Wojciech Gerson. Gdańsk w XVII wieku. 1865. Olej na płótnie. 103,5 x 147 cm. Muzeum Narodowe, Poznań.


Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.

wtorek, 8 października 2013

Niemiłe obyczaje

 Jakże się smutno robi człeku, gdy staje się świadkiem obcesowych zachowań bliźnich. Nawet, gdy rzecz dzieje się na czyimś blogu - prywatnym przecież terenie - odczuwam pewien niesmak. Bo z drugiej strony, wszystko co piszemy, do sfery publicznej przynależy. Poooszło! I będzie odtąd żyło własnym życiem, stanowiąc kanwę, na której sądzić nas będą czytelnicy. Nawet, gdyby przeczytać im to przyszło po ładnych paru latach.
 Jak to w naszej blogosferze bywa, po nitce do kłębka trafiłam na pewien wpis. Rzecz była o poszanowaniu życia. Szlachetna to idea. Pod warunkiem, że nie prowadzi do absurdu. Zwłaszcza z naszego ludzkiego punktu widzenia.
 Autorka stawia pytanie mniej więcej w takim duchu. Jakimże  prawem kościół (katolicki, jak nietrudno się domyślić) żąda bezwzględnej ochrony ludzkiego życia, zezwalając jednocześnie na nieograniczone niszczenie innych form.
Już, już, miałam swoje trzy (a nawet cztery grosze wtrącić), gdy wzrok mój padł na komentarze. Mam czasem wrażenie, że nie powinnam zostawiać śladu swej bytności tam, gdzie można się ubrudzić.
Bo odzew na sam wpis przedstawiał sobą poziom żenujący, zaś odpowiedzi porażały agresywnym tonem. Tak, tak, rozumiem, jak autorkę rozjuszyły wszystkie te "wytwory" świadczące o czytaniu bez zrozumienia. Jednak szerszemu gremium czytelników należy się dbałość o kulturę wypowiedzi. Bo przecież, jak przyznaje, nie ma w zwyczaju skrzywdzić muchy, komara, tudzież karalucha.
 Wracając do meritum; nie da się (moim skromnym zdaniem), traktować równorzędnie wszystkich żywych form. Musimy jeść, a także bronić się przed inwazją niektórych organizmów. I sam tylko unik sprawy nie wyczerpie. To byłoby chowaniem głowy w piasek. Ja w żadnym razie czynić tego nie zamierzam.
 Dlatego też, z pokorą, czy też bez, wyznaję, że na rękach mam zwierzęcą krew. Bo nawet jeśli nie bezpośrednio, przyczyniam się jednak do zabijania wielu gatunków. Mięso jadam w (śladowych) ilościach, na które pozwalają skromne me dochody. Osy zabijam laczkiem na szybie, na muchy stosuję lep, do karaluchów bezapelacyjnie wzywam dezynsekcję. Aha, gdy jestem chora, zażywam antybiotyk, a przecież bakterie również są formami życia. W tym miejscu nieco przyhamuję tych, co to powołując się na naukę, bezkrytycznie przeceniają jej dyktat. Bo otóż zdaniem naukowców rośliny również czują ból, jak na ten przykład bezlitośnie skrobana marchewka. Co w takim razie będziemy w końcu mieli prawo jeść? Plastik, piasek, czy też ziemię? Jednak nie spieszmy się za bardzo, "nauka" nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa:-). Kto wie, może te nieorganiczne (w dzisiejszym rozumieniu) twory, okażą się kiedyś istotami rozumnymi.
 Lecz póki co, wskazówek każdy szukać musi w religii, której ufa.  Bądź też kierować się światopoglądem, jaki mu odpowiada.
 W nawiązaniu do tezy autorki postu, pytającej o wspomniane "prawo" kościoła, powiem, co następuje.
Taka jest jego doktryna - głosząca supremację życia ludzkiego nad innymi formami.
Jeśli ktoś ma ochotę polemizować, może to czynić wyłącznie na płaszczyźnie wiedzy, w oparciu o którą owa doktryna została sformułowana. W przeciwnym razie będzie to czysta demagogia.

P.S. W moim pokoju właśnie się obudziła jakaś nie do końca śnięta mucha. I jak myślicie, co ja teraz zrobię? Otóż bez skrupułów wyeksmituję ją za okno, nie martwiąc się, że zmarznie tam bidulka. Bo jeśli nie uśmiercę jej własnoręcznie, to tylko ze względów estetycznych. Takie paskudne ze mnie licho...

