Wojciech Gerson. Gdańsk w XVII wieku. 1865. Olej na płótnie. 103,5 x 147 cm. Muzeum Narodowe, Poznań.


Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.

piątek, 31 października 2014

Wyborcze El Dorado

Łał! Załapałam się do pracy w komisji! Wyborczej, gwoli ścisłości należy dodać.
Wieść, że tym razem (nareszcie!) płacą więcej, nie mogła pozostawić mnie obojętną.
Ludziska walą jak w dym, a ja się mimo to załapałam.
Pierwsze zebranie - w pobliskiej szkole.
Nasza komisja to same panie. W sąsiedniej zaś panów sztuk trzy. Nieważne.
Choć może wcale i nie, bo kto nam będzie te sterty papierzysk nosił?
Pod uwagę wziąwszy stan zdrowia naszego gremium.
Dzień wcześniej nabawiłam się kontuzji nogi. Zerwane ścięgno.
Wchodząc, dyskretnie zasłaniam sobą kulę. Na wszelki wypadek, bo a nuż mi "podziękują".
Tymczasem nie bój żaby. Za chwilę o kulach wchodzi szkolna pedagog młoda.
Dwie inne panie skarżą się na urazy kręgosłupa. O swoim własnym zmilczałam skromnie, wszak już wystarczy wzmiankowana noga.
Sympatyczny pan koordynator otwiera zebranie.
Którego celem koronnym jest wybór przewodniczącego. Tudzież jego zastępcy. 
Nikt podjąć się tego nie chce, chociaż to dodatkowy pieniądz.
I nie dziwota; w uposażeniu różnica nie tak znów wielka, za to w obowiązkach - ogromna.)*
Do wczesnych godzin rannych tuła się taki delikwent, w urzędzie kolei swej wyczekując.
A jeszcze dojazd i powrót, niech Boska broni nas ręka!

Po części oficjalnej zaczyna się artystyczna. Czyli ...polowanie na "jeleni".
- A może pani zechce być przewodniczącą - zwraca się do mnie poznana przed szkołą kobieta.
(Wszystkiemu winien ten mój inteligentny wyraz pyska.)
Coś jest na rzeczy, to zawsze ku mnie wzrok swój kierują prelegenci wszystkich nasiadówek świata.
Pierwsza reakcja bywa kluczowa.
Zbieram się tedy do kupy, tak, by stosowny odpór tej niecnej supozycji dać.
- Ja? Żadną miarą! Zresztą kontuzja i co by jeszcze...
Na jakiś przynajmniej czas wyklucza mnie to z obiegu. Teraz niech martwią się inni.
Tymczasem staje się jasne, że każdy z nas ciepłą chce zająć posadkę, nikt nadwerężać się nie zamierza.
Wszyscy idą w zaparte. Sytuacja robi się podbramkowa.
Przewodniczącymi bywają zwyczajowo osoby zmotoryzowane. Tu nagle okazało się, że nikt nie jest w posiadaniu samochodu. Choć wiem, że jedna z osób takowy ma do własnej dyspozycji.
Nie moja sprawa, nie będę wszak donosić.
Inwigilacja trwała przez czas jakiś.
Widać, myśli me przełożyły się na nieprzenikniony wyraz twarzy, bo oto w moją stronę oskarżycielski wycelowano paluch. 
- Pani na pewno ma samochód!
(Znów ten mój wygląd; wszyscy bezzasadnie biorą mnie za osobę z wyższej finansowej półki.)
- Niestety, nie mam nawet prawa jazdy. Argument nie do obalenia.
Wreszcie skończyły się żarty. Dwie apodyktyczne panie bez pardonu poczęły typować kandydatury.
Młoda pani pedagog, wykazawszy się zawodowymi umiejętnościami, definitywnie odcięła się od sprawy.
Niech żyje asertywność.
Domorosłe inkwizytorki wzięły teraz na cel młodą kobietę skromnie siedzącą w ostatnim rzędzie.
Owa, przyparta do muru, wydusiła z siebie wyznanie, że ...jest w odmiennym stanie.
Jakże jej współczułam; nie tak przecież chciałoby się obwieszczać światu swoją radość.
Gdyby nie ta kontuzja, wybawiłabym ją z opresji.

Nieuchronna wizja losowania w końcu musi kogoś z mniej odpornych skłonić do kapitulacji.

Znamienne, jakich komicznych owa sytuacja dostarczyć może człeku wniosków z obserwacji.
Dwie panie jednoczą się przeciwko trzeciej, potem zaś nieoczekiwany zwrot akcji sprawia ...że jedna zwraca się przeciwko drugiej.
Widząc, że to nie przelewki, sympatyczna studentka nagle zgodziła się być vice.
Niezła strategia, teraz ktoś inny będzie miał się gorzej.
Nareszcie, po krótkich już przepychankach, inna dziewczyna dała się namówić do objęcia głównej funkcji. Wszyscy deklarowali pomoc, aczkolwiek nikt oficjalnie nie chciał tego brać na klatę.
Wszak w tym roku wprowadzono korespondencyjne głosowanie.
No i jeszcze ta (postrach siejąca!) obsługa elektroniczna.

