Wojciech Gerson. Gdańsk w XVII wieku. 1865. Olej na płótnie. 103,5 x 147 cm. Muzeum Narodowe, Poznań.


Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.

poniedziałek, 16 stycznia 2017

Część 5

W miasteczku dosłownie zawrzało, takie sprawy zawsze elektryzują opinię publiczną. Problem obrony koniecznej bez wątpienia należy do tych, które budzą ogromne emocje. Przeważnie generują współczucie wobec sprawcy, przy niemal zerowym zrozumieniu dla zabitego agresora. Może stąd właśnie - niejako dla przeciwwagi - organa ścigania i sądy tak wnikliwie rozpatrują problem. To oczywiście zrozumiałe, lecz skutki tej skrupulatności bywają niekiedy opłakane. Zbyt wiele jest tragedii ludzi odsiadujących nieadekwatnie wysokie wyroki. Zdawać by się mogło, iż taki sprawca już właściwie został ukarany - wyrzuty sumienia będzie miał do końca życia. Po co więc karać go podwójnie - chyba już tylko dla zemsty. Oko za oko, ząb za ząb; ktoś stracił życie, zatem ktoś musi za to zapłacić. Niekiedy nazbyt drogo. Właśnie takich rzeczy Marta nie mogła zrozumieć najbardziej. Zresztą, niezależnie od teorii, miała wrażenie, iż w tej sprawie jest parę kwestii, które domagają się wyjaśnienia. Dlaczego w ogóle rzecz musiała trafić do sądu? Przecież wszystko było oczywiste, nie powinno być właściwie żadnych niejasności. Tymczasem obrońcy przyszło mierzyć się z takimi trudnościami natury proceduralnej, jakich nie przewidywał zrazu. Termin rozprawy był wciąż odraczany, bez przerwy pojawiały się jakieś nowe okoliczności mogące mieć decydujący wpływ na jej całokształt. Nareszcie pojawiła się szansa na przełom w sprawie. Poszkodowany przez zmarłego chłopak odzyskał przytomność i był w stanie zeznawać. Jakie będzie jego stanowisko i kto okaże mu się bliższy - kumple, wśród których dorastał, czy ten, który mu uratował życie? I, co najważniejsze, czy był w ogóle zdolny do rzeczowej oceny zajścia - wszak mógł już być nieprzytomny w momencie wkroczenia wybawcy do akcji. Na szczęście zeznania chłopaka okazały się korzystne, zaś dwaj pozostali uczestnicy bójki dobrowolnie poddali się karze. Teraz Kuba wreszcie miał poważny atut w ręku. A jednak oskarżyciel nie chciał odpuścić, tocząc ze swoim adwersarzem bezkompromisowy bój. Czyżby chodziło o coś osobistego? (Tak myślała sobie Marta.) Na szczęście poręczenie ojca uznano za wiążące i chłopak uzyskał  zgodę na krótki wyjazd z kraju. To był już naprawdę spory sukces. Kuba w sumie trzykrotnie skorzystał z okazji; ostatni, prawie miesięczny pobyt spożytkował pracując w swojej dawnej firmie. Teraz nie pozostawało nic innego, jak tylko czekać na ostateczną decyzję sądu.
Od momentu nieszczęśliwego zajścia do ostatecznej rozprawy sądowej upłynęło osiem miesięcy. Marta postrzegała to jako niepotrzebne przeciąganie, ale równie dobrze mogło to być celowe działanie obrony. Aby nieco rzecz wyciszyć, zyskując przy tym na czasie. Ten ostatni potrzebny był na zinterpretowanie całej tej obszernej dokumentacji dotyczącej tła wypadku.
Wyrok, który ostatecznie zapadł, zadziwić a nawet zbulwersować mógł niejednego z obserwatorów.
Siedem lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na siedem lat.
Kuba i jego najbliżsi przyjęli werdykt z powagą i spokojem. Zdaje się, z pewnym poddaniem, a nawet, o zgrozo, ulgą - myślała zniesmaczona Marta. Była zdania, iż powinien zostać całkowicie oczyszczony z zarzutów, ba, nawet nie powinny być mu jakiekolwiek, choćby potencjalnie, postawione. Wystąpił przecież w obronie katowanego człowieka, bez wątpienia ratując mu życie. Zatem jego postawa zasługiwała na pochwałę, i to niezależnie od tragicznego finału zajścia. Wystarczającą karę zgotowało mu własne sumienie, stając się najsurowszym sędzią i katem. Co znamienne, kiedy zadawał sobie pytanie, jak by postąpił, gdyby czas się cofnął i zostałby postawiony jeszcze raz w tym samym miejscu - był całkowicie pewien, że identycznie. Tyle, że interweniowałby już z większą rozwagą, nie w takim stresie, jak tego feralnego wieczora.
Jeśli zaś mowa o Marcie, niezależnie od powziętej oceny, była w jej odczuciu obecna jeszcze jakaś inna, bliżej nieokreślona intuicja. Może j e d n a k było w tej sprawie jakieś drugie dno. Przecież ona znała całą rzecz jedynie z relacji Kuby. Co prawda nie podejrzewała go o kłamstwo, ani nawet o konfabulację - na to był za mało wyrafinowany - jednak nasuwało się nieodparte wrażenie, iż coś przemilcza. Mogło to jakoś wiązać się z jego przeszłością, bliższą albo dalszą.
Rozmawiając o tym z synem - zwanym przez nią najmądrzejszym człowiekiem na świecie - rozważali parę takich ewentualności. Czyżby istniało coś, co mogło zaważyć na tak surowym werdykcie sadu? Na przykład  jakieś wcześniejsze incydenty "bojownicze", pranie brudnych pieniędzy bądź wręczanie korzyści majątkowych. Albo i jeszcze coś całkiem innego, o czym pojęcia nie mieli. Dość, że nabrali zwyczaju dworowania sobie na ten temat. Marta nie miała żadnych pretensji do mężczyzny, przecież było jasne, że nie mają obowiązku mówić sobie wszystkiego, wszakże ona sama nie w inny sposób z nim postępowała.  Postanowiła na razie nie drążyć tematu, przyjęła przecież założenie, iż wspierać będzie Kubę niezależnie od okoliczności. Trochę tak, jak wspiera się swojego ulubionego bohatera książkowego. Wszak nie miała praktycznej styczności z Kubą, nic co go dotyczyło nie mogło mieć wpływu na jej realne życie, zatem nie ryzykowała tutaj niczym. Kontaktowali się za pośrednictwem ekranu monitora, a potem dodatkowo jeszcze słuchawki telefonu. Póki co, wszystko było w porządku. Choć z drugiej strony, trzeba tu powiedzieć, czuła jakieś zniecierpliwienie.
Często się bowiem słyszy, że skazani na długoletnie uwięzienie prowadzą aktywnie swoje obrony, a nawet w zamknięciu kończą studia prawnicze. No dobra, może głównie dzieje się tak w amerykańskich produkcjach, jednak wzmiankowany, odsiadujący 25-letni wyrok mężczyzna tak właśnie postąpił. Nie mieściło jej się w głowie, żeby Kuba - dorosły, inteligentny człowiek - mógł być aż takim ignorantem we własnej sprawie. Rzecz jasna nie musiało to niczego szczególnego oznaczać, ale jednak równie dobrze mogło. Takie to rozmowy wiedli przy śniadaniu matka z synem, czyli Marta z dziecięciem swym. Zostawmy to już na razie, bowiem w tak zwanym międzyczasie...
Cdn.

