Wojciech Gerson. Gdańsk w XVII wieku. 1865. Olej na płótnie. 103,5 x 147 cm. Muzeum Narodowe, Poznań.


Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.

sobota, 18 lipca 2015

Farsa, panie, jak nic, przwdziwa farsa!

Lato w pełni, człek się rozleniwił, rozpuszczając niczym ten dziadowski bicz. Popełniam zatem letni, niezobowiązujący wpis. W kolejce czekają naglące posty, lecz póki co, niech będzie taki. Nie mogę powstrzymać się przed opisaniem tegoż. Prawdziwa farsa, myślę, że mi przyznacie rację.

Romek przed kilkunastoma laty związał się z Żanetą. On miał już na koncie związek z kobietą, ona ewidentnie związek jakiś miała też. Skąd by w przeciwnym razie córek sztuki dwie. On również miał dwie córki z pierwszego związku, a także pasierba, syna swojej "byłej". Ot, nasze ludzkie, pokomplikowane życie. Każdy chce jakoś tam się związać, szczęścia odrobinę liznąć. Czy były to związki małżeńskie, czy też, jak to się mówi, wolne, tego nie wiem, nikt z moich znajomych też. Zostawmy to jak jest, nie należy wszak do sprawy.
Po kilkunastu latach w miarę przykładnego życia (w miarę, bo Romek miał tę przypadłość, że za kołnierz nie wylewał), Żaneta doszła do wniosku, że ma go już ma dość i niechaj spada!
Niewiele był jej w stanie w gospodarstwie pomóc, tymczasem na wsi sporo było pracy przy obrządku.
Miał wprawdzie chłopina dobry fach w rękach, wszystko potrafił naprawić i wyremontować, jeno ten nieszczęsny nałóg... 

"Przytulił się" do mieszkającej w Wejherowie matki. Imał się prac przeróżnych tudzież mniejszych i większych remontów. Tak poznał kobietę, na punkcie której dosłownie odleciał. Jak miał zresztą nie odlecieć, gdy przed sobą widział ten cud-miód. Tlenione blond włoski, różowa spódniczka i takaż kurteczka; całości zaś dopełniał jej makijaż boski. Wypisz, wymaluj, dawna wersja Żanetki, tyle, że nowszy już model, bo zdecydowanie młodszy. Pani owa miała synka, półtorarocznego Oskarka. Od słowa do słowa, postanowili, że dalej to już koniecznie spróbować muszą razem.
Tymczasem okazało się, że kobieta obowiązkowo musi udać się na delegację. Z szefem się nie dyskutuje, zaś o każdą pracę dziś niezmiernie trudno. Co tu w takim razie z małym dzieckiem począć?
Sprytny nasz Romek radę ma na wszystko. Otóż przypomniał sobie, że w pięknym mieście Gdynia zamieszkuje pewna ciocia. Nie jest to wprawdzie ściśle jego ciocia, tylko byłej konkubiny, on się jednak drobiazgami nie przejmował.

Pani Halina była emerytowaną nauczycielką przedszkolną. Po śmierci męża prowadziła skromne życie w domku szeregowym na obrzeżach miasta. Jej emerytura wraz z dochodem niezamężnej córki jakoś wystarczała im na godne życie. Dom wprawdzie był duży, ale jakoś tak przywykła, by przyjmować niespodzianych gości - toteż nie dążyła do zamiany lokum. A to wnuczek chciał u babci zanocować, to znów rodzina albo dawne koleżanki zapowiedziały się z wizytą.
Wziąwszy powyższe pod rozwagę, dzielny nasz Romek wpadł na odkrywczy pomysł, żeby uszczęśliwić "ciocię". Urobiwszy kobietę pochlebstwami tudzież przysłowiowe złote góry obiecując, zainstalował u niej Oskarka wraz ze swoją córką w roli opiekunki. (Tak, tak, na tę okoliczność nareszcie przypomniał sobie, że ma jeszcze córkę.) Niechże dorosła panna miejskiego życia zakosztuje, miast się kisić na wsi. Pracy żadnej i tak nie ma, może więc z powodzeniem zaopiekować się chłopczykiem.
Na nic się zdały protesty cioci, jej córki, tudzież syna, synowej i paru innych zaprzyjaźnionych osób.
Czy to kobiecie nie stało asertywności, czy może serce za dobre miała, dość, że właśnie upływa próbny tydzień wspólnego ich pomieszkiwania.

