)).

      Usuń
  15. Powiem CI, że stawiam na ogólnie zdrowy tryb życia i spokojne podeście do dolegliwości, które po prostu od czasu do czasu człeka dopadają. Mnie też i wtedy się troszkę oszczędzam, a potem staram dopełnić witaminami braki, zastosować na spokojnie jakieś preparaty naturalne, ale niekoniecznie od razu rzucam się na drogie terapie, też najczęściej nie na moją kieszeń. Skoro dopiero co rzuciłaś zgubny nałóg jedzenia słodyczy, to może organizm teraz się po prostu odtruwa, stąd funduje ci jazdę. Życzę zdrowia w każdym razie, a zgadywać nie będę, jestem z tych, co nie muszą wiedzieć :)
    pozdrowienia i zdrówka jeszcze raz!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje odtruwanie przebiegło dosyć spokojnie. Co prawda jeszcze trochę cukru spożywam, ale gotowych słodyczy nie chcę jeść już nigdy. Można się obejść. Są niezdrowe i tylko to do mnie przemawia. Wcześniej, gdy na względzie miałam jedynie utratę wagi, motywacja była nieskuteczna. Zawsze umiałam sobie "wytłumaczyć", że od jednego batonika nie utyję.

      Usuń
  16. Ja słyszałam o ssaniu oleju ;-) Ty spróbowałaś, mi się nawet nie chciało, a z tymi cudownymi i drogimi wynalazkami to też nie wiadomo, bo to może być tak jak z kadzidłem dla umarłych, tylko podatek od głupoty zapłacimy. U siebie wspominałam, ze używam błonnika witalnego, 1 kg wg znalezionej najtańszej oferty wraz z przesyłką kosztował mnie ostatnio 49 zł, a kg siemienia lnianego o wiele taniej wychodzi a przecież błonnik to tylko miotła, nic do mojego organizmu nie wnosi. Twierdzi się, ze babka niby dobrze wiąże zanieczyszczenia, ale czy na pewno, czy to tylko chwyt, który ma skłonić mnie do wyjęcia portfela? Ostatnio mój M. wypatrzył jakiś nowy rodzaj błonnika - rzekomo specjalnie dla kobiet, co spowodowało, że jest prawie dwa razy droższy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zawsze mawiam: jak umarłemu kadzidło, czyli ...trochę pomaga:)). Jednakowoż trochę - to za mało.
      Wszystkie adresowane do konkretnego odbiorcy specyfiki mają to do siebie, że są droższe od tych ogólnoludzkich. Dlatego ja również omijam je szerokim łukiem.

      Usuń
  17. ups, ja tu przypadkiem, ale zmykam, bo wirusy wyczuwam ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Hmmm... Może pomógłby irydolog?
    :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może. Tylko jakoś nie chce mi się go szukać:).

      Usuń
  19. A ten co żarł na surowo długo żył 113 lat i na rowerze jeździł jeszcze w wieku 106 :). Lekarzem był i lekarze z ciężkiej choroby go nie wyprowadzili. Sam się wyprowadził, sokami z marchewki chociaż nie tylko o nie nie :) Dzięki niemu mamy na rynku wyciskarki ślimakowe elektryczne, co wszystkie soki nawet z liści wyciągną o korzeniach nie wspomnę.:) A poważnie, gość naprawdę jadł tylko surowe i pił soki, kiedyś sama siebie przy pomocy ino soków wyciągnęłam z guza w piersi, nie był to rak bo bym już nie była tu a nie sprawdziłam u lekarza zapomniałam o nich jakoś tak :)). Piłam przez 40 dni no może troszkę dłużej NIC nie jedząc wcale!! tylko multiwitaminę sklepową, bom wtedy młoda i silna była choć gruba. A piłam tak gdzieś literek dziennie, i tak się wykurowałam ze guz po kilku bolesnych dniach i przerażeniu w moich oczach i silnym zaczerwieniu sczezł był a ja figurę piękną odzyskałam. Trza mi było po tym wysiłku więcej gotowanego nie jadać? A no trza ale tyle pyszności no i rodzina gotowanie więc ... A teraz zdrowie mimo gotowania i starania się by zdrowe było, kiepsko stoi. A dodam że wysiłek ten latem sobie zadowalam ciepło było, teraz jakoś odwagi brak a może i dobrze by zrobiło?
    Mmmm wyskoczę z propozycją zapoznaj się jeśli chcesz, z informacjami na temat ostropestu plamistego. Z paskudztwa tego kłującego szpetnie, robią na całym świecie calusieńkim!! lekarstwo na wirusa wątroby, ono jedno kluje tak mocno że wirus zwiewa gdzie pieprz albo jeszcze dalej. :) Podejrzewam ze może, może byłby skuteczny na ową kamicę, ale tutaj jest potrzebne - myślę jak chłopek roztropek, coś co rozpuszcza owe kamienie w woreczku żółciowym? W każdym razie profilaktycznie zioło to polecam mocno, jest w formie zmielonej i w nasionkach, zmielona fajniejsza, na chlebek posypać można i popić ciepłą wodą na łyżeczce, nieszkodliwe smakowo do kupienia w zielarskich sklepach najlepsze Darów Natury jako była właścicielka takiego sklepu, tę firmę polecam. A gdyby ktoś wiedział jak zwiększyć krzepliwość krwi byłabym wdzięczna mocno. :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostropest na wirusowe zapalenie wątroby??? no prosze, jakie to proste !:)))) I tanie zapewne...:)))) REWELACJA!
      Jakie te dochtory niemądre, sie okazuje.Leczą zupelnie inaczej, nie wiem czy na calym swiecie,ale na pewno na terenie calej UE.Otóż, chorzy z wirusowym zapaleniem watroby typu wszczepiennego(a wiec b i c) leczeni sa drogim i bardzo inwazyjnym zestawem - interferonem z rybawiryną.I nie zawsze,niestety, wirus zwiewa,gdzie pieprz rosnie:)) Czasem kuracje trwaja wiele lat,z roznym skutkiem,czesto z powaznymi skukami ubocznymi.
      Trzeba to UCZCIWIE ludziom uswiadamiać,zeby zamiast do lekarza nie skierowali swych krokow do Darow Natury czy innych Cudownych Darow,wyłącznie.
      Oczywiscie, zawsze mozna posypac na chlebek to i owo:))
      AS.


