Wojciech Gerson. Gdańsk w XVII wieku. 1865. Olej na płótnie. 103,5 x 147 cm. Muzeum Narodowe, Poznań.


Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.

niedziela, 12 marca 2017

Na co komu "stare" życie?

Rozważań o starości dalszy ciąg.

Nie udała się Panu Bogu starość - niektórzy lubią tak sentencjonalnie wzdychać, powtarzając popularne porzekadło. Znajdą się i tacy, którzy z uporem godnym lepszej sprawy głosić będą, jaka to starość piękna może być tudzież pogodna. Czyżby?

Miast pytać "na co" mogłabym wprawdzie spytać, po co - zgrabniej by to zabrzmiało - lecz chodzi mi o ten właśnie mały niuans. Bowiem po co, to akurat wszyscy wiemy - nikt z nas jakoś się nie kwapi, by umierać młodo. Lecz, na co, to już nieco inna rzecz. (Ot, jak to mówią, psu na budę choćby.)

Gdziekolwiek się nie obrócić, wszędzie mamy do czynienia ze starością. Widać ją "na mieście", w środkach komunikacji, w sklepach, zaś ostatnio (co pochwały godne) i w galeriach nawet. Ci, którzy jeszcze nie są tak z kretesem starzy, wolą udawać, że jej nie ma. Po co wywoływać wilka z lasu. Niby to wiemy i akceptujemy fakt, lecz na dobrą sprawę nie wierzymy, że to kiedyś może się przytrafić nam.
Wszak medycyna ciągle tak do przodu...
Tymczasem, jeśli nawet w skali globalnej ludzkie życie wydłużyło się porównywalnie do minionego ćwierćwiecza o kilkanaście lat, oznacza to, ni mniej ni więcej, tylko przedłużenie starości. Właśnie ten odcinek życia, z racji postępu, głównie zresztą farmakologii, zdołaliśmy znacząco wydłużyć.

Czy nam się to podoba, czy też nie, starość nadal nam króluje - a nawet jest jej zdecydowanie więcej.
Wszystkie te wątpliwe, powiązane z dobrodziejstwem inwentarza, dobra postrzegamy i rozpoznajemy. Wszak mamy w swoim otoczeniu multum ludzi starszych. Nasi dziadkowie, rodzice, czy sąsiedzi; bądź też, z racji wykonywanego zawodu, nasi podopieczni. Borykanie się z samotnością, zmaganie z chorobami, konieczność stawiania czoła aspektom życia, które upokarzają.
Oni wszyscy, albo prawie wszyscy mają depresję - której nie zamaskuje moherowy berecik!
W tym miejscu upraszam, by nie podtykać mi pod nos tych pojedynczych przykładów wesołej i pogodnej starości. To akurat wiem bez żadnej łaski. Komu potrzebne takie beznadziejne życie?

Ależ ...nam! Nam potrzebne jest ich życie; niechby trwało jak najdłużej. Oni zresztą doskonale o tym wiedzą. Jak to się mówi, "mają dla kogo żyć"; dla nas, innymi słowy.
Czy taka wiedza może ich uchronić od depresji? Nic podobnego - widać to na każdym kroku.
Ergo: życie powinno być dla siebie. Jeśli miałoby rację bytu wyłącznie w kontekście użyteczności komuś, a więc, nie oszukujmy się,  utylitaryzmu,  to po mojemu nie miałoby zbyt wielkiego sensu.
Starość jest zła. Nie udała się Panu Bogu starość - mówią tak niektórzy z nas. Lecz jest w tym zdaniu logiczna sprzeczność. Bóg bowiem nie należy do takich, którym cokolwiek mogłoby się nie udać.