O całej tej sprawie dowiedziałam się niemal po fakcie. Nie czuję się zresztą w prawie, by jakieś dobre rady serwować tej pani. Czy ja sama mogłabym tak być podatna na wpływy? Otóż, nie sadzę.
Traktuję to jak kuriozum, swoisty znak naszych czasów. Romek zarówno ma wielki tupet, jak i siłę perswazji. Każdy dziś orze jak może, miedzianym czołem zastępując przyzwoitość.
Z wiarygodnego źródła dowiedziałam się, co następuje. 
Oskarek bawi się radośnie - obie kobiety okazują chłopczykowi wiele serca. Halina chwilowo nie ma większych powodów do narzekań. Nie wiem jeno, jak po tym tygodniu mają się ich finanse. Widać, nie jest źle, bowiem atmosfera panuje zgodna i udaje im się bezkolizyjnie funkcjonować.
Zatem pogratulować - ja sama już po trzech dniach takiej "gościny" ogłosiłabym bankructwo.
Co będzie dalej? Może okazać się, że i matka dziecka "musi" u cioci pomieszkać. Romek zresztą także. Albo i zechcą kogoś zameldować, ot, choćby chłopca - pod pretekstem leczenia czy coś tam.
Co stanie się z Oskarkiem, kiedy Halina wymówi im gościnę. Pod presją szantażu emocjonalnego zgodziła się na kolejny tydzień. Lecz zaraz potem przyjeżdża prawdziwy siostrzeniec, zatem nie będzie już wyjścia. Zobaczymy, co się będzie działo - Romek już przebąkuje, że się wszyscy pomieszczą.
Daj palec, zechcą wziąć całą rękę. Mądre porzekadło sprawdza się zazwyczaj. Czyżby i tym razem?

__________

Wieści z ostatniej chwili. Pani Halina dobrze sobie w zaistniałej sytuacji radzi, choć zdecydowanie odżegnuje się od dalszego przedłużania gościny. Jeszcze tylko ten tydzień i definitywny koniec. Jest wprawdzie trochę za bardzo opiekuńcza, lecz pewnie to skrzywienie zawodowe - wszystkich traktuje jak swoich (przedszkolnych) podopiecznych. Na szczęście okazało się, że goście są "wypłacalni". Uff!

__________

Następne uaktualnienie (22.07.):
Dziewczyna przeniosła się z dzieckiem do mieszkania matki chłopca. Czyli stało się to, co powinno mieć miejsce od początku, ponieważ wydawało się najbardziej logicznym rozwiązaniem. Ktoś tutaj mocno namieszał, może Romek liczył, że uda im się zadomowić:).
Co znamienne, udział w całej sprawie miała tutaj przyjaciółka Haliny, pani Zofia, która wzięła w obroty matkę chłopca, indagując ją bez żenady. Młoda kobieta czegoś się wystraszyła, zarządziwszy błyskawiczny odwrót. Może miała coś do ukrycia...

33 komentarze:

  1. Czego to ludzie nie wymyślą. Niektórzy nie mają żadnych zasad ani przyzwoitości. Znam przypadki osób, które biorą rozwód tylko po to, by "prowadzić oddzielne gospodarstwo domowe" w jednym pokoju i brać zasiłki z pomocy społecznej.
    Co do dzieci, to przykre i żałosne, że niektórzy przypominają sobie o nich, gdy sami potrzebują pomocy..
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Moim zdaniem to nie farsa tylko tragedia. Nie wyobrazam sobie ze mozna miec taki tupet jak Romek i rowniez nie wyobrazam sobie zebym na miejscu pani Halinki nie wykopala Romka razem z jego pomyslami na drugi koniec Polski.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda Star, że na ciebie nie trafili. :))

      Usuń
    2. Gosianko tacy to na sam moj widok uciekaja gdzie pieprz rosnie:)))

      Usuń
    3. Niektórzy ludzie są zbyt dobrzy, by umieć się obronić przed takimi cwaniaczkami. Poza tym jest jeszcze kwestia asertywności. Czasem trudno odmówić, nawet, jeśli całym sobą czuje się sprzeciw. Sztuki odmawiania trzeba się z mozołem uczyć. Warto, bowiem nawet przyjaciołom czasem trzeba powiedzieć NIE. Ważne, by zrobić to w taki sposób, żeby z przyjaciela nie zrobić sobie wroga:).

      Usuń
    4. Nie tak dawno nauczylam sie asertywnosci i nie waham sie jej uzywac. Jestem nawet o krok dalej, bo przestalam sie tlumaczyc z przyczyn odmowy, ona sama musi wystarczyc. Juz nawet nie bywa mi glupio, ze odmawiam. Zaczelam sie cenic i szanowac, nie pozwalam w siebie orac, co nie przeszkadza mi pomagac, ale tylko wtedy, kiedy ja mam na to ochote, a nie kiedy ktos mnie do niej zmusza.
      Co do bawienia cudzych dzieci, to moje corki wiedza, ze w sytuacji podbramkowej zawsze, ale nie na zadanie (rzondanie). Ja juz swoje wychowalam i nalezy mi sie zasluzony odpoczynek.

      Usuń
    5. TY i asertywność? Trudno mi to sobie wyobrazić, wszak serce masz na dłoni:)).

      Usuń
  3. a to biedne dziecko to jak paczka :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie o to dziecko najbardziej w tej sprawie chodzi. Jak postąpić, żeby nie ucierpiało.

