Nie znoszę go. I kocham zarazem.
Pewien mieszkający w Krakowie bloger przedstawił pogląd na swoje miasto.
Na co dzień wydaje mu się fajne; dopiero z dystansu dostrzega, co i jak.
Będąc gdzie indziej, zdaje sobie sprawę, jak bardzo brakuje mu ...świeżego powietrza.
Kontrast z innymi miastami tak daje mu do myślenia, że rozważa przeprowadzkę.
Z powodu tej z lekka zatęchłej rodzimej atmosferki.
Zainspirowało mnie to do snucia wniosków własnych.
Skłonna jestem przyznać mu rację, Kraków bowiem znam dosyć dobrze.
Mieszkałam tam przez rok; ba, na stałe się chciałam osiedlić.
Bo to, co dla jednego jest wadą, dla kogoś innego może być zaletą.
O ile w Krakowie "świeżego powietrza" brakuje, w Gdańsku mamy go pod dostatkiem.
Właściwie, rzec można, mamy nawet przeciąg.
Wszak to przelotówa prawie. Miasto dróg.
Są miasta wielu placów. Nasze samo jest ...wielkim placem.
Wiem, wiem, specyfika miast nadmorskich, rozciągniętych na sporym obszarze wzdłuż tegoż.
Rozumiem też, jak wielkim uległo wojennym zniszczeniom. Stąd żart o tym wielkim placu.
Dostrzegam zapierające dech piękno poszczególnych elementów. Niech ktoś nie myśli sobie!
Pamiętam swoje młodzieńcze rozczarowanie warszawską starówką podczas którejś ze szkolnych wycieczek. Czym tu się zachwycać. My w Gdańsku to dopiero mamy powód. Pewnie i Amsterdam nie wytrzymałby porównania w niektórych, co bardziej precyzyjnych, szczegółach.
Zawsze byłam z Gdańska dumna. Jest bowiem z czego!
Dlaczego więc tak go nie lubię?
Brakuje mi tej "substancji miejskiej", którą często poszczycić się mogą niewielkie nawet miasteczka.
Bo w mieście rynek powinien być i basta! Jak Pan Bóg przykazał.
U nas typowego rynku jednak nie uświadczy.
Dopiero, gdy mam okazję gdzie indziej pobyć, dociera do mnie, ile na co dzień tracę.
To wysiadywanie na rynku z widokiem na cały labirynt uliczek, prowadzących odeń. To znów spacery odkrywające te obszary miasta, w których tak uroczo można się zagubić.
Bo u nas to niewykonalne. Nie ma gdzie. Wszystko jasne, ale też i nudne.
Ach, jak zazdroszczę mieszkańcom Warszawy, Wrocławia, Torunia, czy też owego "dusznego" Krakowa nawet. Powiem więcej, całej rzeszy miast pomniejszych. Byleby tylko posiadały klasycznie rozumianą tkankę miejską. Bowiem do życia potrzebuję miasta właśnie.
Rodzinnie pochodzę z Wielkopolski, Poznań mym miejscem
urodzenia.
To wielkie, klasyczne miasto od dziecka kształtowało moje
poglądy na życie. Poznańskie ciocie z godnym lepszej sprawy uporem wpajały mi zasady tak zwanej "akuratności". Wszystkie
te nieśmiertelne zasady czystości i elegancji, bez których człowiek
niechybnie stałby się łupem wybujałych instynktów przerośniętego ego.
Z uporem wprawdzie, choć bez powodzenia raczej.
Lecz teraz to Gdańsk jest moim miastem; tu od wczesnego dzieciństwa mieszkam.
Kiedyś w autobusie zdarzyło mi się usłyszeć rozmowę. Dwie panie
gorszyły się wystającym spod czyjejś koszulki stanikiem.
Że nie uchodzi, że kto to widział...
Bo u nich w Poznaniu to nie do
pomyślenia.
Zdziwiło mnie to i zasmuciło. To oni tam jeszcze na poważnie
biorą całe to staropierdolskie pitolenie?
My pod tym względem kompletnie jesteśmy wyzwoleni.
Uwielbiam swoje obecne miasto, jedyne,
które mogę nazwać własnym.