Zatem starość jest zamierzona. Niewykluczone, że "za karę".
Skoro jest zamierzona, a jest zła, to (nawet, jeśli za karę) może Bóg wcale nie jest taki dobry.
O ile można polemizować między sobą co do istnienia na świecie zła, tłumacząc je wolnością jednostek ludzkich, nie da się tej retoryki zastosować do starości. Ona jest wpisana w Stworzenie. Nie ma od niej odwołania, co najwyżej lekkie odroczenie. Kto się urodził, umrzeć musi, basta! Przedtem zaś, na ogół, się zestarzeć. Warto przychodzić na ten świat, skoro takie nas czekają konsekwencje? Czyż całe wcześniejsze życie może wynagrodzić człeku to, co czeka go na starość?
Gdy o mnie idzie, to ...nie jestem pewna. Widać, za mało we mnie tej prawdziwej wiary.
Problem można rozpatrzeć tylko na jednej płaszczyźnie. Jeśli a priori uwierzymy w dobroć Boga, musimy przyjąć, że całość ludzkiego życia (łącznie z tą "złą" starością) jest objęta Bożym planem. I, mimo, iż nie ogarniamy szczegółów, musimy zaufać. Cała rzecz tylko w kontekście wieczności może mieć jakikolwiek sens. Jeśli założyć, że dla człowieka wszystko się kończy z chwilą śmierci, po niej zaś nie ma nic, to po mojemu wszystko to o kant czterech liter potłuc.

Tutaj znowu ukłon: proszę nie cytować mi tych teorii, które nam serwują księża. Nimi akurat, z racji swego wykształcenia, sypać mogłabym, jak z rękawa. Tyle, że one wcale nie wyczerpują wątpliwości, które każdy ma w swoim wnętrzu. Byłoby wielką arogancją uzurpować sobie monopol na wiedzę o czymś, co tak naprawdę jest przedmiotem wiary. Bądź też niewiary. Te zaś przynależą do prywatnych kategorii.

34 komentarze:

  1. To czym mamy Ci sypać Errato, jak nie opowiastkami i przykładami. Tylko to mamy przecież, tylko to nas osobno dotyka. Boleśnie lub mniej.
    Myślę, że jednak nie tylko wydłużyła się starość, raczej ten etap wieku średniego. Tak to widzę (bo obserwuję) - człowiek po siedemdziesiątce często w ogóle nie jest stary.
    Nie umiem tego wszystkiego włączyć w dyskurs teologiczny, bo siebie w nim nie czuję, choć wiem, że w moich odczuciach na temat boga mogę się mylić (i może, jeśli niektórzy mają rację, zapłacę jakoś za tę pomyłkę, ale cóż, tak mnie zbudowało życie). A może jest w ogóle jeszcze całkiem inaczej?
    Ale jeśli w coś wierzę, to w poszukiwanie, w rozwój, taki, co się nie zatrzymuje. Tak jakoś :)
    I w miłość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osobistych przykładów w żadnym razie nie nazywam "sypaniem":)
      Trudno mi się zgodzić z tym, że wydłużył się wiek średni. To znaczy, owszem, wydłużył się mentalnie, lecz już zdrowotnie raczej nie. Zresztą, na poziomie racjonalnym powszechnie daje się zgodę na to, co jeszcze ćwierć wieku wcześniej uznawano by za kuriozalne. Zmienił się sposób postrzegania atrybutów. Niestety, człowiek 60 letni nadal jest człowiekiem starym, pomimo, iż wokół mnóstwo jest 80 letnich osób. Nic się w tej mierze nie zmieniło, tylko te zewnętrze atrybuty.
      O, w miłość to ja i owszem:))

      Usuń
    2. 60-letni człowiek stary? Nigdy by mi to nie przyszło do głowy... naprawdę!
      Może mam skrzywione spojrzenie ze względu na długowieczność rodziny i młodych znajomych i przyjaciół, którzy już jakiś czas temu przekroczyli sześćdziesiątkę, ale brzmi to dla mnie ... no w ogóle nie brzmi. Myślę, że to jest odwrotnie - właśnie mentalnie się starzejemy, jeśli tak każą nam wzorce kulturowe - ciemne kiecki i chustka wiązana pod brodą, rzeczy, których nie wypada, rezygnacja z aktywności. Wtedy spełniamy pewne społeczne warunki bycia starym. Do pewnego stopnia starość to konstrukt społeczny.

      Usuń
    3. Kryste!!! Za lada moment skoncze 63 lata ide sie polozyc do trumny:))))

      Usuń
    4. Star, kochana, nie do trumny nam, tylko do "starego i życiem steranego" bycia:) Z uwagi na tę właśnie wydłużoną starość, czeka nas naprawdę długie bycie.