26 komentarzy:

  1. czasem blogerzy stosują taki chwyt marketingowy - im bardziej kontrowersyjny wpis, tym więcej wejść i komentarzy. Tak bardzo zależy im na statystykach, że nie są w stanie skasować nawet najbardziej obrażających komentarzy. To tak jak z domem - do jednego wchodzisz z przyjemnością a inny omijasz, bo to po prostu melina, smród i z daleka słychać wrzaski.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z mojej praktyki (póki co, czytelniczej) wynika, że tak właśnie jest. Gdy próbuję wczuć się w sytuację, po namyśle stwierdzam, że chyba nie chciałabym w ten sposób osiągniętej popularności. Co do usuwania obraźliwych komentarzy, to jednak nie jestem za tym. Ważne, by moje stanowisko wobec kogoś, kto w sposób bezzasadny atakuje innych, było czytelne.

      Usuń
    2. Kompletne bzdury i śmieci usuwam, bo to jednak żenada, jeśli mi się coś takiego panoszy na moim blogu. Dla mnie nieprzyjemne, a inni mogą zareagować jak Ty.
      Przeważnie jednak czytam posta i komentuję, nie zagłębiając się za bardzo w inne komentarze, czasem tylko coś mnie zastanowi.
      Ale głównie te pozytywne, na nich warto się skupić a czasem i pójść do domu, do którego prowadzą. :)

      Usuń
    3. Sorry za ten minus, nie wiem, co się stało z moją ikonką i dlaczego mi coś takiego wyskakuje :)

      Usuń
  2. W szambie nie ma się co nurzać, bo nie dość, że nieprzyjemnie pachnie, to wciąga głębiej, niestety.
    Bo przecież o wszystkim można dyskutować bez wyzwisk i wzajemnego obrażania.

    P.S. Muchy po dworze jeszcze latają, więc ta Twoja da sobie radę ;) No chyba, że ją jakiś ptaszek skonsumuje na drugie śniadanie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niechby ją skonsumował! Przynajmniej byłby z niej jakiś pożytek:-). Ja jestem zwolenniczką nieomijania tematów niewygodnych; to wielka sztuka, by rozmawiać nie obmawiając. Nie mówię tu o tzw. "koleżeńskich ploteczkach", te zawsze są miłe i nikogo nie obrażają.

      Usuń
  3. a ja zlikwidowałam dziś jakieś dzikie stado biedronek na mojej szybie...i muszki owocówki likwiduję namiętnie, o zwykłych muchach nie wspominając! Jestem mięsożerna w dodatku....ło matko!
    a tak serio to podpisuję się pod postami dziewczyn powyżej... myślę dokładnie to samo więc nie ma sensu się powtarzać. I chociaż wydawało mi się to niemożliwe, naprawdę są ludzie którzy mają pęd do zwiększania statystyk i jest to główną motywacją w pisaniu postów. Zadziwiające!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o ten blog, który tak mnie zbulwersował, to raczej nie był pisany w takim celu. Autorka po prostu takie ma poglądy. Jej sprawa, lecz cała reszta to już raczej wynik braku kontroli na sytuacją. Przez chwilę rozważałam nawet podanie linka do tego bloga. Nie byłam pewna, czy powinnam... O tym w dzisiejszej notatce.

      Usuń
    2. nie wiem o co chodzi więc nie wypowiadam się w żadnej konkretnej sprawie. Ale może nie czytam ze zrozumieniem, ale odczytałam jakoby ktoś SPECJALNIE właśnie posty kontrowersyjne pisał aby rozpętać aferki. To potępiam w całej rozciągłości. A ponieważ życie blogowe generalnie staram się widzieć z tej lepszej strony, to chyba nawet nie chcę wiedzieć o co kaman... nie lubię afer i aferek.

      Usuń
    3. Ja nie zamierzałam omawiać żadnej konkretnej sprawy. Teraz już jestem pewna, że podjęłam właściwą decyzję. Gdybym się zdecydowała, zrobiłabym to na tym konkretnym blogu, a może i zupełnie prywatnie. Tak więc dobrze jest, jak jest. Uważam, że o wszystkim można pisać teoretycznie, choć przecież inspirujemy się tym, co zaobserwowaliśmy. Sugestia sensacyjnego traktowania bloga nie wyszła ode mnie. Ale to nie jest ważne, od kogo; takie rzeczy też mają miejsce. Wiem, wiem, że tak do tego podchodzisz. Masz nie tylko powody, ale wręcz możliwości:-). Każdy jest inny i chcąc być autentyczny, musi postępować według swojej specyfiki. Kroczyć własną drogą. To długi i trudny proces, uświadomić sobie jej kierunek...

      Usuń
    4. a ja mam generalnie problem ze skrajnościami. Jestem "jednorazowa, aż do szpiku kości" .... jeśli idę drogą to JEST ona autentyczna...i "nie ma to tamto" :) Może tak prościej a może bardziej prostacko.. ale tak jest ze mną .. po prostu :)

      Usuń
    5. I taką Cię wszyscy lubimy:-).