Za jego otwartość, a nawet
kosmopolityzm. Za atmosferę tolerancji i akceptację różnych
form ludzkiego bycia. No cóż, jak mówią, coś za coś.
Wojciech Gerson. Gdańsk w XVII wieku. 1865. Olej na płótnie. 103,5 x 147 cm. Muzeum Narodowe, Poznań.
Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.
Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.
To co ja mam powiedziec o swojej Lodzi? To w ogole jest nie-wiadomo-co.
OdpowiedzUsuńNa szczescie moje obecne miasto ma takie trydycje, ze ho ho! I takie jest piekne, ze lojezu! :)))
O swoich zachwytach Łodzią to ja już Ci pisałam. Ciekawe, jak wygląda Getynga. Wyobrażam ją sobie jak piękne średniej wielkości miasto o tradycyjnej zabudowie. "Wygooglam" sobie później:-). W ogóle uważam, ze miasta nie mogą być za wielkie, bo zatracają proporcje, przedmieścia stanowią zwykle jakiś rakowaty twór.
UsuńSluze uprzejmie:
Usuńhttp://swiattodzungla.blogspot.de/2012/04/moje-miasto-getynga.html
http://swiattodzungla.blogspot.de/2012/04/drugie-zycie-bardzo-starych-domow.html
http://swiattodzungla.blogspot.de/2012/04/detale.html
http://swiattodzungla.blogspot.de/2012/04/stary-ratusz.html
http://swiattodzungla.blogspot.de/2012/04/pomniki.html
http://swiattodzungla.blogspot.de/2012/04/wieza-bismarcka.html
http://swiattodzungla.blogspot.de/2012/04/ciekawe-miejsca.html
http://swiattodzungla.blogspot.de/2012/06/widok-miasta.html
http://swiattodzungla.blogspot.de/2012/07/wariatkowo.html
http://swiattodzungla.blogspot.de/2012/09/koszary-i-poligon.html
oraz wiele innych szczegolow w poszczegolnych postach. Ale to Getynga widziana moim okiem. :)))
Sprawiłaś mi ogromną przyjemność tymi wspaniałymi zdjęciami. Poczułam się jak prawdziwa turystka:-)).
UsuńStosowne komentarze zamieściłam pod odnośnymi postami. Dziękuję Ci, Aniu.
Cala przyjemnosc po mojej stronie :)
UsuńCos jeszcze znalazlam:
Usuńhttp://www.berndschwartz.de/seite-82-Goettingen-Bilder.html
Dzięki:-)). Ależ to przepiękne miasto.
Usuńnie zachwyca mnie Kraków bo muszę przeciskać się przez te wąskie uliczki, ciasne chodniki, niszczyć obcasy na bruku i omijać turystów, którzy przeważnie nie widzą, jak chodzą.
OdpowiedzUsuńLubię Kraków za Planty i puby w podziemnych piwnicach na trzecim poziomie, za mozliwość obserwacji ludzkich przemian - prawie bez pudła da się odróżnić w październiku student przyjezdny od tubylca a na wiosnę wszyscy nasi;)
Mogłabym mieszkac wszędzie, nie przywiązuję się, gdybym miała możliwość przeprowadzki miejsce cieplejsze i łatwiejsze do życia, w tej chwili moge się pakować i zawsze tak było.
No proszę, a już byłam pewna, że zechcesz głosić peany na tema Krakowa. Wiem, o czym mówisz- te piwnice i puby... Ale wąskie uliczki uwielbiam. Za to bruku nie znoszę z tych samych powodów. W Rzymie było podobnie...
Usuńnie icierpię Krakowa, choc mieszkam tu ( właściwie pod...) ponad 15 lat.... ja chce do Poznania... tam studiowałam i to mi się najlepiej kojarzy...
Usuńw sumie to chyba najbardziej jednak lubie moje rodzinne miasteczko....
Do Poznania!!! Nie do wiary, że ktoś może tam na serio chcieć:-)))
UsuńWrocławia jest co zazdrościć. Ja wciąż, mimo, że mieszkam tu od urodzenia jestem nim zachwycona. Wiele się zmienia i wciąż na korzyść. Miłego dnia!
OdpowiedzUsuńWe Wrocławiu byłam tylko raz, we wczesnym dzieciństwie. I to właściwie tylko przejazdem.