Atmosfera została oczyszczona, wszyscy wydawali się zadowoleni.
Jedni, bo udało im się wywinąć; inni, że mają to już za sobą i może nie taki diabeł straszny.
Jeszcze tylko podział, kto rano, a kto po południu...i wsio.
Przez chwilę było groźnie, lecz - jak to zwykle - więcej było rannych ptaszków.
Uff, jaka ulga.
O tak nieludzkiej porze mój zegar biologiczny poważnie mógłby szwankować.
Organizm bowiem o siódmej rano stanowczo odmawia mi posłuszeństwa.

Sądzę, że takie perturbacje, mające zresztą miejsce w większości znanych mi komisji, można byłoby skutecznie wyeliminować. Jak widać, różnica w uposażeniu nadal nie jest adekwatna do przypisanych poszczególnym stanowiskom obowiązków. Może należałoby jeszcze bardziej wynagrodzenie takie zróżnicować.
El Dorado? Raczej nie.

_________________________________________________________________
)* W tym roku szeregowy członek komisji otrzymuje 300, zastępca 330, a przewodniczący 380 PLN.
Jak widać, motywacja finansowa niezbyt silna.

30 komentarzy:

  1. Stawki do wytrzymania za pol dnia roboty w niedziele, nie ma co narzekac. Gdzie indziej mozna tyle zgarnac? Ale za 80+ tez nie garnelabym sie do zwiekszonej listy obowiazkow i odpowiedzialnosci.
    Mam nadzieje na fajny post po-wyborczy. :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, dementi! To nie jest pół dnia. Najpierw zebranie porządkowe (to, które się odbyło). Potem szkolenie w zakresie obowiązków tudzież tej "znienawidzonej" elektroniki:). W dzień poprzedzający (sobota) trzeba przyjść rano i żmudnie liczyć karty. Wszystko musi się zgadzać. Czasem ustawia się stoły, rozkłada sprzęt itp. Niedziela wyborcza to najpierw pół dnia pracy, a potem ...pół nocy liczenia głosów. Tym razem frekwencja ma być duża, będzie więc co liczyć. No i potem przewodniczący musi jeszcze to wszystko do urzędu zawieźć i zdać przy zastosowaniu odpowiednio uciążliwej biurokratycznej procedury. Mam już niejakie doświadczenie, bo już dwa razy brałam udział w pracy takiej komisji. Tak, że spoko, jest trochę roboty i nikt raczej się nie obija. W tym roku pieniądze są jakoś tam adekwatne, w przeszłych latach zarabiałam po 135 zł. Szkoda gadać:).

      Usuń
  2. Gratuluję :)) I dobrze, że nie musisz wstawać skoro świt, tylko spokojnie później zacząć pracę :)
    A u nas miasto powoli obkleja się plakatami :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas latoś tylko Platforma "oplakatowuje" miasto.

      Usuń
    2. U nas też głównie oni, albo jakieś lokalne stowarzyszenia, ale i tak pod egidą peło.

      Usuń
    3. Żadne inne nie ma zbędnej kasy na reklamę:)).

      Usuń
  3. Bardzo fajnie, ze wpadłą Ci taka robótka Errato. Wszak trzy stówki piechotą nie chodzą! Jakos się tam przemeczysz a na pewno będziesz miała mnóstwo ciekawych obserwacji irefleksji powyborczych!
    Pozdrowienia zasyłam z wioski w mgle tajemniczej pogrązonej!:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na to właśnie liczę. Motywować będzie mnie wizja wymarzonej torebki, na którą odłożone pieniądze właśnie wzięłam i przejadłam:)). Teraz wreszcie ją sobie kupię. A jeśli będzie druga tura (a wygląda na to, że u nas będzie) sprawię sobie słuchawki, bo stare jakiś czas temu już się zepsuły. (W drugiej turze płacą 150 zł, argumentując, ze to połowa roboty). Może i połowa "roboty", ale czas pracy dokładnie taki sam. I tak nie jest źle.

      Usuń
  4. I ja podążam z gratulacjami :)....aaaa i gratuluję wymigania się od kierowania ;)))

    OdpowiedzUsuń
  5. moje całkiem spore doświadczenie z różnym nacjami każe mi twierdzić, że w gronie Amerykanó po 5 minutach wszystkie funkcje byłyby przydzielone, przyjęte z zadowoleniem i jeszcze na dodatek za darmo
    u mnie już wubór przewodniczącego klasy z minimalnymi obowiazkami to droga prez mękę
    też się nie wyrywam
    rak, te rzeczy :PPP

    OdpowiedzUsuń
  6. Siedziałam raz w życiu w takiej komisji (chyba jesień 89 więc historyczne).. Kompletnie nie pamiętam stawek. Ale samochód nie był potrzebny, bo to w centrum miasta było :).