      Usuń
  4. Zjawił się u mnie w nocy pewien młodzieniec zarośnięty i brudny, z racji tego że mąż prowadzi zajęcia z jogi i był on kiedyś w okolicy takich zajęć, przyjechał był do miasta, prosić o przenocowanie wraz z rowerem. Mamy dwa pokoje córka miała wtedy może z 10 lat. Wiedziałam, mając własne, jakże odmienne od innych dobrych ludzi zdanie, na temat młodzieńca, że na jeden nocleg to on się nie załapie, raczej byłoby trudno go usunąć, bo biedny nieszczęśliwy nie ma gdzie spać i jeść nie ma itd. Może źle zrobiłam, może jestem nieczuła, ale powiedziałam - są hotele i zamknęłam drzwi. Oczywiście znalazł ludzi z dobrym sercem u których przebył dość długo aż wreszcie się wkurzyli. Co o mnie mówili?
    Aż do czasu gdy usunąć mieli spore trudności. wtedy im przeszły negatywne opinie na mój temat. Dodam od razu szybko że często u nas ludzie różni nocowali i zawsze gdy trzeba było przenocować, na jedną czasem na trzy noce, znalazł się kącik, śniadanie czy kolacja.
    Młodzieniec do pracy się nie garnął, garnął się do darmowych pieniędzy i dostał rencinkę z racji psychicznych problemów,
    Ale zażywać musiał psychotropy a te dokonały spustoszenia. Jestem przekonana że część powtarzam część!! cwaniaków uważa że praca hańbi i wolą "łatwy" chlebuś na głodowych rencinach z racji psychicznej choroby a tę łatwo symulować. Psychiatrów psychologów łatwo wprowadzić w maliny to są niestety teoretycy najczęściej.
    Oj jak zwykle się rozpisałam idę sobie już. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elu, bo jest ogromna roznica miedzy uczciwa bieda a beszczelnoscia.

      Usuń
    2. Tacy kłopotliwi ludzie, niby to chcący przenocować jedną noc, potrafią potem zapuścić korzenie i trudno ich się pozbyć. Mieliśmy kilka lat temu podobną sytuację. Był to nasz dawny znajomy, który jakoś podupadł i nie potrafił sobie radzić. Raz pozwoliłam mu przenocować, potem miałam duże kłopoty. Teraz unikam go, jak ognia, on mnie na szczęście też:).

      Usuń
    3. Star tak też uważam, bezczelność najczęściej jest siła przewodnią ludzi, chętnie wykorzystujących innych.
      Tamtemu młodzieńcowi ludzie pomogli, czy jednak wyszło mu na zdrowie, to już inna para kaloszy. Z tego co wiem to raczej nie koniecznie.

      Usuń
  5. Asertywnosci nie uczą, niestety w szkole, a w domach też niekoniecznie ..... Mam nadzieję, że pani Halina wywali całe to towarzystwo z wielkim hukiem. Tylko dzieci szkoda .....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama jestem ciekawa, jak się to wszystko potoczy. Oby znalazło się jakieś korzystne rozwiązanie.

      Usuń
  6. A mnie coś chodzi po głowie, że mamuśka tego Oskara poszła z innym w Polskę pozbywszy się dzieciaka.
    Ile na tej delegacji można być ?
    Obym się myliła - Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście - nie.
      Odwiedziła dziecko w sobotę.

      Usuń
  7. Dla mnie dom jest czymś najważniejszym na świecie. Lubię gości. Ale na myśl o niechcianym robi mi się słabo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O niechcianym, albo przymusowym. Nieeee!
      Goście - tylko zaproszeni. I to w pełni dobrowolnie.

      Usuń
  8. O co chodzi z tym "miedzianym czołem zastępując przyzwoitość"? Nie słyszałam do tej pory nigdy takiego porównania. To z jakiejś mitologii? powieści?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To taka moja fraza o cechach alegorii.
      Gdyby była z mitologi, na pewno byś znała:).

      Usuń
    2. No właśnie nie mogłam sobie nic takiego przypomnieć.
      Ale podoba mi się - zacznę używać :)

      Usuń
  9. W sekrecie się przyznam, że ja jestem jeszcze mniej asertywna niż ciocia. U mnie pewnie zamieszkałby Romek, jego wszystkie dzieci, kochanki, dzieci tych kochanek i zwierzęta ich wszystkich. A ja bym na nich pracowała:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja też mogę, mogę, Wieprzowino? :)))

      Usuń
    2. Jasne, jakbyś szukała kogoś do podżyrowania kredytu na zakup zamku Windsor, to wal jak w dym.

      Usuń
    3. O, nie! Trzeba zawiązać Komitet Obrony Wieprzowiny.:)

      Usuń
  10. Życie pisze najciekawsze scenariusze.Chyba nie jedna pisarka by nie wymyśliła takich historii...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, życie niejednego z nas potrafi zaskoczyć.

      Usuń
  11. Nie no...słów brakuje,bezczelność Romka nie zna granic,szkoda mi jedynie pani Halinki,bo ma dobre serce,o czym doskonale wiedzial Romek i wykorzystał to w calej rozciągłości ...nic tylko w 4 litery kopnąć dziada.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezły z niego wywijasik:)).
      Na szczęście sytuacja już zażegnana. Dodałam uzupełnienie na dole strony.

      Usuń
    2. Całe szczęście:),bo panią Halinkę polubiłam :)

      Usuń
    3. Można ją lubić, chociaż ja wolę z dystansem:).

      Usuń