UsuńTo prawdziwe szczęście móc w pełni cieszyć się miejscem, w którym przyszło nam mieszkać. Nie zawsze wybór należy wyłącznie do nas. Najczęściej to sprawa przypadku. Potem zaszłości nie pozwalają na zmianę...
A ja lubię tę zatęchłą nieco atmosferę Krakowa. To jakbym wyszedł na strych żeby pobyć z rzeczami z dzieciństwa mojego i moich rodziców. Czasem taki podróże w czasie są potrzebne. Dobrze, że nikt Krakowa nie przewietrzył tak zdecydowanie.
OdpowiedzUsuńMasz w pełni słuszność. Nie dajcie się zwariować. Uwielbiam tę Waszą atmosferkę:-))).
UsuńMoje miasto jest małe, ale Rynek ma :) Dla mojego męża miejsce kultowe, powiedziałabym, bo tam się bawił jako dzieciak, Rynek był ich - całej bandy dzieciaków.
OdpowiedzUsuńW Poznaniu chyba jednak jest do pomyślenia, że kawałek stanika wystaje z koszulki ;) No moze jedynie takim typowym Poznaniankom to się w głowie nie mieści. Typowa taka pani ma zawsze kapelusz, elegancki płaszcz lub kostium, makijaż mniej lub bardziej udany ;)
Każde miasto ma swój koloryt.
Tak, jakbym widziała swoją ciocię:-). Zawsze wszystko na ostatni guzik.
UsuńZ mniejszych miast Wielkopolski znam dobrze Śrem. To stamtąd pochodzą moje najwcześniejsze wyobrażenia. Ten park miejski, cmentarz, ogrody...
A ja za to, nie znam Śremu, raz byłam na pogrzebie mężowskiej kuzynki, a reszta to przejazdy tylko.
UsuńCzyli cmentarz znasz. Bardzo do lubiłam.
UsuńTak, mamy często skłonność do tęsknoty za czymś, czego myślimy, że nie mamy, że to coś jest gdzieś tam....Ja będąc nastolatką marzyłam o tym, aby życie swe wieść w mieście, które wydawało mi się miastem, bo moje, niewielkie do miast nie zaliczałam:))) Dopięłam swego - zamieszkałam w mieście dużym, z klimatem i rynkiem - jednym z najpiękniejszych chyba w Polsce:) Mieszkając już w tym wymarzonym, w między czasie poznałam inne - właśnie Kraków. Oj, ile marzyłam, planowałam co by tu zrobić, żeby w Krakowie zamieszkać.....ale Gdańsk też był na mojej liście, hihihihi. Ciągle z wielkim sentymentem wracałam do miasta, które moim rodzinnym jest i było...mieszkać nadal w nim jednak nie chciałam. Życie jednak przewrotne bywa i kilka razy zmieniałam miasta. Mieszkałam w dużych, bardzo dużych, małych, średnich. Od kilku lat mieszkam w kolejnym, ale że ono "moje jest" powiedzieć nie mogę. Wciąż tęsknię za tym pierwszym, wymarzonym, w którym czułam się jak ryba w wodzie i tym moim....rodzinnym.....które ma swój urok, wdzięk i wiele innych atutów, które dopiero jako dorosła/dojrzała osóbka doceniłam.....
OdpowiedzUsuńWygląda na to, że jesteś w swoim życiu osobą wyjątkowo mobilną; tyle razy przyszło Ci zmieniać miejsce zamieszkania. Zazdroszczę, bo sama należę do osób bardzo zachowawczych. Boję się zmian. I to właściwie wszelkich. Zaciekawiłaś mnie tym tajemniczym miastem. Któreż to?
UsuńZawsze mamy sentyment do tego, co kształtowało naszą pierwotną wyobraźnię. Ja mam parę takich miejsc.
Gdybym miała wolny i niczym nie ograniczony wybór, mieszkałabym w kilku miejscach na raz. A już co najmniej w dwóch.
A ja lubię portowe hanzeatyckie miasta. Lubię widzieć w mieście statki, lubię powiew morskiego wiatru i ten specyficzny zapaszek gnijących glonów. Moją pierwszą miłością był Szczecin, drugą jest Bergen. W Toruniu mieszkałam 5 lat blisko Starówki i pracując w samym jej sercu. Co za klimat i czar! Chodząc po jej uliczkach codziennie , codziennie czułam motyle w brzuchu. Do morza całkiem spory kawałek, ale przynajmniej Wisła bliziutko.
