Wojciech Gerson. Gdańsk w XVII wieku. 1865. Olej na płótnie. 103,5 x 147 cm. Muzeum Narodowe, Poznań.


Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.

sobota, 1 lutego 2014

Pomiędzy wierszami

Dzisiaj fragment większej całości, nad którą z (jeszcze większymi) przerwami pracuję.


Mój Przyjacielu
Obawiam się, że wkrótce zakończyć przyjdzie nam tę znajomość, którą za przyjaźń uważaliśmy. 
A ściśle biorąc, ja uważałam. Powód jest w gruncie rzeczy jeden: związek nasz nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Przynajmniej z mojej strony tak rzecz widzę. Przyjaźń to wielkie słowo, bo wielką symbolizuje sprawę. Tymczasem chciałbyś przykroić mnie na własną miarę. 
Mam być radosna, podczas gdy ze swej istoty taką nie jestem. Mam być szczęśliwa, podczas gdy moja natura sprzeciwia się temu. Mam wreszcie śmiać się, podczas, gdy do śmiechu mi bynajmniej nie jest.
Czy chcesz powiedzieć, że mam zadowolić się tym, co jest mi dostępne? Bo odmowa oznacza wyjście z gry? 
Tymczasem ja odmawiam gry według tychże reguł. To moja gra i tylko ja ustalam jej reguły.
Przyjaciel, to ktoś, kto nie uszczęśliwia nas na siłę. Nie zamyka nam ust, aby nie słyszeć naszego płaczu. Przyjaciel płacze razem z nami, a gdy wyczerpuje limit łez, pozwala nam płakać w samotności. Patrząc na to z bliskiego dystansu. Nie wycofuje się rakiem, by uniknąć roli świadka własnej bezsilności. 
Potrzeba wielkiej odwagi, by przyznać się do bezradności. Nie wszystkiemu można zaradzić, nie wszystko da się zażegnać. 
I tu otwiera się pole dla naszej pokory. Wniosek jest tylko jeden: nikogo na siłę nie uszczęśliwimy. Mamy więc do wyboru, zostać i patrzeć, bądź też odwrócić się, dając upust fałszywie pojętej wrażliwości. 
Ten wybór należy do Ciebie, ja bowiem pozostanę sobą, nie troszcząc się o to, czy spełniam czyjekolwiek kryteria.