      Usuń
    5. Czy 60 letni człowiek jest już stary? W pewnych aspektacch, zwłaszcza tych zdrowotnych, raczej tak. Dawniej w tym wieku ludzie przechodzili już na emeryturę. Ostatnio zaznacza się tendencja do odsuwania tego momentu, niekiedy dosłownie do ostatniej chwili. Czy staliśmy się nagle tacy młodzi i zdrowi? Nic podobnego, po prostu nie miałby kto pracować na ten cały balast wiekowy. Trzeba teraz utrzymać więcej starszycgh ludzi, niż byłoby to możliwe w systemie dawniejszym. Zważ na to, że nie twierdzę, czy to dobre jest, czy też nie; stwierdzam po prostu fakt. Jest to konsekwencja pewnej postawy życiowej, która od dawna już dominuje w cywilizowanych społeczeństwach. Kultura chrześcijańska, do której chcąc, czy nie chcąc, przynależymy, upomina się o swoje prawa. Mam świadomość, że to dobry kurs, jako człowiek wierzący nie wyobrażam sobie zresztą innego. Tym niemniej czeka nas w przyszłości spore wyzwanie. Musimy przywyknąć do tego, że trzeba wykazać się solidarnością międzypokoleniową.
      Aniu, starość jest według mnie wtedy, kiedy człowiek cały jest bólem, będąc tak zużytym, iż praca i aktywność fizyczna nie są już w stanie poprawić jego kondycji. Każdego dnia staczamy się po równi pochyłej. Wnoszę, że jesteś szczęściarą, której to (jeszcze) nie dotyczy:}* Mnie już, niestey, tak.
      Nie chodzi mi o starzenie się mentalne, przeciwnie, obecnie panuje duża zgoda na te atrybuty, które kiedyś przysługiwały tylko i wyłącznie ludziom młodym. Lecz ani modna kiecka, ani nawet purer i szminka nie zamaskują naszego prawdziwego wieku. Mało tego, nie pomoże tu nawet radykalna operacja plastyczna. W najlepszym razie możemy funkcjonować jak ten stary mechanizm w nowym futerale.

      Usuń
    6. Bede upierdliwa, ale czytam ten Twoj komentarz Errato pewnie juz co najmniej 15ty raz i nie moge uwierzyc.
      Czy Ty naprawde uwazasz, ze lekki makijaz i szminka jest tylko po to zeby maskowac? Czy moze jednak dodaje odrobine urody tak samo mlodej jak i starszej kobiecie. Czy kobieta w wieku 50-60 lat to juz powinna przestac dbac o siebie bo jest stara?
      Mam tu na mysli zadbane dlonie, stopy, fryzura i wlasnie lekki makijaz?
      Znaczy co? Wystarczy sie wykapac zeby czlowiek nie smierdzial i juz jest dobrze? No nie wiem, ale moim zdaniem dopoki czlowiek zyje to powinien dbac o wyglad wlasnego ciala.
      Oczywiscie, ze moja babcia w moim wieku sie nie malowala, ba moja babcia to przez cale swoje zycie chyba nie wiedziala co to szminka, przynajmniej ta babcia co zyla cale zycie na wsi.
      No ale dzisiaj kobiety w tym wieku pracuja, jak nawet nie pracuja to chyba wychodza na ulice, do sklepu itd. Czy to znaczy, ze moga byc nieuczesne, nieumalowane i z brudem za paznokciami bo to jest adekwatne do wieku?
      Nie mowie o makijazu klauna, ktory wiele kobiet uprawia bez wzgledu na wiek, ale o delikatnym podkresleniu tego co jeszcze w nas ciagle zyje.
      Nawet nieboszczykom w domach pogrzebowych robia makijaz zeby to cialo wygladalo lepiej, a przeciez mozna wlozyc do trumny tak jak zastyglo, z otwartymi ustami czy tez podniesiona reka.
      Naprawde ciagle o tym mysle i jakos nie potrafie zrozumiec jakimi drogami podazaja w tym przypadku Twoje mysli.
      Co to znaczy ubieranie sie stosownie do wieku? Znow moja babcia nosila fartuch jako nieodzowny atrybut codziennego ubioru?
      Ale przeciez swiat idzie do przodu.
      Dawniej ludzie sie kapali raz w tygodniu czy teraz tez tak ma byc, bo w pewnym wieku kapiel tez nic nie zamaskuje ani nie odmlodzi ciala?