      Usuń
  4. Staram się eksmitować wszystko żywcem z pająkami na czele z domu, nie jestem zwolenniczką zabijania.
    To prawda są blogi kontrowersyjne gdzie im temat wzbudza więcej emocji tym lepiej, nie wiem jak to się ma do statystyk, czy czytelnicy wolą bardziej formę pisaną czy jednak wolą fotki, z kwiatkami i komentarze w stylu jakie to śliczne.
    Większość historii mojego bloga była o ptakach, temat zachowawczy jednak, po jakimś czasie, coraz bardziej zaczęło mnie to męczyć , bo ileż można, teraz piszę to co mi w duszy gra, bywają tematy łatwe, trudne, jak ostatnio, jednak, skupiam na blogu ciekawych ludzi z różnymi poglądami, gdzie piszą swoje opinie na dany temat i choć nie zawsze musimy się zgadzać to się szanujemy, co więcej z kilkoma z nich świetnie nam się rozmawia przez telefon i odmienne poglądy, wiary czy spojrzenia na świat nam nie przeszkadzają.
    To wszystko zależy od kultury człowieka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym zabijaniem to nie jest prosta sprawa. Pewnie, że nie wolno robić tego lekkomyślnie, nie mówiąc już (o zgrozo!), że z upodobaniem. Czasem nie ma innego wyjścia, bo na głowę ci wejdą. Ot, na ten przykład, poczciwe weszki przywiezione przez dzieciaki z wakacji, Dlatego nie warto głosić napuszonych, niemożliwych do zrealizowania teorii. Takich, jak autorka omawianego posta.
      Kontrowersyjność czyichś wypowiedzi może być również niezamierzona, chociaż przewidywana, ze względu na niszowość poglądów.
      Ja osobiście nie przepadam za takimi, które za dużo mają fotek, szczególnie tych z podróży. Ale to już indywidualna sprawa, bo potrafię się zachwycić pięknymi ujęciami obiektów przyrody - zarówno żywej, jak i tej nieożywionej. Najbardziej lubię przebywać na blogach opisujących własne przeżycia, lub prezentujących poglądy. I tych, które przyciągają ciekawych komentatorów:-).

      Usuń
  5. Ech, ja bym pewnie nie wytrzymała i nie przeczytałam rzeczonej notki do końca. Jakoś tak głupota porównania zabijania dzieci (które sami z bożą pomocą powołaliśmy na świat), żeby żyć dalej tak, jak się żyło - wygodnie, do zabicia zwierząt hodowlanych, żeby mieć co garnka włożyć po prostu mnie poraża.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tylko nie wiem, którą notatkę masz na myśli, bo nie podałam odnośnika. Ale i tak temat jest aktualny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Błąd mi się wkradł: nie przeczytała* (za bardzo się rozpędziłam ;) ). Resztę wywnioskowałam z Twojego wpisu.

      Usuń
  7. Tylko spokój może nas uratować- i zdrowe, rozsądne podejście do każdej ze spraw... popadanie w skrajności zawsze grozi wykoślawieniem, absurdem i ... po prostu złem... moje hasło przewodnie" żyj i daj żyć innym" pojmuję bardzo szeroko: każdy może mieć inne poglady , wyciagać inne wnioski, żyć na swój sposób- tylko niech nie zmusza innych ( siłą, perswazją, obrażliwymi słowami) do przyjęcia jego pogladów... niestety anonimowość ( nawet częściowa) sprzyja skrajnościom... poza tym jesteśmy niedoskonali i tacy pozostaniemy... świata doskonałego raczej nie stworzymy- ale starać sie trzeba :-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wygląda na to, że ci, którzy tak bardzo chcą dać żyć jednym, w ten sposób nie dają żyć drugim. Nie ma lekko, chleb po sześć:-)))))))))). Jak mawiała moja nieżyjąca przyjaciółka.

      Usuń
  8. Wow. Pięknie. Supremacja życia ludzkiego nad innymi formami. Uhu. Tak bym to nazwała, bez przepraszających ukłonów w stronę obrońców pingwinów. Jako dziecko ocalone z aborcji biję Ci gromkie brawa. O ile dobrze zrozumiałam ten post, bo to nie zawsze wiadomo. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Odpowiedzi
    1. To samo powiedziała mi dzisiaj moja siostra. Wygląda na to, że wyrażam się zbyt ogólnikowo. Wśród moich bliskich popularne jest zresztą powiedzonko, że "lubię mówić długo i zawile". Pewnie coś jest na rzeczy:-).
      Wracając do Twojego pytania, chodziło mi o post na blogu pewnej osoby. Z komentarzami włącznie. Sens tej wypowiedzi tudzież moje własne stanowisko przedstawiłam pokrótce u siebie.

      Usuń
  10. Sam niedawno wziąłem udział w niepotrzebnej wymianie komentarzy na jednym z blogów:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze paluchy świerzbią mnie, aby skomentować. Potem zdarza mi się pożałować. Czasem nawet gorzko.

      Usuń