Tej treści list otrzymałem od Madzi już tydzień temu. Mogę sobie wyobrazić, jak trudno jej było wyartykułować ten żal do mnie. Ostatnio rzeczywiście za bardzo starałem się wprowadzić ją w dobry nastrój. Fakt, że czyniłem to w dobrej wierze, nie stanowi usprawiedliwienia. Znam ją na tyle długo, by wiedzieć, że nie lubi zamiatać śmieci pod dywan, żeby koniecznie było czysto. Musiało ją zdrowo ponieść, skoro ujęła rzecz w ten kategoryczny sposób.
Zwykle staram się odpisać najszybciej, jak mogę, bo pisać lubię i zawsze mam o czym.
Tu zresztą swój na swego trafił; żadnego z nas zachęcać nie potrzeba do przelewania myśli na ekran monitora. Przy słowie "myśli" nasunęło mi się pewne spostrzeżenie.
Już w samych początkach naszej  znajomości Madzia szczególnie podkreślała znaczenie tego, by były to myśli. W odróżnieniu od informacji.
Tymczasem ostatnimi czasy łapię się na tym, że coraz częściej serwuję jej opowieści o tym, jak pięknie rosną drzewka w moim sadzie. Jakie to porządki udało mi się zaprowadzić w warzywniku, czy nawet o tym, co zamierzam w przyszłym roku zasiać. Madzia, owszem, chłonie z ciekawością owe miłe opowiastki, wyobrażając sobie pewnie ogrody swojego dzieciństwa.
Lecz gdzieś musiało zakiełkować zniecierpliwienie, podsycane poczuciem braku zrozumienia.
Nie wiem nawet, czy do końca bezpodstawne.
Może odczuwa to jak niewidzialny mur, którym obwarowałem się w obliczu bezsilności wobec jej problemów.
Początkowo przerwy z jej strony stawały się coraz dłuższe, potem korespondencja wkroczyła w inny wymiar.
Madzia po prostu pisała, co czuje, bez względu na to, co przeczytała u mnie. Teraz z kolei przyłapałem się na tym, że coraz mi trudniej zdobyć się na szczery list. Tym samym poważnie się zastanawiam, czy nasza znajomość podzieli los tych, które dotychczas były moim udziałem. Czeka nas ciężka próba; zaś o wyniku zdecyduje to, czy jest unikatowa. Czy warta jest kontynuacji bez względu na niepowodzenia.
Szczególnie te, które wynikają z uświadomienia sobie wzajemnej inności. Prowadząc do konfrontacji postaw i oczekiwań. 
Jakże łatwo zniechęcić się do kogoś tak różnego, niż ten, którego we własnej stworzyliśmy projekcji.
Tu zdaje się zachodzić ten przypadek. Bo na początku urzekło nas wzajemne podobieństwo, które po czasie okazało się tylko pozorne. Teraz przychodzi zmierzyć nam się z egoizmem, który podpowiada pierwsze lepsze rozwiązanie. Ot, choćby zgodę, by z rąk wypuścić coś, co okazało się trudniejsze niż zakładaliśmy. Jak sądzę, rozważania dotyczą w tym samym stopniu mnie, jak też i mojej Przyjaciółki.
I to jest coś, co zbliża nas najbardziej.
Na przekór temu, co mawia się o przyjaźni damsko-męskiej, głęboko wierzę w tę możliwość.
Ale na innych zasadach, w innym już wymiarze.
Nie ma powrotu do tego, co minęło; przypominałoby to jakieś blade popłuczyny.
W czasach, gdzie lekką ręką pozwala się na zanik wszelkich głębszych więzi, potem zaś paradoksalnie cierpi się z ich braku, warto podjąć trud wyjścia z impasu.
Refleksyjna, introwertyczna natura mojej Przyjaciółki pociąga mnie coraz bardziej. Za nic nie chciałbym utracić niepowtarzalnej okazji przebywania w tych niebezpiecznie szarpiących sferach. Choć nie ukrywam, że jest mi ciężko porozumiewać się takim kodem. Po prostu do tego nie przywykłem.
Wyczuwam jednak wielki kredyt zaufania z jej strony. Tak, jakby już wystarczała sama tylko intencja okazania się godnym.
I tak się stanie, bo pragnę temu sprostać bez względu na wyniki.

Kiedyś napisała:
Janku, nie upieram się być szczęśliwą za wszelką cenę; nie każdy rodzaj szczęścia godny jest mojej akceptacji. Jestem ogromnie wymagająca i wolę być nieszczęśliwa, jeśli nie jest możliwe szczęście na moich warunkach. Obserwując tych, którzy cieszą się każdym drobiazgiem, wcale im nie zazdroszczę. Co więcej, trudno mi powstrzymać się od pewnej dozy lekceważenia, a nawet politowania, że tak mało im potrzeba. Czy to właściwa postawa? Nie mam pojęcia; wszystko zależy od  punktu widzenia. I generalnie biorąc, mam dyspozycję do bycia nieszczęśliwą, nigdy bowiem nie otrzymam tego, czego pragnę. Żadnymi zaś resztkami nie zamierzam się zadowolić. 
Wszystko albo nic, to moja maksyma. Nawet, jeśli pamięć o tym nie zawsze mi towarzyszy...

26 komentarzy:

  1. Piękne... Czuję się tak, jakbyś napisała o czymś, co gdzieś mnie dręczy, kołacze w myślach, choć wiem, że nie umiałabym tak ująć tego w słowa jak Ty... czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie "dręczyło" przez całą noc. A poważnie, to dręczyć dopiero zacznie, jak na dobre się rozkręcę. Choć prawdę mówiąc, zwykle wszystko wypala się w myślach, na piśmie jest już tylko drętwo-wyważone:-))). Przynajmniej zdaniem mojej siostry:-).

      Usuń
  2. Są ludzie, którzy potrafią się "pięknie różnić'. Ale to wielka sztuka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze prawisz, wielka. Ale do tego potrzeba dużo dobrej woli. Wracaj, a chyżo:-)!