      Usuń
    7. Przecież ja właśnie o tym mówię, że świat idzie do przodu. I dlatego jest już oczywiste, że nie ma jakichś konkretnych podziałów wiekowych w kwestii mody. To akurat bardzo mi się podoba. Jak słusznie zauważasz, nic nie jest w stanie nas odmłodzić Bo nawet, jeśli jest jakiś margines wyjątku, to i tak instynktownie ludzie zawsze odgadują nasz prawdziwy wiek. Może tak działa natura. Czasem mówimy o kimś, że wygląda młodo i uważamy to za komplement. Owszem, to w pewnym sensie jest komplement, bo oznacza, ze ten ktoś docenia nasze zadbanie i ogólnie pojęte staranie o wygląd i zdrowie. Czy jednak młodej osobie ktoś mówi, że ta wygląda młodo? Nie musi, bo wie, że jest młoda. Po prostu intuicyjnie wyczuwa nasz prawdziwy wiek i chce nam przekazać, że odpowiadamy kryterium stosowanym dla osób młodszych od nas. Zresztą, cała myśl przewodnia mojej pisaniny była następująca: nic (a przynajmniej nie tak wiele) się w kwestii zdrowia i wyglądu człowieka nie zmieniło na przestrzeni lat. Zaś relatywnie jesteśmy postrzegani jako młodsi tylko dzięki temu, że żyją ludzie o wiele od nas starsi, którym nowoczesna medycyna i farmakologia wydłużyły starość. Lecz nigdy w życiu nie ubierajmy się "stosownie do wieku". Mało tego, powiem jeszcze więcej, nawet naszego zachowania nie modyfikujmy "stosownie do wieku":)) Cudzysłowy są tutaj nieprzypadkowe.

      Usuń
    8. Dzieki za wyjasnienie i bardzo sie ciesze, ze jednak mowimy tym samym jezykiem tylko inaczej dobieramy slowa:)))
      Czasem warto byc upierdliwym i dopytac co poeta mial na mysli:)))
      buziam:***

      Usuń
  2. Tak sobie po kolei czytałam i pomyślałam, że sens to jedynie w kontekście wieczoności... I dalej to właśnie przeczytałam. A że niełatwe i wiele pytań... Tak to jest. JAzakłądam, że choć lubięrozumieć nie wszystko muszę rozumieć od razu. Natomiast borykam się ze zgodą na to, iż połowa już na pewno za mną. I z wykorzystaniem, dobrym wykorzystaniem tego czasu, który jest mi dany na ziemi.
    Podoba mi się wizja życia wiecznego.... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do mnie, w kwestii tej wieczności mieszane mam uczucia. Wcale nie jestem taka pewna, czy bym jej pragnęła. Chyba źle ze mną:)
      Z kolei, zakładając, że można dożyć 90 lat, świadomość, że ma się przed sobą jeszcze połowę oznacza całkiem-całkiem młody jeszcze wiek:)
      W takim rozumieniu już dwie trzecie za mną:)

      Usuń
  3. Starość to wołanie wieczności. Ciało się starzeje, bo należy do materii, duch zaś jest wiecznie młody. Jeśli popatrzymy z takiego punktu widzenia, że celem życia na Ziemi jest rozwój i dojrzewanie ducha, zdobywanie doświadczeń i dokonywanie wyborów, to jest to dobrze pomyślane. Ciało osłabione starością nie może już brać udziału w uciechach tego świata i ma więcej czasu i okazji na zwrócenie swoich myśli w kierunku Stwórcy. Gdyby człowiek zasiedział się na Ziemi i za bardzo związał z materią zamiast rozwijać się duchowo - jednym słowem, gdyby stał się materialistą, to nieuchronnym skutkiem jego wyboru mogło by być to, że wraz z materią popadnie w rozkład. W Biblii jest to jakoś tak napisane, że pszenica musi wydać ziarno.
    A starości są różne, nie są za karę, tylko są naturalnym procesem, tak jak pory roku.
    Nasze ciała podlegają wszystkim prawom natury - od poczęcia po rozkład, ale nie wszyscy ludzie na szczęście uważają, że są swoim ciałem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czymś sobie musimy ten proces tłumaczyć. Jesteśmy w równym stopniu duchem, co i ciałem. Zbyt długo marginalizowaliśmy ciało i teraz ono buntuje się i dopomina o swoje prawa. Czasami dosyć ostro:)