    OdpowiedzUsuń
  7. W 89-tym pełniłam funkcję męża zaufania z ramienia Unii Demokratycznej. Niestety, była to funkcja honorowa, bez wynagrodzenia. Lecz wrażenia niezapomniane. Byłam dumna, jak paw:)).
    Potem, kilka lat temu, prawdziwa praca w komisji

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie złożyło się i nie uczestniczyłem w takich komisjach, nie wiem więc co tracę.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Byłam kiedyś w komitecie do spraw telefonizacji osiedla. :)) Oj jak to dawno było, dziś telefony w każdym domu i w torebce. :)
    Też gratuluję załapania i wiem że to nie pół dnia to zawsze jest czasochłonne ale dobrze że płacą. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jest; każda praca powinna być adekwatnie do wkładu wynagradzana. W tej sprawie na szczęście już tak się stało.

      Usuń
  10. O! witam w klubie: też jestem szeregowy członek ;-)) ale u nasz szybciutko, 10 min i rozeszliśmy się do domków, przewodnicząca sama się zgłosiła ;-))
    całuski

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też "znasz ten ból"? Wspaniale, ciekawe, jakie będą nasze spostrzeżenia "po":))

      Usuń
  11. A rzeczywiście, różnica nie jest zachęcająca w obliczu do dodatkowych zajęć.
    Gratuluję :) z tego co słyszałam ciężko dostać się do takiej komisji :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej ciężko. Ja miałam lepszy start, bo już dwukrotnie byłam członkiem komisji.

      Usuń
  12. Jak to dobrze trafić z sameg rana na kogoś inteligentnego, choćby i troche kulawego.
    Eureka - przecież u nas za kilka tygodni też beda wybory stanowe!!! Forsa leży na ulicy, tylko się schylić.
    Dziękuję za przywołanie mnie do rzeczywistości.
    Czympredzej wskoczyłem na strone komisji wyborczej. Jest link do rejestracji kandydatów do pracy w wyborach - KLIK-KLIK-KLIK.
    Za chwile otrzymałem email potwierdzający rejestrację. Gmail zakwalifikowało go jako spam. Wyjasnienie - zawartośc typowa dla spamu. Wiadomo, że typowa, jedziemy dalej.
    Wprowadzam pierwsza strone danych osobowych, naciskam klawisz Next i bęc - nie jesteś zalogowany. Próbuję jeszcze dwa razy - ten sam rezultat.
    Nie pozostało mi nic innego jak poinformować szanowną Komisję o moich tarapatach i wyrazic nadzieję, że system przetwarzajacy wyniki głosowania działa lepiej.
    Na marginesie dodam, że jak dotad nie znalazłem informacji o wynagrodzeniu.
    Na marginesie po przeciwnej stronie wspomnę, że udało mi się bez problemu zarajstrować w Bicycle Victoria jako ochotnik do niedzielnego liczenia rowerzystów na scieżce rowerowej. Tam płacą $120 za 4 godzina sesję. Wprawdzie nie mnie, ale wskazanej przeze mnie instytucji charytatywnej, ale w moim wieku to już nieiwielka różnica.
    Na pohybal politykom, niech żyją Cykliści!!!
    Zyczę szybkiego wyleczenie kontuzji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to miło, tak sobie policzyć rowerzystów. Nie dość, że obiekt wdzięczny, to jeszcze (bagatela) 120$ dla wyznaczonej przez własne widzimisię instytucji wygenerować można! Toż to niemal, jak "bogiem" być:)).
      Spróbuj zarejestrować się jeszcze raz, może się uda. Jeśli nie z domu, to z jakiejś urzędowej instytucji, tam wszystko powinno działać, jak należy.

      Usuń
  13. Licytacje, kto ma zostać przewodniczącym przypomniały mi czasy, kiedy na pierwszych zebraniach w roku szkolnym siedziałam jak mysz pod miotłą, a wychowawczyni szukała "chętnych" rodziców do pełnienia różnych funkcji, nawet przez jeden rok byłam kasjerem (skarbnikiem), ale w kolejnym roku kategorycznie odmówiłam. W tym wypadku trzeba się było naorganizować za darmo, a reszta rodziców miała wszystko w nosie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tego typu przepychanki wręcz przynależą do klasyki zachowań szkolnych. Też znam to z autopsji:)).
      Nikt nie chce podejmować się tych niewdzięcznych funkcji. Złożone są tegoż przyczyny.

      Usuń
  14. Też jestem. Na pierwszym zebraniu nie byłam, więc mi przewodniczenie odpadło. Czekam ciągu dalszego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to nawet dobry sposób:)). U nas jednak raczej by nie przeszedł. Jestem już po szkoleniu (było wczoraj). Większość ludzi przerażona; ja staram się podchodzić do tego ze spokojem. Skoro raz dałam radę, dam i tym razem, chociaż pracy ma być jeszcze więcej. I nie tylko pracy, roboty też - dźwiganie ton papierów, podczas, gdy mężczyzn w naszym składzie brak.
      Witaj w klubie:))).

      Usuń
  15. też siedziałam w Komisji, prawie dobę siedziałam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można tę pracę polubić nawet:)). Do następnych wyborów!

      Usuń