      Usuń
  3. Mam nature podobna do Twojej przyjaciolki, nie umiem cieszyc sie byle g***m, bywam nieszczesliwa na swoj wlasny sposob, czesto nie akceptuje wmawiania sobie optymizmu na sile. Dlatego wlasnie nie mam przyjaciol, a grono moich znajomych, dobrych znajomych, jest niewielkie. Brak mi zaufania do ludzi, by nie byc postrzegana jako dziwaczka. W przeciwienstwie jednak do niej, staram sie upodadniac do innych, by choc w niewielkim stopniu sprostac ich oczekiwaniom.
    Brak mi asertywnosci w takim stopniu, jaki reprezentuje Twoja przyjaciolka i brak mi jej odwagi, by ubrac w bezposrednie slowa wlasne odczucia. Na slowa pociechy reaguje wymuszonym usmiechem i potwierdzam, ze bedzie dobrze, choc malo w to wierze.
    Pielegnuj te przyjazn, Errato, warto!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, spoko, to tylko fikcja. Ty i brak odwagi? Mów to komu, bo idę do domu:-)).

      Usuń
    2. Fikcja? Moze, ale tak bardzo do mnie pasuje...
      Mam odwage, kiedy widze, ze innym dzieje sie krzywda. Odwage, zeby o tym pisac, nie do dzialania. We wlasnym przypadku odwagi mi nie wystarcza.

      Usuń
    3. Zawsze pisze się o czymś, co gdzieś zaistniało, albo potencjalnie może zaistnieć.
      Coś w tym jest, że łatwiej nam przychodzi bronić innych, niż siebie. Nic na tym nie tracimy, a jeszcze nawet zyskujemy - za nami też ktoś się ujmie.
      Pisząc dodajemy sobie odwagi:-).

      Usuń
  4. Czekam na dalej.... :)
    należę do tych naiwnie wierzących w przyjaźń damsko-męską, sama jedną taką relację przeżywam od kilku lat, prowokuje ona do wielu pytań, wymaga wielu kompromisów, daje mi nieraz do myślenia; tym chętniej ten temat mnie ciągnie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zwykle temat sporny. Właściwie taka przyjaźń może istnieć pod warunkiem, że wykluczy się pierwiastek erotyczny. Co zawsze daje broń do ręki tym, którzy najgłośniej trąbią o jej niemożliwości. Tymczasem ja nie widzę w tym żadnej "rewelacji". To oczywiste.

      Usuń
  5. każdy zobaczy w tym tekście to co go najbardziej trapi.... dla mnie: żądanie akceptacji dla swoich przekonań i postaw i brak takowej dla innych.... i co widzę? Madzia chce by Janek "grał" według jej regół, tych, które ona ustala... to on ma się zmienić , bo jak nie to.... gra skończona....Być może Janek rzeczywiscie chciał cos jej narzucić... byc może pokazać jej swoje proste, codzienne radości...... ale.... czy ona nie czyni tego samego??? i to dość kategorycznie!
    Dlaczego jedna postawa ma być lepsza od innej... dlaczego "poczucie nieszczęśliwości" ma być odbierane za bardziej szlachetne niż "bycie szczęśliwym"??? czy w słowach " nie umiem cieszyć się byle g***m" nie kryje się pogarda dla tych, którzy tę umiejetność posiadają? czy nie jest to " pewna doza leceważenia i politowania, że tak mało im potrzeba"??? i czy to właśnie nie jest wywyższanie się i brak pokory?
    Trudno... bardzo trudno o akceptacje innych niz nasze przekonań....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwróciłaś uwagę na dość ważny aspekt. Wprawdzie tymczasem nie rozwijam tego wątku, ale gdzieś pod powierzchnią czai się myśl, że bohaterka będzie musiała wiele spraw przemyśleć. Być może fakt, że doznała w dzieciństwie pewnych zranień, ukształtował ją na osobę tak silnie broniącą własnego terytorium. Gdy ktoś czuje się zagrożony w najgłębszej istocie własnego JA, podejmuje wiele zbędnych działań. Wypracowując zbytnio rozbudowany aparat obronny.

      Usuń
    2. nic nie dzieje się bez przyczyny....

      Usuń
    3. Właśnie. Dlatego chcę nad tym popracować.