OdpowiedzUsuńTo widzę, że w sprawie Torunia rozumiemy się w całej rozciągłości:-))).
UsuńCo do tych hanzeatyckich miast, coś wprawdzie jest na rzeczy, jednak Gdańsk ma za mało wyeksponowaną strefę nadmorską, która na niewielkim tylko odcinku nadaje się do rekreacyjnych spacerów. Już prędzej Gdynia, ale to zrozumiałe w przypadku miasta budowanego według nowoczesnych standardów.
A mnie podoba sie i Kraków i Gdańsk. Ale tylko jako jednodniowej turystce. Będąc w tych miastach dłużej męczę się tłumem, gwarem, zabudową, zapachami. W Krakowie mam swoje ulubione uliczki i knajpki. W Gdańsku nie raz siedziałam pod fontanną Neptuna i podziwiałam Dwór Artusa, piekne nabrzeże oraz sklepy z bursztynami. Mam to wszystko w czułej pamięci, ale...najlepiej mi chyba z dala od cywilizacji.
OdpowiedzUsuńErrato! W ciekawą klamrę ujełaś swój tekst. Najpierw wszystko na "nie" a potem, w podsumowanie zaskakujące, wielkie "TAK"! Wzruszyłam się tym, wiesz?!
Pozdrawiam Cię ciepło!:***
Moja siostra wręcz zarzuciła mi, że nie wiadomo, o co chodzi:-)). Właściwie to robiłam kilka wolt słownych, przechodząc od dezaprobaty, do zachwytu. To było ściśle zamierzone.
UsuńWiem, wiem, mogę sobie Oleńko wyobrazić, jak bardzo ktoś Tobie podobny potrzebuje do życia kontaktu z przyrodą, żyjąc w rytmie zmian natury. Ja w taki sposób do życia potrzebuję miasta, jego zwartej zabudowy, kontaktu z kamiennym podłożem i właśnie tego nielubianego przez niektórych gwaru. "Przyroda", owszem, ale od święta i z dystansu. Zielona trawka z oddali cieszy oko, w bliższym oglądzie okazuje się pełna owadów i nie zachęca do bliższego kontaktu. Tak to przynajmniej z mojej strony wygląda...:-)))
Coś ciągnie ludzi nad to morze. Ja mieszkałem w zupełnie innej części Polski, a od kilku lat też mieszkam w Trójmieście. Podoba mi się zarówno Gdynia jak i Sopot i Gdańsk. Ciekawi mnie tylko jedno trudne pytanie: dlaczego w województwie pomorskim jest najwyższy wskaźnik zachorowań na raka? Zawsze myślałem, że na Śląsku jest najwięcej..
OdpowiedzUsuńCo do miast w Polsce, które najbardziej mi się podobają to na pewno Kraków, Rzeszów, Toruń, całe Trójmiasto. Z pewnością byłoby ich więcej, ale nie we wszystkich byłem.
Pozdrawiam:)
O, mieszkasz w Trójmieście! Musimy kiedyś pogadać o tym przy jakiejś kawie:-)). Na przykład latem, siedząc w którejś z tych plenerowych kawiarenek, od których miast roi się w sezonie.
UsuńTo dziwne, ale ja właściwie tylko sporadycznie bywam nad morzem. Za daleko. Moja codzienność upływa wśród gór i lasów, w które obfituje moja okolica. Może stąd takie uczucie niedosytu. Gdybym mieszkała w którejś z nadmorskich dzielnic, może czułabym się lepiej. Lasy, jak lasy, ale gór wręcz nie lubię. Muszę się wiosną zmobilizować i częściej jeździć nad morze, bo całkowicie się rozsypię. Zwłaszcza psychicznie.
A ja tam uwielbiam Gdańsk... Myślałam nawet aby się tam przeprowadzić :). Kraków podoba mi się, ale nie tak jak inne Polskie miasta...(np. Toruń, czy Gdańsk właśnie). Uważam, że jest przereklamowany ;)...