18 komentarzy:

  1. No coz, siedem lat w zawiasach to z jednej strony jakby zadna kara, bo sprawca nie posiedzi. Z drugiej jednak w koncu zginal czlowiek, wiec tak calkiem bezkarny nie mogl pozostac, przy calej naszej do niego sympatii...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno mi po ludzku przyjąć taką argumentację. Nawet, jeśli praktyka życia skłania system prawodawczy do ustalania tych prawideł.
      Po mojemu nie należy karać takiej osoby, która nie miała intencji dopuszczenia się bezprawia i działała w dobrej wierze.

      Usuń
  2. I znowu wiem, że nic nie wiem:)
    Ja też swego czasu dostałam zawiasy za nieumyślne poszkodowanie w wypadku, do przeżycia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się dowiedziałam, że...nic nie wiem:)
      Do przeżycia, ale jakiego stresującego przeżycia.

      Usuń
  3. Szkoda, że nie było zupełnej otwartosci między Kubą a Martą.Na pewno zrozumiałaby go lepiej i nadal wspierała, jak na empatyczna, dojrzała osobę przystało. Ale i Marta, jak piszesz, nie była wobec Kuby do końca otwarta. Rezerwa, nieufnosc mimo wzajemnej sympatii, zostawienie sobie jakiejś furtkim pola do manewru a może nieumiejętnosc zaufania, wynikająca z jakichś wcześniejszyhc doświadczeń życiowych...? Hmmm...Tak pewnie czasem trzeba, żeby sie nie rozczarować, nie cierpieć z powodu własnej naiwności...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno o zupełną otwartość przy założeniu, że znajomość, póki co, jest wyłącznie internetowa. Wspierać można się tylko teoretycznie, czego w żadnym razie nie należy bagatelizować ani, tym bardziej, umniejszać. Wszak my, blogerzy czynimy podobnie, jesteśmy szczerzy teoretycznie - przy zachowaniu marginesu prywatności. Ja ogromnie sobie cenię takie kontakty. Czasami są jak lustra, w których się człowiek przegląda, albo jak wehikuły czasu, którymi przemieszcza się w kierunku dojrzałości. Inna sprawa, że ludzie z jednej strony chcą się zaangażować, a z drugiej nazbyt mocno boją się zranienia i rozczarowania.

      Usuń
  4. Czyli jest gdzieś następne drugie dno. Hmmm...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na to wygląda, ale już ja z tym zrobię krótki proces!:)

      Usuń
  5. No w koncu sie doczekalam na nowy wpis i...znowu wiem, ze nie wiem, co bedzie:) Stopniujesz napiecie! Wydaje mi sie, ze zakonczenie nas zaskoczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zakończenie to już właściwie było. Zaskoczyć to może środek:)

      Usuń
  6. "Między wierszami" wciąga jak kryminał,o którym wspomniał "Czarny Pieprz". Jeżeli zakończenie już było, to będę musiała wszystko przeczytać raz jeszcze, bo nie zorientowałam się, w którym momencie. Jeżeli środek ma być najbardziej intrygujący, to czekam na niego z niecierpliwością. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko zależy od upodobań. Jednak nie jest to kryminał.

      Usuń