      Usuń
  6. Bardzo ładnie to ujęłaś. Hm....ładnie to za słabe słowo. Ogromnie mądrze i wrażliwie. Prawdziwa szczęśliwa przyjaźń jest nie lada sztuką, szczególnie i bardzo trudno o nią w dzisiejszych czasach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyjaźń to dla mnie bardzo ważny stan. Nie do końca zrozumiały nawet. Będę nawet musiała do pewnego stopnia ewoluować wraz z bohaterką:-). Z tym, że jest to tylko osnowa, spinająca całość. Rzecz będzie o czym innym jeszcze.

      Usuń
  7. Jakże często tak bywa, ze przyjaźń na początku rozwija się pieknie. Z polotem i wiarą w przyszłosc. Potem skrzydłą opadają, gdy w tej drugiej osobie zaczynamy dostrzegać dziwne wyrwy w charakterze. Jakieś tematy tabu. Jakieś zamknięte, mimo wielokrotnego pukania bramy. Dotyczy to zwłaszcza przyjaźni zawieranych w dojrzałym wieku. Bo tyle już przeróznych zdarzeń, spotkań, przezyć i uczuć za nami! To wszystko nas kształtowało, nawartwiając się latami. Budujac nas takich skomplikowanych i trudnych do ogarniecia nowym przyjaciołom. I nie chce sie już tym nowym opowiadać o wszystkim.Za dużo tego w nas. I Ból czasem za silny by wyrąbać w nim przerębel jak w lodzie jeziora. Wygodniej chodzic po wierzchu. Ślizgać sie na powierzchni słów i związków. Boimy sie znów zamoczyć stopę. A co dopiero tonąc i nie wierzyc, że jeszcze tym razem uda się wydostać z topieli...
    Errato! Pięknym, smakowitym stylem napisałaś to opowiadanie. I daje ono do myslenia, bo w kazdym z nas porusza jakąś czułą nutę tęsknoty za zrozumieniem, empatią, wspólnym mianownikiem, który zawsze pozwoli znaleźć spokój.
    Serdecznie Cię pozdrawiam z ciekawością czekając na ciąg dalszy opowieści o Janku i Madzi!:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słusznie zauważasz, Oleńko, że wolimy ślizgać się po powierzchni. Tak jest bezpieczniej. Tymczasem warto podjąć ryzyko zranienia albo nawet dezintegracji. Coś, co w zamian możemy zyskać jest wartością niezwykle cenną. W dojrzałym wieku jest to o wiele trudniejsze, wiąże się bowiem z podróżą w odcięte obszary świadomości. Białe plamy, które teraz trzeba boleśnie odkrywać. O tym, między innymi, też chcę napisać.
      Teraz dotarło do mnie, że jakoś tak mimowolnie obdarzyłam swoich bohaterów imionami swoich protoplastów; prababci Magdaleny i pradziadka Jana:-).

      Usuń
  8. Skojarzyło mi się jedno z pierwszych zdań, jakie usłyszałam od mojego obecnego Męża... "Zobaczymy, czy potrafimy razem milczeć na ten sam temat"...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezwykle ważne jest, aby dwoje ludzi potrafiło razem pomilczeć. Wbrew pozorom, to dosyć trudna sztuka.

      Usuń
  9. Od zawsze wiadomo, że ludzie są różni i trzeba to zaakceptować, a nie próbować ich dopasować do siebie. Tekst te prawdy przypomina tym, którzy są ich świadomi albo po prostu nieświadomym uświadamia...A w przyjaźni ważna jest szczerość...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wzajemna akceptacja polega na uszanowaniu odrębności. Z całym dobrodziejstwem inwentarza:-).

      Usuń
  10. Tak mi przypomniałaś, że kilka dni temu bardzo się z przyjaciółką poróżniłam. W dyskusji miałyśmy totalnie odmienne zdania. I za to jest moją przyjaciółką. Za to, że się nie zgadza otwarcie, kiedy się nie zgadza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odmienne zdanie, to taki ogólnik. Może przekładać się na wiele rzeczy. Ważne, by dyskutować na tej samej płaszczyźnie.

      Usuń
  11. umiesz tak pieknie, lekko, po mistrzowsku poruszajac głębię, mówić o ważnych rzeczach:) bez napuszenia:) to wielki dar!

    OdpowiedzUsuń
  12. Staram się, jak mogę, a podobno ćwiczenie czyni mistrza. Szkoda, że to dopiero "na stare lata":-)). No, ale przecież ćwiczenia zajmują trochę czasu.

    OdpowiedzUsuń