Parę dni temu było mi smętnie, potem zaś (za sprawą innego bloga) zrobiło się cokolwiek nerwowo. To dało mi do myślenia na temat ludzkiej wrażliwości. Bo co tu gadać, nie ma ludzi niewrażliwych. Tylko że każdy ma swój indywidualny filtr przepustowy. Co mnie porusza, tak do żywego. Pierwsze skojarzenie - jestem czujna wobec nietolerancji i wykluczenia. Lecz zaraz korekta. Czy wobec każdego jej przejawu? I tu w pierś własną uderzyć się muszę - nie wobec każdego. Po prostu są rzeczy działające na mnie jak na byka czerwień. Inne zaś nie ruszają mnie wcale. I myślę, że większość z nas tam ma. Chyba, że kandydujemy na ołtarze. Jak zachować się, gdy ktoś ujmuje rzeczy w sposób naruszający nasze poczucie autonomii. Szeroko pojęte i nie do końca zdefiniowane. W obawie, by postawienie granicy nie naruszyło naszej harmonii. Ja w takich chwilach mam pokusę, by dać ponieść się emocjom. Wsiąść na swego konika; a wtedy...
No tak, wtedy liczę do dziesięciu. Choć czasem za mało byłoby i setki. Przyznaję, krewka ze mnie niewiasta...
Na szczęście skończyło się polubownie:-). I w tym miejscu ukłon w stronę pojednawczo usposobionych blogerek.
Za to dzisiaj w Biedronce ...sama słodycz.
-Czy jest pani wolna - zagadnął kasjerkę mężczyzna z kolejki.
- Niestety, od czterdziestu lat zajęta.
- W takim razie ma pan pecha - wtrąciłam się do rozmowy.
Potem zaś stwierdziłam:
- Skoro tutaj kobiety mają takie wzięcie, może sama powinnam się tu zatrudnić.
- Cóż - owa pani na to - wzięcie może i jest, lecz jaka ciężka praca...
- O, moje ulubione czekoladki - wykrzyknęłam w następnej chwili. Zawsze tak reaguję na widok białej belgijskiej czekolady z nugatowym nadzieniem.
- Sześć kilo przybyło mi przez zimę z (niecnego!) ich powodu. Z czego zaledwie kilogram zdołałam do tej pory stracić. A tu już kolejna zima się szykuje...
No i zrobiło się wesoło.
Człowiek to przewrotna bestia jednak jest. Bo wprawdzie idę "w zaparte", ignorując tamte batoniki... Lecz oto już znalazłam inne, pocieszając się, że jeśli nawet nie tak smaczne, z większą łatwością przyjdzie mi się opanować:-). Ciekawe, jakie są Wasze ulubione słodycze.
Wojciech Gerson. Gdańsk w XVII wieku. 1865. Olej na płótnie. 103,5 x 147 cm. Muzeum Narodowe, Poznań.
Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.
Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.
wszystko, co słodkie:))) i jeszcze kopytka, placki ziemniaczane, naleśniki, pierogi - a tyłek rośnie!
OdpowiedzUsuńZnam ten ból. Gdyby szło w tyłek to jeszcze byłoby pół biedy, u mnie idzie najbardziej w tzw. boczki. A już najbardziej znieść nie mogę, że powiększa mi (i tak już z natury niewyobrażalnie wielki) biust:-).
Usuńjestem uzależniona od Amigosów z Biedronki :) Chyba coś do skłądu czekolady dodają czy coś... nie mogę się opanować.... a tyłek rośnie :)
OdpowiedzUsuńOch, Amigos z Biedronki, ten o smaku adwokata! Kiedyś były 3paki w promocji. Wykupiłyśmy z córką sukcesywnie cały zapas. Potem znów te białe belgijskie, teraz trufle. Może łatwiej przyjdzie ograniczyć. Czasami myślę sobie, ze lepiej mieć inny nałóg. Przynajmniej nie przekłada się tak w linii prostej na wygląd. Ale pewnie z tej desperacji głupoty gadam:-).
Usuńo tak... trzypaki w promocji też były moje! i dokładnie ten sam smak jest moim ulubionym ... tego o smaku toffi właściwie nie kupuję :)
UsuńNajpierw wolałam toffi, potem jakoś mi się zmieniło. Oj, ale apetytu mi narobiłaś. Byłam tam dziś i nie kupiłam. Za to jutro... Wszystkie Amigosy moje:-))))))!
UsuńKażdą słodycz zjem, ale ostatnio rzadko kupuję. Bo, z powodów, jak wyżej. Poza tym, jak czytam skład, to mi się odechciewa.
OdpowiedzUsuńTen skład to masakra. Dobry pomysł, może tym torem powinien pójść "odwyk". Muszę wyobrazić sobie, te wszystkie wolne rodniki i takie tam...
UsuńA przedtem poczytaj sobie o różnych dodatkach do żywności ;) Wyborna lektura,a mąż mi kiedyś powiedział, że psuję mu radość z zakupów :))))
UsuńAle sam też już zwraca uwagę na skład. Moje brzęczenie w sklepie dało rezultaty ;) Okropna jestem.
Rzeczywiście, można sobie popsuć przyjemność z wszelkiego jadła. Zwłaszcza z tego smacznego. Jak lody na przykład.
Usuńjak to miło pogadać sobie tak po prostu, na luzie ... o głupotkach, ale jakże ...słodkich!
OdpowiedzUsuńserdeczne
Gadanie o głupotach, czyli, jak mawia moje Dziecię, generowanie plików tekstowych, to nasze ulubione zajęcie do śniadania. Do innych posiłków zresztą też:-).
UsuńNie mogę mieć w domu czekolady z migdałami (kupuję ją tylko na targu, przywiezioną z Niemiec, ewentualnie w Lidlu) - jak jest to przestają ją podgryzać kiedy widzę puste opakowanie. Nałóg.
OdpowiedzUsuńJa stosuję różne sztuczki. Chowam w miejscu niewidocznym, oddaję "w leasing" dziecku, obiecuję solennie, że to już ostatni kawałek itd. W Lidlu mam ulubioną białą z chrupkami orzechowymi. Ale i tak najlepsze są po prostu orzechy w czekoladzie; to jakiś konkret, a nie tam trzy orzechy na krzyż w całej tabliczce.
Usuńgeneralnie wmówiłam sobie, że słodyczy nie jadam, bo są bleeeeeeeeeee i od nich tyłek rośnie w zastraszającym tempie, nie wspominając o fałdach brzusznych :D wolę się zapychać słonymi paluszkami lub popcornem. ale jak juz mnie czasami najdzie na słodkie to ptysie i eklery bym jadła na okrągło :)
OdpowiedzUsuńO, eklery! Chyba przeprowadzę sobie taką autoterapię. Może zadziała:-).
OdpowiedzUsuńBiała Toblerone, pomarańczowy Jacek, i creme brulee. Poza tym wszystko, co ma w sobie cukier... Cale studia na snickersie z Kubusiem na lunch. Też lubię rozmawiać w kolejce do kasy.
OdpowiedzUsuńCzemuż te słodycze wymyślono? Żeby nas, kobiety torturować, czy może tylko ogniowej poddawać próbie...
OdpowiedzUsuń