      Usuń
  4. Czytam, i oczom, i uszom nie wierze, ales mi dala do wiwatu, czy chcialas nas staruszkow sprowokowac?
    Piszesz 'wola udawac ze jej nie ma'- nonsens, nic nie udaje, wiem ile mam lat, albo 'starosc nadal kroluje'- wokol mnie nie kroluje ani starosc, ani mlododosc, czy wiek sredni, wszyscy jestesmy, wcale nie zwracam uwagi kogo wiecej, po prostu w tlumie wiek dla mnie nie istnieje.
    Piszesz 'borykanie sie z samotnoscia' nie chce byc okrutna i napisac ze w moim przypadku i wokol to totalna bzdura, bo samotnosc to wybor czlowieka i wiek niewiele ma z tym wspolnego, jak ktos byl towarzyski za mlodu to i na starosc bedzie bywal wsrod ludzi.
    Piszesz 'oni wszyscy, albo prawie wszyscy maja depresje' nie mam depresji, moi znani staruszkowie sa pogodni i nie maja depresji.
    No i na koniec, ha, ha ha, niezle sie usmialam, napisalas 'maja dla kogo zyc' ze niby co, dla ciagle mlodych dzieci i wesolutkich wnukow, to nie tak, ci starcy nareszcie zyja dla siebie, maja czas dla siebie, nareszcie, pieniadze dla siebie, nareszcie rozpieszczja sie, kupuja sobie najlepsze jedzenie a nie tak jak kiedys wszysko co najlepsze bylo dla dzieci.
    No i bedzie przyklad mojej ulubionej znajomej Australijki, lat ma 75 i zyje dla siebie , podrozuje po swiecie kilka razy w roku, jej ulubiony sport to surfing, ktory ciagle uprawia, zyje na calego, i towarzysko, i rodzinnie, widuje swoje dorosle dzieci, kocha wnuki,ale nigdy nie ma czasu na tyle zeby je nianczyc w nadmiarze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brawo Marigold!!!! Starosc moze byc taka jak piszesz. Moj Tesc w lipcu skonczy 90 lat, w srode leci z Buffalo na Floryde do przyjaciol. Nie, nie ma depresji, chociaz lista rzeczy, ktorych juz nie moze zrobic lub robi z trudnoscia jest co raz dluzsza. Ale on zawsze mowi "zamiast plakac, ze czegos juz nie moge, skupiam sie nad tym co moge i robie to". Oczywiscie mozna byc zgorzknialym staruszkiem z depresja, ale zgorzkniali z depresja sa tez wsrod trzydziesto i czterdziestolatkow. Czyli moze jak ktos jest zgorzknialy to na pewno na starosc nie zostanie radosnym skowronkiem. Ale jak komus zawsze bylo blizej do skowronka to i starosc mu nie straszna.
      Masz racje, Ci ludzie zyja nareszcie dla siebie, nie maja juz zadnych obowiazkow, swoje zadania zyciowe juz wykonali i teraz moga sie cieszyc owocami, co nie znaczy, ze musza tym owocom poswiecac zycie.
      Pozdrawiam serdecznie i podziwiam:***

      Usuń
    2. Dziekuje Ci Stardust, mam tak dokladnie jak Twoj Tesc, ani troche nie placze nad tym co juz nie moge, bo ciagle jest tak duzo tego co moge a przeciez w zyciu nie da rady 'przerobic' wszystkiego. Mysle nawet ze na starosc moja ciekawosc zycia jest wieksza niz kiedy bylam mloda.
      Dziekuje i tez pozdrawiam.

      Usuń
    3. Nawet nie macie pojęcia, jak cieszę się z tych Waszych sukcesów. Bardziej chodziło mi o takich ludzi, którzy nie już w stanie wychodzić z domu i robić tego, co sprawiało im przyjemność jeszcze do niedawna. Wiem, co mówię, znam osobiście wielu pensjonariuszy domu opieki. Zaś wsród znojomych mojej mamy tylko jedna z pań jest wesoła i rodosna. Ma partnera, jeździ na wycieczki zagraniczne. Lecz co z całą resztą tych, zgorzkniałych staruszków, pogrążonych w chronicznej depresji? Kto ma im dodawać ducha? Może ja? Tego nikt raczej się nie doczeka:)