OdpowiedzUsuńTo właśnie powtarza mi moja siostrzenica, która ostatnio często jeździ do Krakowa:-). Może i jest przereklamowany, ale w pełni na to zasługuje.
UsuńJa jestem stwór wielkomiejski zdecydowanie, choć doceniam urok i spokój mniejszych miast i małych miasteczek.Gdańsk ma swój klimat i niepowtarzalny urok. Kraków - dobry ale jednak na krótkie pobyty. Poznań ma stabilność, którą cenie. Wrocław zachwyca mnie odkąd tam pierwszy raz zajechałam. W Łodzi czasem bywam i zupełnie nie umiem sie odnaleźć. Tporuńska Starówka - cudna. A w Warszawie aż boli zniszczona tkanka miasta w centrum. Szczecin zachwyca mnie przestrzenią i tym europejskim planem...
OdpowiedzUsuńSzczecin znam raczej słabo. W Warszawie byłam w zeszłym roku i muszę przyznać Ci rację. Tym niemniej zachwycił mnie fakt, że tyle się w centrum buduje. I to z głową, według przemyślanego planu. Co u nas nie zawsze ma miejsce.
UsuńŁodzią dwa lata temu byłam wręcz zachwycona. Pięknie odbudowane miejsca cieszyły moje oko. Zaś na widok tych osławionych "ruder" co i raz wykrzykiwałam: ależ tu CUDOWNIE BRZYDKO!!! Bo brzydota też może mieć różny wymiar.
Szczecina też nie znam za bardzo, ale to, co widziałam jest fajne.Nowa zabudowa z głową - tu chyba jednak Wrocław bije wszystkich na głowę. Warszawa - nieee.
OdpowiedzUsuńAle u nas i tak jest lepiej. Taki Frankfurt nad Odrą, miasto lokowane w tym samym czasie co Poznań (!) i zniszczone podczas wojny zostało zbudowane na nowo wbrew wszelkiej logice.... Tylko gdzieś tam jest na ulicy tablica z brązu pokazująca dawny bieg ulic na tle współczesnego....
Ale w sumie miasto to też, a może i przede wszystkim ludzie... W każdym inni. Może Wrocław podobny trochę do Gdańska (podobny konglomerat)...
Nie wiem natomiast czy potrafiłabm żyć w miasteczku, w którym większość ludzi się zna... Choc może w takim ciut większym, z prężnym "ruchem obywatelskim" to czemu nie...
Errato, odezwij się na @ w sprawie "starego pianina".. nie wiem czy czytałaś... :))
Ach, nie wchodzi mi ten kontakt. Za dużo dziwnych operacji. Najlepiej jest pisać na pocztę, jeśli jest podany adres. Na mojej stronie znajdziesz aż dwa. Proszę, napisz, będzie prościej.
UsuńA propos Szczecina - zobaczcie sobie jaki potworek powstaje wśród starej zabudowy. To coś to filharmonia ma być. Widziałam na żywo tydzień temu. Paskudztwo. Tzn. mnie się nie podoba.
OdpowiedzUsuńŁo matko i córko!!! Dałabym głowę, że to ...góra lodowa!
UsuńAno widzisz, instytucja kurturalna ;) przybiera dziwne oblicza, zaiste ;)
Usuńmam wielki problem z Krakowem, bo bardzo przypomina mi Wiedeń, a tam wybitnie źle się czuję, jakbym się dusiła, bo mara zła siedzi na piersi i uciska. Kraków jest o wiele lżejszy i ładniejszy, ale mara jednak uciska z lekka. nie umiem tego jednak sprecyzować. pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWiem, wiem, o czym mówisz. Ja też miałam takie odczucie, tylko być może ze względu na krótkość pobytu nie doskwierało mi to zbyt mocno:-).
UsuńBa! A ja mam odwrotnie. Jak jestem w jego sercu to narzekam i psioczę, bo to wszak wieś jest a nie miasto z vałym inwentarzem dobrodziejstw... Dopiero z daleka dostrzegam to czego z bliska nie widziałam, co namacalne wady mi przesłoniły. I tęsknię... I wracam....
OdpowiedzUsuńTęskni się tak czy owak. Dlatego ja zawsze żartuję, że należy dbać by to, za czym tęsknimy, było czegoś warte:-))).
Usuń