      Usuń
    2. Lubię jak ludzie biorą korbkę i kręcą nią nakręcając się. :))
      Umykają słowa, znika prawdziwa intencja jest tylko korbka i wrrrr lecę waląc czym się da.
      Zniknęło bo wystarczy zacietrzewienie - słowo profilaktycznie, zniknęła informacja o potrzebie czegoś co rozpuszcza kamienie w woreczku.
      Co do leczenia wirusa wątroby wujek Cugiel ma w sobie zapisane:
      Chorym z aktywnym wirusem podaje się sylibininę - podstawowy składnik sylimaryny z ostropestu plamistego.
      Bo ostropest tym się charakteryzuje zawiera sylimarynę.

      "Pracę dotyczącą zastosowania sylibininy - podstawowego składnika sylimaryny z ostropestu plamistego - w terapii pacjentów z wirusowym zapaleniem wątroby typu C (WZW C), zaprezentował zespół z Uniwersytetu Medycznego w Wiedniu. Sylimaryna jest stosowana w schorzeniach wątroby od starożytności. Działa ochronnie na komórki tego narządu i pobudza wydzielanie kwasów żółciowych".
      Informacja poniżej:
      http://www.cyberbaba.pl/zdrowie/35-leczenie-ziolami/terapie-ziolowe/2492-leki-roslinne-w-chorobach-watroby
      I jak tam korbka dalej w użyciu? :)))

      Usuń
    3. Oj chyba też wzięłam korbkę ale pozytywną i dodam szybciutko informację co do tego leczenia na całym świecie i już zwiewam:
      "Otóż, chorzy z wirusowym zapaleniem watroby typu wszczepiennego(a wiec b i c) leczeni sa drogim i bardzo inwazyjnym zestawem - interferonem z rybawiryną."
      informacja:
      "Badacze z Austrii zastosowali jej podstawowy składnik - sylibininę - u 27 pacjentów z WZW C, którzy nie zareagowali na standardowo stosowane leki, tj. pegylowany interferon alfa i przeciwwirusową rybawirynę w najwyższych dawkach. Podawano im dożylnie sylibininę przez 15 lub 21 dni. U 17 pacjentów RNA wirusa nie wykrywano już po 7 dniach, a u 6 po 15 dniach. Część chorych kontynuuje jeszcze terapię, ale u 5 udało się trwale wyeliminować wirusa HCV."
      No i zwiał gdzie pieprz rośnie. :)))
      Podkreślam dla mało uważnych iż sylibinina to podstawowy składnik sylimaryny.
      A Ostropest paskud jeden jako jedyny zawiewa właśnie sylimarynę w dużych ilościach. :) Brać i sypać na chlebek z masełkiem profilaktycznie. :)

      Usuń
    4. Ostropest zakupiłam, a jakże. Słyszałam o jego dobroczynnej mocy, jeno jak zwykle wytrwałości zabrakło. Teraz poprawę obiecuję - zamierzam zajadać owo na spółkę z myśleniem pozytywnym. Ponoć takowe działa cuda. Ponoć, bo sama do tej pory jedynie negatywne praktykowałam.
      Wszystkie naturalne specyfiki zawierają prototyp jakichś substancji, które potem wykorzystuje się w produkcji silnych środków farmaceutycznych. Są dla nich pierwotną inspiracją. Zatem warto je stosować w profilaktyce chorób wszelakich.

      Usuń
    5. Zdrowie, to temat - rzeka. I jako taki, ma to do siebie, że lubi wywoływać emocje. Nie przejmujmy się tym i nie zagalopowujmy zbytnio. A w każdym razie nie bierzmy do siebie krytycznych uwag odnośnie sposobów wszelakich.
      Cenna wskazówka, Elu; teraz poważnie wezmę pod uwagę ów ostropest. Do tej pory przeszkadzała mi jego konsystencja - nawet zmielony posiada ostre drobinki, które drapią mnie w gardło. A może potraktować to jak zaletę?

      Usuń
    6. Cieszę się kochana że poważnie potraktowałaś to ziółko, drapliwe jest rzeczywiście i ostrożnie z przełykaniem by nie wpadło w niewłaściwą dziurkę w przełyku. Dodaję go do chleba gdy piekę chleb. Mężczyźni którzy lubią piwo powinni profilaktycznie zażywać ostropest. Wątroba gdy chora to nerwiska nagłe, furia z nie wiadomo skąd dopada z nagła a woreczek to jak zauważyłam u znajomych, jest to bardziej smutek. Jedno z drugim powiązane bardzo jest, jak powiada chińska medycyna. :)

      Nasze piwa są generalnie niezdrowe dla wątroby i nerek. Znalazłam w markecie tylko jedno i jest to niestety nie polskie, nazywa się Szkockie Ale. Ech szkoda gadać cena :( i dostać nie można na dodatek. Myślę że czeskie piwa są jeszcze nie na czystej chemii robione. Bo u nas to zysk panuje zysk.
      Myśląc pozytywnie wiele się zyskuje, ale gdy zmienisz sposób myślenia musisz odczekać dłuższy czas zanim organizm się przestawi i zacznie zdrowieć.Nie tak szybko uwierzy a może? :))) Trzeba przekonać go. :)

      Usuń
    7. Będę się starać:). Nie miałam pojęcia, że nasze piwo jest niezdrowe. Ja sama wprawdzie raczej nietrunkowa jestem, lecz średnio ze dwa razy do roku chętka mnie na piwo bierze.

      Usuń
    8. Jak dla kogoś wujek Gugl jest wyrocznią,to tylko wypada powodzenia życzyć:))))
      pozdrawiam

      Usuń
    9. To bardzo miły wujaszek:)).

      Usuń
  20. Laminina jest do d... bo nie leczy łupieżu...A swoją drogą lek pomagający na wszystko to kolejne pranie mózgu.Połowę sukcesu to pozytywne myślenie i oczywiście w miarę zdrowe odżywianie.czytaj dokładnie etykietki na produktach - nie wszystkie piwa mają taką samą zawartość procentów...(!).Mnie mój lekarz kiedyś powiedział, że na nerki trzeba wypić jedno piwo dziennie.Nie piję tyle lecz moje kłopoty z nerkami znacznie zostały ograniczone...Pozdrawiam
    D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kto wie, może się jeszcze okazać, że leczy:)). Coś, co pomaga na wszystko, może i nie jest w klasycznym rozumieniu lekiem. Jednak czymże innym jest pozytywne myślenie, jak nie czymś, co działa na wszystko.
      Medycyna holistyczna działa właśnie na zasadzie kompleksowego uzdrawiania całego organizmu.
      Rzecz jasna, schorzenia umiejscowione wymagają leczenia ukierunkowanego.
      Ach, mój Ty "Anonimowy", przepadam za Tobą:))*.

      Usuń
  21. PISZ ...PISZ....będę czytał...

    OdpowiedzUsuń
  22. Trafiłam na ten blog od Klarki, którą czytuję namiętnie. Akurat zaczęłam przygodę ze zdrowym odżywianiem, a przynajmniej dużo zdrowszym niż dotychczas. Poczytałam taki blog "Akademia witalności" i część zaczęłam już próbować. Odstawiłam cukier i ograniczyłam mięso. Nie twierdzę, że wszystko jest tam dla nas i naszego klimatu odpowiednie, ale sporo tak. A na dolegliwości przewodu pokarmowego używam już drugą paczkę mielonego ostropestu - rano po wstaniu 1 łyżeczka popijając szklanką przegotowanej wody i śniadanie po pół godzinie. I mam wrażenie "lekkości" w brzuchu. Jest na tym blogu sporo o przewodzie pokarmowym i jelitach. Chcę spróbować wyleczyć moje jelita sokiem z surowej kapusty, mam nadzieję, że się poprawią. Poczytać można i spróbować też, bo w sumie to tanie i naturalne. Życzę zdrowia Elżbieta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki:)). Ostatnio chętnie czytam tego rodzaju rzeczy. Dla ścisłości poproszę o link, bo podobna nazwa funkcjonuje w odniesieniu do kilku blogów.

      Usuń
  23. Ten blog to www.akademiawitalnosci.pl Elżbieta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Już znalazłam cenne wskazówki dotyczące mojego schorzenia. Teraz będę buszować dalej:)).

      Usuń