      Usuń
    4. Errato, moze ktos pomysli, ze to straszne, ze tak pisze o wlasnej juz niezyjacej Mamie. Ale niestety taka jest prawda. Moja Mama w wieku 66 lat miala operacje wymiany biodra, wszystko jak najbardziej udane, a Mama uznala, ze nie bedzie chodzic. Bo niby po co? Latwiej bylo nie chodzic tylko przyjmowac wizyty i wspolczucia i glaski. Tlumaczylam ile moglam, ze nawet jak troche boli to trzeba to rozchodzic, rozcwiczyc, bo inaczej sie nie da, w koncu to byla operacja.
      Nie, nie bylo tlumaczenia, nie docieraly zadne logiczne argumenty, bylam wrecz okrzyknieta "suka bez serca".
      Kupilam balkonik taki z wygodnym siedzeniem, zeby wyszla chociaz przed blok, mieszkanie miala doslownie 3 kroki od windy, a wiec nie musiala nigdzie daleko chodzic. Najpierw argumentem bylo "nawet jak wyjde to nie mam gdzie usiasc, bo lawka wiecznie okupowana przez innych". Pomijam fakt, ze na pewno by jej ktos ustapil miejsca, ale nie tlumaczylam tego tylko wlasnie kupilam ten balkonik z siodelkiem, zeby miala na czym siedziec nawet jak inni okupuja lawke.
      Nawet nie potrafie i nie chce powtarzac czym zostalam obrzucona po tym balkoniku. Oczywiscie balkonik sprzedala w ciagu tygodnia i dalej nie chodzila.
      Moj starszy brat, ktory to wszystko widzial, bo mieszka w tym samym miescie i w tamtym czasie byl po mojej stronie, teraz przestal chodzic w wieku 62 lat. Czyli jeszcze wczesniej niz Mama, tylko powod inny, bo brat ma cukrzyce i nabawil sie neuropatii. Ale tez uprzedzalam przy cukrzycy potrzeba cwiczyc i chodzic. Jak tylko zaczely sie problemy ze stopami, na poczatek momenty utraty czucia to prosilam "musisz chodzic".
      Nie!!!
      I tak Mama skazala sie na starosc z wyboru w wieku 66 lat a brat w wieku 62 lat. Ja jeszcze w szpitalu zaczelam chodzic, chocby tylko po korytarzu jak mi pozwolili, bo bylam w izolatce. Czy ja mialam sile? czy mnie nic nie bolalo?
      Owszem padalam po kilku krokach i nie raz bolalo, ale wiedzialam, ze musze to zrobic dla siebie, bo jak nie to tylko wozek... zreszta czytalas u mnie, bo nawet niedawno pisalam o tym.
      Ja wlasnie o takiej starosci pisze.
      Wiesz, ze mam 90-letniego tescia. Zalatwilam mu kobiete do sprzatania (raz na dwa tygodnie) bo sie boje zeby nie upadl i nie zrobil sobie krzywdy.
      Po bodajze dwoch miesiacach powiedzial, ze ona jzu nie moze pracowac bo cos tam cos tam w rodzinie... Ale jak zaproponowalam szukanie nastepnej to mi powiedzial "jak nie bede mogl tego robic sam to sie przyznam i sam poprosze o pomoc, narazie to jest moja jedyna gimnastyka wiec mi jej nie zabieraj".
      Widzisz roznice? bo ja tak.

      Usuń
  5. Ale Cie wzielo! Ja nie godze sie ze staroscia i ani mi sie sni jej akceptowac.
    Rodzisz sie i musisz umrzec i na pocieszenie wymyslasz sobie jakies tam zycie wieczne, a tu zonk! - po drugiej stronie nicosc. Zadnego nieba, piekla ani boga, ze nie wspomne o sadach ostatecznych. Ja juz sie dosc nazylam i wolalabym umrzec teraz zamiast meczyc sie przez kolejnych dwadziescia kilka lat, coraz bardziej chora i niesprawna. Tylko po to, zeby w ogole zyc? Nonsens!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, tak; żebyś wiedziała, że mnie od czasu do czasu bierze:)
      No, nie mów mi, że masz już dość - kto inny miałby tyle energii, by zajmować się wnuczką:))

      Usuń
  6. My jestesmy w ogole jakims dziwnym polem doswiadczalnym innych stworzen we wszechswiecie! Oni z gory na nas patrza i zakladaja sie ile jeszcze wytrzymamy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mi do głowy niekiedy taka myśl przychodzi.

      Usuń
  7. Ale nafilozofowalas dzisiaj... Mnie tam nie goni do filozofowania ostatnio, bo rzeczy przyziemne zapewniaja mi rozrywke az w nadmiarze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajne te Twoje rozrywki:). Może z braku podobnych bierze mnie na to moje wisielcze filozofowanie:)

      Usuń
  8. Zastanowiłabym się, czy aby na pewno starość jest wpisana w Stworzenie. Nie była, Adam i Ewa nie mięli się starzeć. Dopiero po spałaszowaniu owocu, zaczęło się dziać, a i tak ludzie żyli jeszcze potem dosyć długo. Po Potopie wszystko wywróciło się do góry nogami. Na naszą cielesną niekorzyść.

    Trzeba próbować robić tak, aby starzeć się w zdrowiu i w jak najlepszej kondycji umysłowej. Nie ma innego lekarstwa na depresje wieku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli jednak za karę. Zresztą, zawsze trzeba znaleźć jakieś wytłumaczenie dla usankcjonowania stanu zastanego:)
      Jasne, że nie mamy innego wyjścia, jak tylko się starać;

      Usuń
  9. Przychylam się do koncepcji, że: Całość ludzkiego życia jest objęta Bożym planem i kto się urodzi umrzeć musi i basta....".Czynię więc usilne wysiłki by pogodzić się z faktem,że pół wieku już za mną...Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby udało Ci się w dobrym zdrowiu liczbę tę podwoić:)*

      Usuń
  10. Starość. Wydaje mi się jaknajbardziej naturalna. Nie jest karą za grzech, wszak starzeją się również zwierzęta i rośliny. Prawo biologii.
    Według mnie problem zaczyna się dopiero wtedy gdy nauki przeróżne przedłużają starość. Obecna medycyna jest w stanie wyciągnąć staruszka z kazdej choroby. Z młodych lat pamietam, że zapalenie płuc uważano za stan nieuleczalny.
    Etyka lekarska nakazuje ratować (przedłużać) każde życie. Liczba osób z demencją, które nie wiedzą kim są i czy żyją, siega już pewnie miliony.
    Czy jest z tego jakieś rozsądne wyjście?
    Nie widzę. Nawet gdyby wprowadzono eutanazję, to takie osoby nie będą w stanie podjąć samodzielnej decyzji. Z drugiej strony już wkrótce ekonomia nie będzie w stanie udźwignąć kosztów podtrzynywania zycia.
    Ciekawe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo bliskie jest mi Twoje rozumienie problemu, który wyartykułowałam. Bo przecież nie chodzi o to, by na siłę wyszukiwać jakieś radykalne jego rozwiązania, ile raczej o to, by przyjąć do wiadomości, że istnieje. Rzeczywiście ekonomia ma już naprawdę spore problemy z tym "sztucznie" podtrzymywanym życiem. I to nie tylko w tę jedną, starczą, stronę. Mam również na myśli wszystkie te nieporonione płody, które jeszcze do niedawna poddawane były selekcji naturalnej. Nie sposób chować głowy w piasek, twierdząc, że problemu nie ma. Jednak przynależność do kręgu kultury chrześcijańskiej ma swoje prawa. Trzeba będzie w jakiś sposób się podzielić z tymi, za których zaistnienie staliśmy się wskutek takiego a nie innego ukierunkowania działań współodpowiedzialni.

      Usuń
    2. Wydaje mi się, ze były sugestie ze stronu Kościoła żeby nie leczyć na siłę, zeby pozwolic ludziom w spokoju umrzeć. Oczywiście w obecnej atmosferze nagonki na Kościół, jest to sprawa trudna i delikatna.

      Usuń
  11. Pocieszające jest to, że w dzisiejszych czasach możemy znacznie odłożyć starość w czasie. Możemy starzeć się bardzo, bardzo powoli. I nie mam na myśli żadnych botoksów czy operacji plastycznych. Mam na myśli zdrowe odżywianie, uprawianie sportu, unikanie papierosów czy niepotrzebnych leków.
    Wokół nas sporo 60-latków biegających w maratonach czy 70-latków chodzących po górach. Niedawno widziałem nawet 85-letniego morsa :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Długa cisza na blogu, mam nadzieję, że życie biegnie spokojnie. Życzę pogodnych i radosnych Świąt Wielkanocnych.

    OdpowiedzUsuń
  13. Bez względu na to w jakim jesteśmy wieku, należą nam się zdrowe, spokojne, uśmiechnięte Święta i tego właśnie życzę i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń